„Przy 164 cm wzrostu ważę 98 kilogramów i nie mogę schudnąć. Nienawidziłam siebie za tuszę”

Otyła kobieta pragnąca schudnąć fot. Adobe Stock
Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i robiło mi się niedobrze. Przestałam się malować, dbać o włosy. Doszłam do wniosku, że nie warto, że to przecież i tak niczego nie zmieni.
/ 30.12.2020 17:58
Otyła kobieta pragnąca schudnąć fot. Adobe Stock

Jeśli nie możesz czegoś w swoim życiu zmienić, postaraj się to zaakceptować i polubić. No tak...Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Ale jednak się da!

Zaczęłam tyć w czasie trzeciej ciąży. Przybyło mi 32 kilogramy, ale wcale się tym nie przejęłam. Byłam pewna, że schudnę. Przecież po dwóch poprzednich ciążach bez problemu wróciłam do swojej wagi. Uwielbiałam sport, aktywny tryb życia i ze zrzuceniem zbędnych kilogramów nigdy nie miałam problemów. Bieganie, jazda na rowerze, pływanie – to był mój żywioł!

– Ty się chyba minęłaś z powołaniem. Powinnaś być nauczycielką WF-u, a nie matematyki – śmiał się zawsze mój mąż, którego bardzo szybko zaraziłam swoją pasją. I miał rację. Wprost rozpierała mnie energia! Z trudem udawało mi się usiedzieć dłużej w jednym miejscu. Pamiętam, jak kiedyś pojechaliśmy ze znajomymi na wakacje nad morze. Oni leżeli całymi dniami na słońcu, a my penetrowaliśmy okoliczne bunkry. Nie mogliśmy wytrzymać na plaży.

Rodziłam z dużymi komplikacjami

Dostałam krwotoku. Ledwie mnie odratowano. Kiedy wypisywano mnie ze szpitala, lekarz od razu zapowiedział, że z powodów zdrowotnych będę musiała zwolnić tempo życia.
– Żadnego większego wysiłku, dźwigania zakupów, żadnych wyczynowych sportów. Jeśli nie zastosuje się pani do tych zaleceń, może pani przypłacić to życiem – ostrzegał. Nie mogłam w to uwierzyć. Mam spokojnie siedzieć w domu i robić na drutach? Albo gapić się w telewizor?

To było dla mnie niewyobrażalne. „No i jak ja zdołam w takim razie schudnąć” – zastanawiałam się. Przy wzroście 164 centymetrów ważyłam 98 kilogramów! Nie byłam tym zachwycona.

Zapisałam się na gimnastykę

Wydawało mi się, że to mi wolno. Mąż nie był zadowolony.

– Jesteś pewna? Przecież lekarz mówił że nie powinnaś się męczyć – przypomniał, gdy wybierałam się na pierwsze zajęcia.
– Daj spokój, to żaden wysiłek, takie tam sobie delikatne machanie rękami i nogami – odparłam. Nie dotrwałam nawet do końca rozgrzewki. Nagle poczułam, że robi mi się przed oczami ciemno… Ocknęłam się na podłodze.
– Straciła pani przytomność – usłyszałam od przestraszonej instruktorki. Dopiero wtedy zrozumiałam, że lekarz nie żartował.

Nie zamierzałam jednak rezygnować z odchudzania. Te dodatkowe kilogramy mocno mi przeszkadzały. Przy trójce dzieci trzeba się naprawdę szybko uwijać. A ja zaczęłam mieć z tym trudności. Kondycji mi nie brakowało, ale po prostu nie wszędzie się mieściłam. „Skoro nie ćwiczenia, no to może dieta?” – zastanawiałam się.

Obłożyłam się gazetami dla kobiet i różnymi mądrymi poradnikami na temat odżywiania. Czytałam i nie mogłam uwierzyć. Okazało się, że właściwie przez całe życie byłam na dobrej, zdrowej diecie. W naszym domu nigdy nie jadało się dużo i tłusto. Nawet nie wiem, jak smakuje golonka! Ryż, kasza, dużo warzyw, czasami kurczak. To lubimy wszyscy najbardziej!

Liczyłam kalorie i nadal byłam gruba

– Nie masz innego wyjścia, musisz zacząć się głodzić – stwierdziła moja sąsiadka, Ewka. Mimo swoich 36 lat miała figurę nastolatki.
– Na śniadanie jabłuszko, na obiad gotowana marchewka i kawałek piersi z indyka, na kolację najlepiej tylko szklanka wody. Mówię ci, to działa cuda! Zobacz, jak wyglądam! – przekonywała mnie, prezentując dumnie talię osy.
– I nie jesteś głodna? – zapytałam zdziwiona.
– Oczywiście że jestem! Właściwie przez cały czas myślę o jedzeniu. Ale jak się chce pięknie wyglądać, trzeba cierpieć. I nauczyć się sobie odmawiać – odparła.

 

Spróbowałam tej nieszczęsnej głodówki. Wytrzymałam trzy dni, choć kiszki grały mi marsza na cały regulator. Czwartego… zemdlałam. „Boże, dlaczego inni mogą, a ja nie” – pomyślałam załamana. W telewizji leciał właśnie któryś tam odcinek popularnego serialu. Jedna z bohaterek, bardzo zresztą szczupła, tłumaczyła drugiej, że musi przejść na dietę. „Bo z grubych wszyscy się śmieją, nikt ich nie lubi i mają w życiu mniejsze szanse na odniesienie sukcesu”. To już mnie zupełnie dobiło. Rozpłakałam się jak dziecko.

