„Wyrodna matka w parku wydzierała się na dziecko. Gdy zareagowałam, napadła na mnie i wezwała policję”

Mój syn miał wymyśloną przyjaciółkę fot. Adobe Stock, mariazin
„– Fajtłapa z ciebie i tyle! Biegać nie potrafisz! – grzmiała tak, że było ją słychać chyba w promieniu kilometra. – Jak ty chcesz pójść do szkoły? Przecież cię nie przyjmą. Tam chodzą tylko dzielni chłopcy, którzy potrafią się ścigać. A teraz zbiegniesz mi z tej górki, najszybciej jak potrafisz, rozumiesz? Udowodnij, że jesteś mężczyzną!”.
/ 08.04.2023 07:15
Mój syn miał wymyśloną przyjaciółkę fot. Adobe Stock, mariazin

Od dobrej godziny patrzyłam tęsknym wzrokiem na słońce za oknem. Kiedy więc wczesnym popołudniem do naszego pokoju weszła kierowniczka i stwierdziła, że możemy już iść do domu, bo szefostwo zarządziło jakiś przegląd komputerów i będziemy tylko przeszkadzały, uznałam, że to po prostu najprawdziwszy cud na moje specjalnie zamówienie! Wybiegłam z pracy tak szybko, że aż się za mną kurzyło i zaczęłam zastanawiać się, co zrobić z tak pięknie zaczętym popołudniem. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to wyprawa do pobliskiego parku. Kupiłam więc kilka kolorowych gazet, żeby mieć co poczytać na ławeczce i po wyszukaniu takiej najbardziej zalanej słońcem z rozkoszą zajęłam się lekturą. Słonko przygrzewało, ptaszki ćwierkały, pieski ganiały się po trawnikach.

Po prostu było bosko!

Do czasu, aż w zasięgu mojego słuchu nie pojawiła się ta babka z może sześcioletnim chłopcem.

– Fajtłapa z ciebie i tyle! Biegać nie potrafisz! – grzmiała na syna tak, że było ją słychać chyba w promieniu kilometra. – Jak ty chcesz w tym roku pójść do szkoły? Przecież cię nie przyjmą! Tam chodzą tylko dzielni chłopcy, którzy potrafią się ścigać!

I tak w kółko, jak katarynka. Obejrzałam się na nią. Stała na dość wysokiej górce i strofowała chłopaczka, który bezradnie rozglądał się dookoła.

– Patrz na mnie, jak do ciebie mówię! – nie dawała za wygraną jego matka. – A teraz zbiegniesz mi z tej górki, najszybciej jak potrafisz, rozumiesz? Udowodnij, że jesteś mężczyzną!

Nie wiedziałam, czy się roześmiać, czy żałować jej synka. Sześcioletni „mężczyzna” najwyraźniej nie miał ochoty na udowadnianie czegokolwiek, został więc złapany za frak i prawie zepchnięty z górki!

– Biegnij!!! – wydarła się na niego matka, po czym udała, że go zaczyna gonić, głośno tupiąc.

Dzieciak obejrzał się na nią wystraszony i przyspieszył, jakby się bał, że własna rodzicielka go stratuje. Gonił jak opętany nabierając szybkości i był już bardzo blisko podnóża góry, kiedy nagle potknął się o coś i wtedy wszystko rozegrało się w kilka sekund! Dzieciak wyleciał do góry jak z katapulty, zrobił efektownego koziołka, po czym wylądował na brzuchu i zjechał na dół po trawie, na koniec uderzając twarzą w stojącą kilka metrów ode mnie ławkę. Momentalnie ryknął płaczem i zalał się krwią.

– Jezus Maria! – poderwałam się jak na sprężynie i podbiegałam do chłopca.

Jego matka stojąca nadal na górze wrosła w ziemię jak słup soli. Z moich pobieżnych oględzin wynikało, że mały pechowo uderzył buzią w kamienny wspornik ławki, miał więc paskudnie rozciętą wargę, a jak się późnej okazało, także wybity ząb. Był w szoku i mogłam sobie wyobrazić, jak bardzo go to wszystko bolało. Sięgnęłam do torebki po mokre chusteczki, które zawsze noszę przy sobie i zaczęłam mu wycierać buzię. Poddawał się temu bez protestu, najwyraźniej kompletnie oszołomiony.

