„Było mi wstyd, że jestem nudziarą, więc na randce z Krzyśkiem pozowałam na ważniaczkę. Sama pogrążyłam się w kłamstwie”

Kobieta, która udaje kogoś innego fot. Adobe Stock, Studio Peace
„Dawno na nikim tak się nie zawiodłam jak dzisiaj na sobie. Próbowałam się pocieszać, że on też nie jest idealny: spóźnił się, nie przyniósł kwiatów ani ptasiego mleczka. Nie pomogło. Czym ja mu mogłam zaimponować? Nudna pracą, brakiem aspiracji i zainteresowań? Dno...”.
/ 28.03.2022 05:24
Kobieta, która udaje kogoś innego fot. Adobe Stock, Studio Peace

Wreszcie się zdecydowałam i przyjęłam zaproszenie na randkę. Tego dnia prosto z pracy wróciłam do domu i zaczęłam przygotowania. Wybór ciuchów, ułożenie fryzury, odpowiedni makijaż… Im bliżej było osiemnastej, tym bardziej się denerwowałam. Kim będzie poznany niedawno w sieci Krzysztof? Jakim człowiekiem się okaże?

Owszem, wymieniliśmy się zdjęciami, kilka razy rozmawialiśmy przez komunikator, ale wiadomo… świat wirtualny to jedno, a rzeczywisty zupełnie co innego. O tym zdążyłam się już zresztą przekonać na kilku wcześniejszych spotkaniach.

Panowie, na których dotąd trafiałam, mieli irytujący zwyczaj naginania i przeinaczania faktów. Zwyczajnie oszukiwali, podając w swoich profilach nieprawdziwe lub nieaktualne informacje, zamieszczali zdjęcia z lat młodości, ściemniali, kiedy schodziło na temat zainteresowań.

Wszystko, byle lepiej wypaść, co dowodziło albo desperacji, albo głupoty. Nie wiadomo, co gorsze. Powoli zaczynałam dochodzić do wniosku, że nie ma już na tym świecie fajnych wolnych facetów. Bo albo są zajęci, albo unikają portali randkowych jak ognia.

Krzysiek sprawiał wrażenie szczerego

No i tak jak ja był po rozwodzie. Pewne przeżycia łączą ludzi; sprawiają, że łatwiej im znaleźć nić porozumienia. Jak będzie tym razem? Pełna obaw ostatni raz zerknęłam w lustro, by upewnić się, że wyglądam dobrze, i stukając obcasami, wyszłam z mieszkania. Ręce mi drżały, kiedy zamykałam drzwi.

A jeśli Krzysiek też okaże się kłamcą? Nie najlepiej wspominałam poprzednie randki. „Jeśli ta też nie wypali, wtedy koniec, zlikwiduję konto na portalu” – zdecydowałam.

Kwadrans przed osiemnastą stałam przed kawiarnią, w której się umówiliśmy, i zerkałam do środka przez oszklone drzwi. „Pewnie jeszcze go nie ma” – pomyślałam.

Ja wychodziłam z założenia, że lepiej przyjść za wcześnie, niż się spóźnić. Wzięłam głęboki wdech i wkroczyłam do środka. Z napięciem rozejrzałam się po przytulnym wnętrzu. Tak jak przypuszczałam, Krzyśka jeszcze nie było. Zamówiłam kawę i usiadłam przy jednym z wolnych stolików.

Spojrzałam na zegarek. Do osiemnastej brakowało kilku minut. Niby ma jeszcze czas… Upiłam łyk gorącego napoju i czekałam dalej. Jednak kiedy wskazówki zegarka przesunęły się na piętnaście po osiemnastej, a Krzysiek nadal nie raczył się zjawić, moja cierpliwość była już na wyczerpaniu,
za to zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Co chwilę zerkałam w stronę drzwi.

Zapomniał? Zrezygnował z naszego spotkania? Wystraszył się? Wystawił mnie? Celowo czy nie miał na to wpływu? Co robić? Przecież nie będę na niego czekać w nieskończoność! Mógł przynajmniej zadzwonić…

Dopiłam kawę i rozczarowana zaczęłam się zbierać do wyjścia. Wtedy w drzwiach pojawił się Krzysztof. Od razu mnie zauważył. Szybko podszedł do stolika, przy którym siedziałam.

