„Jestem matką, jestem babcią, ale prawie zapomniałam, że jestem kobietą. Synowa wpycha mi wnuki, a ja chcę żyć po swojemu”

Dojrzała kobieta marzy o miłości fot. fot. Adobe Stock, kues1
„Łazi popołudniami na te swoje fitnessy, siłownie i paznokcie. Gdyby nie to, że mój syn haruje na dwa etaty, nie byłoby jej na to wszystko stać. Martwi się jedynie o to, czy znajdę czas na jej dzieci, bo przecież niańczę ich non stop”.
/ 31.03.2022 06:25
Dojrzała kobieta marzy o miłości fot. fot. Adobe Stock, kues1
Wcześnie owdowiałam, potem przeszłam na nauczycielską emeryturę. I nagle całym moim światem stały się wnuki. Ale mały ten świat…
 
Wszystko mnie bolało. Ręce od bujania huśtawki ze starszym wnukiem i od podnoszenia popłakującego młodszego; nogi od biegania za chłopcami; głowa od świdrującego pisku, który swoją kumulację miał na placu zabaw. Duma też mnie bolała, kiedy uświadomiłam sobie, jak łatwo synowa zrobiła ze mnie etatową nianię. 
 

Ktoś powie, że wyrodna ze mnie babcia

A to nieprawda, kocham swoje wnuki, a w tej chwili jestem z nimi chyba mocniej związana emocjonalnie niż z własnymi dziećmi, które mają dla swojej matki coraz mniej czasu. Ale wystarczająco dużo, aby maluchy podrzucić, zawinąć się w progu i rzucając krótkie: „Dzięki, mamo!”, zniknąć w okamgnieniu za drzwiami.
– No dobrze, chłopcy, dosyć na dzisiaj – sapnęłam wreszcie. – Jutro też tu przyjdziemy, obiecuję.
– Nie, jeszcze jeszcze mnie pobujaj! 
– Michałek nie zamierzał się poddać.
– I mnie też! Albo ja chcę na konia bujanego! Albo na wyścigówkę! – Piotruś, mój młodszy wnuk, miał jeszcze szersze zacięcie rozrywkowe i niepojętą, niekończącą się energię. 
 
Powiedzenie, że dziecko w nocy nie śpi, tylko się ładuje, idealnie opisywało jego kosmiczny wigor. Byłam prawie pewna, te oba kochane smyki gdzieś z tyłu muszą mieć baterie.
– Słuchajcie, a ja mam lepszy pomysł… – pochyliłam się lekko i ściszonym głosem zarzuciłam haczyk. – Co powiecie na to, że pójdziemy już, ale za to babcia zabierze was teraz na… – lekko zanęciłam wędką i trzymałam kciuki za efekt.
– Na lody?! – starszy jak zawsze połknął haczyk, a ja tylko przez chwilę czułam się źle z tym, że znowu posłużyłam się przekupstwem.
 
Dzieci są dziećmi tylko przez chwilę, jako prawdziwa babcia czułam, że rozpieszczanie ich jest moją rolą. A poza tym to tylko lody, nie ma z czego robić afery.

Wróciliśmy. Ja do siebie, dzieci do rodziców. Cisza. Cudowna cisza. Wiedziałam, że niedługo będę szczęśliwa w tym bezruchu. Zawsze tak jest, gdy synowa albo syn zabiorą chłopców. Potem znów będę sama. Ja i wielka pustka w małym mieszkaniu. 

W końcu jednak postanowiłam coś z tym zrobić

Dać sobie szansę, może nie na wielki romans, żeby sąsiedzi gadali, że starej babie w głowie się poprzewracało. Zapragnęłam po prostu poznać kogoś, z kim spędziłabym czasem wieczór, obejrzałabym jakiś film, wypiła kawę w restauracji na rynku. Porozmawiała. Tak przynajmniej to sobie wyobrażałam. Coraz częściej.
 
Pech polegał na tym, że aby kogoś poznać, trzeba gdzieś wychodzić, no chyba że liczy się na głębszą relację z listonoszem, który przynosi emeryturę, lub gazownikiem raz na dwa miesiące wymieniającym butlę.
 
