„Wypadek córki wstrząsnął całą rodziną. Mąż uciekał w pracę, syn zaczął się moczyć, a mi chciało się wyć z bezsilności”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Pamiętam z tamtej nocy tylko to, że Basię operowano, że tamta noc miała być decydująca o jej życiu i że odetchnęłam z ulgą, gdy noc minęła, a ona żyła, choć nadal spała. Wiedziałam, że nie odejdę od jej łóżka. Patrzyłam na jej spokojną buzię i oczy zalewały mi się łzami”.
/ 07.08.2022 06:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Miałam właśnie zamykać sklep i pomóc Tadeuszowi w rozładowywaniu towaru, gdy zadzwonił telefon. Przez chwilę zawahałam się, czy odbierać. Jeśli to coś ważnego, zadzwoni później – pomyślałam jak zwykle. Dochodziła dwudziesta, wiedziałam, że Tadeusz ma cały samochód owoców i warzyw do rozpakowania na jutro rano. Ktoś jednak nie dawał za wygraną. Dzwonek telefonu nie miał zamiaru przestać dźwięczeć. Nacisnęłam słuchawkę.

– Dobry wieczór. Dzwonię ze szpitala z Poznania. Czy rozmawiam z mamą Basi? – usłyszałam głos.

Mogłam się domyślić, że Baśka narozrabiała

Pewnie złamała ręka albo nogę – westchnęłam na myśl o możliwych wybrykach mojej siedemnastoletniej córki. Teraz była na szkolnej wyciecze pod Poznaniem. Mieli rowerami zwiedzać tamtejsze okolice.

– Co się stało? – zapytałam.

– Musi pani natychmiast przyjechać, córka miała wypadek.

– Dobrze, przyjadę jutro z samego rana – powiedziałam, patrząc zdenerwowana na Tadeusza.

– Pani mnie źle zrozumiała. Proszę przyjechać do szpitala jak najszybciej. Teraz! – kobieta była stanowcza.

Przełknęłam ślinę, bo zaschło mi w gardle. Popatrzyłam z przerażeniem na męża. Podszedł do mnie.

– Musimy jechać do szpitala w Poznaniu. Basia tam jest, chyba coś poważnego – wyszeptałam.

– Wyładuję to szybko i będę gotowy – rzucił, zabierając się do pracy.

– Dobrze, będziemy za dwie godziny – przekazałam do słuchawki.

W czasie kiedy Tadeusz rozładowywał towar, ja musiałam szybko zorganizować opiekę dla naszego ośmioletniego synka, Wojtka. Na szczęście moi rodzice mieszkali niedaleko. Jak się dowiedzieli, co się stało, przyszli, by przenocować z Wojtusiem. Jechaliśmy w milczeniu. Gdy weszliśmy do szpitala, od razu skierowano nas do ordynatora.

– Państwa córka miała wypadek rowerowy – poinformował.

Brzmiało to niezbyt tragicznie. Patrzyłam na niego zdezorientowana.

Wyglądała tak, jakby po prostu spała

– W wyniku tego upadku córka doznała silnego urazu głowy. Jest w śpiączce… – dodał cicho.

– To po co…– zaczęłam i nie skończyłam. Dotarło do mnie, że Basia otarła się o śmierć, że po to tak nalegano na nasz szybki przyjazd, bo nie wiadomo było, co się dalej wydarzy.

Pamiętam z tamtej nocy tylko to, że Basię operowano, że tamta noc miała być decydująca o jej życiu i że odetchnęłam z ulgą, gdy noc minęła, a ona żyła, choć nadal spała. Wiedziałam, że nie odejdę od jej łóżka. Lekarz mi jednak uświadomił, że nie będę mogła spać przy córce. 

Chwilę popłakałam wtulona w ramiona męża, a potem pomyślałam, że tu nie ma miejsca na łzy. Musimy działać. Wiele takich historii czytałam. O tym, jak ludzie zapadają w śpiączkę i się z niej wybudzają.

