„Gdy moja przyjaciółka została zwolniona, znalazłam jej pracę marzeń. Na sekstelefonie Ela odnalazła się świetnie”

atrakcyjna kobieta po 50tce fot. Adobe Stock
Elżbieta była załamana utratą pracy. Najpierw próbowała dorywczych zajęć - wyprowadzała psy, pilnowała dzieci... Doradziłam jej, żeby zajęła się tym, na czym zna się najlepiej - uwodzeniem!
/ 30.12.2020 19:58
atrakcyjna kobieta po 50tce fot. Adobe Stock

Takich kobiet jak Elżbieta inne baby nienawidzą. Dlaczego? Bo są jak piękne motyle rozwijające swoje skrzydła w codziennej szarzyźnie. Mężczyźni to dostrzegają i ciągną do nich jak ćmy do ognia czy inne pszczoły do miodu. Bo Elżbiety tego świata mają w sobie słodycz, którą faceci kochają spijać.

Dlaczego się z nią zaprzyjaźniłam? Nie mam pojęcia…

Już w szkole było widać, że jest ona – i reszta dziewczyn. Trzymając się razem z Elżbietą, automatycznie skazywałam także siebie na banicję.

– Zobaczysz, ona poderwie ci każdego narzeczonego! – słyszałam niejeden raz.
Śmiałam się tylko, bo wiedziałam jedno: Elżbieta facetów nie podrywa. Nie musi. Sami do niej lgną. Ale przede wszystkim nie spotkałam nigdy osoby tak dobrej i oddanej przyjaciółce jak ona.

Zresztą faceci, którzy zakochiwali się we mnie, byli zwykle „elżbietoodporni”. Okazało się, że istnieje taki gatunek samców, których jej styl bycia denerwuje! Na szczęście Zbyszek – moja wielka miłość i przyszły mąż – uważał, że Elka jest całkiem fajna, ale też traktował ją jak kumpla. To była idealna kombinacja. Lata mijały, ja urodziłam i odchowałam dwoje dzieci, a Elżbieta nadal była sama.

Przyznam, że martwiłam się o nią od dawna, bo tabuny narzeczonych dobre są wtedy, gdy człowiek ma dwadzieścia kilka lat, a nie grubo po czterdziestce. Wiele razy próbowałam przeprowadzić z Elżbietą poważną rozmowę. Chciałam, aby się ustatkowała. Niestety, o ile mogłam dyskutować z nią na każdy inny temat, to tutaj wyczuwałam wyraźny opór. Moja przyjaciółka skutecznie unikała rozmów o poważnych związkach.

Mimo to ja nie dawałam za wygraną i pewnego wieczoru, gdy we dwie sączyłyśmy sobie winko, udało mi się ją zmusić, żeby wysłuchała moich argumentów.
– Czy zdajesz sobie sprawę, że to już ostatni dzwonek, aby mieć dziecko?! – spytałam w nadziei, że coś takiego na nią podziała.

Elżbieta uwielbiała moich chłopców

A oni, choć byli już prawie dorośli, nadal uważali ją za ukochaną ciocię. Dopiero wtedy przyznała mi się, że nie może mieć dzieci… I dlatego woli uszczęśliwiać wielu mężczyzn, zamiast unieszczęśliwić jednego. Tyle lat się znałyśmy, a ja nie miałam o tym bladego pojęcia! Biedna Elżunia…

Chciałam wykrzyknąć, że są przecież adopcje, ale się powstrzymałam. W oczach przyjaciółki zobaczyłam bowiem coś, co mnie powstrzymało. Niewysłowiony ból… Nigdy więcej nie wracałyśmy do tego tematu. Ja zajmowałam się swoimi sprawami, a Elżbieta żyła własnym rytmem wyznaczanym przez kolejnych narzeczonych, czekoladki i kwiaty, a także zazdrosne żony, które ścigały ją telefonami. I tak znowu minęło kilka lat.

Przyznam, że rzadko rozmawiałyśmy o pracy Elżbiety

Miała chyba najnudniejszy zawód świata – była zwykłą biurwą. Nie musiała martwić się o posadę. Tak przynajmniej obie myślałyśmy… Tymczasem kiedyś Elka zaczęła narzekać na swoją nową szefową.

– Ona mnie nie lubi, czuję to – stwierdziła. – I mam przeczucie, że wykorzysta pierwszą okazję, żeby mnie zwolnić.
– Daj spokój! – żachnęłam się. – Jesteś przecież świetna, pracujesz z poświęceniem, nie ma lepszych od ciebie!

Niestety, szefowa najwyraźniej miała w nosie wyniki i kierowała się osobistą antypatią. Kiedy więc przyszły odgórne dyrektywy o „racjonalizacji zatrudnienia”, natychmiast padło na Elżbietę. Na jej miejsce babsztyl przyjął brzydulę, która potrafiła zrobić połowę tego, co moja przyjaciółka, ale kogo to obchodziło? Urząd to przecież bezduszna maszyna…

Po tym wszystkim Elka się załamała. Po raz pierwszy widziałam, jak traci radość życia, szarzeje, niknie w oczach.
– Gdzie ja teraz znajdę pracę? – jęczała. – Ja, pięćdziesięciopięcioletnia baba?!

