„Czuję, że nie ma mnie w moim życiu. Wstaję rano, by służyć mojej rodzinie, zajmować się domem. Nie ma mnie, są oni”

Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, Кирилл Рыжов
Nie pracuję zawodowo, więc nie mogę dopuścić do tego, żeby nie było poodkurzane, okna nie umyte… Co by sąsiedzi pomyśleli. Potem odbieram Kasię, czekam na Andrzeja i odgrzewam obiad dla wszystkich. Wieczorem padam z nóg. Z poczuciem, że… nic sensownego nie zrobiłam.
/ 17.11.2021 08:19
Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, Кирилл Рыжов

I co, kochani, smakowało wam jedzonko? – dopytywałam podczas obiadu, bo zarówno mój mąż, jak i córka, pałaszowali go zajęci całkowicie sobą. Mąż – przeglądając strony codziennej gazety, córka – skrolując ekran smartfona.

– A co miało nie smakować? – Andrzej uniósł wzrok znad gazety i płynnym ruchem przeniósł się na fotel przed telewizorem, włączając jednocześnie kanał informacyjny. No tak… – westchnęłam w duchu. – Przecież wielka polityka nie może obejść się bez niego. Zjadł obiad i teraz może zacząć zarządzać całym światem…

– Nooo – mruknęła niewyraźnie Kasia, nie odrywając wzroku od telefonu. – Super, naprawdę super było – dodała, ale nie miałam pewności, czy odniosła się do walorów przygotowanych przeze mnie dań, czy do posta, który wyświetlił jej się na ekranie smartfona.

Nie miałam też okazji tego sprawdzić, bo zaraz zabrała ze sobą swój majdan i zamknęła się w swoim pokoju. Rozejrzałam się po kuchni. Zostałam ze stertą brudnych naczyń zostawionych na stole i poczuciem, że cały mój trud w wymyślaniu odpowiedzi na pytanie: „Co może dzisiaj smakować moim domownikom?”, przygotowania obiadu, oczekiwania na nich i cieszenia się na kilka wspólnych chwil spędzonych podczas posiłku… To wszystko jest najwyraźniej nikomu niepotrzebną robotą głupiego.

Warsztaty przebiegały w miłej atmosferze

Zaczęłam wkładać naczynia do zmywarki, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam. Za progiem stała Joanna, moja sąsiadka i zarazem bliska przyjaciółka.

– Już po kawie, czy wypijemy ją razem? – zapytała, wchodząc od razu do kuchni.

– Wypijemy razem – odparłam i uruchomiłam ekspres.

– A co ty taka nie w sosie? – od razu zauważyła Joasia.

– Aaaa tam. Już mam dosyć – machnęłam ręką. – Człowiek się stara, wymyśla, jak tu dogodzić mężusiowi i córeczce, a oni zjedzą, a potem zmywają się każde do swoich zajęć.

– Rozpuściłaś swoją rodzinkę, to fakt – przyznała Joasia. – Aniu, to ja ci już dawno mówiłam… – westchnęła. – Ale, ale, moja kochana kuro domowa – zmieniła temat. – Mam dla ciebie niespodziankę – pomachała mi przed nosem kolorową kartką papieru.

Wzięłam ją do ręki.

– Zaproszenie – przeczytałam. – Wójt zaprasza wszystkie mieszkanki gminy na warsztaty dla kobiet „Mapa Życia”… Co to za bzdury? – spojrzałam na Joasię.

– A tam, od razu bzdury – obruszyła się. – W końcu dzień kobiet jest, więc należy nam się jakaś rozrywka!

– Na kabaret bym poszła, ale nie jakieś warsztaty… To pewnie zwykłe psychologiczne bzdety – skrzywiłam się.

– Kabaret to ty, moja droga, masz na co dzień w domu! – powiedziała Joanna. – Być może przydałoby ci się właśnie trochę więcej tej… psychologii – popatrzyła na mnie ze współczuciem.

No i poszłam. A właściwie to poszłyśmy razem. Z Joanną. Oprócz nas było jeszcze dziesięć kobiet. Kilka moich sąsiadek, a kilka zupełnie mi nieznanych pań. Warsztaty, wbrew moim obawom, były bardzo proste i przebiegały w niezwykle miłej, ba – nawet przyjacielskiej atmosferze. Po krótkim przedstawieniu prowadząca powiedziała nam, co będziemy robić. Miałyśmy, korzystając z wszelkich dostępnych materiałów, zrobić swoją mapę życia. Każdej z nas prowadząca dała duży kawałek brystolu podzielonego na kategorie: rodzina i miłość, życie zawodowe, finanse, rozrywka, zdrowie i kondycja, rozwój itp. Zadanie polegało na tym, żeby za pomocą zdjęć wyciętych z różnych kolorowych gazet stworzyć obraz przedstawiający to, co kojarzy nam się z tymi kategoriami. Nic trudnego.

