Drzwi wejściowe trzasnęły tak mocno, że aż się wzdrygnęłam. Spojrzałam na męża, który także podniósł wzrok znad talerza z zupą. Oboje wiedzieliśmy, co ten trzask oznaczał. Nasza córka znowu nie zdała egzaminu. Kiedy weszła do kuchni, wyglądała jak gradowa chmura. Zaproponowałam jej obiad, ale ona tylko potrząsnęła głową.
– Nie jestem głodna – burknęła pod nosem i nastawiła czajnik na gaz.
– Tym razem też ci nie zaliczył, co? – spytałam jak najłagodniejszym tonem.
– A jak myślisz? – warknęła. – Po prostu uwziął się na mnie! Umiałam wszystko, złapał mnie tylko na jednym określeniu – pokręciła głową, jakby nie dowierzając.
– A inni? – spytałam ją, żeby jakoś oderwać jej myśli od własnego niepowodzenia. – Też tak kiepsko im poszło?
– Nie, prawie wszystkie dziewczyny zaliczyły – odparła, zalewając sobie kawę.
– Ale wiecie, one mu się podlizują, chodzą do niego na korepetycje… – wyrzucała z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego. – A to tylko zwykły asystent, któremu się wydaje, że jest ważniejszy od profesora, bo może laski wyrywać.
Do naszej rozmowy wtrącił się mąż.
– Jak to wyrywać? I na jakie korepetycje chodzą? – spojrzał na Magdę uważnie. – Przecież to chyba jest niedopuszczalne...
– Co ty tam wiesz, tato – przerwała mu Magda. – Łażą do niego do domu, są miłe. No wiecie, co mam na myśli… – popatrzyła na nas niepewnie. – I on daje im zaliczenia, nawet jak nic nie umieją.
– Czy ty chcesz powiedzieć, że one… – Adam zamilkł na moment, jakby słowa, które chciał wypowiedzieć, nie mogły przejść mu przez gardło. – Że one z nim…
– No właśnie to chcę, tato, powiedzieć – odparła Magda, zabrała kawę i poszła.
– Coś takiego! – wykrzyknął mąż. – Żeby takie rzeczy działy się na państwowej uczelni! Trzeba by to gdzieś zgłosić…
– Daj spokój, przecież tam nikt prawdy nie dojdzie – wzruszyłam ramionami. – Jakby nawet któraś to zgłosiła, kto jej uwierzy? Tylko zrobią z niej puszczalską.
Nie mogłam zaliczyć jednego przedmiotu
Szybko wzięłam się do sprzątania po obiedzie. Chciałam na chwilę zostać sama ze swoimi myślami. Bo po tym co usłyszałam przed chwilą od córki, wróciły do mnie moje własne wspomnienia. Gdy Magda opowiadała o tym asystencie, zobaczyłam siebie sprzed trzydziestu lat… Studiowałam wtedy wymarzoną filologię, na którą dostałam się z trudem. Jakoś sobie radziłam. Byłam pracowita, poświęcałam na naukę dużo czasu. Nie imprezowałam, nie łaziłam po kawiarniach, nie przesiadywałam w klubach studenckich.
Miałam wysoką średnią; dostałam nawet stypendium naukowe, co było dla mnie istotne, bo w domu rodziców się nie przelewało. Jednak na drugim roku doszedł przedmiot, z którym nie mogłam sobie poradzić. Język staro-cerkiewno-słowiański. Uczyłam się po nocach, wkuwałam te wszystkie przekształcenia, ale szło mi w jak po grudzie.
Martwiło mnie to, bo młody doktorant, asystent profesora, który miał zajęcia z naszą grupą, był bardzo surowy. A jeżeli na zaliczenie dostałabym od niego niską ocenę, zmniejszyłoby to moją średnią i mogłabym nawet stracić stypendium.
– Co ty taka podłamana chodzisz? – zagadnęła mnie kiedyś kumpelka z grupy.
– Martwię się tym zaliczeniem z cerkiewnego – westchnęłam.
– No tak, nasz piękny doktorek raczej nie rozdaje piątek, a ciebie chyba inna ocena nie interesuje, co? – spytała, uśmiechając się złośliwie. – Musisz być prymuską.
– Boję się tego ostatniego podejścia do zaliczenia – znów westchnęłam ciężko.
– Nie wiesz, jak sobie poradzić?! – zaśmiała się. – Umów się na to zaliczenie w domu u naszego doktorka. On to lubi.
– Jak to? – nie zrozumiałam.
– Jesteś ładna, niczego ci nie brakuje – spojrzała na mnie znacząco. – Bądź miła.
