Od rozwiązywania krzyżówki oderwał mnie bulgot dobiegający z garnka. Zgasiłam gaz i spojrzałam krytycznie na garnek. Znowu ugotowałam jak dla pułku wojska. Trudno się przyzwyczaić, że dzieci już na swoim. Jeszcze rok temu dwoje głodomorów zaglądało co chwila do kuchni, a teraz już tylko ja i Stefek.
A właściwie tylko ja, bo tego mojego znowu gdzieś poniosło. Pewnie na piwko z kolegami poszedł. Chociaż może i lepiej, że go nie ma. Zawsze żyliśmy raczej obok siebie niż ze sobą. Jeszcze dopóki pracowałam, zajmowałam się dziećmi, jakoś to było. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy sobie obcy. Ale gdy zostaliśmy w domu tylko we dwójkę, nagle okazało się, że już nic nas nie łączy.
Wysoki, silny, wydawał mi się taki męski
Zaparzyłam sobie herbatę i zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle coś mnie łączyło ze Staśkiem. Ile ja miałam lat, jak go poznałam? Jeszcze chodziłam do liceum. Pojechałam z paczką znajomych w Beskid Żywiecki. Na miejscu poznaliśmy grupę Ślązaków. Wśród nich był i Stasiek. Stanik – jak go Ślązacy wołali.
A i ja od razu wpadłam mu w oko, bo szukał tylko okazji, by coś do mnie zagadać, zatańczyć wieczorem, usiąść na chwilę przy ognisku. Nic więcej wtedy z tego nie było, bo ja byłam z chłopakiem. Ale wymieniliśmy się ze Stanikiem adresami. I to on pierwszy do mnie napisał.
Ja po tym wyjeździe rozstałam się ze swoim Radkiem, ale nie wiązałam ze Stanikiem żadnych planów. Mieszkałam koło Łodzi, on w Gliwicach…. Ale jednak on był uparty. Lata mijały, ja zmieniałam narzeczonych, a on pisał. Wreszcie zorientowałam się, że tylko ja jestem panną, reszta moich koleżanek powychodziła za mąż. W domu się nie przelewało, rodzice coraz tęskniej wyglądali jakiegoś kawalera, który mógłby mi zapewnić przyszłość.
I tak właściwie, to ani go w sumie nie znałam (bo jak można poznać człowieka z listów), ani nie kochałam. Zwyciężyła praktyczność i rozsądek. Stanik był górnikiem, miał mieszkanie i bardzo dobrą pensję. Kiedy więc zaproponował, że przyjedzie, aby przedstawić się rodzicom – nie oponowałam. Mama była zachwycona, tata wręcz zauroczony wizją bogatego zięcia.
Po pół roku ja z kolei, już jako narzeczona, pojechałam poznać jego rodziców. To był raczej rodzaj umowy, a nawet transakcji handlowej, a nie wielka miłość i zauroczenie. Ślub się odbył jak trzeba i przeprowadziłam się na Śląsk.
Czy żałowałam kiedykolwiek tej decyzji?
Nie, chyba nie. Co prawda, zawsze czułam się trochę samotna. Ale szybko pojawiły się dzieci – najpierw córka, a potem dwóch synów. Nie miałam czasu na rozmyślania i użalania się nad sobą. Stanik pracował w kopalni na zmiany, a jak miał wolne, to przesiadywał z kumplami przy kufelku piwa.
W domu był gościem, ale nie brakowało mi go. Rozmawiać przecież nie mieliśmy o czym… Faktem jest, że w ogóle niczego mi nie brakowało! W tamtych czasach górnicy mieli dobrze. W całym kraju był kryzys, a tu, na Śląsku, były specjalne sklepy górnicze. Kłopoty z kupnem pralki, zapisy na telewizor? Ja tego nie znałam. Kiedy urządzaliśmy mieszkanie, Stanik przyniósł jakąś książeczkę i powiedział:
– Tu som wszystkie sobotnie szychty – powiedział. – Jak coś trza, to bieremy ta książka i idymy do ryleksa.
„Ryleksy” to były właśnie te specjalne sklepy. Chciałam pralkę – miałam. Meble? Proszę bardzo. Zapisy, listy społeczne? Wiedziałam, że tak jest, ale to mnie ominęło. Jak i wiele innych rzeczy.
Czy byłam szczęśliwa? Nie wiem. Raczej powinnam mieć do siebie żal, że byłam bierna.
Życie jakby toczyło się obok mnie, ale bez mojej ingerencji, bez zaangażowania. Nie mam pojęcia, dlaczego przez te wszystkie lata ja sama, dla siebie, nie znalazłam żadnego zajęcia, pasji? Przecież mogłam skończyć jakiś kurs, języka się pouczyć. Ba, ja przez ten cały czas nawet ludzi tu specjalnie nie poznałam. A sama byłam zaskoczona, jak dobrze mnie tu przyjęto. Pamiętam do dziś pierwszą poważną rozmowę ze swoją szwagierką.
– Dobrze ci tu będzie – powiedziała, kiedy przyszła do nas w odwiedziny, przynosząc ciasto. – Tu wiesz, chłopy rządzą, ale tylko z pozoru. Kobiety trzymają wszystko w ryzach. I trzymają się razem – Marysia się roześmiała. – A ty nosa nie zadzierasz, jesteś robotna – przyjmiesz się.
No i się przyjęłam. Marysia nawet próbowała mnie wyciągnąć kilka razy na miasto, koleżanki z pracy bez oporów przyjęły do swojego grona. Kiedy któraś miała imieniny, zawsze byłam zapraszana. Ale sama żadnej inwencji nie wykazywałam. Do domu jakoś nie chciałam nikogo zapraszać, chociaż pewnie Stanik nie miałby nic przeciwko. Zresztą, jego i tak wiecznie nie było.
Ale teraz… Teraz jestem sama. Stanik z kolegami, już od lat, tak jak on, na emeryturze. Wcale nieskromnej, więc na brak pieniędzy nie mogę narzekać. I co z tego? Jak się nimi cieszyć? I z kim?
Spojrzałam w okno, a potem wstałam i wylałam zimną herbatę do zlewu. Zaraz zaparzę sobie świeżej. I pewnie Stanik niedługo wróci. Tylko co mi z tego?
To właściwie obcy człowiek
Przyjedzie, zdejmie buty, uwali się przed telewizorem. Ja mu podam kolację. Wymienimy może jakieś uwagi na temat programu telewizyjnego. O – musimy porozmawiać o urodzinach jego siostry, bo okrągłe, trzeba coś kupić. I tyle.
Westchnęłam. Przed laty wybrałam przyjemne, praktyczne życie, bez problemów. Ominęło mnie wiele kłopotów, jakie niosły ze sobą ciężkie, kryzysowe czasy. I co z tego? Drgnęłam, gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza.
Podpaliłam gaz pod garnkiem; fasolka wystygła, a może Stanik zje ją na kolację? Tyle jej ugotowałam, że i na jutro będzie i jeszcze się zamrozi. Więc mu ją teraz podgrzeję, a potem… A potem będę kontynuowała te swoje beztroskie, zupełnie nijakie, praktyczne życie…
Czytaj także:
„Syn zamiast magnesu przywiózł sobie z wakacji... żonę. Chyba znalazł ją pod mostem, bo synowa nawet rosołu nie umie zrobić”
„Udawałam wegetariankę, żeby wyrwać apetycznego przystojniaka. Mogę do końca życia jeść trawę, byle oddał mi swoje serce”
„Narzeczona zabawiła się w >>Big Brothera<< i sprzedawała naszą prywatność w sieci. Kamera była nawet w sypialni!”