„Z ust moich rodziców wydobywał się tylko krzyk i obelgi. Mama po latach wyjaśniła mi, że tak wygląda ich miłość”

Skłócone małżeństwo fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Miałam tego dość. Czy naprawdę dorośli ludzie nie mogliby załatwiać takich spraw między sobą? Skoro mamę zachowanie ojca tak drażniło, to czy nie mogła zrobić niczego innego, niż tylko wiecznie na niego psioczyć i powtarzać to swoje >>ja naprawdę już z nim nie mogę wytrzymać?<<”.
/ 29.08.2022 08:30
Skłócone małżeństwo fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Podniesiony głos mamy niósł się po całej klatce schodowej. Znowu miała pretensje do taty. Z tego, co mogłam wywnioskować po urywanych zdaniach, chodziło o coś związanego z telewizją i przełączaniem kanałów. Westchnęłam i nacisnęłam dzwonek u drzwi.

Nic, tylko ciągłe wrzaski

– O, jesteś, wejdź, kochanie! – powitała mnie. – I może od razu powiedz ojcu, że to jest szczyt egoizmu oglądać jakieś głupoty o samochodach, kiedy ja mam premierę swojego serialu! Ty mnie rozumiesz, prawda? Zaczyna się nowy sezon, leci już pierwszy odcinek, a on mi włączył swoje bzdury!

– Bo jest niedziela, godzina dwudziesta! – odkrzyknął z dużego pokoju ojciec. – To mój czas na telewizję, dostaniesz pilota o dwudziestej drugiej! Taka jest umowa!

– Ale premiera jest teraz, nie o dwudziestej drugiej! – huknęła mama, aż zadzwoniło mi w uszach. – To wyjątek, mówiłam ci sto razy, ale oczywiście mnie nie słuchasz!

Tak… Znałam umowę rodziców, po tysiącach sporów o oglądanie telewizji ustalili, kto kiedy dzierży pilota i teoretycznie teraz przypadała kolej taty. Ale mama też miała trochę racji, bo tym razem premierowy odcinek nowego sezonu jej serialu puścili wcześniej. A tata nie zamierzał ustąpić.

Nie chciałam jednak występować w roli mediatora, dość miałam tego po latach dzieciństwa i młodości, kiedy to wraz z siostrą wiecznie usiłowałyśmy pogodzić rodziców. Na szczęście wpadłam tylko na chwilę, oddać mamie blachę po serniku i zdołałam wyjść, nim krzyki przybrały na sile.

– Łucja pyta, kiedy będzie mogła przyjść się do was pobawić – rzuciłam, zamykając drzwi. – Ale może lepiej zadzwonię jakoś w tygodniu.

W tygodniu jednak też nie udało mi się pomówić z mamą. Kiedy tylko odebrała telefon, zaczęła uskarżać się, że ojciec trzyma w lodówce zepsute mięso i nie pozwala go wyrzucić, bo mu potrzebne na ryby. W tle usłyszałam głos ojca, żeby się nie czepiała jego przynęty, bo sama potrafi tygodniami trzymać cuchnący ser, na co ona odwrzasnęła coś, nawet o centymetr nie odsuwając słuchawki od głowy, a ja straciłam słuch w lewym uchu.

Cały czas narzekała. Miałam tego dosyć!

Chciałam wrócić do rozmowy o wizycie Łucji, ale mama zalała mnie potokiem narzekań na męża, więc oznajmiłam, że zadzwonię kiedy indziej. Miałam tego dość. Czy naprawdę dorośli ludzie nie mogliby załatwiać takich spraw między sobą? Skoro mamę zachowanie ojca tak drażniło, to czy nie mogła zrobić niczego innego, niż tylko wiecznie na niego psioczyć i powtarzać to swoje „ja naprawdę już z nim nie mogę wytrzymać?”.

Kiedy stałam u progu dorosłości panicznie bałam się, że moje małżeństwo będzie wyglądało podobnie. Podchodziłam z rezerwą do chłopaków i ich deklaracji, a kiedy zaczęłam spotykać się z Miśkiem, ze łzami oznajmiłam mu, że nie mogę za niego wyjść, bo skończymy jak moi rodzice.

