„Z siostrą nie rozmawiam już od roku, choć żadna z nas nie pamięta, o co poszło. Teraz nadszedł czas, by zakopać wojenny topór”

dwie siostry, które właśnie się pogodziły fot. Adobe Stock, artmim
„Rozstrzygałam już wiele rodzinnych spraw, ale ta była wyjątkowo przygnębiająca ze względu na postawę rodzeństwa pozwanego mężczyzny. Wyszłam z sądu z uczuciem goryczy w ustach. Boże! Jacy ludzie potrafią być podli dla swoich najbliższych!”.
/ 01.02.2023 06:57
dwie siostry, które właśnie się pogodziły fot. Adobe Stock, artmim

Jestem sędzią okręgowego sądu. Zajmuję się sprawami cywilnymi. Różne już widziałam przypadki i wiem, że natura ludzka zdolna jest do największych podłości. To praca wyczerpująca psychicznie i wymagająca silnych nerwów. Najbardziej przykre są do rozsądzania sprawy między krewnymi. Powiedzenie, że: „Z rodziną najlepiej się wychodzi na fotografii”, często znajduje swoje potwierdzenie przed sądem. Sama coś o tym wiedziałam, bo byłam skłócona ze starszą siostrą.

Choć mieszkamy niedaleko od siebie, nie rozmawiałyśmy już od roku. Pokłóciłyśmy się ostro, i wyszłam od niej rozwścieczona, trzaskając drzwiami i krzycząc, że nie chcę jej więcej znać. Złość przeszła mi już na drugi dzień, ale nie miałam zamiaru odzywać się do Jowity. Uznałam, że to ona powinna pierwsza wyciągnąć rękę do zgody. Nie zrobiła tego jednak, widać się zacięła. I tak od wielu miesięcy jesteśmy na siebie obrażone.

Nie mogli po prostu żyć w zgodzie?

Tego dnia na wokandzie miałam znów jakąś rodzinną sprawę. Przejrzałam uważnie akta. Brat i siostra sądzili się ze swoim starszym bratem o mieszkanie, które na mocy testamentu matki należało do niego. Spór był zaciekły, ponieważ rodzeństwo za wszelką cenę próbowało pozbawić brata praw do mieszkania. Dowiedziałam się, że ów starszy brat ożenił się, będąc już w średnim wieku, a młodsze rodzeństwo, świetnie zresztą sytuowane, miało nadzieję, że pozostanie sam do śmierci, i odziedziczą po nim mieszkanie, którego był właścicielem. Ożenek starszego brata pokrzyżował ich plany.

– Myśmy myśleli, że jak on jest taki gruby, to niedługo umrze i mieszkanie do nas wróci! – pieniła się siostra.

Słuchałam tego ze zgrozą.

– On jest nienormalny, Wysoki Sądzie! – krzyczał młodszy brat oskarżonego. – Kto się żeni w wieku sześćdziesięciu lat?!

Sam oskarżony okazał się spokojnym, poważnym i bardzo smutnym człowiekiem. W trakcie przesłuchania wyznał, że rodzeństwo wcale się nim nie interesowało, nawet święta spędzał sam. Wyśmiewali go, że ma mniej pieniędzy niż oni, że jest frajerem, niedojdą. Przypominali sobie o nim jedynie, gdy trzeba było załatwić jakieś sprawy urzędowe.

Kiedy więc spotkał miłą, samotną jak i on, kobietę w stosownym wieku, przylgnął do niej, bo okazała mu serce, którego nie miało dla niego rodzeństwo. Gdy powiadomił brata i siostrę, że się żeni, rodzeństwo wparowało do niego w nocy i zrobiło awanturę, próbując „wybić mu z głowy małżeństwo”, jak się sami wyrazili. Bracia pokłócili się, padły obraźliwe słowa pod adresem narzeczonej starszego, który wreszcie stracił cierpliwość i wyrzucił z mieszkania swoje pazerne rodzeństwo.

Ten człowiek był bardzo nieszczęśliwy. Pogardzany i wyśmiewany przez najbliższych, samotny i odrzucony. Jedyną jego zbrodnią było to, że chciał sobie ułożyć życie, znaleźć kogoś, dla kogo byłby ważny, a rodzeństwo miało chrapkę na jego mieszkanie. Co gorsza, siostrzeniec i bratanica oskarżonego, podjudzani zapewne przez rodziców, opowiadali brednie na temat swojego wujka, żeby zdyskredytować go w moich oczach.

Wystarczyło jednak kilka umiejętnie postawionych przeze mnie i obrońcę pytań, by udowodnić, że kłamią. Zresztą sprawa była oczywista – testament prawomocny, młodsze rodzeństwo już wiele lat temu zrzekło się swoich roszczeń do zachowku. Mieszkanie należało więc do starszego brata i nikt nie miał prawa rościć sobie do niego żadnych pretensji. Siostra i brat pozwanego uważali jednak inaczej.

– Myśmy się tylko dlatego zrzekli zachowku, bo on jest biedakiem i by nas nie spłacił! Zrobiliśmy to z litości! – uzasadniała kobieta. – Miał robić opłaty i utrzymywać mieszkanie, a po jego śmierci ono miało wrócić do rodziny! Ożenił się bez naszej zgody!

