„Wzbraniałam się przed tym uczuciem, ale poległam. Pokochałam żonatego faceta i zrobię wszystko, by go zdobyć”

Kobieta, która zakochała się w żonatym facecie fot. Adobe Stock, eevl
„Wiem, że Adam mnie pokochał z wzajemnością. Dlaczego miałabym z niego rezygnować? Przecież właśnie po to są rozwody. Nie chcę tak łatwo odpuszczać. Będę do końca życia płakać w poduszkę, że zmarnowałam szansę na miłość życia. Nie pozwolę na to”.
/ 31.03.2022 07:25
Kobieta, która zakochała się w żonatym facecie fot. Adobe Stock, eevl

Odkąd dostałam pół etatu w naszej lokalnej gazecie, poczułam, że moje życie nabiera sensu. Naprawdę rzadko który absolwent polonistyki może liczyć na takie szczęście, i to ledwie kilka miesięcy po obronie pracy magisterskiej!

W dzienniku zajmowałam się wszystkim, czym trzeba było: pisałam reportaże, redagowałam stałe kolumny, czasem i nekrologi, opracowywałam teksty sponsorowane. Wreszcie czułam, że jestem na odpowiednim miejscu. Żyłam aktywnie, tak jak zawsze chciałam.

– Sam zamierzałem to napisać, ale nie mam kiedy – powiedział pewnego dnia naczelny, dając mi szansę napisania dużego reportażu – pierwszego w moim życiu.

Zgodziłam się od razu, biorąc na siebie dużą odpowiedzialność, bo bohater – jak już udało mi się ustalić – był mężczyzną zamkniętym w sobie i niechętnym mediom.

– Trudny z niego człowiek, lecz wiedzę ma ogromną – podkreślił naczelny.

Postanowiłam zdobyć zaufanie bohatera, stosując mały i zupełnie niegroźny fortel. Otóż udałam się do stowarzyszenia miłośników naszej śląskiej ziemi, w którym czynnie udzielał się też mój przyszły rozmówca.

Tam zasięgnęłam języka, przedstawiając pomysł na tekst. Jeden z członków stowarzyszenia, niejaki Adam, nie tylko obiecał zdobyć wiele potrzebnych mi materiałów. Zapewnił również, że człowiekowi, z którym miałam umówić się na rozmowę, w odpowiednim momencie szepnie słówko o mnie.

Byliśmy tylko współpracownikami…

Odtąd wszystkie plany związane z reportażem dyskutowałam nie tylko z naczelnym, który dzielnie mi sekundował, ale i z Adamem… Wydawał się o kilkanaście lat ode mnie starszy, zawsze w garniturze, w krawacie. Przystojny, o nienagannych manierach, z pewnością mógł się podobać kobietom, i to niezależnie od wieku. Ja jednak nie patrzyłam na niego w ten sposób.

Chociaż tyle razy słyszałam o tym, że ktoś kogoś poznał podczas wykonywania zawodowych czynności, to uważałam, że mnie coś takiego nigdy się nie przytrafi. Zbyt byłam zaabsorbowana swoimi obowiązkami, żeby zauważać to, co działo się wokół.

Trzeba by po uszy zakochanego we mnie wielbiciela, i to w dodatku z ogromnym bukietem róż, żebym zorientowała się, że chodzi mu o coś więcej niż rozmowę. Jednak tym razem sprawa zaczęła wyglądać zgoła inaczej i – co zauważyłam po pewnym czasie – trochę się komplikować.

Po kilku dniach biegania za opornym bohaterem reportażu wreszcie udało mi się przeprowadzić z nim wywiad. Adam gorliwie pomagał mi w porządkowaniu wypowiedzi, podpowiadał wybór zdjęć, sugerował poprawki.

Przyznaję, że kiedy nie było go obok, zaczynałam czuć się nieswojo. Na razie starałam się nie analizować swoich emocji, tym bardziej że praca, choć rozłożona w czasie, powoli dobiegała końca, a termin publikacji tekstu zbliżał się nieuchronnie. Oznaczało to, że konsultacje
z Adamem będą musiały się skończyć.

Mimo że dużo czasu spędziliśmy razem, nasza relacja nie przekroczyła nigdy tej granicy, za jaką zaczyna się dobra znajomość, żeby nie powiedzieć przyjaźń. Byliśmy tylko współpracownikami… Szczerze mówiąc, trochę tego żałowałam, widziałam bowiem w tym poważnym mężczyźnie o serdecznym spojrzeniu kogoś bardzo ciekawego.

Im bardziej był niedostępny, tym dla mnie stawał się w jakiś magiczny sposób bardziej pociągający. No cóż, chyba prawdą okazało się twierdzenie, że to, co trudne do zdobycia, staje się dla nas ważniejsze i cenniejsze.