– Przepraszam, Gabi, za spóźnienie, ale w ostatniej chwili zatrzymali mnie w pracy…

Usiadł na krześle i rozpiął płaszcz. Byłam zaskoczona. A gdzie jakieś powitanie? Gdzie bukiecik kwiatków?

– Czego się napijesz? – uśmiechnął się. – Kawę zdążyłaś już wypić – stwierdził, spoglądając na pustą filiżankę. – To może dla odmiany herbata i kawałek szarlotki?

– Może – mruknęłam.

Nie tak wyobrażałam sobie to spotkanie

Chyba naoglądałam się za dużo romantycznych filmów, bo chyba oczekiwałam, że przyniesie te cholerne kwiaty, szarpnie się na moje ulubione słodycze (przecież pisałam, co lubię), a przede wszystkim – że zjawi się wcześniej i to on będzie na mnie niecierpliwie czekał przy stoliku. Tak, tak wiem… Wyobrażenia jedno, a życie drugie.

Kelnerka podeszła do stolika, Krzysztof zamówił dwie herbaty i po kawałku ciasta, a ja przyglądałam mu się, nie bardzo wiedząc, czego mogę się po nim spodziewać.

– Wybacz, miałem dziś ciężki dzień… – odezwał się. – A twój jak minął?

– Dobrze – odparłam.

Tylko na tyle umiałam się zdobyć. Niespodziewanie w moim gardle wyrosła wielka klucha, utrudniająca mówienie. Może to dlatego, że Krzysiek okazał się równie przystojny jak na zdjęciach, które mi przesłał. Długą chwilę milczeliśmy oboje. Kiedy kelnerka postawiła na stoliku nasze zamówienie, zmusiłam się, by wydukać:

– Dziękuję.

– Dziękujemy – Krzysztof uśmiechnął się do kelnerki. – Lubię tę kawiarnię – spojrzał na mnie. – Przytulna, cicha, spokojna.

– Tak – bąknęłam.

Czułam się coraz bardziej onieśmielona obecnością tego mężczyzny. Peszył mnie. Nie wiedziałam, czym to sobie tłumaczyć. Zwykle byłam wygadaną kobietą, a dzisiaj… zrobiłam się dziwnie spięta i nieśmiała.

Na szczęście to Krzysiek zaczął mówić. Początkowo opowiadał o swojej pracy, projekcie, nad którym pracował, potem poruszył temat zainteresowań, potwierdził, że lubi majsterkowanie i pływanie, żartował, rzucał anegdotami, a ja zazdrościłam mu tej swady i luzu. Jadłam pyszną szarlotkę, piłam aromatyczną herbatę i z przyjemnością słuchałam Krzyśka, od czasu do czasu wtrącając „yhm” bądź potakując głową.

– Przepraszam, pewnie zanudziłem cię na śmierć – zreflektował się naraz, acz niesłusznie. – Pisałaś, że lubisz oglądać seriale – przypomniał sobie. – A który najbardziej ci się podoba?

Zaczerwieniłam się. Facet opowiadał o swoich ambitnych projektach, lubił sport i dzielnie ćwiczył, szykując się do triatlonu, a ja tu z serialami… Przemknęło mi przez głowę, że jak wielu innym ludziom, seriale pewnie kojarzyły mu się z durnymi, spasionymi gospodyniami domowymi, które przy prasowaniu czy gotowaniu oglądają nieśmiertelną „Modę na sukces”.

– „Wikingowie” – skłamałam, bo ta pozycja wydała mi się dość ambitna jak na serial.

Do tego, że lubię oglądać powtórki „Miodowych lat”, nie miałam odwagi się przyznać. Wcześniej psioczyłam na facetów, którzy na profilach wpisują oryginale pasje, kiedy tak naprawdę kochają oglądać mecze, a teraz… udawałam fankę „Wikingów”!

– Nie słyszałem o nim – Krzysiek uśmiechnął się przepraszająco. – Ale mało mam teraz czasu na oglądanie telewizji. Kiedyś było inaczej. To na pewno ciekawy film.

– Ciekawy – potwierdziłam.

