Z życia wzięte - prawdziwe historia o rzucaniu palenia

Z życia wzięte fot. Fotolia
Żona doskonale wiedziała, że przez papierosy miałem już stan przedzawałowy. Mimo to pewnego dnia wyczułem od niej zapach dymu…
/ 16.04.2014 12:48
Z życia wzięte fot. Fotolia
Paliłaś?! – spojrzałem oskarżycielsko na Ilonę.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – udała zdziwioną. – Przecież rzuciłam razem z tobą osiem lat temu. Nie pamiętasz? Może powinieneś ograniczyć cholesterol? – zapytała ironicznie.
– Bardzo śmieszne! – prychnąłem.
– Doskonale pamiętam, kiedy rzucaliśmy palenie. Ale wiem też, co czuję!
– Wydaje ci się. Ja nic nie czuję… A może to sąsiedzi na korytarzu palą? Przecież sam mówiłeś, że czasem śmierdzi.
– To zupełnie inaczej czuć. Dzisiaj ktoś na pewno palił tu u nas. Chuchnij – zażądałem.
– A daj ty mi święty spokój!– oburzyła się żona, udając obrażoną moimi podejrzeniami. – Nie będę się wygłupiać!
– Uważaj! – pogroziłem jej palcem.
– Wiesz, że w tym domu istnieje wieczysty zakaz palenia. I wiesz z jakiego powodu. Dlatego od dzisiaj będę miał cię na oku.

Ilona wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. Wprawdzie nie przyznała się i nie chuchnęła, ale byłem przekonany, że mam rację, i to tylko kwestia czasu, kiedy ją przyłapię na gorącym uczynku. Trzeba przyznać, że od tej pierwszej wpadki zaczęła się lepiej pilnować. W jej torebce, którą kilkakrotnie przeszukałem ukradkiem, nie znalazłem ani śladu papierosów czy zapalniczki. Nigdy więcej nie zapaliła w domu. Ale zaczęła notorycznie używać przeróżnych odświeżaczy oddechu. Już sam ten fakt świadczył dobitnie o tym, że wróciła do dawnego nałogu. Był jednak dowodem pośrednim, podobnie jak zapach tytoniu na jej ubraniach. Potrzebowałem czegoś więcej.

Stwierdziłem, że najlepiej będzie, jeśli złapię ją na gorącym uczynku. Pomyślałem, że na pewno musi palić tuż przed powrotem do domu, żeby potem jakoś wytrzymać wieczór i noc bez dymka. Dlatego zaczaiłem się na nią obok przystanku autobusowego, na którym wysiadała po pracy. A potem poszedłem za nią krok w krok, żeby nie tracić jej z oczu, choć oczywiście utrzymywałem bezpieczną odległość. Kiedy byliśmy już blisko domu, znienacka podeszła do naszego auta i je otworzyła. „Niedobrze – pomyślałem. – Pewnie jedzie gdzieś kawałek dalej, pali sobie spokojnie i dopiero wraca. Zgubię ją…”. Już po chwili okazało się, że niepotrzebnie się niepokoiłem. Ilona sięgnęła pod siedzenie pasażera i wyjęła stamtąd paczkę papierosów.

„A więc to dlatego nigdy nie mogłem u niej znaleźć papierosów… Dobrze je schowała” – przebiegło mi przez głowę. Poczekałem, aż Ilona zapali. Potem podszedłem i stanąłem przed nią bez słowa. Najpierw zrobiła taki ruch, jakby chciała odrzucić papierosa w śnieg. Później jednak wsadziła go sobie do ust i demonstracyjnie się nim zaciągnęła. Dopiero wtedy zapytałem:
– Masz mi coś do powiedzenia?
– Absolutnie nic – odparła butnie. – Jestem wolną osobą i jeśli mam ochotę zatruwać się papierosami, to będę to robiła. I nie obchodzi mnie, że masz z tym problem!
– Przypominam ci, że lekarz zabronił mi palić, bo miałem stan przedzawałowy! – zawołałem z pretensją.
– Ale MNIE nie zabronił! I wystarczy, że mnie terroryzowałeś przez osiem lat. Mam bardzo stresującą pracę i potrzebuję sobie czasem zapalić. I już! Ciebie przecież do niczego nie zmuszam.

Niby Ilona miała rację… Przestała palić wyłącznie na moją prośbę. Po pierwsze dlatego, że dym mi szkodził. A po drugie ze względu na to, że gdy widziałem ją z papierosem, to sam straszliwie cierpiałem, nie mogąc zapalić. Lecz jeśli chodzi o nią, rzeczywiście nie było żadnych przeciwwskazań, żeby czasem sobie zapaliła. (Oprócz tego, że palenie szkodzi). Ta dekonspiracja rozzuchwaliła ją i od tej pory nie kryła się tak bardzo z nałogiem. Owszem, w mojej obecności nie paliła, ale coraz częściej zacząłem czuć dym w naszym domu. Na moje uwagi na ten temat odpowiadała lekceważąco, że histeryzuję. Poza tym takie „wspomnienie zapachu dymu”, jak to określała, na pewno nie zrujnuje mi zdrowia. A na koniec – tak naprawdę to przecież nic nie czuć. Ona sama już kilka minut po skończeniu palenia nie wyczuwa żadnego zapachu dymu z papierosów!

Znosiłem to przez jakiś czas, lecz w końcu miałem dość. Chociaż ciągle była zima, zacząłem otwierać szeroko okna, żeby pozbyć się zapachu dymu. Otwierałem je nie na chwilę, a na bardzo długo. Wkrótce temperatura w każdym pomieszczeniu spadła do jakichś piętnastu stopni. Najpierw Ilona nie reagowała. Może miała nadzieję, że szybko dam sobie spokój, bo i ja zmarznę? Jednak gdy tylko usłyszała prognozę o całkiem sporym ochłodzeniu na przełomie lutego i marca, nie wytrzymała.
– Zamknij natychmiast te okna – nakazała mi w końcu.
– Ale dlaczego? Wpada do środka przyjemne świeże powietrze.
– Jest straszny ziąb!
– Nie czuję tego – wzruszyłem ramionami. – Mnie jest przyjemnie.
– Bo cię grzeje twoja gruba skóra! Za to mnie jest zimno jak diabli.
– W porządku, zamknę, jak przestaniesz palić! – zaszantażowałem ją.
– Niedoczekanie twoje! – krzyknęła. – Od dzisiaj będę spała w pokoiku Uli!
Tak miała na imię nasza dorosła córka. Ilona „wyprowadziła się” od razu. Myślała, że teraz będzie już mogła palić, kiedy tylko zechce, i chłód jej nie zagrozi. Mimo wszystko nawet ona ciężko znosiła „wędzarnię”, w którą szybko zmienił się pokój naszej córki, i na szczęście potrzebowała czasem ją wywietrzyć. A gdy wstawała rano i wychodziła ze swojego przytulnego gniazdka, zaraz wpadała w arktyczny chłód naszego korytarza. Skutkiem czego przeziębiła się dość szybko. To sprawiło, że próbowała ogłosić zawieszenie broni. Ja jednak wiedziałem, że to z jej strony tylko taki wybieg taktyczny. W trakcie zaziębienia i tak nigdy nie paliła. Dlatego zaproponowałem jej jedynie trwałe uszczelnienie drzwi do jej pokoju, żeby się aż tak bardzo nie wychładzał. Mogła też, oczywiście, mieć zamknięte okna w dzień, tak długo jak ja byłem w pracy.

Ilona, trochę już załamana, wezwała na odsiecz Ulkę. Miała nadzieję, że córka stanie w jej obronie i nakrzyczy na mnie. Ale Ula zawsze była ostoją zdrowego rozsądku i nigdy nie opowiadała się po żadnej ze stron. Dlatego po wysłuchaniu racji nas obojga stwierdziła stanowczo:
– Macie się natychmiast pogodzić!
– Ja się z nikim nie kłócę! – uniosłem się. – Lekarz zakazał mi palenia i nie mogę tolerować w swoim własnym domu…
– Akurat! – przerwała mi żona. – Po prostu mi zazdrościsz, że ja mogę palić.
– Chyba oszalałaś?! Czego mam ci zazdrościć? Że umrzesz na raka płuc?!
– Jakbyś nie zazdrościł, tobyś mnie nie śledził! – odwarknęła. – Paliłabym poza domem i nic by się nie stało. Ale ciebie bolało, że mam trochę przyjemności!
– Przestańcie! – prosiła Ulka.
Jej wysiłki na nic się nie zdały. Za bardzo byliśmy oboje nakręceni. Dlatego w końcu powiedziała: „Mam was dość!” i wyszła. A my ledwo zauważyliśmy jej wyjście. Tak zajęci byliśmy kłótnią…

Ilona po tygodniu wyzdrowiała, ale wciąż miała lekki kaszel. Stwierdziła, że to kaszel poinfekcyjny i że nabawiła się go przeze mnie. Zaprotestowałem:
– Po prostu doigrałaś się! Tak kaszlesz przez to twoje ciągłe kopcenie.
– Ustaliliśmy, że mnie to nie szkodzi!
– Akurat, nie ma ludzi którym nie szkodzi. A teraz palisz dużo więcej niż kiedyś.
– Bo mnie wkurzasz! – oświadczyła Ilona i demonstracyjnie zapaliła papierosa.

Chociaż byłem wściekły na żonę, zacząłem się o nią trochę niepokoić. Kaszel, zamiast słabnąć, jakby się u niej nasilał. Próbowałem namawiać ją, żeby poszła z tym do lekarza, ale ona postanowiła „na złość babci odmrozić sobie uszy”. Straszliwie mnie to irytowało. I kiedy któregoś dnia zobaczyłem na stole paczkę papierosów, postanowiłem ją zniszczyć. Porwałem fajki na kawałki, ale jeden papieros potoczył się pod stół i dzięki temu ocalał. Podniosłem go. Pierwszy raz od ośmiu lat miałem w ręku papierosa…Zaschło mi w gardle. Naszła mnie nagła i nieodparta pokusa, żeby zapalić.

No i zrobiłem to. Zaciągnąłem się intensywnie dymem, sam się sobie dziwiąc, że po tylu latach nie krztuszę się, tylko odczuwam niewysłowioną przyjemność…
– Wiedziałam! – niespodziewanie obok pojawiła się Ilona. – Ty hipokryto!
– To jest tak, jak myślisz! – broniłem się tekstem najgłupszym z możliwych.
– Mnie zabraniasz, a sam palisz! – wrzasnęła. – I pomyśleć, że już miałam rzucić! Ale w takim razie nie przestanę!
– Wcale nie miałaś rzucić! Tylko tak mówisz bo… – urwałem, skrzywiłem się i przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej.

Niewiele pamiętam z tego, co działo się przez kolejne godziny. W głowie zostały mi tylko jakieś migawki z karetki pogotowia i fakt, że wwożą mnie do sali operacyjnej. Dopiero następnego dnia dotarło do mnie, że doznałem rozległego zawału. W szpitalu spędziłem ponad trzy tygodnie. Kiedy wróciłem, Ilona na moich oczach demonstracyjnie wyrzuciła paczkę papierosów do kosza. Tak naprawdę przestała palić już wcześniej, kilka dni po moim zawale, kiedy okazało się, że już nic nie zagraża mojemu życiu. A teraz wreszcie zaczął jej zanikać ten okropny kaszel, który był jednak efektem palenia. Ja też czułem się lepiej, choć lista rzeczy, których mi nie wolno, zrobiła się jeszcze dłuższa…

Mój zawał przerwał wreszcie naszą wojnę domową. Szkoda tylko, że musiało się stać coś takiego, żebyśmy oboje się opamiętali. Gdyby udało nam się to wcześniej, zaoszczędzilibyśmy sobie nerwów. No cóż, może tego właśnie potrzebowaliśmy, by zrozumieć, jak ważne jest zdrowie.

Marek

Redakcja poleca

REKLAMA