Moje małżeństwo od początku było koszmarem. Sama sobie zgotowałam taki los, więc czułam, że należy mi się pokuta. Dziwna jestem? Może... Właśnie się rozwiodłam i zdecydowałam, że muszę wszystko z siebie wyrzucić. To ma być swoista psychoterapia. Cieszę się, że skończyło się na pierwszej rozprawie. Obawiałam się, sąd nigdy nie da nam rozwodu. Dzieci nie mieliśmy, ale były inne przeszkody.
– Przecież wciąż cię kocham. Nie chcę rozwodu. Chcę ratować małżeństwo – mówił za każdym razem mój mąż. Co nie przeszkadzało mu dręczyć mnie psychicznie.
Przy ludziach wszystko było cudownie, ale gdy tylko byliśmy w domu sami, koszmar powracał. Byłam najgorsza, niegospodarna, za dużo wydawałam na jedzenie, za późno wracałam z pracy, niedokładnie sprzątałam, byłam beznadziejna w łóżku, nie urodziłam mu dziecka (dwa razy poroniłam). Fakt, nigdy mnie nie uderzył, ale każde słowo było jak policzek. Potrafił się znęcać, a doprowadzanie mnie do łez przynosiło mu niewątpliwą satysfakcję. Dopiero wtedy dawał mi spokój.
Nigdy po ślubie nie powiedział, że mnie kocha
Seks był tylko wypełnianiem małżeńskiego obowiązku i nie sprawiał mi radości. Teraz po trzech latach, pięciu miesiącach i trzynastu dniach nieudanego małżeństwa jestem znowu wolna. Bardzo żałuję decyzji o ślubie. Żałuję, że nie dotrzymałam słów przysięgi. Jestem wierząca i rozwód był dla mnie ostatecznością. „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”... Kochałam, byłam wierna i uczciwa w małżeństwie. Nie wykonałam tylko ostatniego.
Najgorsze jest to, że moi rodzice odwrócili się ode mnie. Uważali rozstanie z mężem za moją fanaberię i wynik braku starań, żeby było lepiej.
– Wy, młodzi, tylko to potraficie: rozwieść się. Najkrótszą drogą. To nie jest metoda. Gdybyśmy z twoją matką rozeszli się po pierwszej kłótni, to was by na świecie nie było! – grzmiał ojciec. – Masz porządnego męża, to go szanuj.
Nie miałam siły tłumaczyć, jak było naprawdę i ile razy na początku próbowałam coś zmienić. Byłam strzępkiem nerwów. Miałam dość!
Jeśli czegoś dziś żałuję, to tego, jak potraktowałam Kamila. Zapłaciłam za to wysoką cenę. Był moim chłopakiem na studiach. Robiliśmy razem licencjat. Głupio mi o tym pisać, bo to ja zdecydowałam o rozstaniu. Wybrałam Nikodema, z którym wzięłam ślub. Dziś wiem, że podjęłam błędną decyzję, że za miłość wzięłam coś, co było tylko złudzeniem.
– Kocham cię, Moni, ale musisz wybrać – powiedział Nikodem. – To twoja decyzja, bo pewnie ten palant Kamil też cię kocha. Ale co on ma ci do zaoferowania…
Kamil nie miał matki, a jego ojciec chorował na raka. Pokochałam Kamila pierwszą młodzieńczą miłością. Taką prawdziwą. Był czuły, troskliwy, zaradny. Po prostu dobry. Byliśmy razem dwa lata. Planowaliśmy wspólną przyszłość. On chciał pójść do pracy zaraz po licencjacie, żebyśmy mogli się pobrać. Oboje nie mieliśmy zbyt dużo kasy.
Ja od początku, odkąd sięgam pamięcią, klepałam biedę
Właściwie byłam do niej przyzwyczajona. Moja młodsza o rok siostra musiała czekać ze studiami, aż ja skończę licencjat, bo rodzice nie mieli pieniędzy, żeby dwie córki naraz studiowały. Nikodem należał do tych mężczyzn, którzy szastają pieniędzmi, żeby pokazać swoją wyższość. Kiedyś tak nie myślałam. Na studiach sądziłam, że jest taki hojny w stosunku do mnie. Żeby mnie zdobyć, zapraszał mnie na kolacje do drogich restauracji, kupował markowe kosmetyki.
Nawet się dziwiłam, że wybrał sobie takiego kopciuszka jak ja. Jedyne, co miałam do zaoferowania, to uroda. Byłam jej świadoma, ale – niestety – zmarnowałam to, co dał mi los.
Przez trzy lata małżeństwa stopniowo przestawałam dbać o siebie. Szczerze mówiąc, nawet nie miałam za co. Mój mąż po ślubie zupełnie się zmienił. Tak jak kiedyś zasypywał mnie prezentami, tak potem kupno najmniejszego słoiczka kremu wiązało się z nieziemską awanturą.
– Mało ci? Powinno ci wystarczyć, to, co masz. Nie zużyjesz tego przez lata! – krzyczał. – Naucz się oszczędzać! Teraz wiem, dlaczego twoi rodzice nigdy do niczego nie doszli!
A przecież też zarabiałam i naprawdę nie przesadzałam z wydatkami. Najgorsze było to, że mieliśmy wspólne konto, miałam swoją kartę, ale byłam rozliczana z każdej złotówki. Nie zliczę nocy, kiedy szlochałam w poduszkę. Musiałam to robić cicho, żeby nie obudzić Nikodema. Rano wstawałam z zapuchniętymi oczami.
– Źle się czujesz? – pytały koleżanki z pracy. – Może jesteś chora?
Zaprzeczałam. Udawałam, że wszystko jest w porządku. Nigdy nie zwierzałam się obcym ze swoich problemów. Przyjaciół nie miałam, bo Nikodem zabronił mi utrzymywania kontaktów z tymi, których on nie akceptował.
Zresztą od razu po ślubie zamieszkaliśmy w jego rodzinnym mieście, więc siłą rzeczy moje przyjaźnie wygasły. Nigdy nie zapomnę wzroku Nikodema, gdy mu powiedziałam, że chcę rozwodu.
– Przeczuwałem to – powiedział tylko. – Ale... nie pójdzie ci ze mną tak łatwo.
Gdy papiery rozwodowe były już złożone w sądzie i czekaliśmy na wyznaczenie terminu rozprawy, Nikodem zarzekał się, że nie chce i nie da mi rozwodu. Na szczęście nie spełnił swoich gróźb. Może przemyślał sprawę i w końcu doszedł do wniosku, że też ma dość takiego związku, a może przestraszył się, że wyciągnę na światło dzienne wszystkie brudy? Nie wiem. Grunt, że przed obliczem sądu nawet się nie zająknął na temat ratowania naszego związku i przystał na wszystkie moje warunki.
Nareszcie jestem wolna. A tak się bałam rozwodu. Bałam się też zostać sama. Dziś widzę, że niepotrzebnie. Chociaż jestem samotną kobietą, czuję się szczęśliwa. Może jeszcze kiedyś ułożę sobie życie z kimś właściwym? Nie wiem tylko, czy potrafię jeszcze kochać...
Więcej listów do redakcji: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...”