Jestem od dawna za stara na dyskoteki i za młoda, żeby całe popołudnia wolne od niańczenia wnuków spędzać w kościelnej ławie. Na to wszystko przyjdzie czas. Teraz jest na to za wcześnie.
Teraz jest pora, aby dać sobie jeszcze jedną szansę. Do tego potrzebowałam pomocy syna, którego zaprosiłam do siebie na niedzielny obiad. Oczywiście wraz z synową. Dzieci tym razem zostały u drugich dziadków.
– Rozumiem, że smakuje, tak? – zapytałam złośliwie, widząc, jak Daniel napycha sobie usta pierogami.
Od małego uczyłam go cierpliwości przy stole, z marnym skutkiem.
– Mmm… – chciał coś odpowiedzieć, ale poddał się i tylko mruknął, kiwając z uznaniem głową.
Spojrzałam na Martę, puściła mi oczko i zaczęła się śmiać.
– Udławisz się kiedyś, zobaczysz
– powiedziała, widelcem wskazując na swoją grdykę.
 
Daniel kończył przeżuwać, w końcu przełknął, i odetchnął z ulgą i rozkoszą.
– A ty nadziejesz się na to żelastwo, jak będziesz nim tak machać i będzie z ciebie kebab – odparł. – Przecież wiesz, mamo, że nikt nie robi takich pierożków. Jeśli chodzi o mnie, to nie mam limitu i poproszę jak zwykle o dokładkę – dorzucił i nadstawił talerz.
– Danielku, mówiłeś, że kupiliście sobie nowego laptopa jakoś niedawno, dobrze pamiętam? – jak najzgrabniej przeszłam na istotny dla mnie temat. 
– Tak, a czemu pytasz? – syn z zaciekawieniem spojrzał na mnie.
– A bo tak sobie pomyślałam, że coraz bardziej nudzi mi się wieczorami. Kryminały i romanse już mnie nudzą, a od telewizji więdną mi oczy i uszy. Wiesz, liczba kanałów, które mi wykupiliście, jest odwrotnie proporcjonalna do mojej akceptacji na głupotę tego, co się tam pokazuje.
 
– No i? – Daniel wydawał się coraz bardziej zainteresowany.
– No i pomyślałam sobie, że może doradziłbyś mi coś i też bym sobie kupiła taki przenośny komputerek. Renia, moja znajoma, wspominała mi kiedyś, że to takie okno na świat. Przepisy na potrawy, jakieś ciekawe, jak to było… blogi, tak, blogi takie tematyczne, może sobie francuski przypomnę trochę, tak lubiłam kiedyś ten język. I w ogóle dużo ciekawych rzeczy przecież w tym internecie.
 
– Ale mama wymyśliła… – żachnęła się Marta ze śmiechem. 
Zupełnie mnie to nie zdziwiło.
– A ja uważam, że to świetny pomysł – Daniel wszedł jej w słowo, jakby czekał na ten smętny komentarz żony.
Nie wiem czy szczerze, czy tylko z przekory stanął po mojej stronie. Tak czy inaczej, zrobiło mi się miło.
 – Co więcej, nic nie będziesz kupować, damy ci ten nasz poprzedni, maluchy mają swoje tablety, więc leży teraz bezużyteczny. Ale na twoje przepisy i blogi ten używany na pewno wystarczy – uśmiechnął się i jeszcze pocałował mnie w czoło.
– Jeszcze się mama uzależni – Marta dalej jątrzyła. – Potem na nic innego mama nie będzie miała czasu…
 
„Czasu, żeby niańczyć wasze dzieci, kiedy ty łazisz popołudniami na te swoje fitnessy, siłownie i paznokcie – pomyślałam. – Nie bój się, na to zawsze znajdę czas. Gdyby nie to, że mój syn haruje na dwa etaty, nie byłoby cię na to wszystko stać!”.
 

