„Wyrzekłem się dziecka zanim się urodziło. Teraz zmieniłem zdanie, a moja była ma psi obowiązek pokazać mi córkę”

mężczyzna który wyrzekł się dziecka fot. Adobe Stock
Zachowałem się jak ostatni gnój. Tak, teraz to wiem. Późno to zrozumiałem, ale może nie na tyle, by nie móc jeszcze naprawić błędów sprzed lat?
/ 15.01.2021 13:46
mężczyzna który wyrzekł się dziecka fot. Adobe Stock

To był mój pierwszy od trzech lat urlop i serce gnało mnie do kraju. Pomimo poczucia winy, jakie tkwiło we mnie, i którego nie były w stanie zagłuszyć pieniądze wysyłane Annie dla Zosi. Dla mojej córeczki, której nigdy nie widziałem.

Tyle tylko, co na zdjęciach, jakie jej matka przysyłała mi co jakiś czas. Ale ostatnio nie nadchodziły i właściwe nie powinienem się temu dziwić. Moja była dziewczyna związała się z kimś, powiadomiła mnie o tym w kilku krótkich zdaniach. Miałem tylko nadzieję, że ten facet traktuje dziecko dobrze i Ania jest z nim szczęśliwa. Zasługiwała na to, zwłaszcza po tym, co ja jej zrobiłem.

Byliśmy z Anią parą od 2 lat, planowaliśmy razem zamieszkać. Tylko z pracą było krucho, więc i z kasą także. I wtedy właśnie kumpel, który był od roku w Kanadzie i pilnie potrzebował kogoś zaufanego, jako swojego zmiennika, zaproponował mi przyjazd. Ucieszyłem się, bo to była okazja, która rozwiązywała nasze problemy. Wiedziałem co prawda, że Ani to się nie spodoba, ale sądziłem, że zrozumie.

Do dzisiaj pamiętałem tamto deszczowe, zimne popołudnie, kiedy spotkaliśmy się w naszej ulubionej knajpce. I każde słowo, jakie wtedy padło.
– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedziałem, gdy tylko usiadła przy stoliku, nie chciałem czekać dłużej z tą rewelacją. – Taką, która wszystko zmieni…
Ja też mam dla ciebie niespodziankę, Piotrek – przerwała mi, uśmiechając się. – I ona też wszystko zmieni.
– Znalazłaś lepszą pracę? – spytałem, bo tylko to wtedy mi było w głowie.
– Nie – zaprzeczyła. – Ale najpierw ty mów.

Więc opowiedziałem jej szybko o propozycji wyjazdu, dobrych zarobkach, które dadzą nam możliwość stabilizacji. Mówiłem szybko, podekscytowanym głosem i dopiero po chwili dotarło do mnie, że Ania ma dziwną minę, patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Jakby to, co powiedziałem, przestraszyło ją.
– Nie cieszysz się? – zdziwiłem się. – Przecież dwa lata szybko miną, wrócę ze sporą kasą, kupimy mieszkanie.
Dwa lata bez ciebie – pokręciła głową. – To niemożliwe, nie możesz teraz wyjechać.
– Ale co ty wygadujesz, kobieto – żachnąłem się. – Nie rozumiesz, jaka to dla mnie jest szansa?

A wtedy ona sięgnęła do torebki, wyjęła z niej jakiś papier i położyła przede mną. Popatrzyłem na kartkę zdziwiony, dopiero po chwili zorientowałem się, że jest to wynik badania USG.
– To piąty tydzień – szepnęła. – Będziemy mieli dziecko…
Powinienem był się ucieszyć, okazać jej swoją radość. Powinienem był ją objąć i ucałować, powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Tego przecież oczekiwała ode mnie. Ale wtedy tego nie rozumiałem. I zamiast radości poczułem złość.
– Właśnie teraz? – wykrzyknąłem. – Teraz, kiedy mi się nadarza taka okazja, ty mi chrzanisz, że jesteś w ciąży?

Nie powinienem był tego mówić, teraz to wiem. Ale wtedy… Anna opuściła głowę, po policzkach spłynęły jej łzy. Zerwała się, szepnęła, że przeprasza i wybiegła z kafejki. A ja... nie pobiegłem za nią, tylko pozwoliłem odejść. Nie miałem zamiaru zrezygnować z tego wyjazdu, był dla mnie zbyt ważny. Chyba nawet ważniejszy niż Ania i dziecko. I chociaż ona próbowała mnie namówić do pozostania w kraju, prośbą i groźbą, ja się uparłem.
– Dasz sobie radę przez ten czas, mama ci przecież pomoże – argumentowałem głupio. – A ja będę przysyłał pieniądze, dla ciebie i dla dziecka.
– Nigdy nie przypuszczałam, że usłyszę od ciebie takie słowa – powiedziała z rozpaczą. – Nawet nie wiesz, jak mnie zawiodłeś.