– Opowiesz mi o nim?

Przełknęłam ślinę. Cóż mogłam opowiedzieć o serialu, który znałam tylko z nazwy?

– To takie odcinki o… wikingach. No wiesz, jak... – zająknęłam się. – Jak żyli, umierali, czym się zajmowali, kiedy jeszcze żyli, co robili… – plątałam się coraz bardziej, próbując wygrzebać z zakamarków pamięci jakiekolwiek dane historyczne. – Zdobywali nowe ziemie, wyruszali na podboje…

Uśmiechnął się kolejny raz.

– Historia w pigułce?

– Tak, tak – potwierdziłam prędko.

– Kiedyś lubiłem oglądać serial o Alfie. Kojarzysz? Taki stworek z kosmosu.

Pewnie, że kojarzyłam.

– Lubił koty – ja też się uśmiechnęłam.

– Chyba nie udało mu się żadnego zjeść.

– Chyba nie.

Znowu zamilkliśmy.

– Widziałem też kilka odcinków o motorniczym i kanalarzu – Krzysztof wciąż próbował podtrzymać rozmowę.

– „Miodowe lata?” – podchwyciłam.

– Nie pamiętam tytułu, ale jeden facet jeździł tramwajem i miał przyjaciela, który pracował w kanałach. I paskudną teściową.

– To właśnie „Miodowe lata”.

– Zabawny. Uśmiałem się.

– Tak, śmieszny.

Znowu cisza. Nie wiedziałam, czy powinnam wyznać, że naprawdę lubię ten serial.

– Chcesz jeszcze szarlotki? Może herbatę czy kawę? – zaproponował.

– Nie, już podziękuję.

Nagle poczułam się tak zawstydzona i zażenowana samą sobą, że zapragnęłam jak najszybciej stamtąd uciec. W głowie miałam jedno: on jest ambitny, potrafi sam coś zrobić, uprawia sport, świetnie gawędzi, a ja nałogowo oglądam seriale i na dokładkę nie umiem nic ciekawego o nich powiedzieć. Dno. Kompletne dno i blamaż.

– Chyba powinnam już wracać do domu. – zerknęłam na zegarek. – Jest późno.

Wróciłam do domu zgnębiona

Tym mocniej rozczarowana, że tym razem to ja nawaliłam. W dodatku na całej linii.

– Za wysokie progi – westchnęłam.

Facet ambitny, z pasją, a ja… przedszkolanka oglądająca seriale. „No i co z tego? – spytało coś w mojej głowie. – Są gorsze wady, na przykład tchórzostwo. Trzeba się było przyznać, zamiast kłamać, wypierać się samej siebie, udawać lepszą, niż jesteś w rzeczywistości!”.

Dawno na nikim tak się nie zawiodłam jak dzisiaj na sobie. Próbowałam się pocieszać, że on też nie jest idealny: spóźnił się, nie przyniósł kwiatów ani ptasiego mleczka. Nie pomogło.

Tuż przed pójściem spać zajrzałam jeszcze na portal społecznościowy.

„Rozumiem, że nie chcesz mieć nic wspólnego z mężczyzną, któremu zdarza się oglądać seriale komediowe. Odprężają mnie, ale… fan seriali to takie mało męskie” – odczytałam wiadomość od Krzysztofa.

Odpisałam od razu, że się myli. I to bardzo. Przyznałam się, że „Wikingów” ogląda mój brat, a ja uwielbiam „Miodowe lata”, a „Przyjaciół” znam niemal na pamięć. Odpowiedział, że „Przyjaciół” może oglądać o każdej porze dnia i nocy!

Na następnej randce już trzymaliśmy się za ręce. Dziś wspólnie oglądamy seriale.

Czytaj także:
„Maciek wciskał mi kit o rozwodzie tylko po to, żeby wpakować mi się do łóżka. Dałam się nabrać jak desperatka”
„Mój syn to leń i kawał drania. Łapał nielegalne fuchy za granicą. To musiało się źle skończyć, matka wie takie rzeczy...”
„Wiedziałam, że zięć chadza na panienki i zdradza Natalię. Chciałam przyłapać go na gorącym uczynku i wyszłam na idiotkę”

Redakcja poleca

REKLAMA