„Jak się jest w związku, to trzeba się liczyć z drugą osobą” – usłyszałam. I jeszcze, że nie doceniam, jak wspaniałe jest nasze uczucie. Zapomniałam o całym świecie, tak nas wciągnęło planowanie.
Diana zadzwoniła w południe, meldując, że wróciła z Korsyki i chciałaby się ze mną spotkać na kawie? – Kochana, już zapomniałam, że istniejesz! – roześmiałam się.
– Wiesz, że zakładałyśmy się z dziewczynami, czy w ogóle wrócisz?
– Ha, ha, bardzo śmieszne – niemal widziałam, jak przewraca oczami.
– Ledwo trzy miesiące minęły, a te już człowieka skreślają! Przyjaciółki…
Umówiłyśmy się na trzecią, zatelefonowałam więc do Konrada, żeby go uprzedzić, na wypadek gdyby znowu przyszło mu do głowy czekać przed biurowcem. Strasznie się opiekuńczy zrobił ostatnio. Twierdzi, że to mój pobyt w szpitalu uświadomił mu, że wszystko jest nietrwałe…
Usunięcie wyrostka to nie przeszczep serca
Zatem dzwonię do niego i mówię, że nie możemy się dziś spotkać, bo jestem umówiona z przyjaciółką. A on pyta, czy zamierzam spędzić z nią całą resztę dnia, i co z nim.
– Konrad, jest środek tygodnia – uświadomiłam mu. – Muszę jeszcze zrobić zakupy, ogarnąć w łazience… Spotkamy się jutro, ok?
- Jak chcesz – mruknął niezadowolony.
Nie jesteśmy małżeństwem, ba, nie jesteśmy nawet zaręczeni, ot, spotykamy się od jakiegoś czasu, moim zdaniem, zupełnie niezobowiązująco. Chociaż fakt, po tym szpitalu trochę się przywiązałam, pewnie dlatego, że jeden Konrad miał czas, by wpadać codziennie… Mama, gdy przyjechała w odwiedziny i posłuchała, jak kobiety z sali się nim zachwycają, od razu uznała, że znalazłam skarb.
Strasznie się cieszyłam na spotkanie z Dianą, tak mi jej brakowało! Miała tylko odwiedzić wuja w wakacje, a tymczasem zaginęła na dobre. Ciekawe, co tam się działo, skoro tyle usiedziała w jednym miejscu? Gdy wyszłam z biura, już czekała. Jakby wypiękniała, a może to czerwony kapelusz sprawiał, że wyglądała egzotycznie na tle jesiennej szarzyzny?
No pewnie, że będę twoją druhną. Z wielką radością
– To nie kapelusz, Lena, to szczęście! – oświeciła mnie.
– Zakochałam się!
– Znów? – roześmiałam się.
– Tym razem na amen – uderzyła się w pierś. – Wychodzę za mąż!
Matko z córką, co to się porobiło… Sztandarowa singielka naszej studenckiej paczki idzie do ołtarza!
– Kimże, ach, kim jest ten rycerz na białym koniu? – zapytałam.
– To Norweg – oznajmiła Dianka, gdy już siedziałyśmy w knajpie.
– Ha, to rzeczywiście musi być przeznaczenie, skoro słowianka i wiking spotkali się daleko od domów, na francuskiej wyspie – stwierdziłam.
W każdym razie, jak podkreślała Dianka, to był piorun, w dodatku sycylijski, czyli wybuch namiętności. Odkąd się spotkali, byli nierozłączni, teraz każde z nich zerwało się na tydzień pozałatwiać sprawy z rodziną, i w następną sobotę spotykają się znów w Ajaccio. „Cóż za geograficzna love story – pomyślałam.
– A ja siedzę w smrodliwym Krakowie i ząb czasu nadgryza mnie jak mury Barbakanu…
Zapytałam, jak z pracą, ale Diana wzruszyła ramionami – jej wuj ma prywatną winnicę, więc to nie problem, a Mads pracuje w międzynarodowej firmie spedycyjnej. Wszystko się układa jak w bajce.