– Zwariowałaś! Dlaczego w ogóle słuchasz takich bzdur! – zdenerwował się mąż, kiedy wreszcie wydusiłam z siebie, czym się tak martwię. – Przestań o tym myśleć i zacznij normalnie żyć. Jeszcze chwila i wpadniesz mi w depresję…
– No to nie chciałbyś, żebym była szczupła jak dawniej? – zapytałam.
– Kocham cię ze wszystkimi twoimi kilogramami – roześmiał się. A potem nagle spoważniał i spojrzał mi prosto w oczy. – Zapamiętaj sobie jedno: wolę, żebyś była gruba, niż by cię w ogóle miało nie być – dodał.

To chyba właśnie wtedy pomyślałam, że skoro nie mogę schudnąć, muszę zaakceptować siebie taką, jaką jestem. Pewnie myślicie, że przy takim wsparciu ukochanego mężczyzny było to bardzo łatwe.

Że przestawiłam sobie w głowie jakąś klapkę, i kompleksy zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nic z tego! Mąż mnie ciągle kochał, to bardzo fajnie, ale reszta świata nie! Idąc ulicą, miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. I myślą z lekceważeniem: „Jak można doprowadzić się do takiego stanu?”. Ubierałam się więc w przepastne spódnice albo czarne swetry i spodnie, żeby jakoś ukryć się w ciuchach, wydać się szczuplejszą. Niewiele to pomagało.

Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i robiło mi się niedobrze. Przestałam się malować, dbać o włosy. Doszłam do wniosku, że nie warto, że to przecież i tak niczego nie zmieni. Z radosnej, pełnej życia kobiety zamieniłam się w mrukliwe, wiecznie nadąsane, użalające się nad sobą babsko. Rozstawiałam starszych synów po kątach, czepiałam się męża o byle drobiazgi. Do dziś zastanawiam się, jak oni to wytrzymali… Ratunek przyszedł niespodziewanie. I to z miejsca, z którego nigdy bym się go nie spodziewała.

Po roku urlopu wychowawczego postanowiłam wrócić do pracy. Musiałam – z pensji męża trudno nam się było utrzymać. Bałam się potwornie, młodzież potrafi być przecież taka okrutna i złośliwa! A zwłaszcza gimnazjaliści. Byłam pewna, że będą naśmiewać się z mojego wyglądu, że zaraz wymyślą mi jakieś obraźliwe przezwisko. Idąc na pierwszą lekcję, zastanawiałam się gorączkowo, jak się zachować, co powiedzieć. Weszłam do klasy, stanęłam za biurkiem i…
– Od razu uprzedzam! Nie zgadzam się na Baryłę, Kloca, Krowę, Hipopotama! – wypaliłam. Zapanowała kompletna cisza. Uczniowie wpatrywali się we mnie zaskoczeni.
– A Pączuś może być? – zapytał nagle największy klasowy dowcipniś. W jego głosie nie było drwiny.
– A dlaczego Pączuś? – zdziwiłam się.
– Jak to dlaczego? Przecież wszyscy lubią pączki! Są takie słodziutkie, no i w ogóle! – krzyknął.
– W porządku, może być Pączuś – powiedziałam po chwili.

Uczniowie zaczęli się śmiać, bić brawo. Widząc ich reakcję, poczułam ogromną ulgę. I pomyślałam, że może świat wcale nie jest taki okrutny, jak myślałam…

Od tamtego wydarzenia minął ponad rok

Jestem zupełnie inną kobietą. Ciągle przy kości, ale za to uśmiechniętą i szczęśliwą. Dzień, w którym zostałam Pączusiem, okazał się przełomowy! Uczniowie wcale nie patrzyli na mnie jak na potwora! Dlaczego więc ja miałam na siebie w ten sposób patrzeć.

Wyrzuciłam z szafy wszystkie maskujące tuszę stroje. Teraz moja garderoba jest pełna żywych barw. Wróciłam do starych przyzwyczajeń – dbam o siebie, robię staranny makijaż, fryzurę. Na ulicy nie chowam głowy w ramionach, ale chodzę wyprostowana. Uśmiecham się do ludzi, a oni zwykle odwzajemniają mój uśmiech. Nie jest oczywiście idealnie. Czasami czuję na sobie jeszcze te lekceważące spojrzenia… Ale się już nimi nie przejmuję.

Więcej prawdziwych historii:
„Związałem się z alkoholiczką. Co tydzień obiecywała mi, że przestanie pić. Ja wciąż wierzę, że się zmieni”
„Powiedziałam znajomej, że przyłapałam jej męża na zdradzie. Ona się obraziła, że próbuję zniszczyć jej małżeństwo”
„Moja córka nie rozumie, że facetom nie można ufać. Oddasz im serce, a oni zdepczą je i wyrzucą - jak jej ojciec”
„Mój narzeczony stracił nogę w wypadku. Rozważam odwołanie ślubu, bo nie chcę niepełnosprawnego męża”

Redakcja poleca

REKLAMA