Odkąd skończyłam dziesięć lat, chciałam się wyrwać z Augustowa. Marzyłam o życiu w wielkim mieście: imprezy, kino, sklepy… No i w końcu mi się udało. Do Warszawy wyjechałam zaraz po maturze, na studia pielęgniarskie. Po pierwszym semestrze o mało nie wyleciałam, tak mnie wciągnęły miejskie atrakcje. No i Leszek. Był zupełnie inny niż chłopcy z Augustowa. Miał 22 lata i zajmował się – jak sam mówił – „interesami”. Nie wnikałam w szczegóły.
Poszliśmy do łóżka na trzeciej randce. To był mój pierwszy raz. Bałam się, ale nie chciałam odmówić, żeby nie wyjść na wsiową gąskę. W ciążę zaszłam niedługo potem. Leszek wpadł w szał, gdy mu powiedziałam. Ale potem przeprosił i zapewnił, że wszystko się ułoży.
– No już, nie płacz, tylko zacznij szukać sukni ślubnej – gdy to powiedział i mnie pocałował, zrozumiałam, że będzie dobrze.
Moi rodzice nie byli zachwyceni, ale musieli się pogodzić z rzeczywistością. Ślub wzięliśmy w Augustowie. Tata na wesele wydał wszystkie oszczędności.
– Wszystko dla mojej kochanej dziewczynki – uśmiechnął się.
Zamieszkaliśmy z rodzicami Leszka.
– To chwilowo. Jak tylko wypali ten mój najnowszy interes, kupimy mieszkanie – zapewniał mój mąż.
Nie mogłam w to uwierzyć
Rzeczywiście, po urodzeniu Michasia wyprowadziliśmy się od teściów. Ale mieszkanie wynajmowaliśmy. Nie przeszkadzało mi to. Miałam męża, syna. Byłam szczęśliwa. Leszka często nie było w domu. Wracał, gdy już spałam. Mało się widywaliśmy. Ale raz na kilka tygodni odwoził Michasia do teściów i szliśmy poszaleć. Po takim wieczorze zapominałam, co miałam mu za złe.
Gdy Michaś poszedł do przedszkola, chciałam wrócić na studia.
– No co ty, kochanie. Moja żona nigdy nie będzie musiała pracować – powtarzał Leszek.
Z Michasiem miał świetny kontakt. Brak czasu dla niego w tygodniu nadrabiał w weekendy. Zabierał go do wesołego miasteczka, do zoo. Czasem miałam wrażenie, że jemu te rozrywki podobają się nawet bardziej niż Michasiowi.
– Mam dwóch synków, tyle że jeden wyrośnięty – powtarzałam zawsze.
To było kilka lat później. Jacek pojechał na Hel w interesach. Miał wrócić późno, napisał, żebym nie czekała. Obudził mnie dźwięk komórki. Nie rozumiałam, co mówi do mnie ten człowiek. Próbowałam mu wytłumaczyć, że to pomyłka:
– Męża nie ma, wraca z Helu. Wypadek? Jaki wypadek?! Leszek? Jest ranny? W którym szpitalu? Muszę do niego jechać… Słucham? Nie, to musi być pomyłka…
Mówiłam coś bez ładu i składu. Już rozumiałam, ale nie chciałam uwierzyć. Chciałam odsunąć tę chwilę, w której będę musiała zaakceptować to, że jestem wdową.
Zadzwoniłam do rodziców Leszka. Odebrał teść.
– Wiesz, która jest godzina? – wychrypiał zaspanym głosem. Potem długo milczał.
– Pojadę tam, trzeba będzie zidentyfikować zwłoki. Zajmę się tym.
Najgorsza była rozmowa z Michasiem.
– Ale mieliśmy iść w sobotę do kina… Przecież obiecał…
Tłumaczyłam mu, że to nie wina taty, że to wypadek. Jeszcze wtedy sama w to wierzyłam. Na pogrzebie Michaś mocno trzymał mnie za rękę. Bardzo starał się nie płakać, ale wytrzymał tylko kwadrans. Po pogrzebie mama zabrała go do Augustowa.
– W szkole zrozumieją. Dobrze mu zrobi, jak na chwilę zmieni otoczenie – przekonywała mnie. Nie protestowałam, nie byłam wtedy w stanie podejmować decyzji. Nie mogłam przestać myśleć o Leszku. Nie jadłam, nie spałam, tylko całe dnie spędzałam na cmentarzu.
– Laptop? Nie, to nie Leszka. Jego laptop jest w domu – wytłumaczyłam policjantowi, który do mnie zadzwonił. Mówił o komputerze znalezionym we wraku auta.
– A to przepraszam, widocznie należał do pasażerki – policjant już chciał się rozłączyć.
– Pasażerka? O czym pan mówi? – spytałam. – Leszek był sam.
Policjant powiedział, że w samochodzie z Leszkiem jechała kobieta. Też zginęła na miejscu.
– Ale to niemożliwe. Leszek był na Helu sam. No chyba że wziął autostopowiczkę… Tak, na pewno. Tak musiało być.
Policjant się rozłączył, a ja spojrzałam na laptop Leszka. Nawet mi do głowy wcześniej nie przyszło, żeby do niego zajrzeć. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać, czemu nie wziął go ze sobą. W komputerze miał całe swoje biuro!