Wyjechałem. Kumpel wydzwaniał, ponaglał mnie, byłem mu potrzebny. I nie przyszło mi wtedy do głowy, że bardziej jestem potrzebny Ani i naszemu dziecku. Sądziłem, że pieniądze wszystko załatwią. Gdy urodziła się Zosia, wysyłałem pieniądze co miesiąc, starałem się być odpowiedzialnym ojcem. I uważałem, że nim jestem – tak mi się wydawało. W zamian dostawałem zdjęcia córeczki, Anna prawie się do mnie nie odzywała, urażona. Jak to sama mi powiedziała, nie mogła mi wybaczyć tego, że ją porzuciłem, gdy najbardziej mnie potrzebowała. Nie minął rok, gdy dostałem od Anny wiadomość, że ma zamiar wyjść za mąż. I ma nadzieję, że pomimo to nadal będę przysyłał pieniądze, bo mała rośnie i ma coraz większe potrzeby.

Zabolało mnie, że dziewczyna nie chce na mnie czekać. Wciąż ją kochałem i przecież zamierzałem do niej kiedyś wrócić, do niej i do małej. A ona tak szybko znalazła sobie innego... Uniosłem się ambicją i zadeklarowałem w dalszym ciągu wysyłać jej pieniądze, w końcu byłem tatą. I życzyłem Annie szczęścia w małżeństwie, chociaż w głębi serca czułem inaczej. Od tamtej pory właściwie kontakt z nią całkowicie mi się urwał, jedynie raz na jakiś czas dostawałem niezbyt wyraźną, byle jak zrobioną fotkę Zosi.

Firma kumpla rozwijała się, mieliśmy masę zleceń, praktycznie wciąż byłem w drodze. Nie miałem czasu na nic, a już najbardziej na życie osobiste. Więc gdy nieoczekiwanie dostałem te dwa tygodnie urlopu, pomyślałem, że mógłbym polecieć do kraju, spotkać się z moją małą córeczką, wreszcie ją zobaczyć na żywo, przytulić. Bo gdzieś tam w głębi serca tęskniłem za nią, a dla jej matki wciąż miałem ciepłe uczucia. A tam, w dalekim kraju byłem bardzo samotny.

Nie zawiadomiłem Anny, że przyjeżdżam. To miała być niespodzianka. I zaraz następnego dnia po przyjeździe do miasta, poszedłem do jej domu. Zabrałem ze sobą prezenty, kupiłem małej piękne zabawki, a dla niej, pomimo że była żoną innego, perfumy. Drzwi otworzyła mi matka Anny i aż się cofnęła, jakby mój widok ją przeraził.
– To ty Piotrek? – głos się jej załamał. – Skąd ty się tu wziąłeś?
– Przyjechałem zobaczyć moją córeczkę – odparłem. – Chyba mogę, prawda?
– Ale Ania już tu nie mieszka, wyszła za mąż – głos kobiety drżał.
– Wiem o tym – skinąłem głową. – Proszę mi dać jej adres, pojadę do nich.
– No nie wiem… – matka Ani spojrzała na mnie niepewnie. – Nie wiem, czy powinnam, córka mogłaby mieć mi to za złe.
– To niech jej pani da mój telefon, niech zadzwoni do mnie i umówimy się na spotkanie – podałem jej kartkę z numerem.

Wzięła szybkim ruchem i gwałtownie zamknęła przede mną drzwi. Ania zadzwoniła do mnie kilka godzin później. Serce mi mocniej zabiło, gdy usłyszałem jej głos. Była wyraźnie zdenerwowana, chyba nawet płakała.
– Chciałbym się z wami spotkać – powiedziałem ciepło. – Chcę wreszcie zobaczyć Zosię, tęsknię za nią bardzo.
– Ale ty nie możesz przyjść do nas do domu – powiedziała cicho. – Ja mam męża i on nie byłby zadowolony…
– Nie muszę przychodzić – przerwałem jej. – Spotkajmy się w parku, potem zapraszam was na dobry obiad.

Ania milczała.

– Chyba mogę spotkać się z własną córką – podniosłem głos. – Nie masz chyba zamiaru mi tego utrudniać?
– Dobrze – w jej głosie słyszałem rezygnację. – To przyjdź jutro do parku.

