Edyta – jak dla mnie – była idealna. Zawsze wyglądała niczym lalka wyjęta z pudełeczka. Tak świeża, że aż błyszcząca! Nieskazitelna cera, perfekcyjny makijaż, długie włosy poskręcane w loki, rzęsy jak firany… No i maleńkie dłonie z wypielęgnowanymi paznokciami.
– Człowieku, ona jest chyba z plastiku! – stwierdził kiedyś mój kumpel. – Wieje od niej nudą na kilometr. Zauważyłeś, jak ona często myje ręce? I pewnie śpi w namiocie tlenowym jak kiedyś Michael Jackson! – zachichotał, lecz widząc moją minę, westchnął z udawanym współczuciem: – Coś mi się widzi, stary, że ty chętnie byś się wczołgał do tego jej namiociku. Tylko nie zapomnij wcześniej kupić maseczki na usta. Jestem pewien, że ona inaczej nawet cię nie pocałuje.
– Spadaj, kmiocie! – pacnąłem go w ramię.
Jakiś czas później organizowałem małą prywatkę. Postanowiłem podać swoje popisowe danie – serowe fondue. Nauczyłem się je przyrządzać od wujka, który kilka lat spędził we Francji, i od tamtej pory za tym daniem przepadałem. Podobnie jak moi przyjaciele.
Z kobieta trzeba delikatnie
Masa serowa z białym winem bulgotała już smakowicie na podgrzewaczu ustawionym na środku stołu obok misy z pieczywem, każdy dzierżył specjalny widelec, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
„Nareszcie!” – westchnąłem w duchu.
– Zwariowałeś? – syknął do mnie Sławek, kiedy po kurtuazyjnych powitaniach nasza koleżanka poszła do łazienki umyć ręce. – Ona przecież nawet nie tknie żarcia ze wspólnego gara! Widziałeś jej minę, jak tu weszła?
– Nie bój się. Oswoję ją i… – odszepnąłem, lecz na tym musiałem skończyć, bo Edyta właśnie stanęła w drzwiach.
Jedyne wolne miejsce było przy mnie, więc usiadła, wpatrując się w garnek z fondue, jakby to był kociołek czarownicy. Niezrażony, wzorem gości nieśpiesznie pojadających lekko ciągnącą się masę, nabiłem na swój widelec kawałek chleba, umoczyłem go w serze i… podsunąłem pod pociągnięte błyszczykiem usteczka Edyty.
Chyba tylko przez zaskoczenie otworzyła buzię, a potem… potem było za późno. Ciepły ser z winem rozlał się jej po języku, pobudzając kubki smakowe. Widziałem, że ze sobą walczy, ale fondue zwyciężyło!
– Dobre to… – stwierdziła, oblizując się.
– Prawda? – pokiwałem głową, kosztując sosu, i przyglądając się Edycie spod półprzymkniętych z rozkoszy powiek.
Nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku
Zawahała się, lecz w końcu sięgnęła po swój widelec i zanurzyła go w płynnej masie. „A widzisz?” – posłałem Sławkowi triumfujące spojrzenie, lecz on tylko wzruszył ramionami. Najwyraźniej nie wierzył ani w moje umiejętności zdobywcy, ani w powodzenie „akcji Edyta”.
– To jeszcze nie jest moje ostanie słowo – szepnąłem mu, idąc do kuchni po deser.
Czyli po następny afrodyzjak, który – moim zdaniem – jest w stanie stopić lodowiec! Truskawki były czerwone i dorodne. Pachnące. Mniam!
Jedliśmy je leniwie, delektując się ich smakiem. O dziwo, uwielbiająca czystość Edyta ani razu nie sprawdziła pod światło, czy aby wszystkie są dokładnie umyte. A kiedy poszedłem na chwilę do regału stojącego w mojej sypialni po nową płytę…
– Hubek! Zeżarłeś ostatnią truskawkę! Tę najładniejszą! – rzuciła Edyta, stając nagle
w drzwiach pokoju.
Podniosłem niespiesznie głowę znad płyt.
– Mam ją tutaj… – pokazałem jej trzymany w dłoni owoc. – Może być twoja, ale pod warunkiem że sama ją sobie weźmiesz…
– Myślisz, że się przestraszę? – spytała wyzywająco.
– Nie. Myślę, że ty tak naprawdę niczego się nie boisz i zawsze dostajesz to, czego pragniesz – stwierdziłem, mierząc ją nieco prowokująco wzrokiem, po czym… chwyciłem lekko truskawkę zębami.
Wtedy Edyta doskoczyła do mnie i zjadła owoc prosto z moich ust. Nasze ciepłe wargi zetknęły się i połączyły w namiętnym pocałunku.
– Może najpierw jakoś się ich pozbędziemy? – zaproponowałem, wskazując brodą drugi pokój.– W końcu dla nich nie ma już tutaj żadnych truskawek…
Musiała bić od nas skrywana namiętność, bo ogólna rozmowa jakoś się nie kleiła, aż w końcu moi przyjaciele jeden po drugim zaczęli się zbierać do wyjścia.
– Podwieźć cię gdzieś? – zapytał kurtuazyjnie Sławek Edytę.
– Nie, dziękuję – odparła wdzięcznie. – Ja jeszcze zostaję.
Kumpel obrzucił nas zdumionym spojrzeniem i zapytał:
– To co wy tutaj jeszcze będziecie robić?
– Zmywać naczynia! – odparliśmy zgodnym chórem oboje z Edytą.
Czytaj także:
„10 lat temu pozwoliłem odejść kobiecie, która była ze mną w ciąży. Teraz muszę udowodnić, że zasłużyłem na bycie ojcem”
„Zostawiłam męża i rocznego synka, sama pojechałam do pracy za granicą. Teraz syn mnie nie poznaje, a mąż ma kochankę”
„Mąż zostawił mnie dla kochanki poznanej przez internet. Znalazłam jego niezwykle czułą korespondencję z tą kobietą”