Nie mam zbyt dobrych doświadczeń, jeśli chodzi o wynajmowanie mieszkania, ale jestem na to, niestety, skazana. Z mojej skromnej pensji nauczycielki nie zarobię przecież na kredyt i własne cztery kąty. Od czasu studiów żyję więc na walizkach i pośród cudzych mebli, czując się jak koczownik. Mieszkania, które wynajmuję, są skromne, podobnie jak mój portfel.
Jakiś czas temu właściciel wymówił mi umowę, bo znalazł na moje miejsce kogoś, kto zamierzał zapłacić więcej niż ja. Zostałam na lodzie i musiałam wziąć pierwszą lepszą kawalerkę, która wpadła mi w ręce. W ten sposób wylądowałam na siedemnastu metrach kwadratowych z ciemną kuchnią i łazienką, w której ledwie mieścił się prysznic. Remontu nie robili tam od czasów prehistorycznych, ściany zdobił gustowny grzyb, a tam, gdzie go nie było, odchodziła farba. Nie miałam zamiaru zapraszać tu znajomych, ale…
Pomyślałam, że mam ogromny fart
Pojechałam z koleżanką z pracy, Anią, do muzeum załatwić serię zajęć dydaktycznych dla naszych uczniów. Gdy wracałyśmy, zaczął padać deszcz ze śniegiem i zrobiło się potwornie zimno. Kuliłyśmy się pod parasolkami, aż tu nagle ulicą przejechał samochód, wzbijając fontannę wody z kałuży, i cały ten strumień poleciał na mnie! Anka miała szczęście, bo to ja byłam bliżej krawężnika, więc ją zasłoniłam. Ociekałam wodą, a moja spódnica nadawała się tylko do wyżęcia.
– Mam dziś jeszcze dwie lekcje w szkole… – jęknęłam. – Jak ja się tam pokażę?!
Nagle zdałam sobie sprawę, że przecież jestem niedaleko swojego mieszkania, więc mogę szybko pójść się przebrać. Zasugerowałam wprawdzie koleżance, że może iść prosto do szkoły, a ja do niej dołączę, kiedy się przebiorę, lecz Ania miała najwyraźniej ogromną ochotę zobaczyć, jak mieszkam. Spojrzała więc na zegarek, stwierdziła, że właśnie ma „okienko” w planie i chętnie wypije u mnie herbatę, bo strasznie zmarzła.
Co miałam robić? Musiałam ją ze sobą zabrać, chociaż przeczuwałam, jaka będzie jej reakcja na moje lokum. Najpierw niedowierzanie, a potem współczucie.
– Wynajęte w pośpiechu – mruknęłam przepraszająco, czując się strasznie głupio, że mieszkam w takich warunkach.
Teraz spojrzałam na swoje mieszkanie oczami koleżanki i dostrzegłam wyraźnie, że nie pomogły mu moje rozpaczliwe zabiegi, polegające na zasłanianiu co bardziej obrzydliwych plam z grzyba wesołymi plakatami. Koleżanka okazała się jednak taktowna, bo nic nie powiedziała, wypiła tylko herbatę, po czym pomaszerowałyśmy do pracy.
Po kilku dniach zagadnęła mnie w pokoju nauczycielskim.
– Słuchaj… Przypadkiem dowiedziałam się, że moja znajoma wyjeżdża za granicę i szuka kogoś, komu by mogła bezpiecznie wynająć swoje mieszkanie. Byłam u niej i mówię ci, byłabyś z niego bardzo zadowolona.
„Z każdego bym była, jeśli nie ma w nim grzyba” – pomyślałam.
– Oczywiście, bardzo chętnie je obejrzę – zapewniłam koleżankę.
Kiedy tylko weszłam do tego mieszkania, pomyślałam, że to chyba sen. Czyste, przestronne dwa pokoje z normalną kuchnią. Nawet w łazience było małe okienko! No i wanna… Kiedy sobie wyobraziłam siebie w pachnącej pianie, aż straciłam dech. Pozostawała tylko kwestia ceny.
– Nie chcę dużo. Bardziej zależy mi, aby ktoś się nim zaopiekował, kiedy będę za granicą – powiedziała Kaśka, właścicielka mieszkania.
Po czym wymieniła sumę identyczną z tą, którą dotychczas płaciłam za swoją norę. Nie wierzyłam własnym uszom!
– Jest tylko jeden problem – stwierdziła na to dziewczyna.
„A więc jednak…” – zmartwiałam w duchu.
– Chciałabym opłatę z góry za pół roku. Muszę sobie coś przecież od razu wynająć w Londynie, a tam ceny są wysokie – wyjaśniła rzeczowo.
Pół roku? Dla mnie była to naprawdę spora kwota, jednak…
– Biorę! – zdecydowałam się w ułamku sekundy.
„Jakoś sobie poradzę…” – pomyślałam, choć zdawałam sobie sprawę, że nie zostanie mi ani grosik z oszczędności. Zadowolone dobiłyśmy targu i ustaliłyśmy, że ona wyjeżdża w sobotę, więc już od niedzieli mogę przenosić swoje rzeczy do jej mieszkania.
Byłam przerażona. I co ja teraz zrobię?
Ta niedziela to był dla mnie istny raj! Kąpałam się, rozkoszując przestronną wanną, i przechadzałam po pokojach, podziwiając, jakie są słoneczne. „Nareszcie będę mogła bez wstydu zaprosić znajomych” – myślałam. I wtedy właśnie wpadł mi do głowy szalony pomysł: „Urządzę parapetówkę! Tak! Już w następny weekend, nie ma przecież na co czekać”.
Dałam się ponieść fali radości i zaprosiłam chyba z pół miasta. Przyszli przyjaciele, znajomi ze studiów, z pracy… I prawie wszyscy przyprowadzili ze sobą jakieś osoby towarzyszące – chłopaków, mężów, żony… Części tych ludzi w ogóle nie załam, ale miałam to gdzieś, brylowałam między nimi szczęśliwa, że mogę ich gościć.
W pewnym momencie zorientowałam się, że zabrakło wina, no i kanapeczek. Wypadłam więc z pokoju do korytarza, zgarniając po drodze jakieś brudne miski i talerzyki. Zauważyłam, że pod wieszakiem zarzuconym płaszczami stoi jakiś facet i wygląda nieco bezradnie.
– Słuchaj, jeśli nie masz już gdzie powiesić kurtki, to rzuć ją po prostu na łóżko w sypialni – stwierdziłam przez ramię i wpadłam do zatłoczonej kuchni.
„Pewnie to czyjś chłopak, albo mąż… Szkoda, że zajęty, wygląda całkiem, całkiem…” – przeleciało mi przez głowę. – „Ciekawe, jak ma na imię, zaraz się tego dowiem, tylko otworzę wino…”.
Ale kiedy wbiegłam do pokoju z winem, było jeszcze mnóstwo innych rzeczy do zrobienia. Kątem oka zauważyłam, że facet rozmawia z moimi przyjaciółmi ze studiów, potem mignął mi gdzieś przy balkonie, gdzie grupka zagorzałych palaczy odmrażała sobie palce. W końcu pochłonęły mnie plotki z przyjaciółkami i ani się obejrzałam, jak zrobiło się późno i goście zaczęli wychodzić.
– Nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać… – podeszłam w końcu do smętnego osobnika.
Cały czas nie mogłam wpaść na to, z kim przyszedł. Wyglądało no to, że z dziewczyn, które zostały, każda ma jakąś parę… Czyżby on był sam?
– Zdążymy, nigdzie się nie wybieram – odparł z uśmiechem, który był olśniewający, ale wzbudził we mnie dziwny niepokój.
– Ewa, gospodyni przyjęcia! – podałam mu rękę.
– Zbyszek, właściciel mieszkania! – odparł tak po prostu, że w pierwszym momencie w ogóle do mnie nie dotarł sens jego słów.
– Co, proszę? – wykrztusiłam.
– Mieszkam tu – wyjaśnił.
A mnie w tym samym momencie sufit zwalił się na głowę.
– Jak to? Przecież Kaśka...
Nie dane mi było dokończyć, bo porwali mnie znajomi, którzy właśnie się żegnali, i zostałam sama z tym dziwnym gościem. „A jeśli to wariat? Wszedł, bo było otwarte i teraz zrobi mi krzywdę?” – przebiegło mi przez głowę i oblał mnie zimny pot. Odwróciłam się grzecznie do tego mężczyzny, ukrywając swoje przerażenie za sztucznym uśmiechem i zastanawiając się, czy nie wypaść na korytarz i nie zacząć wzywać pomocy, kiedy…
– Proszę, to mój dowód osobisty, żeby pani nie pomyślała, że jestem szaleńcem – facet, jakby czytając w moich myślach, wyciągnął w moją stronę dokument.
Rzuciłam na niego okiem i... faktycznie! W miejscu zamieszkania miał jak byk wpisany adres tego lokum!
– Nic nie rozumiem… – poczułam, że tonę. – Wynajęłam to mieszkanie tydzień temu od pani Katarzyny R…– tu wymieniłam nazwisko.
– Tak? A ma pani na to jakiś dowód?
Tu mnie złapał… Nie miałam!
– Nie spisałyśmy umowy, bo ona nie chciała bawić się w formalności z urzędem skarbowym… – wymamrotałam.
– I nie zdziwiło pani dlaczego?! – facet uniósł brwi ze zdumienia.