– Muszę poznać jak najwięcej przypadków. Jak najwięcej się dowiedzieć, by pomóc Basi – powtarzałam, siedząc po nocach w internecie. – Jestem jej potrzebna, ale nie po to, by siedzieć przy jej łóżku i płakać.

– Jak to długo może trwać? – pytałam każdego lekarza pojawiającego się przy jej łóżku i każdy z nich rozkładał ręce. Później już wiedziałam, że Basi mózg nie został bardzo uszkodzony, ona miała naprawdę realne szanse na to, żeby się obudzić.

Wynajęliśmy mały pokoik przy szpitalu i dzięki temu mogłam od świtu aż po późny wieczór być przy córce. Czytałam jej książki, puszczałam ulubioną muzykę, opowiadałam o tym, co się dzieje w domu. Dzwoniłam do jej koleżanek, aby dowiedzieć się, co u nich słychać, by móc to przekazywać potem Basi. Czesałam jej długie włosy, wklepywałam krem, malowałam paznokcie. Wszystko to, co lubiła tak bardzo, kiedy była zdrowa.

Z Tadeuszem rozmawiałam praktycznie jedynie przez telefon. Kiedy przyjeżdżałam do domu przepakować rzeczy, on najczęściej był jeszcze w sklepie. Musieliśmy zatrudnić dodatkową osobę, bo sam nie dawał rady. Jednak i tak musiał pracować więcej, bo mnie praktycznie nie było ani w domu, ani w pracy.

Mimo wszystko byliśmy silni. Dla Basi

Wiedzieliśmy, po co te wyrzeczenia, po co ta rozłąka. Gorzej było z Wojtusiem. Mieszkał u babci. Mamę widywał od święta, tatę niewiele częściej.

– Wiesz, córeczko – powiedziała mi kiedyś mama. – Nie mówiłam ci, żeby cię dodatkowo nie martwić… ale Wojtuś zaczął się moczyć – wyznała.

Wtedy się załamałam. Prawdą jest, że kiedy choruje jeden członek rodziny, to jakby cała rodzina chorowała. Wszyscy byliśmy dotknięci cierpieniem Basi. Postanowiłam spotkać się z kobietą, która przeżywała to samo, kilka lat temu. Jej syn obudził się.

– Niewiele mogę ci dopowiedzieć – zaczęła. – Na pewno przeszukałaś cały internet w poszukiwaniu pomocy. Jedyną moją radą jest stworzenie jak najbardziej naturalnych warunków, takich, jakie miała w domu..

Wróciłam do szpitalnej sali, na której leżała Basia. Z daleka słyszałam, że ktoś z nią rozmawia. Często się zdarzało, że zagadywali ją lekarze, pielęgniarki. Teraz też była u niej pani doktor. Sprawdzała kartę obserwacji i mówiła do niej.

– Dobrze ci tu, prawda? – głaskała moją córkę po ręce.  – Wszyscy o ciebie dbają. Troszczą się o ciebie. Mama nie odstępuje cię na krok. Dobrze, że masz taką kochającą rodzinę.

Przypomniałam sobie słowa tej matki spotkanej przed chwilą. Niby nie powiedziała nic, czego nie wiedziałam już wcześniej, ale nagle zrozumiałam, że jednak nie zachowuję się tak jak w domu.

Słuchałam tego i nagle coś do mnie dotarło

Od swoich dzieci zawsze z mężem dużo wymagaliśmy. Uczyliśmy ich radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Zawsze byliśmy z nimi uczciwi i mówiliśmy sobie prawdę. Teraz jestem tu z Basią, głaszczę ją po dłoni i mówię, że wszystko jest w porządku, że będzie dobrze… a to przecież nieprawda! Popatrzyłam jeszcze raz na śpiącą Basię. Stanęłam przy niej blisko.