Poszedłem tam grubo przed umówioną godziną. Dzień był ładny, słoneczny, chociaż zimny. Po alejkach spacerowało wiele kobiet z dziećmi, przyglądałem się im, czekając niecierpliwie na Anię z Zosią. Zobaczyłem je, gdy były jeszcze daleko. Od razu poznałem szczupłą sylwetkę mojej dawnej dziewczyny, obok niej podskakiwała mała dziewczynka w czerwonym płaszczyku. Byłem mężczyzną, twardzielem, ale w tamtej chwili nie mogłem uspokoić serca. Szybkim krokiem poszedłem im naprzeciw. I chwilę potem aż przystanąłem ze zdumienia.

Nigdy bym nie sądził, że Ania tak bardzo się zmieni przez te trzy lata. Jej twarz wydawała się o dziesięć lat starsza, miała ciemne kręgi pod zmęczonymi oczami, bladą cerę, mizerną, wychudzoną buzię. Patrzyła na mnie jakoś tak dziwnie, jakby ukradkiem, wyraźnie unikała mojego wzroku. A dziewczynka na mój widok uczepiła się mocniej ręki matki i schowała twarzyczkę w fałdach jej płaszcza.
– Ona się wstydzi obcych, zwłaszcza mężczyzn – powiedziała Ania, zanim ja zdążyłem się odezwać. – I nie możemy być długo, mam w domu masę roboty.
Patrzyłem przez dłuższą chwilę na jej zniszczoną, postarzałą twarz, a potem przykucnąłem, wyjąłem z torby wielkiego misia i wyciągnąłem rękę w stronę małej.
– Zosiu, to dla ciebie, niedźwiadek z dalekiego kraju – powiedziałem najcieplej jak umiałem, uśmiechając się.

Ale mała nie odwróciła się do mnie. A gdy usiłowałem ją wziąć na ręce, rozpłakała się i mocniej przywarła do matki.
– Zostaw – Anna spojrzała na mnie groźnie. – Mówiłam ci, że boi się obcych.
– Ale ja nie jestem obcy – zaoponowałem. – Jestem jej tatą i…
– Czyżby? – przerwała mi agresywne.
Jesteś tatą, bo przysyłasz pieniądze? I nic więcej cię nie obchodziło, nigdy, zostawiłeś mnie samą w ciąży, porzuciłeś, bo pieniądze były dla ciebie ważniejsze.
– Nie mów tak – podniosłem głos, bo Ania nie była sprawiedliwa. – Dobrze wiesz, jak było, chciałem zarobić, dla nas, na nasz dom – popatrzyłem na nią z wyrzutem. – A ty bardzo szybko znalazłaś sobie kochasia, ja cię już nic nie obchodziłem, tylko moje pieniądze – nie chciałem tego powiedzieć, ale w nerwach jakoś tak samo mi się wyrwało.
– Co ty możesz wiedzieć – dziewczyna potrząsnęła głową z gniewem. – Matka wciąż mi powtarzała, że wstyd rodzinie przyniosłam, że facet mnie zostawił z brzuchem, wszystko mi wypominała, każdy kawałek chleba, a potem sama mnie pchnęła w ramiona Andrzeja, żeby już wstydu nie miała.
– Dlaczego mi nigdy słowem nie wspomniałaś, że tak ci było ciężko? – spytałem.
– A co, wróciłbyś stamtąd? – zaśmiała się ironicznie. – Ja też mam swoją godność i wolę znosić… – urwała nagle i popatrzyła na mnie przerażona, jakby za dużo powiedziała.

Nie chciała już nic więcej powiedzieć. A gdy Zosia wreszcie wyszła zza jej płaszcza, zobaczyłem jej smutną, mizerną buźkę, wygiętą w podkówkę, jakby zaraz miała się rozpłakać. Nie pozwoliła mi się nawet dotknąć palcem, nie pomógł miś, ani inne zabawki, jakie chciałem jej dać. Sprawiała wrażenie, jakby się mnie bała. Nie udało nam się to spotkanie. Ania wciąż spoglądała na zegarek i wreszcie po kilkunastu minutach stwierdziła, że muszą wracać.
– Zadzwonię do ciebie, to się jakoś umówimy – powiedziała na pożegnanie i odeszła razem z naszym dzieckiem.