– Nie, obiecuję ci, że będziemy jak moi – objął mnie i pocałował. – Są  zgodną parą, najlepszymi przyjaciółmi i kłócą się może raz do roku. U nas w domu nie będzie awantur, daję słowo.

I trzeba przyznać, że go dotrzymał, a raczej oboje dotrzymaliśmy. Zupełnie nie przypominaliśmy moich rodziców – rozmawialiśmy, potrafiliśmy zawsze wypracować kompromis, traktowaliśmy się z szacunkiem i zrozumieniem. Żyłam w spokojnym i cichym domu wypełnionym muzyką klasyczną, bo Misiek jest flecistą. Natomiast wizyty w pełnym wrzasków domu rodzinnym stały się dla mnie udręką.

– Ale wiesz, żal mi mamy – powiedziałam do męża któregoś wieczoru. – Ojciec ma swoje ryby, pójdzie nad jezioro, posiedzi kilka godzin w ciszy, odzyska spokój i potem znowu ma ochotę się pokłócić.

A mama pracuje w urzędzie, codziennie dziesiątki ludzi czegoś od niej chcą, a potem wraca do domu i musi użerać się z mężem, który nudzi się na emeryturze i tylko czeka, żeby wciągnąć ją w jakąś sprzeczkę. Trochę mi jej szkoda. Misiek się ze mną zgadzał. On też obserwował nieraz, jak ojciec dosłownie szuka powodu do zwady. Nigdy nie ustąpił żonie, nawet tego nieszczęsnego pilota przetrzymał wtedy dla zasady, bo w życiu nie widziałam, żeby oglądał program motoryzacyjny.

Ostatecznie zawiozłam Łucję do dziadków w którąś niedzielę, bardzo stanowczo prosząc, żeby się przy niej nie kłócili. Kiedy ją odebrałam, nie omieszkałam o to wypytać.

Chciałam odrobinę odpocząć...

– Byłam z dziadziem na placu zabaw, a potem piekłam z babcią szarlotkę – zeznała moja pięciolatka.

Odetchnęłam z ulgą. Czyli pokój jest możliwy, wystarczy im tylko odrobina motywacji. W wakacje planowaliśmy wyjechać nad morze, jednak tuż przed wyjazdem Misiek dostał propozycję koncertu w Wiedniu. Rozważyliśmy wszystkie za i przeciw i wyszło nam, że mąż zarobi w Austrii przez trzy tygodnie więcej niż w Polsce przez pięć miesięcy, więc szkoda przepuścić taką okazję. Tylko że wtedy marnowało nam się miejsce w pensjonacie.

– Weź swoją mamę – zaproponował. – Odpocznie od taty, ty będziesz mieć troszkę wolnego czasu, a Łucja będzie szczęśliwa.

Tak też zrobiłam. Mama wyglądała na podekscytowaną, od lat nie była nigdzie na urlopie. Kiedy podjechaliśmy pod klatkę, ojciec wytaszczył walizkę wielkości naczepy tira.

– Proszę, tu jest całe mienie przesiedleńcze twojej matki. – Z tymi słowami wpakował walizę do bagażnika.

– Dziwne, że nie wzięła ze sobą wanny.

Spięłam się, czekając na reakcję mamy, ale ta była zbyt rozpromieniona, by wdawać się w utarczki z ojcem. Cmoknęła go tylko w policzek, zignorowała kolejną kąśliwą uwagę na jakiś mało ważny temat i kazała mi ruszać. Przez całą drogę w samochodzie panowała fantastyczna atmosfera. Mama i Łucja śpiewały, ja zerkałam na nie z rozbawieniem w lusterku.

Również pierwsze dwa dni nad morzem upłynęły nam na przyjemnych spacerach, wylegiwaniu się na plaży i jedzeniu ryby z frytkami. Wydawało się, że wszystko idzie świetnie, aż nagle mama zaczęła narzekać.

– Możemy już wracać, Asiu? Jakoś tu nudno… – marudziła, ledwie wkopałam kołki od parawanu na plaży.

– Spacer? – prychnęła wieczorem.

– I co, będziemy chodzić tam i z powrotem? Bez sensu, wolę telewizję…

W końcu zaczęła wypytywać, o której wyjeżdżamy w niedzielę, choć do wyjazdu było jeszcze osiem pełnych dni i nawet o tym nie myślałam. Ale ona chciała wiedzieć, co więcej, usiłowała wymóc na mnie obietnicę, że ruszymy jak najwcześniej.

