–Mariolka jestem – przedstawia się, chociaż przekroczyła pięćdziesiątkę i wcale nie ma na imię Mariola, tylko Mirka. – Ja swojego wieku nie przyjmuje do wiadomości – twierdzi. – Czuję się młodo, góry jeszcze mogę przenosić, więc niech mi nikt w metrykę nie zagląda!
Po domu nosi dwa szlafroki; jeden buraczkowy, ze sztucznego weluru, z seledynową aplikacją koło kołnierza i na rękawach. Drugi zwyczajny, kuchenny, w drobne kwiatki, z wielkimi kieszeniami, opięty na brzuchu i piersiach. Oba są paskudne, pogrubiają ją i postarzają, ale ja się z tego cieszę.
To jest teściowa z koszmarów
Nie lubię matki swojego faceta! Mieszkamy razem, bo nie mamy innego wyjścia, ale mam alergię na jej widok. Ona też mnie nie cierpi… Dokucza mi na każdym kroku, gdyby mogła, utopiłaby mnie w łyżce wody! Nie mamy ślubu, więc mówię do niej „pani”. Na dzień dobry zapowiedziała, że nie ma żadnego przechodzenia na „ty”:
– Ślubu chyba nie weźmiecie, to po co się spoufalać? – oświadczyła. – Mamą też mnie nie nazywaj, bo nie o takiej synowej marzyłam, więc nie będziemy się zaprzyjaźniać.
Mojej prawdziwej matki nie znam. Wychowałam się w bidulu, nawet do rodziny zastępczej nie trafiłam, bo nie byłam dość ładna i wdzięczna; miałam nogi jak patyki i krzywe zęby. Te wady później okazały się zaletami: nigdy nie miałam kłopotów z tuszą, a zęby wyprostowałam sobie zaraz, jak tylko zaczęłam pracować i zarabiać. Ale wtedy chowałam się po kątach i uważałam, że jestem straszna paskuda.
Z kompleksów wyleczył mnie Piotrek. Jemu zawdzięczam to, że się przestałam kulić i przepraszać cały świat za to, co zrobiłam i czego nie zrobiłam. Przy nim nabrałam śmiałości i zaczęłam wierzyć, że nie jestem gorsza od innych. Bronił mnie przed całym światem, tylko przed własną matką nie potrafił.
Pani Mariolka była cwana; nigdy nie zaczepiała mnie przy Piotrku, wybierała momenty, kiedy byłyśmy same i wtedy atakowała jak skorpion. Na początku myślałam, że sobie jakoś poradzę, starałam się pomagać w pracach domowych, nie odpowiadałam na zaczepki, udawałam głuchą i ślepą, ale to ją tylko jeszcze bardziej rozzuchwalało!
Nie wiem, co mam mówić, jak o ciebie pytają, dlaczego tu mieszkasz i w ogóle? – zaczynała. – Bo, kto ty jesteś? Panienka do łóżka? Boże, co ten mój syn narobił? Sprowadził mi cię do domu i martw się człowieku! Świeć oczami przed ludźmi, umieraj ze wstydu… Przez to wszystko wątroba mnie boli coraz częściej i ciągle mam migreny! Jak długo jeszcze?!
Kiedyś się odważyłam i wyjąkałam, że mamy zamiar się pobrać, ale tylko rozpętałam burzę!
– Po moim trupie! – usłyszałam. – Nie ma na to mojej zgody! Im szybciej sobie wybijesz z głowy takie plany, tym lepiej dla ciebie
Zbierałam się, aby przyznać się Piotrkowi, że dłużej nie wytrzymam z jego matką pod jednym dachem, nawet nagrałam jej popisy na komórkę, ale było mi go żal. Tak ciężko pracował, starał się, wieczorowo pisał pracę licencjacką, łapał każdy grosz, żeby było na własne mieszkanie… Nie chciałam go maltretować swoimi narzekaniami. Wiedziałam, że kocha swoją matkę, że widzi ją inaczej niż ja, rozumiałam, że przeżyje szok, kiedy się dowie, jaka ona jest naprawdę. Jeszcze coś mnie powstrzymywało…
Wyobrażałam sobie własną mamę i dochodziłam do wniosku, że musiała być znacznie gorsza niż pani Mariolka, skoro mnie porzuciła i nigdy nie chciała odnaleźć. „Mam wieszać psy na Mariolce?” – myślałam. „Ale ona Piotrka wychowała, chociaż była sama i bez pieniędzy. Dała radę, nie wystawiła dzieciaka za drzwi, ma teraz prawo wymagać, żeby się liczono z jej zdaniem. A jej zdaniem, ja się nie nadaję na żonę Piotrka. Wymarzyła sobie królewnę z bajki, po matczynemu chce dla synka jedynaka jak najlepiej. Wkurza mnie, ale ją rozumiem…”.