Na głos nic nie powiedziałam, bo i po co

Z Danielem umówiliśmy się na najbliższą sobotę, że przyniesie mi laptopa, wcześniej pousuwa zbędne programy, przygotuje „pode mnie”. Miałam nadzieję, że dam sobie radę, do tej pory mój jedyny kontakt z komputerem to było stawianie pasjansa. No ale jeśli Renia lata po internecie, to co, ja nie dam rady?
W sobotę Daniel zadzwonił do drzwi punktualnie o czternastej. Zrobiłam mu herbatę i zaczęliśmy.
Marta miała rację z tym internetem
– Ok, mamo, to chyba na tyle. Aha, pamiętaj, żeby nie trzymać laptopa non stop na kablu, bo wykończysz mu baterię – powiedział Daniel, gdy po dobrych dwóch godzinach uznał, że można mi w końcu powierzyć sprzęt. – Wiadomo, to są podstawy, ale jak się wciągniesz, to do wielu rzeczy sama dojdziesz. W końcu twój syn to wzięty inżynier. Genów nie oszukasz, mamuśka! – zarechotał.
 
Wypiliśmy jeszcze kawę, zjedliśmy wuzetkę, pogadaliśmy sobie sam na sam, jak matka z synem, jak za dawnych lat. Mimo mojego dystansu do żony Daniela, okazało się, że ich związek układa się bardzo dobrze i mój syn jest szczęśliwy. A to przecież najważniejsze. 
 
Pomyślałam sobie, że widocznie już tak jest, że teściowa ma jakąś większą czy mniejszą zadrę do synowej. W sumie zabawne. Matka musi w końcu jakoś odreagować kradzież najważniejszego mężczyzny w jej życiu…
– Co cię tak śmieszy, mamciu? – Daniel wyrwał mnie z tych rozważań.
Dopijał kawę.
– A nic, tak sobie myślę, jakie to szczęście mieć takie dziecko – powiedziałam, poklepując go po policzku.
Syn uśmiechnął się szeroko.
– Oj, mama, tak jak ty umiesz kadzić, to nikt. Dobra, lecę, dzisiaj idziemy we czwórkę na basen, Marta mi zmyje głowę, jak się spóźnię. Jak coś, to dzwoń. Po 18. będziemy już w domu! 
Daniel szybko wciągnął buty i za moment już zbiegał po schodach. 
– Pa, synku! – echo klatki schodowej odbiło mój głos, ale on był już koło samochodu; młodzi, wiecznie spóźnieni.
 
Minęły trzy godziny, odkąd usiadłam przed komputerem. Po tym czasie jedno było już dla mnie pewne – moja synowa miała rację. Internet to przestrzeń, gdzie można stracić poczucie czasu i gdzie można się zagubić, bez dwóch zdań. Nie wiem, jak to się stało, ale rzeczywiście zaczęłam od blogów kulinarnych, a po dłuższej chwili byłam już na forum dla zakręconych hodowców storczyków, aby stamtąd przenieść się na portal dla pokrzywdzonych przez medycynę estetyczną. Gdy skacząc z miejsca na miejsce, wylądowałam w końcu na stronie z podglądem kamerek internetowych umieszczonych w galeriach handlowych, opamiętałam się. 

 
Spojrzałam na zegarek w komputerze. Myślałam, że się zepsuł, ale ten na ścianie pokazywał to samo. 
„Tak, trzeba będzie uważać” – postanowiłam i w myślach przyznałam rację synowej.
Dobrze, koniec głupot. Nie po to ten laptop fortelem wylądował u mnie.

Otworzyłam nowe okno w przeglądarce, wpisałam z kartki adres internetowy strony, którą reklamowano jakiś czas temu w radiu. 

Zalogowałam się i w rubryce „O mnie” zaczęłam od słów: „Witaj. Mam na imię Bożena, mam 59 lat, mój znak zodiaku to Bliźnięta. Jestem matką, jestem babcią, ale prawie zapomniałam, że jestem kobietą. Jeśli Ty jesteś mężczyzną, który mi to przypomni, napisz”. Wcisnęłam enter i wróciłam do strony ze storczykami, którymi kiedyś obstawione było całe mieszkanie. Może znów zakwitną.

Czytaj także:
„10 lat temu pozwoliłem odejść kobiecie, która była ze mną w ciąży. Teraz muszę udowodnić, że zasłużyłem na bycie ojcem”
„Zostawiłam męża i rocznego synka, sama pojechałam do pracy za granicą. Teraz syn mnie nie poznaje, a mąż ma kochankę”
„Mąż zostawił mnie dla kochanki poznanej przez internet. Znalazłam jego niezwykle czułą korespondencję z tą kobietą”

 

Redakcja poleca

REKLAMA