Wiedziałam już, o czym mówiła. Między dziewczynami krążyły pikantne historyjki o tym, w jaki sposób można zdobyć zaliczenie u pana doktora. Nigdy nie brałam tego pod uwagę. Ale teraz, w rozpaczy, zaczęłam rozważać takie rozwiązanie.
Wiedziałam, że to złe i niemoralne przespać się z własnym wykładowcą. Lecz z drugiej strony – co takiego by się stało, gdyby to był tylko ten jeden jedyny raz?… Dostałabym piątkę, utrzymałabym wysoką średnią i stypendium murowane! Nie musiałabym się martwić o pieniądze.
Musiałam to zrobić
Długo biłam się z myślami, aż w końcu podjęłam decyzję. Świadomie zapisałam się do niego na listę egzaminacyjną jako ostatnia. Wiedziałam, że nie zdąży mnie odpytać w tamtym dniu na uczelni.
– To może miałby pan doktor czas po zajęciach? – spytałam go z najsłodszym uśmiechem, na jaki mogłam się zdobyć.
Obrzucił mnie z góry na dół taksującym spojrzeniem, przez chwilę zatrzymał wzrok na moim biuście. Specjalnie włożyłam wtedy bluzkę z dużym dekoltem.
– Oczywiście, jesteśmy umówieni – odparł z zadowoleniem. – Ale dopiero o dwudziestej, wcześniej jestem zajęty.
Poszłam wtedy do niego bez większych oporów… Wyrzuty sumienia gdzieś mi się zapodziały, bo skoro inne dziewczyny mogły, to i ja dam radę. Zwłaszcza, że pan doktor był całkiem przystojnym facetem.
Kiedy weszłam do jego mieszkania, nawet przez chwilę nie udawał, że zamierza mnie z czegokolwiek przepytywać. Nie wyjął żadnej książki z biblioteki, tylko butelkę czerwonego wina z barku i dwa kieliszki. A z kuchni przyniósł kolorowe kanapki.
– Na wypadek gdybyśmy zgłodnieli! – roześmiał się i włączył muzykę. – Chyba lubisz tańczyć? – spytał i mnie objął.
Zostałam wtedy u niego aż do rana. Jednak chyba nie wszystko poszło tak, jak oczekiwał. Byłam spięta, zawstydzona i więcej czasu spędziłam w łazience niż w łóżku. Po prostu… nie sprawdziłam się. Czułam wyraźnie jego niezadowolenie.
Gdy się ubrałam, wyciągnęłam z torebki indeks i podałam go doktorowi. On wciąż jeszcze leżał w łóżku i przyglądał mi się z uśmiechem. Za wszelką cenę starałam się uniknąć spotkania naszych spojrzeń.
– Co to? – spytał, gdy podałam indeks.
– Chciałam prosić o to zaliczenie – wybąkałam, bo nie spodziewałam się, że zada mi takie pytanie, skoro chyba lepiej niż ja wiedział, dlaczego tu przyszłam.
– Ach tak, prawda! – roześmiał się, a potem wyjął z szuflady jakieś banknoty, włożył w mój indeks i… oddał mi go.
Stałam jak sparaliżowana. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Zrozumiałam, że ten człowiek potraktował mnie jak prostytutkę, której właśnie zapłacił za noc. Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Coś nie tak? – spytał. – A po zaliczenie proszę przyjść na mój dyżur, w najbliższy czwartek, tylko najlepiej... Nie czekałam, aż skończy. Wyszarpnęłam banknoty z indeksu, rzuciłam mu je na łóżko i wybiegłam z mieszkania.
Było mi tak wstyd...
Nie wiem, jak wtedy dotarłam do akademika. Czułam się tak poniżona, tak upokorzona, że żyć mi się nie chciało. Ale przeżyłam. I zaliczyłam ten cerkiewny u pana doktora na dyżurze, chociaż tylko na trójkę. Za to egzamin u profesora zdałam na piątkę, jako jedna z najlepszych. Potem przez wiele lat starałam się wymazać tamtą noc z pamięci. Długo tkwiła w mojej głowie, wciąż przyprawiając mnie o straszliwy wstyd. Brzydziłam się samej siebie. Ale lata mijały i w końcu zapomniałam o tamtych wydarzeniach.
Dopiero dzisiejsza rozmowa z córką przypomniała mi tamtą sytuację. I wiedziałam, że będę musiała porozmawiać o tym z Magdą, żeby nie daj Boże nic takiego, jak kiedyś mnie, nie przyszło jej do głowy. Żeby potem nie musiała się wstydzić siebie samej przez długie lata. Przecież jest zdolną, pracowitą dziewczyną, więc wierzę, że sobie poradzi i zaliczy przedmiot w tym ostatnim, trzecim podejściu. I nie będzie musiała składać wizyty panu asystentowi w jego domu.
Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”