„Karma za romans z żonatym facetem wróciła do mnie szybciej, niż myślałam. Gdy tylko urodziłam dziecko, poszłam w odstawkę”

Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Gdyby nie słowa siostry, te jeszcze sprzed mojego ślubu, zapewne żyłabym przez kolejne lata w nieświadomości, koncentrując się na dziecku i domu, i wybielając męża przed wszystkimi wokół. >>Zdradza żonę, ciebie też zdradzi<< – ciągle świszczało mi w głowie”.
/ 05.04.2022 07:22
Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Spotkałam Janka, kiedy był jeszcze żonaty. Przeszkadzało mi to trochę. Ale on mnie zapewniał, że jego małżeństwo już dawno się skończyło, że w zasadzie nic go z żoną nie łączy, ja za to jestem miłością jego życia i pragnie tylko mnie.

Wierzyłam mu. Wierzyłam też, że nie sypia z prawie już byłą żoną i trzymają go przy niej tylko dzieci oraz wspólny majątek. I właściwie to nawet mnie nie okłamywał. Po dwóch latach ze mną w końcu się rozwiódł. Rozpierała mnie radość, gdy wreszcie zamieszkaliśmy razem. Można powiedzieć, czekałam na to całe życie, bo Janek był moją wielką miłością.

Nie czułam się winna rozpadu jego małżeństwa. Przecież gdyby się z żoną dogadywał, nie zainteresowałby się mną. Widocznie trafiłam na taki moment w ich małżeństwie, że niewiele już mu mogłam zaszkodzić. Czułam się rozgrzeszona.

Pamiętam, że gdy zwierzyłam się swojej siostrze z romansu z żonatym mężczyzną, w ogóle mnie nie zrozumiała.

– Głupia jesteś – powiedziała mi wtedy prosto z mostu. – Skoro zdradza żonę, to i ciebie będzie zdradzał. Ten typ tak ma.

W ogóle się z nią nie zgadzałam

Dla mnie jego małżeństwo istniało tylko na papierze. Sam tak mówił. No to jaka to zdrada? Przecież on jej już nie kocha...

– O czym ty mówisz, dziewczyno! – prychnęła, gdy jej przedstawiłam swój punkt widzenia. – Przysięgał jej wierność przed ołtarzem? Przysięgał. Złamał słowo? Złamał. Poza tym razem mieszkają, jedzą, śpią... Jak możesz się nabierać na tę starą gadkę o skończonym małżeństwie?!

– Nie uprawiają seksu – odcięłam się.

– A skąd ty to możesz wiedzieć? Do łóżka im przecież nie zaglądasz! – odparła.

Nie mogła mieć racji. Ufałam Jankowi. Tym bardziej że przecież pod wpływem miłości do mnie wniósł sprawę o rozwód.

– Widzisz! – triumfowałam. – Rozwodzi się z nią. Za parę miesięcy będzie formalnie już tylko mój.
Ale moja siostra nie zmieniła zdania. Nadal odradzała mi ten związek.

– Naprawdę chcesz mieć wiarołomnego męża? – pytała z przekąsem. – Jeszcze będziesz przez niego płakać. Zobaczysz.

Odechciało mi się z nią rozmawiać. Janek to moje przeznaczenie. A że spotkałam go, kiedy teoretycznie miał jeszcze żonę... Cóż, widocznie los tak chciał. Na pewno był w tym jakiś sens. Wkrótce miałam się przekonać jaki. Po pół roku pobraliśmy się z Jankiem. Byłam w siódmym niebie, chociaż moja siostra odmówiła zostania świadkową.

– Nie mogę, Marta. Wiesz, że cię kocham i życzę ci jak najlepiej, ale...

– To się zgódź – weszłam jej w słowo, bo dla mnie sprawa była prosta.

– Wybacz, mam złe przeczucia. Boję się, że nie będziesz w tym małżeństwie szczęśliwa – odparła stanowczo. – Dlatego nie zamierzam do tego przykładać ręki.

Obraziłam się wtedy na nią. Janek też

– Co z niej za siostra! Żeby w takiej chwili odwrócić się do rodziny plecami! – mówił, nie mogąc pojąć jej zachowania.

Nie zamierzałam wyjawiać mu prawdziwych powodów jej niechęci. Po co? Żeby jeszcze bardziej ich skłócić? Myślałam zresztą, że czas zrobi swoje. Siostra zobaczy, jak jest mi z Jankiem dobrze, i nasze stosunki z powrotem się ocieplą.

Po ślubie sprzedaliśmy moje mieszkanie, dołożyliśmy część pieniędzy, które zostały Jankowi po rozwodzie, i kupiliśmy dom. Jego urządzanie pochłonęło mnie bez reszty. Cieszyłam się jak wariatka, zwłaszcza że wreszcie miałam Janka tylko dla siebie. Z pracy wracał prosto do domu, całe wieczory spędzaliśmy razem – i przede wszystkim wszystkie noce.

Bolało mnie trochę tylko jedno: Janek nie chciał mieć ze mną dzieci. Tłumaczył, że nie jest zbyt dobrym ojcem nawet dla swoich dwóch synów z tamtego małżeństwa, więc po co ma cierpieć kolejne dziecko.

Jego podejście do sprawy nie napawało mnie optymizmem. Postanowiłam jednak poczekać. W końcu aż tak bardzo mi się nie śpieszyło. Miałam dopiero dwadzieścia osiem lat, wiec jeszcze trochę czasu.