– Lenka – spojrzała na mnie przez stół. – Będziesz moją druhną, prawda? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, tyle dla mnie zrobiłaś. Czuję, że jak ty przejmiesz nad wszystkim pieczę, to nie może się nie udać…
– No co ty, mam lecieć na Korsykę?! – wystraszyłam się.
– Nie, no w Polsce wszystko będzie. Moi rodzice w życiu by tyłków nie ruszyli tak daleko, przecież ich znasz – uspokoiła mnie Diana. – Do tego babcia, dziadek, cała ferajna. Madsa rodzina chętnie przyjedzie do Polski, zresztą on ma tylko matkę i dwie siostry. Ma być wszystko jak należy, ślub, wesele, a wcześniej, rzecz jasna, wieczór panieński. Zorganizujesz to, Lenka? Please, please…
Tak się rozkręciłyśmy w planowaniu, że zupełnie straciłam rachubę czasu. Na szczęście Dianka, odwożąc mnie do domu, zatrzymała się na chwilę przy sklepie i mogłam na szybko ogarnąć spożywkę. W mieszkaniu jeszcze nie było mojej współlokatorki, więc zabrałam się za sprzątanie tej nieszczęsnej łazienki, żeby nie było gadania, a tu dzwonek do drzwi. Konrad!
– No, widziałem, że się zaświeciło w mieszkaniu, więc przyszedłem sprawdzić, czy wreszcie wróciłaś.
– A po co? – zdumiałam się. – Martwiłem się, bo nie odbierałaś telefonu, możesz powiedzieć dlaczego?
– Mogę, owszem. Miałam wyłączony, bo byłam w knajpie.
Konrad mi wybacza?! Przecież to on mnie obraził!
Jakoś mnie wkurzył, co ja, dziecko jestem, żeby mnie pilnować? I jeszcze w najlepsze się rozgościł, jakbym nie miała co robić, i zaczął wypytywać, czego koleżanka chciała. Dla świętego spokoju wyjaśniłam, że zostałam zaproszona na druhnę i mam zorganizować wieczór panieński.
– Pewnie jeszcze z męskim striptizem, co? – parsknął. – Chyba nie zamierzasz się zgodzić!
– A to dlaczego? – zapytałam, bo już się we mnie gotowało.
– Może ja sobie nie życzę, żeby moja dziewczyna robiła takie rzeczy?
Kiedyż to zmieniłam status na niewolnicę, a on został panem i władcą? Dwa miesiące temu poznaliśmy się na osiedlowym torze wrotkarskim, i mam go pytać o pozwolenie? A Konrad cały czas swoje: że jak się jest w związku, to trzeba się liczyć z drugą osobą, że czekał dziś, aż wrócę, miejsca sobie nie mógł beze mnie znaleźć, że chciałby, abym pojęła, że to, co nas łączy, jest wyjątkowe.
– Zamierzasz wszystko zniszczyć dla jakiejś latawicy, która wychodzi za pierwszego lepszego obcokrajowca, pewnie dla pieniędzy? – zapytał złośliwie. – Liczysz na wakacje na Korsyce? Na okruchy z pańskiego stołu?
No kurza twarz! Wstałam, otworzyłam drzwi i mówię: żegnam. Coś próbował jeszcze gadać, złapał się futryny, ale brutalnie go wypchnęłam. A rano na wycieraczce znalazłam różę i kartkę: „Przebaczam Ci”. Własnym oczom nie mogłam uwierzyć, przecież to ja zostałam obrażona!
Więcej prawdziwych historii:
„Od 3 lat muszę żyć ze świadomością, że przeze mnie zginęła moja żona. Nie mogę sobie z nią poradzić…”
„W domu ja zarabiałem pieniądze, a żona nimi zarządzała. Przypadkiem dowiedziałem się, że mamy same długi…”
„Moja mama skrywała mroczny sekret. Nie byłam jej biologicznym dzieckiem. Nie byłam też adoptowana…”