Z życia wzięte - prawdziwe historie i opowiadania

Z życia wzięte fot. Fotolia
Czasem wystarczy usłyszeć kilka ciepłych słów, by człowiek spojrzał na swoje życie z innej perspektywy i uwierzył w siebie
/ 03.06.2013 06:57
Z życia wzięte fot. Fotolia
Popołudnie było nieprzyjemne, zapadał zmrok. Tego dnia miałam wyjątkowo kiepski humor. Trzęsąc się z zimna, wracałam do domu z uczelni. Chociaż, prawdę mówiąc, w ogóle nie miałam na to ochoty.

Jeśli matka jest sama, to pół biedy, ale jeżeli z ojcem... Ostatnio ojciec bywał w domu coraz rzadziej, lecz kiedy tylko się zjawiał, od razu wybuchały kłótnie. To mnie przygnębiało. Tym bardziej że od pewnego czasu jak na złość nie udawało mi się kompletnie nic. Po trzech latach studiowania ekonomii, która mnie nudziła, zaczęłam drugi kierunek – wymarzone filmoznawstwo. Jednak nie udało mi się pogodzić nauki na dwóch wydziałach jednocześnie. Z ciężkim sercem zrezygnowałam z filmoznawstwa, a teraz wydawało mi się, że poddałam się zbyt łatwo. Poza tym chłopak, na którym mi zależało, oświadczył, że odchodzi. A gdy potrzebowałam wsparcia znajomych, nikt nie znalazł czasu.

Niby wiedziałam, że nie są to żadne wielkie życiowe tragedie, a ludzie mają dużo poważniejsze problemy, ale dziś ta świadomość wcale mnie nie pocieszała. Nie potrafiłam wyplątać się ze smutnych myśli. Czułam się przegrana! Nawet nie wiem, kiedy zaczęły mi płynąć łzy.
– Nie płacz! – usłyszałam głos i dopiero wtedy spostrzegłam, że tuż obok mnie idzie jakiś mężczyzna w średnim wieku, ubrany elegancko, choć nieco staroświecko. – Proszę – podał mi chusteczkę, a zaraz potem zdjął szalik. – Widzę, że jesteś zmarznięta. Powinnaś to włożyć. Byłam tak zaskoczona, że posłusznie otarłam łzy i otuliłam się szalikiem, mówiąc słowa podziękowania. Rzeczywiście, od razu zrobiło mi się cieplej. I przyjemnie, że ktoś się o mnie zatroszczył.

Zaraz jednak zapaliła mi się w głowie ostrzegawcza lampka. Każdy wie, że kiedy jakiś nieznajomy zaczepia cię na ulicy, lepiej zachować ostrożność.
– Nie wiem, co cię martwi, ale… nie warto się tak przejmować – zagadnął.
Mimowolnie zaczęłam mu opowiadać o swoich kłopotach. Chyba bardzo potrzebowałam się komuś zwierzyć, a czasem łatwiej otworzyć się przed obcym. Mężczyzna słuchał cierpliwie, a ja z każdą chwilą coraz bardziej mu ufałam. Robiło mi się też lżej na duchu.
– Jesteś młoda, całe życie przed tobą – powiedział, kiedy skończyłam opowieść. – Wykorzystaj je dobrze. Zasługujesz na to, żeby było piękne i spełnione. Nie cofniesz już tego, co się stało, ale nie wolno ci się pogrążać w smutku. Nawet jeżeli teraz jest ci ciężko, nie poddawaj się. Zobaczysz, że wszystko się ułoży.
Kiedy miałam już skręcać w boczną uliczkę, przy której mieszkałam, chciałam oddać mężczyźnie szalik. Protestował, twierdząc, że mam jeszcze kawałek drogi do przejścia, lecz nalegałam, więc w końcu podał mi swój adres, a ja
obiecałam odnieść mu szalik. Po tym niespodziewanym spotkaniu poczułam się dużo lepiej. Ciekawe, że czasem wystarczy usłyszeć parę ciepłych słów, by uwierzyć, że pasmo porażek się skończy.
Następnego dnia zaraz po zajęciach na uczelni pojechałam oddać panu szalik.
„Czy to aby na pewno tutaj?...” – pomyślałam zaskoczona, gdy dotarłam na miejsce. Znalazłam tam jedynie starą, zdewastowana kamienicę. Na podwórku starsza pani zamiatała liście.
– Przepraszam – zwróciłam się do niej. – Czy tu mieszka pan… – tu urwałam.

Przecież nie wiedziałam, jak mężczyzna się nazywał! Opisałam więc jego wygląd.
– Nikogo takiego tu nie ma – pokręciła głową. – Same pijaczki, co to na czynsz nie mają, ale na wódkę zawsze. Kiedyś to była porządna kamienica – dodała z westchnieniem. – Wtedy mieszkał tu taki jeden, opis zgadzałby się z tym, co pani mówi. Ale on już nie żyje. I wie pani... – ściszyła głos – ponoć on sam się zabił, bo z życiem nie umiał sobie poradzić…

Nie szukałam już dłużej tajemniczego mężczyzny. Nigdy więcej go nie spotkałam. Nie wiem, kto to taki, ani dlaczego podał mi ten adres. Może chciał, żebym usłyszała tę historię? Kimkolwiek był, dziękuję mu, że stanął na mojej drodze.

Redakcja poleca

REKLAMA