Sama nie mogłam zrozumieć, jak to się mogło stać. Ja, taka doświadczona w kwestii wynajmu, dałam się podejść jak nowicjuszka! Czy zadziałało to, że tę Kaśkę poleciła mi Anka? Czy odurzył mnie wygląd tego mieszkania, które w porównaniu z norą, w jakiej mieszkałam, wydało się wprost pałacem? Tak czy owak, rzeczywiście dałam babie pieniądze „na gębę” i nawet nie sprawdziłam, czy to w ogóle jej mieszkanie. Wydawała się taka zadomowiona…
– Nie jest jej – uświadomił mnie teraz facet. – Kaśka jest córką moich znajomych. Zostawiłem im klucze, żeby podlewali kwiaty, kiedy wyjechałem na dwa miesiące. To mówi pani, że wynajęła moje mieszkanie?
Nie odpowiedziałam już na to pytanie, tylko wybuchłam płaczem. Zawalił mi się cały świat… Łzy lały mi się strumieniami, kapało z nosa i miałam ochotę po prostu umrzeć! Po pierwsze, ze wstydu, a po drugie, z rozpaczy, bo co ja teraz ze sobą zrobię?
– Nie wezwie pan policji? – wychlipałam, ponieważ wydało mi się też dziwne, że on z taką cierpliwością mnie znosi.
– Zastanawiałem się nad tym, kiedy wszedłem do mieszkania i zobaczyłem tych wszystkich ludzi. Ale nie wyglądali na złodziei, a pani była taka radośnie zaaferowana przyjęciem… No to postanowiłem nie robić afery, zanim goście nie pójdą.
– Nawet nie wiem, jak mam panu dziękować! – popatrzyłam na niego, jakby mnie właśnie ocalił. – Byłby taki wstyd!
– No tak… Tylko co dalej? – zapytał, zamiast od razu wziąć mnie za frak i wywalić na zbity pysk.
Bezradnie opuściłam ręce.
– Nie mam dokąd pójść – jęknęłam ośmielona jego spokojem.
– Mogę poczekać kilka dni, aż pani coś sobie wynajmie – powiedział nieoczekiwanie.
– Sęk w tym – chlipnęłam znowu – że nie mam za co. Ta oszustka wzięła ode mnie półroczny czynsz, wszystkie moje oszczędności!
Byłam pewna, że zaraz usłyszę, że to nie jego sprawa i mam pakować manatki, ale on tylko złapał się za głowę, a potem stwierdził:
– Rozumiem, że ma pani przynajmniej świadka na to „wynajęcie”?
– Tak… – skinęłam głową.
– No to sprawę da się załatwić! – oznajmił mi z błyskiem w oku.
W efekcie zostałam u Zbyszka przez kilka dni, podczas których przede wszystkim on skontaktował się ze swoimi przyjaciółmi i powiedział im, jaki numer wycięła ich córeczka. Zażądali świadka tej sytuacji, więc go dostali. Ania wręcz ziała oburzeniem na Kaśkę, że ta ją tak bezczelnie wykorzystała.
– Wspomniałam jej tylko nieopatrznie, w jakich mieszkasz warunkach, a wtedy w jej podstępnej głowie musiał się zrodzić ten chory plan! – stwierdziła.
– Wykorzystała to, że jej rodzice mają klucze do mieszkania tego Zbyszka, zrobiła kopię i oddała je tobie, kiedy udawała, że ci wynajmuje mieszkanie. Zgarnęła pieniądze i wyjechała z kraju! Ciekawe, czy naprawdę czuje się bezkarna… Przecież możesz ją podać do sądu za oszustwo. Chętnie przeciw niej zaświadczę. Chociaż tyle dla ciebie mogę zrobić po tym, jak namieszałam.
– Chyba nie będzie takiej potrzeby – odparłam. – Jej rodzice oddadzą mi pieniądze, a potem niech sobie sami dyscyplinują swoją córeczkę.
Faktycznie odzyskałam od nich całą sumę i mogłam się wyprowadzić od Zbyszka, który pomógł mi znaleźć inne mieszkanie.
Mimo wszystko są plusy tej sytuacji. Po tym nieszczęsnym wydarzeniu z Kaśką pozostał mi ogromny niesmak, ale może w gruncie rzeczy nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło… Następnym razem na pewno będę już ostrożniejsza i nie dam się omamić. Jest jeszcze jedna korzyść, która wynikła z tamtej sytuacji. Bo ja zaczęłam spotykać się ze Zbyszkiem. Gdyby nie ta afera z jego mieszkaniem, to pewnie nigdy byśmy się nawet nie poznali, a tak…
Może już niedługo znowu się do niego wprowadzę? Tym razem już na pewno za pozwoleniem prawowitego właściciela.
Czytaj także:
„Całe życie poświęciłam rodzinie. Daję z siebie wszystko, a nie dostaję nic w zamian. Nawet serialu nie mogę obejrzeć”
„Matka całe życie podróżowała, bawiła się, romansowała. Miała w nosie, że jej potrzebuję. Teraz chce ode mnie opieki”
„Byłam dla Rafała panienką na telefon. Brał, kiedy potrzebował, a i tak było mu mało. Ten drań zrobił dziecko innej”