– Dokąd ci się tak spieszy, mamo? – zapytałam zirytowana, bo pobyt miałyśmy opłacony do trzynastej.

– Do domu – rzuciła z taką nostalgią, jakby od dwudziestu lat przebywała na przymusowej emigracji. – Najchętniej wróciłabym już jutro.

Teraz ja miałam ochotę zrobić jej awanturę

Myślałam, że ten wyjazd będzie dla niej przyjemnością, za wszystko płaciłam, dbałam, żeby odpoczywała i niczym się nie przejmowała. O co jej chodziło z tym wyjeżdżaniem? Co jej się niby nie podobało w wakacjach nad morzem?!

Widząc moją urażoną minę, mama starała się więcej nie marudzić, ale i tak wiedziałam, że czas na urlopie nieznośnie jej się dłuży. Niby bawiła się z Łucją czy rozmawiała ze mną, udając dobry humor, ale czuło się, że wolałaby być gdzie indziej.

– Dlaczego chcesz już wracać do domu? – zapytałam ją w końcu. – Nie podoba ci się tutaj? Co jest nie tak?

– Wszystko jest super, córuś – uśmiechnęła się z widocznym wysiłkiem. – Tylko… nudno tu bez ojca.

Aż mnie zatkało! Nudzi jej się bez ojca?! Bez człowieka, który nieustannie prowokował ją do kłótni, wiecznie jej dogadywał i ciągle robił na złość?!

– Myślałam, że już nie możesz z nim wytrzymać – ostatnie słowa powiedziałam, parodiując jej głos.

– No myślałam, że już nie mogę – przyznała, obracając obrączkę ślubną na palcu – jednak okazuje się, że bez niego jest jeszcze gorzej… Niby mi dokucza i gada masę głupot, ale przynajmniej wiem, że mu zależy, żebym mu coś odpowiedziała.

Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy jej współczuć. W końcu pokiwałam głową i poszłam na spacer opowiedzieć wszystko Miśkowi przez telefon. Roześmiał się i zaproponował, żebym się z mamą spróbowała pokłócić w ramach dostarczenia jej rozrywki.

To wyglądało jak scena z kabaretu

Przez kolejne dni mama chodziła z nami na plażę, spacery i lody, ale wyraźnie czekała na wieczorny telefon od taty. Oczywiście natychmiast zaczynali się o coś sprzeczać. Każdy pretekst był dla nich dobry, żeby podnieść głos i powiedzieć temu drugiemu, że „jak zwykle nie ma racji”. Co ciekawe, po tych rozmowach mamie błyszczały oczy i wreszcie się uśmiechała. Byłam zdumiona!

Kiedy odwiozłam mamę pod jej blok, ojciec niemal wybiegł przed klatkę, jakby już nie mógł się doczekać przyjazdu żony. Wyładowałam z bagażnika jej walizkę oraz torbę z czterema litrowymi słoikami miodu, które kupiła przy szosie.

– A po co ci tyle miodu? – sarknął tata na ten widok, udając, że wcale się dziko nie ucieszył na widok mamy. – Cukrzycę nam chcesz zafundować?

Patrzyłam, jak mama niemal tanecznym krokiem wchodzi do klatki, a tata idzie za nią z torbami, mamrocząc pod nosem kolejne uwagi. Dzięki wyjazdowi przestałam przejmować się kłótniami rodziców i zastanawiać, dlaczego, skoro im razem tak źle, to jeszcze się nie rozwiedli. Cóż, każde małżeństwo ma swoją receptę na wspólne życie i nikomu nic do tego. Może to dziwne, ale moi rodzice okazują sobie uczucie poprzez sprzeczanie się i walkę o pilota.

Czytaj także:
„Szefowa traktowała mnie jak niewolnicę. Za marne grosze urabiałam sobie ręce po łokcie, a jej wciąż było za mało”
„Wyrzuciłam córkę z domu, bo wstydziłam się jej nieślubnej ciąży. Dziś próbuję odkupić swoje winy, ale jest już za późno”
„2 lata czekałam na wizytę przyjaciółki, a ona mnie wystawiła. Przygruchała sobie jakiegoś amanta i poszłam w odstawkę”

Redakcja poleca

REKLAMA