– No to już po wigilii, zadowolony jesteś? Tego właśnie chciałeś? Nie mogłeś się powstrzymać przynajmniej w święta? Zachowujesz się jak smarkacz! – ojciec rzucił serwetkę na stół i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z mamą przy nietkniętym cieście.
Na dywanie pod naszymi stopami ścieliły się strzępy kolorowych papierów, na stole i krzesłach leżały prezenty dawane od serca i kupione pośpiesznie. Wziąłem do ręki owiniętą w celofan niebieską koszulę – zapewne starannie wybraną przez mamę.
– Dziękuję – powiedziałem. – I przepraszam – zerknąłem na przyozdobione kokardką pudełeczko, które leżało nierozpakowane pod choinką.
– Zależało ci na niej? – zapytała mama, starając się ukryć, jak bardzo jest jej przykro z powodu awantury.
– Szkoda gadać – machnąłem ręką.
– Tata ma rację, mogłem się powstrzymać. Zaraz zadzwonię do Adama. Albo nie, pojadę do niego i wszystko wyjaśnię. Może da się przekonać, wróci z małą i zostanie na noc.
– Pojedziesz i powiesz mu, że odbił ci dziewczynę, a potem ją porzucił, tak samo jak wszystkie poprzednie?
Spojrzałem na mamę. Nie było sensu pytać, skąd wiedziała, co czułem do Agnieszki i ile wysiłku kosztowało mnie, żeby nauczyć się traktować ją jak dziewczynę brata, a może nawet jego przyszłą żonę. Niby pogodziłem się z sytuacją, ale kiedy Adam przyszedł na wigilię jedynie z Martynką i bez cienia smutku stwierdził, że Agnieszka jest już przeszłością, coś we mnie pękło.
Jeszcze przełamałem się z nim opłatkiem, zjadłem kolację, wsłuchując się w opowieści bratanicy, pomogłem posprzątać ze stołu. Dopiero widok prezentu, który tak długo wybierałem dla Agnieszki, a który brat, widząc, dla kogo jest przeznaczony, wrzucił z powrotem pod choinkę, sprawił, że wybuchnąłem.
Ilu dziewczynom złamał serca?
Po co im wmawiał, że szuka matki dla swojego dziecka, żalił się na swoją samotność, skoro chciał je tylko zaliczyć? Grał heroicznego ojca, a w rzeczywistości był samolubnym draniem. Zawsze myślał wyłącznie o sobie, nawet córkę traktował jak przynętę.
– Ochłoń, daj sobie i jemu czas. W końcu kiedyś będziecie musieli pogadać – mama dotknęła mojego ramienia. – Nie przejmuj się tatą, porozmawiam z nim. Zabiorę go na pasterkę. Zmarznie, to się uspokoi – uśmiechnęła się.
Postarałem się zastosować do jej rady, ale całą noc nie zmrużyłem oka. Dręczyły mnie koszmary. Widziałem zapłakaną Agnieszkę i zakrwawionego Adama leżącego w jakimś rozbitym samochodzie. Obudziła mnie myśl, że nawet się z nim nie pożegnałem, nie powiedziałem mu nigdy, jak go kocham i podziwiam jako ojca, który mimo młodego wieku stanął na wysokości zadania, gdy pewnego dnia jego była dziewczyna podrzuciła mu córkę. Kiedy po weekendzie nie wróciła po małą, poruszył niebo i ziemię, by dowiedzieć się, że jej mama wyjechała do Włoch. „Na zawsze” – jak usłyszał od niedoszłej teściowej.
Walczył o to dziecko jak lew, przekonując sąd rodzinny, biegłą psycholog, a w końcu i dalszą rodzinę byłej, że jest wart bycia ojcem swojej córki. Wywalczył nawet alimenty. Nie wiem, czy mnie starczyłoby odwagi, żeby tak diametralnie zmienić swoje życie.