Dwie magiczne kreski odmieniły moje życie
Rozumiałam ją jeszcze lepiej, odkąd na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski. Czułam takie szczęście, jak nigdy do tej pory, może tylko wówczas, kiedy Piotrek powiedział, że mnie kocha. Chciałam, żeby wszyscy wiedzieli, że noszę pod sercem nowe życie, że nareszcie los mi wynagradza zło, jakie mnie spotkało. Była tylko jedna szara plama na moim jasnym, błękitnym niebie: teściowa i jej reakcja. Bałam się, że wszystko zniszczy, zatruje, że pokaleczy mnie do końca życia. Dlatego zwlekałam z powiedzeniem Piotrkowi, że jest ojcem. Liczyłam na jakiś cud…
Najpierw były imieniny Mariolki. Obchodziła je trzeciego maja, chociaż, jak już wspominałam, to nie jest jej imię metrykalne. Zawsze czekała na kwiaty i prezenty, zapraszała gości, piekła torty i ciasta, była najważniejsza, tak jak lubiła. Kupiłam jej piękny, elegancki szlafrok. Bardzo drogi, znanej firmy, świetnie uszyty… Myślałam, że się ucieszy, ale ona nawet nie odpakowała mojego prezentu.
– Noo, dzięki – powiedziała. – Nie trzeba było, po co wyrzucać pieniądze, kiedy się tuła u obcych.
Nikt tego nie słyszał. Jak zwykle wybrała czas i miejsce, żeby mnie ugodzić. Udało jej się. Ledwo dotrwałam do końca przyjęcia. Rozbolała mnie głowa, miałam mdłości, czułam się fatalnie. Leżałam w ciemnym pokoju i myślałam co dalej? Zdecydowałam, że starczy, trzeba zrobić porządek z tą sytuacją. Dalej tak się nie da.
Następnego dnia zwolniłam się z pracy. Poszłam na USG. Z pierwszą fotografią mojego dziecka pojechałam prosto do domu... Teściowa gotowała rosół. Ten zapach tak na mnie podziałał, że pognałam do łazienki. Nie zdążyłam zamknąć drzwi, więc słyszała, jak mną szarpią torsje. Słaba i spocona usiadłam na wannie, żeby odpocząć. Wtedy stanęła w drzwiach.
– Co ci jest? – zapytała. – Zatrułaś się czymś, czy jest tak, jak myślę?
– Nie wiem, co pani myśli?
– Jesteś w ciąży?
Wstałam, poszłam do przedpokoju. Ona za mną krok w krok… Wyjęłam z torebki wydruk USG i jej podałam. Bałam się na nią spojrzeć.
– Boże święty – usłyszałam po chwili. – A już wiadomo, czy to chłopaczek czy dziewuszka?
– Nie, jeszcze za wcześnie.
– No tak, zresztą to nie ma znaczenia. Najważniejsze, żeby było zdrowe. A czego ty, dziewczyno, tak stoisz pod tą ścianą? Chodź do pokoju i usiądź, albo najlepiej się połóż z nogami trochę wyżej. Zrobię ci coś do picia. Może sok? Jaki byś chciała?
Byłam kompletnie oszołomiona. Pozwoliłam się zaprowadzić do stołowego, posadzić na fotelu i nałożyć wygodne, miękkie pantofle.
– Kto to słyszał, żeby w ciąży latać na takich obcasach? – mówiła dalej pani Mariolka. – O, teraz ja się za ciebie wezmę. Zdrowa dieta, odpoczynek, spacery, dużo snu… Ty nie masz doświadczenia, więc musisz słuchać matki.
– Pani nie jest moją matką – wyjąkałam.
– Oj tam, oj tam… jestem, nie jestem… Zresztą prawie jestem, bo urodzisz mojego wnuka albo wnusię. Poza tym, musicie się jak najszybciej pobrać, więc jeśli trochę wcześniej zaczniesz do mnie mówić „mamo”, chyba dziury w niebie nie będzie?
Nadal nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Pani Mariolka zniknęła na chwilę, ale zaraz pojawiła się z powrotem. Była ubrana w nowy szlafrok, prezent ode mnie. Wyglądała super.
– Noo, i jak? – zapytała. – Ty wiesz, że nigdy w życiu nie miałam nic tak ładnego? Masz świetny gust, od tej pory zawsze będę cię pytała, co mam kupić z ciuchów, bo ja wybieram jakieś koszmarki. A teraz zacznę o siebie dbać. Będę babcią.
– Dobrze – odpowiedziałam.
– Ty mi już nie pamiętaj tamtych głupot, jakie wyprawiałam. Byłam o ciebie zazdrosna. Piotrek tak cię kocha, bałam się, że dla mnie tej miłości nie starczy. Ja cię lubię i szanuję… Na Dzień Matki robimy wspólne święto. Będziesz do mnie mówiła: mamo?
– Tak, mamo. Będę!
Więcej prawdziwych historii, które mogą cię zainteresować:
„Mój pijany mąż prawie zabił dziecko mojej siostry. Czy ona mi to kiedyś wybaczy?”
„Stanęłam na rzęsach, by pomóc matce chłopca z porażeniem mózgowych. A ona zrobiła ze mnie i połowy miasta idiotów”
„Odbiłam narzeczonego niepełnosprawnej przyjaciółce. Miała wyrzuty sumienia, ale wygrało z nimi uczucie”