Stałem tak przez chwilę, patrząc na znikający w oddali czerwony płaszczyk córeczki. Ciepło mi się na sercu robiło, z Zosi był taki śliczny Czerwony Kapturek. Tylko dlaczego tak źle wyglądała i tak się mnie bała? W głębi serca przeczuwałem, że coś nie jest w porządku. Mimowolnie poszedłem za nimi. Przyszło mi na myśl, że zobaczę, gdzie Anna mieszka i pójdę tam nazajutrz, nie czekając, aż do mnie zadzwoni. Pretekstem były te prezenty, które wciąż niosłem w torbie. Podeszły do starej, odrapanej kamienicy. Nie było to przyjemne miejsce. Pomimo zimna, przed bramą stało kilku podpitych mężczyzn, z puszkami piwa w rękach. Jeden z nich powiedział coś do Ani, widziałem, jak sięgnęła do kieszeni i podała mu coś, chyba pieniądze. A potem zniknęła w bramie.

Pod powiekami natychmiast pojawił mi się obraz mieszkania, jakie wynajmowałem w Kanadzie, w domu na ulicy pełnej zieleni. Gdzie z tyłu był ogród i plac zabaw. I przyszło mi do głowy, że Zosia tam pewnie dobrze by się czuła. Wciąż miałem w głowie jej mizerną, przestraszoną buzię i nie czułem się z tym dobrze. Nazajutrz przed południem poszedłem do starej kamienicy. Sądziłem, że o tej porze mąż Ani na pewno jest w pracy. W pewnej chwili zobaczyłem wychodzącego z bramy mężczyznę, tego samego, który wczoraj ją zaczepił. Szedł zataczając się, coś pomrukując do siebie, brudny, nieogolony i niechlujnie ubrany. Pomyślałem, że nieciekawych ma ona sąsiadów.

Zastanawiałem się, kogo by tu zapytać o mieszkanie Ani, gdy brama znowu się otworzyła i wyszła z niej starsza kobieta, trzymając za rękę mojego Czerwonego Kapturka. Podszedłem do niej szybko.
– Przepraszam, w którym mieszkaniu mieszka mama Zosi – wskazałem głową na małą, która natychmiast przylgnęła do kobiety, patrząc na mnie ze strachem.
– A kim pan jest? – spytała kobieta, patrząc na mnie nieufnie.
– Kuzynem Ani – skłamałem. – Przyjechałem zza granicy, mam dla niej i malutkiej prezenty – pokazałem jej torbę.
– Panie, teraz to tam nikogo nie ma – potrząsnęła głową. – Anka u ludzi sprząta, a ten nierób od rana pijany, widziałam przed chwilą jak szedł – pokręciła głową. – Ma ta kobieta krzyż pański z nim, oj ma.
– Co pani chce przez to powiedzieć? – popatrzyłem na nią z niepokojem.
No przecież on się znęca nad nią, bije – westchnęła. – Wszystko przepija, krzyki tam takie u nich, że szkoda gadać.
– A dziewczynka? – spytałem, chociaż wiedziałem, co usłyszę.
– Na nią też krzyczy i uderzył nie raz pewnie – pokiwała głową. – I ciągle wymawia Ani, że ją wziął z dzieckiem, gdy tamten, to znaczy ojciec Zosi, wypiął się na nie obie. A ja się opiekuję małą, jak ona w robocie, trzeba kobiecie pomóc przecież, dość złego ma w domu – znowu westchnęła. – Ale ja nie mam czasu na gadanie, pan niech przyjdzie po południu – pociągnęła Zosię za rękę i odeszły.

To, co usłyszałem od tej kobiety, było przerażające. Ania i moja córeczka były zależne od jakiegoś degenerata, który je bił i poniewierał. To była w dużej mierze moja wina. Zostawiłem Annę w ciąży samą, uważając, że pieniądze wszystko załatwią. Jak ona musiała czuć się samotna, jak bardzo nie miała w nikim oparcia, skoro poszukała go w takim pijaku. Nie mogłem tego tak zostawić.

Moja córka i kobieta, z którą kiedyś wiązałem przyszłość, nie mogły tak żyć. Miałem nadzieję, że jeszcze nie było za późno, by wszystko naprawić. Postanowiłem zaczekać na powrót Anny i z nią porozmawiać. Przeprosić, przyznać się do błędu, jaki kiedyś popełniłem. A potem przypomniałem sobie, że mam w portfelu zdjęcia mojego mieszkania, ogródka za domem... Anna powinna je zobaczyć, byłem pewien, że się jej spodoba. Zrobię wszystko, żeby ona i Zosia wróciły tam ze mną.

Więcej listów do redakcji: „Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”

Redakcja poleca

REKLAMA