Nic ich nie obchodziło, że brat jest dorosły, że go upokarzają. Oni właśnie chcieli go upokorzyć, pokazać mu „gdzie jest jego miejsce”, „nauczyć rozumu”, dać do zrozumienia, że dla nich jest nikim, stróżem, który miał im pilnować mieszkania, a w stosownym momencie umrzeć.

Postanowiłam z nią porozmawiać

Rozstrzygałam już wiele rodzinnych spraw, ale ta była dla mnie wyjątkowo przygnębiająca ze względu na postawę rodzeństwa pozwanego mężczyzny, pełną pogardy, nienawiści, chciwości. Po zakończeniu procesu wyszłam z sądu z uczuciem goryczy w ustach. Boże! Jacy ludzie potrafią być podli dla najbliższych! Zamiast żyć w zgodzie po śmierci rodziców…

Zaraz, zaraz… Poczułam się nieswojo… Moi rodzice także już nie żyli, a ja i Jowita… Właśnie! Przez głupią kłótnię, której powodu nawet nie umiałam sobie teraz przypomnieć, byłam od wielu miesięcy skłócona z jedyną siostrą. I co z tego, że miałam męża i dwoje dzieci. Jowita to moja jedyna siostra!

Wróciłam do domu w podłym nastroju. Czułam się okropnie. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Artur, mój mąż, zauważył nawet:

– Jola, chodzisz po domu jak lwica po klatce! Co jest?

Dzieci, wyczuwając, że lepiej mi się nie nawijać pod rękę, siedziały cichutko w swoich pokojach. Pod wieczór, kiedy na dywanie w salonie już niemal wydeptałam ścieżkę, wiedziałam, co muszę zrobićNastępnego dnia, choć to była sobota, wstałam skoro świt i upiekłam swój popisowy sernik wiedeński, za którym przepadała Jowita.

Dzieci i mąż, zwabieni zapachem, pojawili się w kuchni, i mieli bardzo zawiedzione miny, kiedy im wyjaśniłam, że sernik nie jest dla nich. Widząc, jak patrzą w stronę placka, upiekłam drugi. Ten pierwszy zapakowałam w kolorowy papier.

– Dla kogo ten sernik, mamo? – zapytał Dawid, mój starszy syn.

– Dla cioci Jowity! – wyjaśniłam.

– Ale wy się przecież już nie kochacie! – zdziwiła się młodsza Iga.

– Gniewamy się, ale nadal kocham ciocię Jowitę, a ona mnie! – taką przynajmniej miałam nadzieję…

Rodzina żegnała mnie ze sceptycznymi minami. Nie powiem, żeby mi to dodało otuchy. Wiedziałam jednak, że muszę jechać do siostry. Bardzo chciałam w końcu ją przeprosić, pogodzić się z nią. Wiedziałam, że o tej porze będzie sama w domu, bo szwagier poszedł z dziećmi na basen. Z bijącym sercem dzwoniłam do drzwi jej mieszkania. Kiedy siostra mi otworzyła, ze zdenerwowania zaschło mi w gardle.

– Przyjechałam cię przeprosić! – wychrypiałam, wyciągając przed siebie paczkę z sernikiem, którego zapach przebijał się przez papier.

Jowita spojrzała na mnie z niedowierzaniem, ale zaraz zobaczyłam, jak w jej oczach pojawia się radość. Uśmiechnęła się i powiedziała z charakterystycznym humorem:

– Jeśli w tym pakunku masz sernik wiedeński w charakterze gałązki oliwnej, to skłonna jestem negocjować warunki ugody!

Wciągnęła mnie za rękę do mieszkania, a tam po prostu bez słów padłyśmy sobie w objęcia i ściskałyśmy się długo, serdecznie.

– Przepraszam, Jowitko! Byłam taka głupia… – wyjąkałam, połykając łzy.

– To ja przepraszam, Jolu! Byłam jeszcze głupsza od ciebie! – wpadła mi w słowo siostra.

Spojrzałyśmy na siebie i jednocześnie wybuchnęłyśmy śmiechem. Topór wojenny został zakopanyDwie filiżanki kawy i kilka kawałków sernika później wszystko między nami było już dobrze i obiecałyśmy sobie, że tak będzie zawsze. Naszych bliskich również ucieszyła zgoda między nami, bo lubimy razem spędzać czas. Jak dobrze, że w porę się opamiętałam i moja siostrzana miłość zwyciężyła małostkowość i upór.

Czytaj także:
„Jestem matką, jestem babcią, ale prawie zapomniałam, że jestem kobietą. Synowa wpycha mi wnuki, a ja chcę żyć po swojemu”
„Na wyjeździe spotkałam dawną miłość. Paweł kiedyś złamał mi serce, a dziś rozpalał do czerwoności z pożądania”
„Zazdrościłam kuzynce idealnego życia, więc zaciągnęłam jej faceta do łóżka. Po miesiącu odkryłam, że noszę jego dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA