Ze ściśniętym gardłem wszedłem do pokoju Ani, żeby go posprzątać. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak wtedy, kiedy w nim jeszcze mieszkała. Czyli… wczoraj. Ukochane pluszaki na półce, lalki siedzące rzędem na komódce. Poczułem, jak dłonie zaciskają mi się w pięści. Ten bezwzględny drań, jej biologiczny ojciec, nie pozwolił dziecku zabrać ani jednej zabawki.
A przecież Ania ma dopiero 6 lat. Nie umie zasnąć bez pluszowego psiaka. Czy to możliwe, że facet tego nie rozumiał? A może raczej, widząc jak bardzo jestem z małą związany, postanowił mnie ukarać. Tak, ojciec Anusi mnie nienawidził. Z powodu Ewy, kobiety, która od niego odeszła z rocznym dzieckiem na ręku. Straszny człowiek. Zamienił życie Ewy w piekło. Był wobec niej zaborczy, chorobliwie zazdrosny, agresywny. Podejrzewał, że Ania to nie jego dziecko, robił straszne sceny, a w końcu wyrzucił ją z domu.
Pracowaliśmy wtedy z Ewą w tej samej firmie. Byliśmy po prostu znajomymi. Kiedy więc straciła z dzieckiem dach nad głową, zaproponowałem jej, żeby tymczasowo schroniła się u mnie. W końcu byłem kawalerem żyjącym w odziedziczonym po dziadkach trzypokojowym mieszkaniu. I tak… zaczęła się nasza miłość. Parę miesięcy później Ewa poprosiła męża o rozwód. Przez pewien czas szalał, groził, wykrzykiwał obelgi pod naszymi oknami, w końcu jednak pogodził się z losem. Tak przynajmniej do niedawna myślałem.
Byliśmy z Ewą szczęśliwi. Ania rosła i szybko zaczęła mówić do mnie „tato”. Nie protestowałem. Już od dawna kochałem ją jak córkę. Tym bardziej, że jej biologiczny tatuś kompletnie o istnieniu małej zapomniał. Do pełni radości brakowało nam z Ewą tylko jednego. Drugiego, naszego wspólnego, dziecka. Próbowaliśmy od roku – i nic. Dopiero 6 miesięcy temu zrozumieliśmy dlaczego. W ciele Ewy rozwijał się nowotwór. Kiedy wreszcie lekarzom udało się go wykryć, było już za późno. Moja ukochana zmarła na moich rękach 3 miesiące temu. I wtedy na horyzoncie znowu pojawił się ojciec Ani.
W pierwszej chwili roześmiałem się, kiedy usłyszałem, że chce odebrać mi małą. Niby jakim prawem? Przecież Ania nawet go nie znała. Ostatni raz ją widział, gdy miała roczek. To ja byłem jej ojcem a po śmierci Ewy – jedyną bliską rodziną. Niestety, uśmiech zamarł mi na ustach, kiedy wczoraj ujrzałem byłego męża Ewy w swoich drzwiach. Towarzyszyło mu dwóch policjantów i kuratorka sądowa. Triumfalnie pokazał mi decyzję sądu. Do czasu wydania prawomocnego wyroku dotyczącego ustanowienia prawnego opiekuna Ania ma mieszkać ze swoim biologicznym ojcem. Mnie, jako osobie niespokrewnionej, nie przyznano nawet prawa do widzeń.
Przepłakałem całą noc. Ja, prawie dwumetrowy dryblas, ryczałem jak bóbr. Cholera, czułem się jakby wyrwano mi serce. Wciąż jeszcze stałem w drzwiach dziecięcego pokoju, gapiąc się w rozpaczy na porzucone zabawki, gdy zadzwonił telefon:
– Właśnie się dowiedziałam – usłyszałem w słuchawce głos mamy Ewy. – I co zamierzasz?
– A co ja mogę? – odparłem. – Sąd podjął decyzję, nie mam prawa nawet do Ani zadzwonić…
– Przestań się mazać! – krzyk teściowej wyrwał mnie z odrętwienia. – Jesteś jej ojcem. Nie wolno ci się poddać!?
– Powiedziałaś „jej ojcem?” – spytałem ostrożnie.
– Tak. Tamten bydlak nie zasługuje na to miano. Musisz walczyć o córkę. Ona ma teraz tylko ciebie. No i jeszcze nas, dziadków – zreflektowała się. – Możesz na nas liczyć przed sądem.
Kiedy teściowa się rozłączyła, spojrzałem na pokój Ani zupełnie innymi oczami. Nie, nie będę tu sprzątał. To prawda, jeszcze nie wszystko stracone, przecież czeka nas proces. Mogę udowodnić, że przez 5 lat zajmowałem się małą i to ze mną jest emocjonalnie związana. Powołam świadków, biegłych… Cholera, nie oddam córki temu draniowi. Ze względu na nią i… siebie.
Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”