Nigdy nie oglądałam programu „Rolnik szuka żony” i prawdę mówiąc gardzę takimi reality show. Są krzywdzące, stereotypowe i manipulują widzami. Ukończyłam psychologię na najlepszej uczelni w Polsce i do niedawna byłam zatrudniona w jednej z większych korporacji w Warszawie. Wiem, o czym mówię, choć sama dałam się zmanipulować!
Prawie rok temu szef zaufał mi i zorganizowałam wyjazd integracyjny dla naszego zespołu. Padło na urokliwe siedlisko nad Pilicą, w kontakcie z naturą i w otoczeniu zwierząt. Wszyscy przyklasnęli na ten pomysł. Gdy pojawiliśmy się na miejscu, powitał nas Kamil. Świetnie zbudowany, opalony... Gdy przyszedł wieczór, traf chciał, że zamiast przy ognisku z grupą osób z pracy, skończyłam przy barze właśnie z Kamilem.
Imponował mi obyciem i tym, że prowadzi własny biznes. Tak sądziłam, bo urokliwy pensjonat ze stadniną znał od podszewki. Potem okazało się, że ma pod sobą kilkanaście osób do pracy - jak się okazało, Ukraińców do pracy fizycznej - uważałam to za przejaw przedsiębiorczości. Czułam, że to właśnie TEN facet. Do wszystkiego doszedł sam. Co z tego, że jest z innego świata? Żaden poprzedni mężczyzna nie budził we mnie tak pierwotnych instynktów.
Zakochałam się od pierwszej rozmowy
Wylądowaliśmy w łóżku... kilka razy. 3 miesiące później Kamil przyjechał do mojego biura i przy wszystkich, klęknął przede mną i poprosił o rękę. Jak mogłabym się nie zgodzić? Byłam zakochana na zabój, gotowa wskoczyć na konia i przemierzyć z nim łąki i lasy.
- Jak ty sobie wyobrażasz życie z tym chłopakiem? Przecież ty nawet nie wiesz czy ziemniaki się sadzi czy sieje - grzmiła mama. Też byłam pełna obaw. Czy aby nie za wcześnie pogrzebałam ambicje? Koleżanki drwiły z tego mezaliansu, ale widziałam, że patrzyły łakomym wzrokiem na mojego Kamila. Faceta z krwi i kości.
Wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Zaczęliśmy szukać sali, a ja poznawałam rodzinę podczas zapraszania gości - wesele miało liczyć blisko 250 osób.
Nie wypada nie zaprosić sąsiadów, krewnych sąsiadów, też tych z okolicznych wsi. Tak to u nas wygląda - powiedział Kamil podczas kolejnej wizyty.
Ja z miasta, on ze wsi, ja po studiach, on po technikum
Termin ślubu mieliśmy wyznaczony na sierpień. Wszystko szło wspaniale, byłam podekscytowana nowym życiem. Kamil kupił mi niewielki samochód, bym mogła jeździć do rodziców, do pracy. Oczywiście wspomniał, że szybko chciałby mieć dzieci i nie wyobraża sobie, bym pracowała dłużej, niż do końca roku „u kogoś”.
Trochę się zdziwiłam, ale uznałam to za przejaw opiekuńczości i zazdrości. Wielokrotnie podkreślał, że chce mnie mieć dla siebie tu, na miejscu. Jak się okazało po ślubie - nie do igraszek w łóżku...
Wesele trwało w teorii 2, a praktyce 7 dni. Byłam wykończona, a goście przychodzili do nas i wychodzili, życząc gromadki dzieci. Ja chciałam szukać last minute do ciepłych krajów.
- Kamil, co myślisz o Hiszpanii lub Portugalii? - pytałam męża, który nie był trzeźwy od tygodnia.
- Piękne kraje, czemu pytasz?
- Chciałabym podróży poślubnej - musimy gdzieś wyjechać, zaszaleć. Wypożyczymy auto i zwiedzimy Katalonię... co ty na to? Wrzesień będzie super, ceny i pogoda idealne! - zachęcałam go.
- Kochanie, jaki wrzesień? Mamy ziemniaki do wykopania, cebulę do zebrania, a w październiku spodziewam się dostawy kur. Nie ma na to czasu, jest biznes do robienia.
Biznes? Jaki biznes? W gumiakach, z brudnymi rękami, w piachu i z odciskami na palcach? To był dla niego biznes. Wyszłam za rolnika, a zatem za jego gospodarstwo. 20 ha ziemi. Przyznam, że przepłakałam kilkadziesiąt nocy, wisiałam na telefonie z mamą i przyjaciółkami. Nie mogłam się odnaleźć na wsi, ale... nagle poczułam się związana z tym miejscem.
W soboty chodzimy na targ, sprzedajemy, wymieniamy się i kupujemy, nawiązaliśmy znajomości z przedsiębiorcami i planujemy nowe inwestycje. Wszyscy są tu życzliwi - nie brak mi miejskiego tłoku, ale gdy tylko poczuję się samotna,to tylko godzina jazdy dzieli mnie od rodziny.
Jestem niezależna. Rzuciłam pracę i otworzyłam poradnię psychologiczną online. Kilka godzin dziennie pomagam przy zwierzętach - a raczej uczę się ich oraz pracy na roli. Jest ciężko, ale Kamil daje mi przestrzeń: mogę prowadzić swoją działalność nie martwiąc się też o pieniądze.
Z pracy w polu da się żyć na poziomie, stać mnie na luksusowe torebki czy perfumy. Nie martwię się o pieniądze, bo mąż jest obrotny i zaradny. Koleżanki drwiły z tego mezaliansu i nazywały mnie księżniczką ze wsi, ale widziałam, że patrzyły łakomym wzrokiem na mojego Kamila. Faceta z krwi i kości, seksownego rolnika.
Czy jestem szczęśliwa? Cóż, może na wakacje nie pojedziemy prędko, ale teraz czuję, że żyję, a więc... na co mi urlop od życia? Czas pokaże.
Więcej listów do redakcji:„W wieku 16 lat oddałam córkę do adopcji. Teraz uratowałam życie wnuczce, która była ciężko chora”„Mój narzeczony pochodził z majętnej rodziny z koneksjami, a ja nie śmierdziałam groszem. To nie mogło się uda攄W wieku 45 lat zostanę po raz drugi mamą i po raz pierwszy babcią. Nie planowałam tego, ale tak w życiu bywa”