Nadszedł czas pożegnania

Pewnego dnia uścisnęliśmy sobie dłonie i rozstaliśmy się, po prostu mówiąc do widzenia. Kiedy niespełna parę tygodni później tekst ukazał się w druku, wiele osób wypowiadało się o nim bardzo pochlebnie. Sprawiało mi to – bądź co bądź początkującej dziennikarce – ogromną satysfakcję. Wśród głosów uznania nie mogło zabraknąć opinii Adama.

Pogratulował mi, przysyłając lakonicznego esemesa: „Świetny tekst!”. Było mi bardzo miło, bo wiedziałam, że czasem małe słowo jest ważniejsze niż całe elaboraty, z których nierzadko nic nie wynika.

„Dziękuję. Za miłe słowa i za Twoją pomoc” – odpisałam, mając nadzieję, że na tym nasza wymiana myśli się nie skończy.

Faktycznie Adam znowu coś napisał, ja odpisałam, potem on… Nasza znajomość nie posunęła się jednak ani o centymetr. Mimo że próbowałam z nim flirtować – sprowokować go, żeby mnie zaprosił na kawę – nijak mi to nie wychodziło. Adam odpowiadał grzecznie i miło, lecz nic poza tym.

Wszystko wyjaśniło się nieco później, kiedy poszłam do stowarzyszenia, aby oddać wypożyczone stamtąd materiały. Byłam już pod budynkiem, gdy zobaczyłam Adama schodzącego po schodach z młodą kobietą i dziewczynką, którą oboje trzymali za ręce. Mała śmiała się w głos i wesoło podskakiwała.

Poczułam ukłucie w sercu

– A więc ma żonę i córeczkę – powiedziałam sama do siebie ze smutkiem.

W głębi duszy przez te wszystkie dni i tygodnie żyłam nadzieją, że między nami coś jednak się zdarzy… Teraz musiałam zmierzyć się z faktami. No i pozbyć się złudzeń. Jakież było moje zaskoczenie, gdy jakiś czas potem Adam jak gdyby nigdy nic ponownie przysłał mi esemesa.

„Co słychać u młodej pani redaktor? – pytał. – Jakieś nowe pomysły? Zlecenia?”.

Wbrew rozsądkowi bardzo się ucieszyłam i natychmiast mu odpisałam. Przy tym mimo wszystko starałam się zdusić moje znów rozbudzone nadzieje… Tymczasem kolejne wiadomości i maile od Adama stawały się coraz cieplejsze, inne niż zwykle. Bardziej bezpośrednie, lekkie w tonie, żartobliwe. Czytałam je z rosnącym zdumieniem. Po wymianie kilku byłam już pewna – on mnie uwodził!

Teraz nie wiem, co robić. Adam ma przecież kogoś, co więcej – jest ojcem. Wiem to na pewno, bo podpytałam tu i tam. Nie potrafiłabym świadomie rozbijać czyjegoś związku, ale z drugiej strony… on tak mi się podobał! Przecież on sam o mnie zabiega, więc nie jest bez winy. Tak bardzo go pragnęłam...

Tak bardzo lubię z nim przebywać i rozmawiać, tak trudno mi sobie tego odmówić. Dlatego ilekroć zaprasza mnie na kawę – nie odmawiam. W dodatku po tym świetnie przyjętym reportażu dostałam propozycję pracy w większej gazecie, tyle że w innym mieście, oddalonym od naszego o wiele kilometrów.

Adam radzi, żebym jechała, bo to dla mnie duża szansa, lecz ja widzę, jaki wtedy robi się smutny… On też coś do mnie czuje! Jestem tego pewna. 

Do dzisiaj nie przyznałam się, że widziałam go z tamtą kobietą i dziewczynką; on nie pisnął słówkiem, że jest z kimś związany. Nie wiem, czy w ogóle ma zamiar powiedzieć mi o nich.  Nie wiem tylko, czy moje serce posłucha głosu rozsądku i odpuści... Wątpię.

Wiem, że Adam mnie pokochał z wzajemnością. Dlaczego miałabym z niego rezygnować? Przecież właśnie po to są rozwody. Może skoro on ze mną flirtuje, to nie jest szczęśliwy ze swoją żoną? Nie chcę tak łatwo odpuszczać. Muszę dowiedzieć się na czym stoimy, bo oszaleję. Będę do końca życia płakać w poduszkę, że zmarnowałam szansę na miłość życia. Nie pozwolę na to...

Czytaj także:
„Po śmierci męża mój świat się zawalił. Gdy odkryłam, że mnie okłamywał, moja rozpacz zamieniła się we wściekłość”
„Było mi wstyd, że jestem nudziarą, więc na randce z Krzyśkiem pozowałam na ważniaczkę. Sama pogrążyłam się w kłamstwie”
„Samotnie wychowuje córkę i finansowo jest mi ciężko. To chyba widać, bo lokatorka sama z siebie chce płacić mi więcej”
 

Redakcja poleca

REKLAMA