Laptop był zabezpieczony hasłem, nie udało mi się do niego dostać. Przypomniałam sobie za to o komórce męża. Była wśród rzeczy, które z policji przywiózł teść. PIN znałam, to była data urodzenia Leszka. Zaczęłam przeglądać zdjęcia, esemesy. Po półgodzinie wiedziałam wszystko. To trwało lata! Moja rozpacz powoli zaczęła zamieniać się we wściekłość. Nie chodziło mi nawet o to, że byłam zdradzana. W tamtej chwili byłam wściekła na Leszka, że przez jakiś głupi romans mój syn będzie dorastał bez ojca. I będę musiała go okłamywać do końca życia.
Jego rodzice o wszystkim wiedzieli
Z wściekłości trzęsły mi się ręce. Wyrzuciłam ubrania Leszka z szafy. Szarpałam je i deptałam. Na koniec wrzuciłam wszystko do worka i wyniosłam na śmietnik. Rano poszłam do teściów. Gdy mama Leszka poszła do kuchni, spojrzałam teściowi w oczy.
– Znam prawdę. Rozumiem, dlaczego mi nie powiedziałeś. I błagam, Michaś nie może się dowiedzieć. Chcę, żeby tata był dla niego zawsze bohaterem. Obiecujesz?
Teść się zgodził. Gdy teściowa weszła do pokoju, z jej spojrzenia wyczytałam, że też zna prawdę. Ucieszyłam się. Łatwiej będzie jej zrozumieć.
– Wyjeżdżam z Warszawy. Wracam do Augustowa. Z Michasiem. Wyjedziemy, jak tylko skończy się rok szkolny. Muszę zacząć od nowa. Rozumiecie? Będziemy was odwiedzać, Augustów to nie koniec świata…
Teściowa płakała. Było mi jej żal. Leszek był jedynakiem, wnuk był wszystkim, co jej po nim zostało. Ale wiedziałam, że jak zostanę w Warszawie, to zwariuję. Musiałam wyjechać nie tylko dla siebie, ale i dla Michasia.
W lipcu pojechałam z synem i teściami na wakacje na Mazury. A w sierpniu opuściłam Warszawę. Znalazłam mieszkanie kilka kroków od rodziców. I pracę w knajpie jako kelnerka. Nie miałam wykształcenia ani doświadczenia, na nic innego na początek nie mogłam liczyć. „Bo przecież miałam nigdy nie musieć pracować, prawda, mężu?” – wyrzucałam w myślach Leszkowi, krążąc między stolikami.
– Magda! Magda, nie poznajesz mnie? – facet, który mnie zagadywał, był kompletnie łysy, ale twarz wydała mi się znajoma.
– Jacek? Jezu, to ty? – w końcu go poznałam. – Kopę lat…
Jacek był moim pierwszym chłopakiem. Poznaliśmy się w liceum. Gdy wyjechałam do Warszawy, straciłam z nim kontakt. Przysiadłam się na chwilę.
– Opowiadaj. Co u ciebie. Żona, dzieci?
Dowiedziałam się, że Jacek miał żonę, ale się rozwiódł. Małżeństwo trwało krótko, dzieci się nie doczekali.
– Rodzice są już na emeryturze, przeprowadzili się na wieś. Przejąłem prowadzenie pensjonatu. Mam też wypożyczalnię sprzętu wodnego i rowerów. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki jestem świetny w ścieleniu łóżek – żartował.
Umówiliśmy się na kolację. Przegadaliśmy całą noc. Mieliśmy tyle wspólnych wspomnień! Powiedziałam mu o moim małżeństwie, synku i śmierci Leszka. Ale nie całą prawdę. Na to było za wcześnie. W weekend Jacek zabrał mnie i Michasia na żaglówkę. Mój syn po raz pierwszy od pogrzebu Leszka zaczął się śmiać.
– Podoba ci się? Wiesz, w naszym mieście działa szkółka żeglarska, znam trenera. Może chcesz się zapisać?
– Mógłbym? – Michaś spojrzał na mnie.
– Jasne! – zgodziłam się. Jacek mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Spotykaliśmy się coraz częściej. Jedliśmy razem kolacje, chodziliśmy do kina, jeździliśmy na wycieczki. Ale tylko jako przyjaciele. Trzy tygodnie temu Jacek zabrał mnie i Michała na weekend do swoich rodziców. Pan Zenon uczył Michasia jazdy konnej, pani Maria lepiła z nim pierogi. Wieczór był chłodny. Jacek rozpalił ognisko. Michaś zjadł kiełbaskę i położyłam go spać. Gospodarze też wkrótce się pożegnali. Zostaliśmy z Jackiem sami. I wtedy zaczęłam mówić. Dopowiedziałam Jackowi tę część historii mojego życia, którą wcześniej pominęłam.
– Nie kocham już Leszka. Odkochałam się, gdy poznałam prawdę. Teraz jestem już tylko wściekła. I chcę o nim zapomnieć. Mam dość odgrywania roli zbolałej wdowy, robię to tylko dla Michała. Ale długo już nie wytrzymam. Nie obchodzi mnie, co ludzie powiedzą. Jacek, ja chcę zacząć od nowa. Z tobą, jeśli mnie zechcesz…
Nie doczekałam się odpowiedzi. Jacek po prostu przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować.
Czytaj także:
„Żona zostawiła mnie dla mojego brata, którego rzekomo nienawidziła. Oni od początku knuli za moimi plecami”
„Miałam ją za przyjaciółkę, a ona nie przyszła na mój ślub, bo rzekomo wolała iść do pracy. Odkryłam smutną prawdę”
„Po pierwszym dniu pracy nauczyciela chciałem iść na emeryturę. Na samą myśl, że będę musiał wrócić, robiło mi się słabo”