Przy kawie i smacznej szarlotce, miło gawędząc z innymi kobietami, wyklejałam swoją mapę życia. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy minęły dwie godziny.

– No, to teraz pokażcie swoje dzieła – zachęciła na koniec prowadząca. – Może ty, Anno? – zwróciła się do mnie.

Nieco zawstydzona wzięłam swoją pracę i zaczęłam mówić:

– No więc… Moja miłość i rodzina to mąż i córka, co widać na obrazku – pokazałam przypadkowe zdjęcie ojca i córki, które znalazłam w gazetach. – Życie zawodowe? Tutaj nakleiłam drogowskaz, bo to może później mnie czeka. Teraz jestem potrzebna w domu, moim najbliższym – uśmiechnęłam się skromnie. – Rozrywka? Jestem domatorką i lubię spędzać czas w domu z rodziną. Stąd to zdjęcie przedstawiające wielki stół suto zastawiony jakimiś przysmakami i wielka rodzina zgromadzona wokół niego… – kontynuowałam. Kiedy skończyłam, prowadząca warsztat uśmiechnęła się do mnie i skomentowała:

– Dziękuję, Aniu, że opowiedziałaś nam o swojej mapie życia. Ale mam pytanie do ciebie: gdzie ty tutaj jesteś?

– Jak to gdzie jestem? – nie zrozumiałam jej pytania. – No wszędzie chyba – popatrzyłam na nią ze zdziwieniem i zawiesiłam głos.

– No właśnie nie – odparła prowadząca.

– Ja ciebie tutaj nie widzę. Są twoi bliscy, są inni ludzie, ale ciebie tutaj nie ma – popatrzyła na mnie uważnie. – Gdzie ty jesteś w swojej mapie życia? Pomyśl o tym – poprosiła.

Potem odwróciła się i zachęciła inną kobietę do pokazania mapy. Wracałam z warsztatów z mapą życia pod pachą. Czułam jej ciężar. I to nie tylko z tego powodu, że moja mapa została oprawiona w antyramę – prowadząca warsztaty sugerowała, żeby powiesić ją sobie na ścianie i codziennie ją oglądać, by nie zapominać o najważniejszych elementach naszego życia. Czułam też ciężar słów, które powiedziała, gdy prezentowałam swoje dzieło.

Jak to: nie ma mnie w moim życiu – myślałam nad sformułowaniem, którego użyła. Co to w ogóle znaczy? Może rzeczywiście, żyjąc z dnia na dzień, nie myślę o sobie, tylko spełniam oczekiwania innych? Jeżeli tak to rozumieć, to może i coś w tym jest… Ale jak ma być inaczej? To przecież Andrzej zarabia na rodzinę, Kaśka ciągle się uczy, więc to oni są teraz najważniejsi – biłam się z myślami.

– Anka, Anka… Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – idąca obok mnie Joasia przystanęła nagle i chwyciła mnie za ramię.

Rany boskie! Zupełnie zapomniałam o obiedzie!

Zamrugałam oczami, bo rzeczywiści całkowicie się wyłączyłam.

– Nad czym tak rozmyślasz? – spojrzała na mnie uważanie.

– Że nie ma mnie w moim życiu… – zacytowałam smętnie zdanie, które brzmiało w mojej głowie jak mantra.

– Aaaa… – pokiwała głową Joanna ze zrozumieniem. – Nareszcie dotarło?

– Co niby dotarło? – zatrzymałam się i podniosłam gniewnie głos na przyjaciółkę.

– No to, co już ci kilka razy mówiłam – kontynuowała stanowczo. – Że od jakiegoś czasu żyjesz, spełniając oczekiwania innych, Andrzeja, Kasi, dalszej rodziny…

– Ja? – zdziwiłam się? – A kiedy mi to mówiłaś? – zaatakowałam ją.

– A chociażby wtedy, gdy próbowałam cię gdzieś wyciągnąć. Do kina, na zajęcia sportowe czy choćby na spacer. Za każdym razem słyszałam: „Nie mogę, bo akurat wtedy Andrzej wraca i muszę podać mu obiad”, „Kasia nie lubi, jak zostawiam ją samą w domu”, „Muszę umyć okna…”. Wtedy za każdym razem ci mówiłam, że w ogóle nie myślisz o sobie, nie planujesz czasu dla siebie, żadnych przyjemności! – triumfowała.

– A bo ty porównujesz wszystko do siebie – zaczęłam się bronić. – Nie masz męża, twój syn już jest dorosły i mieszka samodzielnie, zarabia na siebie…

– To nie ma nic do rzeczy – przerwała mi. – I ty o tym doskonale wiesz.

