Z życia wzięte - prawdziwe historie i opowiadania o miłości

Z życia wzięte fot. Fotolia
Nie dziwiło mnie, że uciekła w świat pięknych, starych romansów, ale przysięgłam sobie, że zrobię wszystko, aby jej ślub był taki, jak w historii o wielkiej szczęśliwej miłości
/ 03.07.2013 06:59
Z życia wzięte fot. Fotolia
Pierwszy raz widziałam ją z bliska. Stała wyprostowana, w rękach nerwowo międliła bawełnianą chusteczkę, ale jej oczy, wlepione we mnie, były idealnie spokojne. Nie mogłam wytrzymać tego spojrzenia, błądziłam wzrokiem po zgrabnej figurze i zabawnej spince we włosach. Starałam się nie patrzeć na śliczną buzię, żeby nie widzieć szpecących ją blizn. Zaczynały się na prawym policzku, biegły w kierunku smukłej szyi i ginęły pod wysoko postawionym kołnierzykiem bluzki.

Podejmie się pani? – zapytała nagle, przerywając niezręczną ciszę. – Uszyje mi pani tę suknię? Jak pani wie, musi być... dość specyficzna, żeby przykrywać to i owo... – zawiesiła głos, a ja machinalnie kiwnęłam głową. Z ulgą odwróciłam się po najnowsze katalogi ślubne, usłyszałam stukot odstawianych kul i skrzypnięcie krzesełka. Zgarnęłam kolorowe pisma i ułożyłam je przed nią, ale ona spokojnie odsunęła je na bok.
– Nie chodzi mi o zwyczajną suknię – powiedziała cichutko. – Niech pani na mnie spojrzy –zawołała błagalnie.

Posłusznie podniosłam oczy.
– Ta suknia musi być najpiękniejsza. Ja sobie wszystko dokładnie przemyślałam. Bo wie pani, po wypadku, przestałam wierzyć, że coś dobrego może mnie jeszcze spotkać. Stworzyłam sobie alternatywny świat, pełen miłości i szlachetnych ludzi. Zaczęłam się zaczytywać w starych romansach, bo w nich chodziło głównie o miłość i dobro. Trafiłam na „Trędowatą” Mniszkówny. Trochę bolało, bo to jest o dziewczynie takiej jak ja, nie z własnej winy odrzuconej przez wszystkich, ale kochanej i kochającej. Płakałam, kiedy umierała zaszczuta przez otoczenie. Czułam, że przez wypadek i te blizny czeka mnie taki sam los. I właśnie wtedy... spotkałam Janka.

Nie musiała opowiadać, co było dalej, bo wiedziałam jak wszyscy w miasteczku. Znałam historię wypadku, w którym straciła oboje rodziców. Pamiętałam, że samochód jej ojca wpadł na drzewo, że się zapalił. Tylko ona zdołała się
z niego wydostać, ale jej rodzice, uwięzieni na przednich siedzeniach, spłonęli żywcem. Mogła mieć wtedy dziesięć, jedenaście lat. Krzyczała przeraźliwie i ze wszystkich sił próbowała ich ratować. To wtedy tak strasznie się poparzyła...Spaliłaby się jak oni, gdyby nie ludzie. Nikomu z tych, co nadbiegli, nie starczyło odwagi, żeby ratować rodziców, ale przynajmniej ją odciągnęli.

Po kilkunastu miesiącach wróciła ze szpitala i pod opieką ciotki zamieszkała w rodzinnym domu. Odsunęła się jednak od wszystkich i zamknęła się w sobie. Wróciła do szkoły, ale i tam nie szukała przyjaciół. Do blizn ludzie się przyzwyczaili, ale do jej obcości i obojętności – nigdy. Z czasem też zaczęli się od niej odsuwać, jakby się trochę bali. Może było w tym poczucie winy? Nikt nie chciał, nie potrafił jej pomóc. Tak jak nikt nie umiał uratować jej rodziców.

W myślach pokiwałam głową, miała prawo czuć się jak trędowata. Nie interesowaliśmy się nią, nie zauważyliśmy, kiedy dorosła i wyjechała na studia. Za to jak wróciła z przystojnym młodym człowiekiem u boku, który miał zostać jej mężem, miasteczko zahuczało od plotek. Że nic dobrego z tego nie będzie, bo kupiła go sobie za pieniądze po rodzicach, bo kto mógłby ją zechcieć? Nigdy nie ukrywała specjalnie blizn na twarzy i szyi. Chodziła o kulach, ciągnąc za sobą bezwładną poparzoną nogę. My odwracaliśmy od niej wzrok. Jak obcy mógł ją zauważyć?

Nie wierzyłam, że mnie kocha. Bo jak mógłby... – ręce dziewczyny nerwowo uniosły się do kołnierzyka. – Przekonał mnie – uśmiechnęła się nagle. – Dla niego jestem piękna i mądra... Pani się domyśla, co może mówić zakochany facet. A Janek umie ładnie mówić – tym razem roześmiała się na cały głos. – Mam w nosie miasteczko i to, co myślą ludzie. Nie wiem, czy tu zostaniemy. Ale ślub weźmiemy w tym samym kościele, w którym przysięgali sobie moi rodzice. A ja chcę być najpiękniejszą panną młodą. Dla Janka. I... dla ludzi. Może, jak mnie zobaczą, uwierzą, że trędowata również ma szansę być kochana...

Popatrzyłam na nią z uśmiechem.
– Uszyję ci tę suknię. Będziesz najpiękniejsza – powiedziałam.

Kaja, 39 lat

Redakcja poleca

REKLAMA