– Baśka, nie za dobrze ci tutaj? Koniec tego dobrego – zaczęłam surowym głosem. – Pamiętaj, że za rok matura. Zaległości, jakie będziesz miała, mogą być nie do nadrobienia. Musisz się wziąć w garść i się obudzić, bo ja już nie mam siły siedzieć tu z tobą. Tata jest na skraju wyczerpania. Cała firma na jego głowie. Wojtek tak bardzo tęskni za mną i martwi się o ciebie, że zaczął się moczyć. Widuję się z nim raz na tydzień. A wiesz, że jest małym chłopcem i potrzebuje bardzo mamy – mówiłam coraz głośniej.

– Babcia odwołała sanatorium, wszyscy robią, co w ich mocy, abyś ty się obudziła! A ty nic sobie z tego nie robisz. To nie są wakacje. Masz natychmiast opamiętać się i otworzyć oczy! Tyle spraw czeka na ciebie! Nie można przespać życia! – poczułam, że ktoś pcha mnie w kierunku drzwi. To był lekarz dyżurujący.

– Proszę pani, co pani wyprawia? Pacjentka potrzebuje spokoju, ciszy... Zresztą nie tylko ona. Zapomniała pani, gdzie jest?

– Musiałam wreszcie powiedzieć, co czuję – wyjaśniłam. – Chciałam ją zmobilizować – tłumaczyłam.

– Proszę się uspokoić. Ja wiem, że to wszystko trwa i że nie jest to łatwa sytuacja, ale w ten sposób nikomu pani nie pomaga – strofował mnie.

– Przepraszam – bąknęłam.

– Niestety, dopóki nie porozmawia z panią nasz psycholog, nie mogę pani wpuścić do córki – stwierdził.

Ze wzruszenia odebrało nam głos

Pani psycholog dużo mówiła o tym, że musimy być przy córce wspierać ją, przypominać bliskich, ale nie wolno okazywać złości i agresji. Dostałam jakieś tabletki na uspokojenie. Wzięłam je i wyszłam ze szpitala. Nie żałowałam swojego zachowania. Następnego dnia zadzwonił lekarz dyżurny ze szpitala.

– Pani Katarzyno, proszę przyjechać – poinformował mnie.

– Coś się stało? – zapytałam.

– Nie bardzo chcę o tym rozmawiać przez telefon.

W szpitalu wszyscy na nas jakoś tak dziwnie spoglądali, miałam wrażenie, że próbują się uśmiechać. Napięcie zeszło ze mnie, gdy zobaczyłam w pokoju Basi lekarza prowadzącego. Stał uśmiechnięty.

– Witam. Mam dobrą nowinę. Państwa córka dziś rano zaczęła reagować na słowa – przywitał nas.

Ze wzruszenia odebrało nam głos, szybko jednak się otrząsnęłam i zaczęłam do niej mówić.

– Dzień dobry, córeczko. Tak się cieszę, że już ci lepiej. Zrobimy wszystko, żebyś jak najszybciej była z nami w domu – mówiłam do niej i poczułam, jak Basia rozluźnia i zaciska dłonie.

Byłam taka szczęśliwa. Nie miałam wątpliwości, że Baśkę poruszyło to, co wczoraj jej powiedziałam. Po prostu potrzebowała kilka szczerych słów, aby wziąć się w garść. Przed nami długa rehabilitacja, ale najważniejsze, że jesteśmy wszyscy w domu.

Czytaj także:
„Pożyczyłam przyjaciółce oszczędności na budowę domu, a ona zwiała z kasą. Drżę, że jak mąż się dowie, to zażąda rozwodu”
„Podróż służbowa zmieniła całe moje życie. Bez żalu wymieniłam skąpca z wiecznym fochem na greckiego marynarza”
„Ojciec zza grobu zgotował mi piekło na ziemi. Tonąłem w długach człowieka, którego od ćwierć wieku nie widziałem na oczy”

Redakcja poleca

REKLAMA