O dziwo, rodzice Janka przyjęli moją obecność u jego boku może nie z wielkim entuzjazmem, ale na pewno bez niechęci. Okazywali mi łagodną akceptację. Poza tym oboje mieszkali w innym mieście, więc siłą rzeczy nie spotykałam się z nimi zbyt często. Czasem Janek zajeżdżał do nich, wracając ze służbowej delegacji. Za każdym razem przekazywali pozdrowienia.

Pierwszy okres naszego małżeństwa wspominam z radością. Po pracy biegłam do sklepów i wybierałam różne piękne przedmioty, które miały nam umilać wspólne życie. Przedłużające się urządzanie domu sprawiało mi mnóstwo frajdy. To był czas nieustającego szczęścia.

W pewnym momencie jednak zaczęłam odczuwać dziwny niedosyt. Jakby czegoś mi w tym związku brakowało. Niby układało nam się świetnie –  każdego ranka Janek budził mnie ze snu pocałunkiem, prawie co noc się kochaliśmy – ale to jeszcze nie była prawdziwa rodzina...

Postanowiłam, że zajdę w ciążę

Oczywiście nie zwierzyłam się mężowi z tych planów, bo on nie chciał o tym słyszeć. Tymczasem ja wiedziałam swoje: gdy obwieszczę mu radosną nowinę, na pewno będzie szczęśliwy i zmieni zdanie.

W tajemnicy przed Jankiem odstawiłam pigułki i po trzech miesiącach udało się. Test wypadł pozytywnie. Natychmiast powiedziałam o tym Jankowi. Ten się zasępił się, ale zaraz potem mnie objął.

– Widocznie tak miało być – powiedział.

Okres ciąży to był kolejny wspaniały czas, choć bardziej dla mnie niż dla Janka. Ja miałam mnóstwo energii i zapału, za to on wydawał się jakiś przygaszony. Co gorsza, coraz częściej kładł się do łóżka i natychmiast zasypiał, tłumacząc się bólem głowy jak jakaś baba.

Trochę mnie to irytowało, zwłaszcza że sama miałam permanentną ochotę na seks. Lecz i tak było dobrze. Przecież to nie miłość fizyczna jest najważniejsza w małżeństwie. Gdy na świat przyszła nasza córka, oszalałam ze szczęścia. Ilonka była śliczna, zdrowa i... pochłaniała mnóstwo energii.

Liczyłam, że Janek choć trochę pomoże mi przy dziecku, jednak on coraz częściej przychodził do domu późnym wieczorem. Tłumaczył się pracą i koniecznością brania dodatkowych zleceń, żeby nam na wszystko wystarczyło.

No tak, powinnam to zrozumieć, przecież ja siedziałam z małą w domu, a za urlop wychowawczy nie płacą... Moja siostra zakochała się w Ilonce. Jak tylko zobaczyła swoją malutką siostrzenicę, nasze stosunki się ociepliły.

– Widzisz – powiedziałam jej. – Pomyliłaś się w ocenie Janka.

Moja siostra milczała. Spędzałyśmy we trzy wiele czasu razem. Cieszyłam się z jej towarzystwa, tym bardziej że mój mąż zaczął być w domu gościem. Anka parę razy zapytała nawet, dlaczego tak długo go nie ma.

– Pracuje, bierze dodatkowe zlecenia.

– Aż do nocy pracuje? – uniosła brwi.

Tym razem ja powstrzymałam się od odpowiedzi. Bo co mogłam poradzić? Gdyby nie słowa siostry, te jeszcze sprzed mojego ślubu, zapewne żyłabym przez kolejne lata w nieświadomości, koncentrując się na dziecku i domu, i wybielając męża przed wszystkimi wokół.

Im później Janek wracał do domu, tym częściej wspominałam to, co Anka mówiła: „Zdradza żonę, ciebie też zdradzi”. W maju, gdy pierwszy raz w ogóle nie wrócił na noc, postanowiłam osobiście sprawdzić, co się dzieje. Następnego dnia poprosiłam siostrę, żeby wieczorem zajęła się Ilonką. Nie chciałam jej mówić dlaczego. Chyba po prostu się wstydziłam...

Zaczaiłam się pod jego firmą. Spokojnie poczekałam, aż wyjdą inni pracownicy. Dopiero wtedy przemknęłam na górę. Przez chwilę stałam z wahaniem pod drzwiami jego gabinetu. Bo przecież sprawdzanie męża oznacza brak zaufania, a bez zaufania nie ma miłości.

W końcu wzięłam głęboki wdech i już miałam nacisnąć klamkę, gdy drzwi same się przede mną otworzyły. Stanęłam twarzą w twarz z jakąś młodą, dość odważnie ubraną dziewczyną. A Janek w pośpiechu zapinał spodnie...

Nie pamiętam, jak wróciłam do domu. Pamiętam za to, że moja siostra osobiście wypędziła z domu tego łajdaka, kiedy się pojawił. I pomogła mi z rozwodem. Zostałam sama z córeczką i alimentami. Jakoś daję radę. Lecz codziennie wyrzucam sobie, że nie posłuchałam wtedy siostry. Oszczędziłabym sobie cierpienia.

Czytaj także:
„Ubzdurałem sobie, że nie jestem dobrym materiałem na męża. Przez tę głupotę prawie straciłem miłość życia”
„Mieliśmy wstrętne pijawki, nie dzieci. Doprowadziły do śmierci ojca i wykurzyły mnie z domu, by przejąć mieszkanie”
„Nie znoszę mojego pasierba. Szczeniak jest rozpuszczony jak dziadowski bicz. Chciałem go ukrócić i wyleciałem z domu”

Redakcja poleca

REKLAMA