Postanowiłem pogodzić się z Adamem
„Jesteś zadowolony?” – przypomniałem sobie słowa taty wypowiedziane tuż po tym, jak Adam z hukiem wypadł z naszego mieszkania, i zapragnąłem porozmawiać z bratem. Chwyciłem za telefon, dochodziła czwarta.
„Czy powinienem go obudzić? Uzna, że do reszty zwariowałem” – starałem się uspokoić.
Wytrzymałem do siódmej rano. Wziąłem krótki, zimny prysznic, narzuciłem na siebie termiczne ciuchy i wskoczyłem do samochodu. Zamierzałem jechać prosto do Adama, ale coś nakazało mi udać się pod blok Agnieszki. „Chyba zwariowałeś!” – myślałem, wpatrując się w domofon przy wejściu do jej klatki. Zapamiętałem kod do jej mieszkania z parapetówki, na którą zaprosiła nas obu. Nie śmiałem jednak wbić cyfr, bo co miałbym jej powiedzieć?
Zawróciłbym, gdyby nie starsza pani w futrze, która chrząknąwszy znacząco, kazała mi się odsunąć, po czym wprawnie otworzyła drzwi kluczem.
– A pan to pewnie ten nowy sąsiad z czwartego piętra? – zapytała, odwracając się do mnie. – Proszę, nie będzie pan marzł na dworze w taki ziąb – zaprosiła mnie do środka.
„Ja chyba śnię, przecież Aga mieszka na czwartym! Co za zbieg okoliczności, a może przeznaczenie?” – myślałem, wsiadając do windy z kobietą.
– Dziękuję – wyszeptałem, czując się zobowiązany do wymiany z nią choć kilku zdań.
– Nie powinien pan mieszkać sam – zaczęła, gdy zamknęły się za nami metalowe drzwi. – Człowiek musi mieć kogoś, inaczej zwariuje od tej samotności. Tylko to nie może być byle kto. Na świecie pełno jest dziewczyn, trzeba jednak znaleźć taką, która pana doceni, bo czasem nie warto walić głową w mur. Rozumie mnie pan? – starsza pani przyjrzała mi się uważnie.
Skinąłem głową. Na czwartym piętrze się pożegnałem, życząc jej wesołych świąt. „Na świecie pełno jest dziewczyn, ale Agnieszka jest jedyna i zaraz jej o tym powiem” – zdecydowałem, naciskając dzwonek. Wziąłem głęboki oddech, przygładziłem dłonią włosy i już chciałem powiedzieć „cześć”, gdy drzwi otworzył mi jakiś gość w samych slipach. O połowę wyższy i szerszy ode mnie.
– Nie pomyliłeś się, brachu? – masywnym ramieniem oparł się o futrynę.
– Ja do Agnieszki – pisnąłem zdezorientowany, bo pierwszy raz widziałem kulturystę z bliska.
Dopiero teraz poznałem całą prawdę
„Ile on musi mieć w sobie sterydów i innego paskudztwa… Pewnie długo nie pociągnie” – pomyślałem, zachowując kamienną twarz.
– Agnieszki, powiadasz? – zamyślił się, jakby nie wiedział u kogo właśnie nocował. – Kurde, kolejny, który szuka Agnieszki. Zmówiliście się czy co? A może ty też bujasz się w mojej dziewczynie?
– Dziewczynie? – zdębiałem.
– Wynocha, póki jestem miły! – ryknął osiłek.
– Misiu, przestań, nie krzycz na ludzi! Wracaj natychmiast, czekam na śniadanie. Chyba już wszyscy wiedzą, że mnie kochasz! – z głębi mieszkania usłyszałem radosny głos Agnieszki.