Zamilkłam. Bo miała rację. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie dnia, w którym myślałam o sobie. W którym zadałam sobie pytanie: „Co dzisiaj chciałabym zrobić dla siebie? Co mi sprawiłoby radość?”. Kiedy przypominam sobie dni, które ostatnio przeżywam, wyglądają dokładnie tak samo. Wstaję najszybciej, żeby wszystkim zrobić śniadanie i dodatkowo śniadanie do szkoły Kaśce. Potem szybko zawożę ją do szkoły i wracam przez sklep, żeby zrobić zakupy na obiad. Przyrządzam obiad i w międzyczasie ogarniam chałupę. Wszystko przecież musi lśnić.

Nie pracuję zawodowo, więc nie mogę dopuścić do tego, żeby nie było poodkurzane, okna nie umyte… Co by sąsiedzi pomyśleli. Potem odbieram Kasię, czekam na Andrzeja i odgrzewam obiad dla wszystkich. Po południu wyskakuję do ogrodu, a jak pada, to znajduję sobie jeszcze jakąś robotę w domu. Wieczorem padam z nóg. Z poczuciem, że… nic sensownego nie zrobiłam.

– Anka – Joasia chwyciła mnie pod rękę, widząc panikę na mojej twarzy. – Może wypijemy sobie jeszcze jedną kawę. Zaprosisz mnie do siebie? – zatrzymała się przed drzwiami mojego domu.

– Jasne. Wejdź – zgodziłam się szybko, bo zdecydowanie wolałam w tym momencie towarzystwo Asi niż samotne bicie się z myślami.

Jak tylko weszłyśmy do mieszkania, odłożyłam oprawioną mapę życia za lodówkę.

– O nie! – zaprotestowała Joanna. – Ona ma wisieć w widocznym miejscu – wskazała miejsce na ścianie w kuchni, gdzie był mały haczyk po starym kalendarzu.

– Tutaj? – zdziwiłam się. – Przecież wszyscy zobaczą! No co ty!

– To ty masz ją widzieć – Asia wzięła stanowczym ruchem mapę życia i zawiesiła na ścianie.

W tym momencie do mieszkania wpadła Kasia, która, jak się okazało, nie miała ostatniej lekcji i zabrała się do domu z rodzicem jednej z koleżanek.

– O matko – chwyciłam się za głowę. – Obiad! Zupełnie o nim zapomniałam! – zaczęłam krzątać się po kuchni w popłochu.

– To może pizzę? – zapytała Kasia beztrosko, siadając obok Joasi przy stole. – I tak już nie zdążysz zrobić obiadu, a pizzę dowiozą do nas najpóźniej za pół godziny. Akurat, jak tata wróci. Zaraz zamówię, tylko znajdę telefon – zaczęła przeglądać swoją komórkę.

– Pizzę? – zamarłam. – Ale my nigdy… – rozłożyłam ręce.

– Najwyższy czas, żeby od czasu do czasu korzystać z dobrodziejstw żarcia na wynos! – zawyrokowała Kasia i wybrała numer. – Ciociu, dla ciebie też? Jaką lubisz? – zwróciła się do Joanny.

Andrzej wrócił do domu akurat wtedy, gdy płaciłam dostawcy pizzy. Popatrzył na mnie z wyrazem tak wielkiego zdziwienia, że prawie mnie rozbawił.

– Pizza? Na wynos? – upewnił się.

Spojrzałam na ścianę, na której wisiał mój nowy obraz, odetchnęłam głęboko i odpowiedziałam spokojnym głosem:

– Tak, Andrzejku. Dzisiaj nie gotowałam obiadu, bo miałam bardzo ważną sprawę do załatwienia.
Andrzej popatrzył na mnie uważnie, popatrzył na Joannę, na Kasię i po chwili odpowiedział ugodowym tonem:

– W porządku, kochanie… W sumie dawno nie jedliśmy… pizzy.

Odetchnęłam z ulgą i usłyszałam jeszcze, jak Joanna szepcze mi do ucha:

– Jak na początek, to całkiem nieźle ci poszło. Jestem z ciebie dumna!

Czytaj także:
„Kochałem swoją dziewczynę, ale wdałem się w romans ze starszą i urodziwą wdową, u której mieszkałem”
„Kochanek zostawił mnie i wrócił do żony. Kiedy jego syn potrzebował przeszczepu, poprosił mnie o zostanie dawcą”
„Mąż zamykał mnie w domu i głodził, póki nie zgodziłam się porzucić pracy i rodziny. Zrozumiałam, że taki już mój los”

Redakcja poleca

REKLAMA