Wiedliśmy spokojne, szczęśliwe życie. Przynajmniej tak mi się wydawało, choć pracowałem kilkanaście godzin na dobę. W weekendy padałem ze zmęczenia, ale mimo to znajdowałem w sobie siły, by gdzieś Martę zabrać. W ciągu tygodnia nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu, bo byliśmy na dorobku. Planowaliśmy wybudować dom, odłożyć trochę pieniędzy i dopiero wtedy zostać rodzicami.
– Kochanie, najpierw musimy osiągnąć jakąś stabilizację. Sam wiesz, ile dzieci kosztują. Poza tym jestem młoda, chcę poznać świat, zabawić się, a nie od razu utonąć w pieluchach – mówiła.
Zrobiłbym wszystko, żeby ją uszczęśliwić. Pracowałem coraz więcej. Gdy trafiła się w firmie okazja wyjazdu na kontrakt, Marta uznała, że to dla nas szansa.
– Jedź, jedź – namawiała mnie. – Poradzę sobie, nie martw się.
– Ale to kontrakt na cały rok – przypomniałem.
– Cóż… – westchnęła ze smutkiem. – Twoja dzielna żoneczka jakoś to wytrzyma. Zresztą jest Skype, będziemy mogli porozmawiać, zobaczyć się. A na święta przecież przyjedziesz. Czasami trzeba się trochę poświęcić, żeby potem było lepiej.
Rozmawialiśmy tylko o pieniądzach
Poświęcić… Miałem wrażenie, że w naszym małżeństwie poświęcenie to moja specjalność. Przyszła mi do głowy niepokojąca myśl, że Marta chyba lubi, gdy mnie nie ma w domu. Nie przeszkadza jej, że tyle pracuję.
– Będę za tobą tęskniła – szepnęła czule na lotnisku, a gdy mnie pocałowała, wszelkie wątpliwości prysnęły.
– Ja też. Odezwę się, jak dotrę na miejsce.
– Nie przejmuj się – pogładziła mnie po policzku. – Nic się nie stanie, jeśli odezwiesz się jutro czy pojutrze. A nawet później.
Później? Znowu poczułem ukłucie żalu, niepokoju, jednak na pytania nie było już czasu. Zapowiedzieli mój lot i musiałem iść.
Już z daleka obejrzałem się za Martą, ale gdzieś zniknęła. Nie poczekała, nie pomachała mi ostatni raz na do widzenia. Szkoda.
Kontrakt dłużył mi się niemiłosiernie. Miałem wolne wieczory, wtedy tęskniłem jak pies za swoim panem. Nieraz próbowałem skontaktować się z żoną, ale często nie odbierała telefonu. Umówienie się na rozmowę na Skype graniczyło z cudem. Gdy wreszcie udało mi się z nią połączyć, była zaskoczona.
– To ty, Paweł? – spytała.
– Oczywiście – odparłem. – A kto? Nie wyświetliło ci się, że to ja? Masz nowy telefon i nie wpisałaś mojego numeru? – próbowałem żartem pokryć zmieszanie.
– No tak, wyświetla… Słuchaj, możemy porozmawiać później? Jestem teraz trochę zajęta.
– Zajęta? Po dwudziestej pierwszej? W środę? Nie rozmawialiśmy od…
Usłyszałem sygnał przerwanego połączenia. Początkowo byłem pewien, że Marcie rozładował się telefon. Często zapominała go naładować. Oddzwoniła przed północą.
– Cześć, padła mi bateria, teraz się dopiero naładowała – potwierdziła moje przypuszczenia. – Czego chciałeś?
– Rany boskie, kobieto! Nie rozmawialiśmy od tygodnia. Nie wiem, czy wszystko u ciebie w porządku, jak sobie radzisz…
– Jak zwykle przesadzasz – westchnęła. – Dlaczego miałoby nie być w porządku?
– Bo zostałaś sama!
– I co z tego? – wydawała się poirytowana. – Myślisz, że skoro jestem sama, to sobie nie poradzę, że taka ze mnie ofiara losu? Wszystko dobrze – odparła. – Jestem tylko trochę zmęczona, chcę się położyć.
– Pewnie, rozumiem. A czym byłaś tak zajęta wieczorem?
– Przesłuchujesz mnie?! – prychnęła. – Nie mogę wyjść z koleżanką do kina?
– Nie bądź taka…
– Niby jaka? Zresztą, nieważne – znowu westchnęła. – Pytałeś, jak sobie radzę. Więc zapłaciłam wszystkie rachunki, kupiłam nową sukienkę i trochę mi zabrakło pieniędzy…
– Wypłata wpłynie na konto za kilka dni. Jeśli to coś pilnego, weź z tego, co odłożyliśmy na budowę domu.
– Super! – wyraźnie się ucieszyła. – No to idę spać. Pa, do następnego razu!
Widzieli ją na mieście z mężczyzną
Początkowo myślałem, że naprawdę była zmęczona. Może miała gorszy dzień, kiepski nastrój… Ale czym wytłumaczyć, że za każdym razem trudno było mi się z nią skontaktować? Jak już się udało, zamienialiśmy raptem kilka zdań, zwykle kończonych prośbą o pieniądze. Naprawdę nie miała mi nic do powiedzenia? I nie była ciekawa, co ja porabiam? Czułem się coraz bardziej zaniepokojony.
Jednak kiedy zadzwoniła moja siostra z nowiną na temat Marty, dalej wolałem udawać, że wszystko jest okej. Wierzyłem, że moje małżeństwo nie jest farsą. To nieprawda, że tylko zakochane kobiety uwielbiają się oszukiwać. Ja też okazałem się żałosny i ślepy.