– Mam kurs pierwszej pomocy – poinformowałam matkę, która w końcu stanęła obok mnie. – Spróbuję zatamować to krwawienie, ale na pewno trzeba będzie go zabrać do szpitala i szyć.

Matka nawet się nie odezwała jednym słowem, co zrzuciłam na karb jej zdenerwowania, więc mówiłam dalej.

– Mały stracił ząb, ale to mleczak, więc się nie ma co nim przejmować. I tak by pewnie wkrótce wypadł. Jeśli ma pani dla niego wodę, to mam przy sobie tabletkę przeciwbólową. Może pani synowi dać, to będzie mniej cierpiał, zanim dojedzie na pogotowie. Ale to już pani musi o tym zadecydować, jako matka.

– Powiem im, że to wszystko twoja wina! – wybuchła nagle matka dziecka takim głosem, że w pierwszej chwili kompletnie nie skojarzyłam, że mówi do mnie.

– Słucham? – zająknęłam się.

Co ona wygaduje?

– Powiem, że to wszystko przez ciebie! Jesteś cała we krwi, każdy mi uwierzy. Popchnęłaś go! Ja nie mogę brać odpowiedzialności za wypadek mojego dziecka! Jeszcze mi go sądownie odbiorą! – popatrzyła wściekłym wzrokiem na malca. – Chcesz, żeby policjanci aresztowali mamusię i zabrali ją do więzienia? Chcesz?!

Chłopiec, przerażony, na nowo ryknął płaczem, chociaż już mi się udało trochę go uspokoić.

– No, to powiedz policjantom, że to ta pani popchnęła cię na ławkę! – zarządziło babsko.

No, chyba pani żartuje! – wściekłam się i chciałam czym prędzej stamtąd odejść, ale baba podniosła krzyk.

– Ludzie! Dziecko mi mordują! Pomocy! – darła się.

Kilka osób zaczęło patrzeć w naszym kierunku.

– Dobrze! Zatem wołamy patrol! – wkurzyłam się w tym momencie. – Jeśli pani chce robić komedię, zamiast zabrać dziecko do lekarza, jakby zrobiła każda dobra matka, to proszę bardzo. Wołam policję! – sięgnęłam do torebki po komórkę.

– Ty mnie nie będziesz pouczać, czy ja jestem dobra, czy nie! Ty… – rzuciła z grubej rury i wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że babka jest zwyczajnie… pijana.

Potwierdził to policyjny patrol, który także dopatrzył się czegoś nienormalnego w jej zachowaniu. Przyszli dość szybko, bo jak się okazało i tak byli oddelegowani do patrolowania parku. Baba usiłowała wrzaskiem zmusić ich do uznania mojej winy, ale dwóch świadków z psami potwierdziło moją wersję wydarzeń, bo wszystko widzieli. W dodatku okazało się, że górka od tej strony jest monitorowana, ze względu na dość cenny posąg stojący na jej szczycie, który chuligani lubią dewastować. Dlatego policja dostała pełny zapis wydarzenia łącznie z tym, jak mały się przewraca, „uciekając” przed matką, która udaje, że go goni. Nawiasem mówiąc, wywinął orła przez za duże o dwa numery buty na rzepy, które najwyraźniej z oszczędności kupione były „na wyrost”.

Pani została zabrana do izby wytrzeźwień,

Biedny wystraszony malec pojechał do szpitala z policjantką. Na szczęście dojechał do niego wezwany z pracy tata, który podobno stwierdził, że ma już dosyć żony alkoholiczki i tego wszystkiego tak nie zostawi! Kiedy kilka dni później zostałam wezwana na przesłuchanie, życzliwa policjantka powiedziała mi, że matka została skierowana na leczenie i podobno na nie poszła. Mam więc nadzieję, że jeszcze tliły się w niej resztki przyzwoitości i one wezmą w końcu górę nad nałogiem, który każdemu odbiera serce i rozum.

Jaki jest morał z tej historii? Dziecko to bezbronna istota, więc trzeba reagować, kiedy widzimy, że któremuś dzieje się krzywda! Nie każdy rodzic automatycznie jest dobrym, który wie, co dla malucha najlepsze.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA