„Z desperacji umówiłam się z miejscowym osiłkiem. Wtedy zrobiłabym wszystko, by w końcu przytulić mężczyznę”

Kobieta, która żałuje randki fot. Adobe Stock, Maksym Povozniuk
„Od miesięcy kręcił się po moim piętrze i gapił się na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Im lepiej go poznawałam, tym bardziej się niepokoiłam. To była głupota, ale czego się nie robi z poczucia samotności. Minął ponad rok, a ja nadal nie śpię spokojnie”.
/ 09.04.2022 06:13
Kobieta, która żałuje randki fot. Adobe Stock, Maksym Povozniuk

Kiedy Sławek mnie rzucił, wszyscy mówili – chyba na pocieszenie – że jeszcze ułożę sobie życie. Bardzo chciałam w to wierzyć… Nie sprawdziło się. Po cztery latach od rozwodu wciąż byłam sama.

Chociaż chodziłam na randki, jakoś nie miałam szczęścia. Artur po miesiącu znajomości wyznał, że spędził pięć lat w więzieniu, co mnie do niego skutecznie zniechęciło; Mirek za dużo pił, Heniek był bezrobotny, a Przemek mimo czterdziestki wciąż mieszkał z mamusią.

Znowu zapowiadał się samotny weekend

Tymczasem dziewczynom z mojego biura wyjątkowo się układało. Teresa z kadr wyszła właśnie za prawnika, Beata zaręczyła się z przystojnym geologiem, a Aśka złapała internistę. Tylko ja wciąż byłam sama…

Tamtego marcowego popołudnia wyszłam z pracy w wyjątkowo ponurym nastroju. Wszystkie moje koleżanki miały jakieś plany na weekend, a ja nie. Człapałam smutno przez parking, gdy znienacka lunął rzęsisty deszcz.

Nie miałam parasola, więc pędem wróciłam do budynku. Zdjęłam płaszcz, który przez tę krótką chwilę zdążył porządnie zmoknąć, i usiadłam w jednym z foteli obok wejścia.

– Leje – odkrywczo zauważył Jarek z ochrony i wbił wzrok w mój dekolt.

– Nie zapowiadali – westchnęłam.

– To może kawy? – zapytał.

Powiedziałam, że chętnie, a młody ochroniarz od razu się ożywił. Zawsze czułam, że mu się podobam, ale on wygolony niemal na łyso, z karkiem jak po przedawkowaniu sterydów i prawie dwoma metrami wzrostu – zdecydowanie nie był facetem, który wpadłby mi w oko.

Bo ja lubiłam gości w typie intelektualisty – szczupłych, ciemnookich okularników w marynarkach. Ale żaden z kolegów, którzy mi się podobali, nie zwracał na mnie uwagi. Tymczasem Jarek podał mi kubek z kawą. Chyba zaparzył ją u siebie.

– Pracujesz na ósmym, nie? – zagaił i zwalił się ciężko na sąsiedni fotel.

Przytaknęłam, lekko poirytowana głupim pytaniem, bo przecież doskonale wiedział, gdzie pracuję. Od miesięcy kręcił się po moim piętrze i gapił się na mnie wzrokiem pełnym pożądania.

– Dobra kawa? – zapytał.

– Znośna.

Zerknęłam za okno. Po Aśkę właśnie podjechał jej doktorek szpanerską terenówką. Ta to ma szczęście!

– Kino lubisz? – podjął rozmowę Jarek.

– Lubię – wzruszyłam ramionami, bez większego zainteresowania przeglądając foldery reklamowe.

„Malediwy…” – westchnęłam. Pojechałabym na jakieś wczasy, ale na myśl o zakochanych parach, które spędzają urlopy w takich kurortach, od razu straciłam ochotę. Nie będę przecież samotnie snuć się po plaży!

Wolę już spędzić wolne dni w domu, z dala od wścibskich oczu i spojrzeń pełnych politowania… Tymczasem młody ochroniarz nachylił się w moją stronę i zapytał, czy nie spędziłabym z nim wieczoru.

– Do kina moglibyśmy pójść czy coś – wyraźnie się ożywił.

Przyjrzałam mu się uważnie. Nad lewym okiem miał niewielką bliznę, ale ładnie wycięte usta i niebieskie oczy dodawały mu uroku. Może i nie był w moim typie, ale do maszkaronów na pewno nie należał. Inna rzecz mnie od niego odpychała: nie uchodził za zbyt praworządnego.

Pracowałam w tym biurowcu kilka ładnych lat i niejeden raz obiło mi się o uszy, że Jarek zadaje się z jakimiś szemranymi typami. Z drugiej strony, czekało mnie samotne piątkowe popołudnie, a on siedział obok i zapraszał na randkę… W desperacji pomyślałam, że dałabym wszystko, żeby przytulić się do mężczyzny.

Umówiliśmy się pod kinem na 20.00

Kiedy usiedliśmy, Jarek nie poczekał nawet, aż rozpocznie się film, tylko po prostu położył łapę na moim kolanie i teatralnym szeptem wyznał mi, że zawsze chciał się ze mną umówić. Pomyślałam, że nie muszę ładować się od razu w jakiś poważny związek; wystarczy mi krótki romans.

Niestety, on miał inne zdanie na ten temat, bo nie minął nawet miesiąc od naszej pierwszej randki, a już zapytał, czybym z nim nie zamieszkała. Przestraszyłam się. Powiedziałam mu, że to wszystko dzieje się zbyt szybko, i zmieniłam temat. Nie nalegał.

Jednak im lepiej go poznawałam, tym bardziej się niepokoiłam. Zwłaszcza gdy poznał mnie z jego kumplami. Wszyscy mieli gęby, delikatnie mówiąc, zakazane, i jak się zdążyłam domyślić, zajmowali się sprzedażą jakichś lewych aut. Jarek nawet się z tym nie krył.

– Chcesz, to załatwię ci takie cacko, że padniesz z wrażenia. Najnowsze audi, za pół ceny, prosto zza zachodniej granicy. Zainteresowana? – zapytał kiedyś.

Powiedziałam, że nie potrzebuję samochodu, bo nie mam nawet prawa jazdy, i swoim zwyczajem zmieniłam temat. W tamtej chwili obiecałam też sobie, że nigdy więcej się z nim nie umówię – wyglądało na to, że facet znalazł sobie przykrywkę w postaci pracy w ochronie, a był zwykłym krętaczem.

Minął tydzień. Początkowo Jarek nie mógł zrozumieć, czemu nagle przestałam odbierać jego telefony. Sytuacja była o tyle niezręczna, że co rano, wchodząc do budynku firmy, w drodze do windy musiałam minąć kantorek ochrony, z którego on śledził mnie wzrokiem. A z dnia na dzień posyłał mi coraz bardziej mordercze spojrzenia…

– Po prostu nam nie wyszło. Nie zaiskrzyło, zdarza się – tłumaczyłam mu, kiedy któregoś ranka zaczaił się na mnie przy windach.

– A może znalazłaś sobie jakiegoś gogusia w garniturku, co? Może wpadł ci w oko któryś z tych pajaców z twojego piętra? – warknął wściekły, zaciskając palce na moim ramieniu.

– To boli – powiedziałam.

– Zawiodłem się na tobie – wycedził. – A mogło być tak pięknie…

Nie odpowiedziałam. Wyszarpnęłam rękę i rzuciłam się w stronę schodów.

– Jeszcze się spotkamy, laleczko! – usłyszałam za plecami, nim zdążyłam wbiec na półpiętro.

Od tamtego dnia minął prawie rok, a za mną wciąż ciągnie się ta historia z Jarkiem. Dziewczyny nie dają mi o niej zapomnieć. Nie wiem, czy robią to złośliwie, czy po prostu chcą zabić czas pogaduszkami, ale nie ma dnia, żeby któraś mi o nim nie przypomniała.

– Nie obraź się, Agata, ale coś ty w nim widziała? To taki prostak – powiedziała mi kiedyś w łazience Aśka.

– Nie każda ma tyle szczęścia co ty – syknęłam, odwracając głowę, żeby nie zauważyła moich łez.

Teraz powinnam się bać? Wiele na to wskazuje

Wciąż jestem sama, lecz nie mam ochoty spotykać się z nikim na siłę. Nie ma sensu ładować się w związki bez przyszłości tylko dlatego, że człowiekowi doskwiera samotność. Oczywiście źle mi w pojedynkę, ale czy mnie jednej brakuje bratniej duszy?

W końcu kiedyś znajdę tego jednego jedynego. Nie zamierzam już iść na żadne ustępstwa. „Wszystko albo nic” – to teraz moje motto. A jeśli chodzi o Jarka, na szczęście niedawno zniknął z biurowca.

Najpierw myślałam, że po prostu zmienił pracę, ale okazało się, że trafił do więzienia. O ile wiem, przejechał się na swojej lewej fusze… W końcu wpadł. Dziewczyny jeszcze czasem szepczą coś za moimi plecami, jednak jestem pewna, że niedługo znajdą sobie inny obiekt zainteresowania. Dlaczego?

Beata właśnie niespodziewanie rozstała się ze swoim geologiem, Teresa podobno ostro żre się z mężem, a Aśka podejrzewa swojego doktorka o romans z jakąś młodziutką pielęgniarką. Słowem – dzieje się. Przestałam, więc przejmować się ich paplaniną. Boję się tylko, że Jarek tak łatwo nie zapomni o dziewczynie, która dała mu kosza.

Czytaj także:
„Karma za romans z żonatym facetem wróciła do mnie szybciej, niż myślałam. Gdy tylko urodziłam dziecko, poszłam w odstawkę”
„Z siostrą nie rozmawiam od roku, choć żadna nie pamięta, o co poszło. Teraz nadszedł czas, by zakopać wojenny topór”
„Przyjaciółka miała swoją bratową za cnotkę i nieroba, więc chciała się jej pozbyć. Efekt? Zniszczyła życie bratu”

Redakcja poleca

REKLAMA