Kątem oka zdążyłem zobaczyć jeszcze jej blond loki i coś na kształt haleczki w panterkę, gdy drzwi zatrzasnęły mi się tuż przed nosem. Nie pamiętam, co było dalej ani w jaki sposób trafiłem z powrotem do samochodu, a stamtąd do mieszkania brata. Z podbitym okiem i gazą w opuchniętym nosie Adam przypominał cień samego siebie. Właśnie wrócił z pogotowia. Szczęśliwie Martynka smacznie spała w swoim pokoju, nieświadoma, w jaką kabałę wpakował się jej tata.
– Zaraz powiesz, że mi się należało – wyszeptał brat. – Pewnie masz rację. Wielu dziewczynom złamałem serce, nim poznałem Agnieszkę. Nie chciałem ich ranić, ale po tym, jak zachowała się mama Martyny, nie umiałem im zaufać. I zobacz – trafiła kosa na kamień. Zakochałem się w dziewczynie, która potraktowała mnie jak zabawkę.
– Dlaczego nie powiedziałeś nam prawdy? – zapytałem, krzątając się po kuchni.
Z zamrażalnika wyjąłem mrożonkę i kazałem mu przyłożyć ją sobie do twarzy. Nastawiłem wodę na kawę i zabrałem się do robienia omletu – jednej z niewielu potraw, w których się specjalizowałem.
– A ty byś się przyznał, że dziewczyna, której chciałeś się właśnie oświadczyć, puściła cię kantem dla jakiegoś osiłka? Że byłeś tylko jej zabawką na czas jego nieobecności? – pytał rozgoryczony.
– Pojechałem do niej, chciałem się przekonać, że zostawiła mnie z własnej woli, a nie ze strachu. No i dostałem za swoje. A ona tylko stała i robiła zdjęcia swoim nowym telefonem. Wyobrażasz sobie?! Wymieniła mnie na sprowadzony z Niemiec samochód, telefon i trochę ciuchów!
– Nie sądziłem, że tak leci na pieniądze – wbiłem wzrok w rozpuszczające się na patelni masło.
Nasza księżniczka
– Ja też nie. Co prawda na początku znajomości podpytywała mnie, ile zarabiam i czy mam własne mieszkanie, uznałem jednak, że to normalne, gdy spotyka się dwoje dorosłych, niezależnych ludzi. Podobno nawet to mieszkanie jest jego, a urządzała je, kiedy była ze mną! – jęknął.
– Daj spokój, dostałeś nauczkę, więc wyciągnij wnioski i nie przejmuj się głupią blondynką. Niech żałuje, że straciła okazję zostania żoną wartościowego, mądrego faceta. Niech się buja, Adam – uśmiechnąłem się, zdejmując delikatnie omlet. – Jedz, zaraz zrobię sobie drugi, a potem kolejny dla Martyny, kiedy wreszcie się obudzi…
– Nasza księżniczka – Adam próbował odwzajemnić mój uśmiech, ale tylko syknął z bólu. – Podzielimy się. Dziękuję, że przyjechałeś. Wiesz, że jesteś wspaniałym bratem? Lepszego nie mogłem sobie wymarzyć.
Nie odpowiedziałem, ale nie przestając się uśmiechać, połknąłem w kilka sekund moją porcję śniadania.
– Ależ byłem głodny! Zjadłbym teraz tę pieczeń mamy, którą zawsze przygotowuje na świąteczny obiad.
– Tę z żurawiną? Ja też! – odpowiedział Adam. – Napisz do mamy, że wszystko w porządku i przyjedziemy całą trójką na obiad.
Zrobiłem, jak prosił, i dodałem od siebie, żeby schowała głęboko w koszu na śmieci mój prezent dla Agnieszki.
Czytaj także:
„Mąż kłamał, że dorobi w Wigilię jako Mikołaj. Poszedł na drugą wieczerzę do kochanki i nieślubnego syna”
„Nienawidzę mojej matki, ale w Wigilię jestem dla niej miła. Nie chcę, żeby babcia mnie wydziedziczyła”
„Kiedy wróciłem do domu pijany w Wigilię, żona zrobiła mi awanturę. Obraziłem się i zostawiłem ją samą na święta”