Musiałam przyznać, że jej wiek nie jest bez znaczenia. Na rynku szukają właściwie tylko osób młodych, które nie mają wymagań i potrafią pracować po kilkanaście godzin dziennie za marne grosze. Sama nie mogłam ściągnąć Elżbiety do siebie, bo pracuję w laboratorium analitycznym – inna branża. Ale rozpuściłam wici po znajomych. Moja przyjaciółka także zabrała się ostro do rozsyłania swojego CV po rozmaitych firmach.

A może... sekstelefon? 

Mijały jednak tygodnie, miesiące… – i nic. Zero odzewu. Elżbieta łapała się wszelkich dorywczych prac, żeby zarobić choć trochę na życie. A to pilnowała dziecka, a to wyprowadzała psy na spacer. I nikła w oczach… Z barwnego motyla stawała się szarą ćmą, która nie wierzy ani w swój urok, ani w swoją wartość.
– Muszę coś z tym zrobić! – mówiłam do męża. – Zbychu, wymyśl coś!
Nie liczyłam za bardzo na to, że akurat on wpadnie na jakieś genialne rozwiązanie… Tymczasem właśnie tak się stało.

Pewnego dnia pokazał mi ogłoszenie w internecie, na widok którego w pierwszym momencie… osłupiałam.
– Zwariowałeś, chłopie?! – zawołałam zszokowana, że coś takiego mogło mu w ogóle przyjść do głowy – To absurd!
– Dlaczego? Musisz przyznać, że Elżbieta jest idealna do tej roboty! Nawet ja nie pozostaję obojętny, kiedy dzwoni do ciebie i odbieram od niej telefon. Zawsze, zanim się zorientuję, że to ona, na moment skacze mi ciśnienie.
– Głupi jesteś ! – prychnęłam tylko. – Przecież jej tego nie zaproponuję, nie przejdzie mi to nawet przez gardło!

Jednak po jakimś czasie, gdy przemyślałam sobie wszystko od początku do końca, doszłam do wniosku, że Zbyszek ma rację. Elka rzeczywiście świetnie nadawałaby się do… sekstelefonu. Była odważna i uwodzicielska. Poza tym, co tu kryć, miała głos wręcz zniewalający!

– Podobno nawet niektóre aktorki szeptały kiedyś świństewka napalonym samcom. A ty byłabyś znacznie bardziej uwodzicielska! – zaczęłam ją przekonywać.
Trochę się stresowałam, że Elka przyjmie to jako propozycję zostania prostytutką albo kimś w tym stylu…
– Wiesz, lubię seks, ale nigdy do tej pory nie brałam za coś takiego pieniędzy… – odezwała się po dłuższej chwili milczenia. – Może więc trzeba zacząć?
Odetchnęłam z ulgą. Na szczęście się na mnie nie obraziła! Przytuliłam ją.

Już pierwszego dnia, zaraz po pracy, przybiegła do mnie na plotki. Była podekscytowana.

– Gdybyś to tylko widziała! – opowiadała z entuzjazmem. – Siedzimy w takich śmiesznych boksach, jedna przy drugiej, ze słuchawkami na uszach. Niektóre dziewczyny malują paznokcie, inne robią na drutach.

A buzie im się nie zamykają, bo co chwilę dzwoni jakiś napaleniec, który chce poświntuszyć. Ach, ci faceci…
– Ale właściwie, czego od was oczekują? – spytałam z autentyczną ciekawością.
– Różne mają potrzeby! – zaśmiała się Elka. – Jeden chce gadać z „niewinną cnotką”, drugi z „napaloną ladacznicą”, trzeci jeszcze ze „swoją żoną”, którą wreszcie może przelecieć za to, co mu przez lata małżeństwa zrobiła. Ja ich rozumiem, zawsze ich rozumiałam…

To była prawda. Elka miała zawsze tak wielu adoratorów nie z powodu dużego biustu czy kształtnej pupy. Ona po prostu potrafiła mężczyzn słuchać. Jej nowi szefowie to docenili, bo w końcu zaproponowali jej, aby była… 24 godziny w pracy. Ale nie na miejscu, w boksie, tylko w domu. Moja przyjaciółka dostała służbowy telefon. Dzwonią do niej o każdej porze dnia i nocy, a ona tylko się cieszy. Ma elastyczne godziny pracy, może zarządzać własnym czasem, no i… zarabia kasę.

Nieraz słyszę, o czym rozmawia z tymi swoimi napaleńcami, i śmiem twierdzić, że niczym się to nie różni od wizyty u normalnego terapeuty. Panowie zwierzają się jej ze swoich problemów z dziećmi i żonami, a potem, gdy już się odblokują, opowiadają swoje fantazje. Jak widać, seksapil nie ma wieku…

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Mąż nazywał mnie tłustą świnią. Schudłam 30 kg i nie poznał mnie na rozprawie rozwodowej
Zakochałam się w wiecznym chłopcu
Babcia Stasia zawsze wiedziała, że wyjdę za Bogdana
Gdy nasi rodzice zginęli, Helena została moją rodziną zastępczą

Redakcja poleca

REKLAMA