– Paweł… – zaczęła Grażyna. – Pewnych rzeczy nie da się przekazać bezboleśnie, więc powiem wprost: widzieliśmy Martę z jakimś obcym facetem.
– No i co z tego? Też mi nowina. Pewnie to jakiś jej kolega. Nie musicie wszystkich znać.
– Ze znajomymi nie chodzi się, trzymając za rękę i nie całuje się ich w usta!
– Jesteś pewna, że to była Marta?
– Oczywiście! Na nasz widok zmieszała się, pociągnęła tego faceta za sobą i zniknęli w jednej z uliczek. Co ty na to?
Słowa nie mogłem z siebie wydobyć.
– Okej, jesteś w szoku. Sama sprawdzę, co to za jeden, co ta twoja żonka wyprawia, i dam ci znać – poinformowała mnie siostra.
Grażyna nigdy nie lubiła Marty. Uważała, że jest za ładna, za rozrywkowa, za seksowna.
– Nie nadaje się na żonę, a już zwłaszcza twoją – mówiła i usilnie odradzała mi ślub.
A ja kochałem Martę i wiedziałem, że z nią chcę spędzić resztę życia. Pochlebiało mi też, że taka dziewczyna jak ona się mną zainteresowała. Nieważne, co mówiła Grażyna. Podejrzewam, że żadna z kandydatek na moją żonę nie spełniłaby wygórowanych wymagań siostry. A co do Marty, obie panie zbyt się różniły, by znaleźć wspólny język. Dla Grażyny najważniejsze były – rodzina, mąż, dzieci, dom. Dla Marty – praca i znajomi.
Tego wieczoru, o dziwo, to moja żona pierwsza do mnie zadzwoniła.
– Cześć, kochanie! – zaćwierkała. – Nawet nie wiesz, kto nas dzisiaj odwiedził. Przyjechał mój daleki kuzyn Witold. Pokazywałam mu miasto i, wyobraź sobie, spotkaliśmy Grażynę.
– No i? – mruknąłem.
– No i? Co to za ton? Nie cieszysz się, że zadzwoniłam? Sam chciałeś, żebyśmy rozmawiali wieczorami.
– Cieszę się – odparłem bez entuzjazmu, bo wcześniej słowem się nie zająknęła o swoim kuzynie Witoldzie.
– No to dobrze. Dzwonię też dlatego, że pieniądze znowu mi się skończyły. Przepraszam. Nie wiem, co się dzieje. Czy ja tak kiepsko gospodaruję, czy te ceny tak szybują?
– Weź sobie z oszczędności – odparłem.
– Dzięki, kochanie – szybko się rozłączyła.
Minęły kolejne miesiące. Zbliżał się czas mojego powrotu do domu. Mimo rozterek i obaw, odliczałem godziny do wylotu.
– Za dwa dni będziemy razem, Martusiu. Już nie mogę się doczekać.
– Ja też – odparła jakoś mało radośnie.
– Nie cieszysz się?
– Cieszę się, oczywiście. Stęskniłam się za tobą. Tylko… no wiesz… mamy budować dom, potem trzeba będzie go urządzić, wyposażyć. Kasa się kończy, a skoro chcemy mieć dzieci, wypadałoby odłożyć kilka groszy.
– Martusiu, na koncie jest już całkiem sporo. Co ty, pałac chcesz stawiać?
– Zaraz pałac. Nie musisz być złośliwy, skoro nie rozumiesz, że będę się czuła bezpieczniej z oszczędnościami.
Jej głos brzmiał płaczliwie, więc momentalnie poczułem się winny.
– Skarbie, nie chciałem cię urazić.
– A może… przedłużyłbyś kontrakt?
Moja siostra walczy za mnie
– Co? – bąknąłem przykro zaskoczony. – Żartujesz sobie? Jeszcze nie zdążyłem wrócić, a ty już wysyłasz mnie z powrotem?
– Nie denerwuj się. Po prostu głośno myślałam. Sam się zastanów, czy to nie byłoby dla nas najlepsze, jeśli potem nie chcemy mieć problemów z finansami?
– Pozwól, że zastanowię się po powrocie.
– Jasne. No to czekam na ciebie.
To była dziwna rozmowa, ale wciąż miałem durną nadzieję, że nie zwiastuje niczego złego. Wracałem do żony, tylko to się liczyło.
Na lotnisku, zamiast mojej żony, czekał na mnie szwagier.
– Grażyna powiedziała, że lepiej będzie, jak pojedziesz do nas.
– Dlaczego… do was? – szepnąłem.
Sytuacja wyjaśniła się szybko, a ja wyszedłem na totalnego naiwniaka z gigantycznymi rogami. Z rzekomym kuzynem Marta romansowała jeszcze przed naszym ślubem. Jednak Witold nie był na tyle bogaty, by spełniać jej zachcianki. Dlatego związała się ze mną. Nie z miłości, ale z wyrachowania i dla wygody. Dlatego chciała, bym siedział jak najdłużej za granicą i tylko przysyłał pieniądze. Tuż przed moim powrotem Marta wyczyściła wspólne konto i wyjechała z kochankiem.
Świat mi się zawalił. Ten świat, który właściwie nigdy nie istniał. Moja żona tak naprawdę nie traktowała mnie jak męża, bardziej jak dojną krowę. Dom, marzenia, plany – wszystko było oszustwem. Czy taka kara za naiwność nie jest zbyt surowa? Jak mam dalej żyć? Co robić? Jak zaufać jeszcze komukolwiek?
Grażyna była wściekła za mnie i za siebie.
– Pomogę ci znaleźć prawnika. Może odzyskasz choć część pieniędzy. Nie daruję tej suce! – odgrażała się.
Niech moja siostra walczy, bo ja nie mam siły nawet na złość. