Sześć lat temu braliśmy ślub i każda rocznica tego wydarzenia jest dla nas bardzo ważna. Sobie się nie dziwię, bo my – kobiety zwykle przywiązujemy dużą wagę do takich spraw. Zaskakuje mnie jednak to, że mój mąż tak bardzo stara się, by uczcić każdy wspólnie spędzony rok. Tym razem Andrzej zadziwił mnie jednak podwójnie.
Naszą tradycją jest to, że w rocznicę idziemy na kolację bez dzieci, a do tego obdarowujemy się prezentami. Nie są to jakieś kosztowne podarunki, bo na nadmiar pieniędzy nie narzekamy. Raczej chodzi o drobne upominki. W tym roku jednak mój Andrzej zaszalał. W wieczór poprzedzający nasze wyjście na miasto, tuż po położeniu dzieci do łóżek, kazał mi usiąść na kanapie i zamknąć oczy.
– Ale po co? – zapytałam.
– Jak to po co? Mam dla ciebie prezent.
– Ale to przecież jutro.
– Tak, ale to jest prezent, który właśnie jutro ci się przyda.
Marzyłam o tej sukience...
Grzebał w szafie, szeleścił reklamówkami i w końcu kazał mi otworzyć oczy. Aż mnie zatkało. Trzymał w rękach przepiękną sukienkę, którą miesiąc wcześniej wypatrzyłam na jednej z wystaw. Była jednak tak droga, że nawet jej nie przymierzyłam.
– Ale numer, zapamiętałeś ją!
– No tak, widziałem, jak ci się podobała.
– Andrzej, przecież ona kosztowała majątek… – złapałam się za głowę.
– Dostałem premię w robocie.
– No to trzeba było tę kasę odłożyć.
– Oj, przestań, raz się żyje. Przymierz ją, bo nie wiem, czy trafiłem z rozmiarem.
Nie wypadało dalej robić mu wyrzutów, bo to w końcu był prezent. Cała rozpromieniona zaczęłam ją na siebie wkładać. Sukienka była naprawdę wspaniała. Pech chciał, że mąż kupił za dużą. Pamiętał, jaki mam rozmiar, ale nie wiedział, że akurat w tym sklepie numeracja jest trochę zaniżona. Zmartwił się, jednak pocieszyłam go, że można ją przecież wymienić i jutro w południe pojedziemy to zrobić. Tak, żebym mogła włożyć ją na nasz wspólny wieczór.
Nazajutrz pojechaliśmy do hipermarketu. Zabraliśmy ze sobą dzieci, bo dopiero potem mieliśmy je odstawić do mamy. Poszliśmy do sklepu, w którym Andrzej kupił sukienkę, i przymierzyłam mniejszy rozmiar. Pasował, więc odetchnęłam z ulgą. Uradowani wyszliśmy ze sklepu. Postanowiliśmy zahaczyć jeszcze o dział spożywczy, żeby zrobić zakupy do domu.
Dzieciaki jak zwykle rozbiegły się na wszystkie strony i robiły straszny raban. Najstarszy biegał tak szybko, że aż przydzwonił w witrynę, średni marudził, że chce nową zabawkę, a najmniejsza, półtoraroczna córeczka narobiła w pieluchę. Zapłaciliśmy za wszystko przy kasie i poszliśmy do pokoju z przewijakiem. Przewinęliśmy małą, ogarnęliśmy rozżalonych chłopaków i wyszliśmy stamtąd po dwudziestu minutach. Byliśmy umęczeni, a do tego bardzo się spieszyliśmy, bo mama już czekała u siebie na dzieci.
Nie wiem, jak to się mogło stać, jak można było zgubić taki prezent!
Zziajani pakowaliśmy majdan do samochodu, a mnie wtedy coś tknęło. Najpierw pojawiło się to dziwne przeczucie, że czegoś ze sobą nie zabrałam, a potem z niepokojem rzuciłam się do bagażnika. Nerwowo przerzucałam znajdujące się w nim rzeczy – wózek, torba z pieluchami, moja torebka, siatki z jedzeniem…
No i wtedy uzmysłowiłam sobie, że nie ma najważniejszej reklamówki.
– Andrzej, zostawiłam sukienkę! – krzyknęłam.
– Co? Gdzie?
– Nie wiem, Jezus Maria, nie wiem! – miotałam się i wtedy mi się przypomniało. – Chyba w pokoju z przewijakiem… Tak, na pewno!
– No to dawaj, lecimy!
Zamknęliśmy auto, zabraliśmy dzieciaki i popędziliśmy z powrotem do hipermarketu. Serce waliło mi jak szalone. Nadzieja, że kiecka jeszcze tam będzie, mieszała się ze strachem, że zgubiłam taki piękny i drogi prezent. W końcu dobiegliśmy. Wpadłam do środka i… Niestety, sukienki już tam nie było. W koszu leżała tylko torba, w którą była zapakowana. Ktoś ją zabrał.
Popłakałam się jak dziecko. Dlatego, że ta sukienka była piękna, dlatego, że kupił mi ją mąż, i dlatego, że wydał na nią tyle pieniędzy. Andrzej mnie uspokajał, ale ja nie potrafiłam opanować emocji. W końcu odpuścił sobie pocieszanie i poszedł do biura ochrony sklepu, żeby dowiedzieć się, czy czasem ktoś nie odniósł naszej zguby.
– No i co? – pytałam z nadzieją w głosie, jak wrócił po kilku minutach.
– Nic… – wzruszył ramionami. – Nikogo u nich nie było, nic nie wiedzą.
– To nie ma już szansy, żebym ją odzyskała?
– Zostawiłem numer telefonu u ochrony i w tym sklepie, w którym ją kupiliśmy. I jedni, i drudzy mają dać znać, gdyby ktoś się zgłosił… Kto wie – uśmiechnął się niepewnie.
Byłam załamana, wściekła i rozżalona. Pierwszy raz mnie ktoś okradł i chociaż chodziło tylko o sukienkę, to emocje były naprawdę wielkie. Mąż nakłaniał mnie, żebyśmy kupili jeszcze jedną, że jakoś sobie z tym wydatkiem poradzimy, ale ja nie mogłam się na to zgodzić. Czułabym się jeszcze gorzej.
W końcu w samochodzie jakoś się otrząsnęłam i pojechaliśmy do mamy odstawić dzieci. Rocznicowa kolacja była wspaniała. Niestety, trochę psuło mi ją wspomnienie kradzieży. Całkiem straciłam nadzieję, że odzyskam moją fantastyczną kieckę. Nie wierzyłam, że kogoś ruszy sumienie, i odda ją w sklepie.
Nie wierzyłam, że kogoś ruszy sumienie, a ja odzyskam swoją śliczną kieckę!
Dlatego kiedy po dwóch dniach mąż wrócił do domu z pracy cały rozpromieniony, do głowy mi nie przyszło, że może to mieć związek z całą tą sytuacją. A on zawołał mnie do przedpokoju i wyciągnął z reklamówki sukienkę. Tę moją, skradzioną!
– Co to jest? Skąd ją masz? – wykrzyknęłam zaskoczona.
– Ochroniarz ze sklepu zadzwonił. Nie uwierzysz, ale ta kobitka, co ja zabrała, przyszła oddać – uśmiechał się. – Jest jednak na świecie uczciwość.
– Poważnie? – ucieszyłam się.
– No jasne. Masz, włóż! – wręczył mi sukienkę.
A ja od razu, tak jak stałam, w nią wskoczyłam.
– Wiesz co? – powiedział Andrzej. – Ja myślę, że jesteśmy tacy ze sobą szczęśliwi, że to szczęście na innych promieniuje. Dlatego tę kobitkę ruszyło sumienie. To było tak wzruszające, że aż go wycałowałam.
Andrzej nigdy nie umiał kłamać, dlatego od razu go zdemaskowałam!
Gdy jednak Andrzej poszedł do łazienki, zakradłam się do jego portfela. Zajrzałam do niego i potwierdziły się moje przypuszczenia. Tak jak myślałam, mój przebiegły mąż, który w ogóle nie potrafi kłamać, nawet nie ukrył nowego paragonu. Miał go w tej przegródce, gdzie zwykle chowa potwierdzenia zakupu. I jasno z tego wydruku wynikało, że sukienkę, którą mi przed chwilą wręczył, kupił dziś.
Nie przyznałam się jednak, że o wszystkim wiem. Udawałam rozanieloną szlachetnością złodziejki i naszym szczęściem. Nie chciałam mu psuć zabawy. Sama zresztą miałam niezły ubaw, kiedy patrzyłam, jak przez cały wieczór chodzi i w kółko powtarza, że to nie do wiary! I jak kolejny raz przekonuje, że to nasza dobra energia musiała serce tamtej kobiety odmienić. Trochę mnie tylko gniotło to, że wydaliśmy tyle pieniędzy, ale z drugiej strony… będę pamiętała tę rocznice bardzo długo. Dzięki tym złym, ale i dobrym emocjom.
Czytaj także:
Byłam w poprawczaku, ale wyszłam na ludzi
Każdy weekend musieliśmy spędzać z teściami...
Latami wypieraliśmy, że mój brat ma schizofrenię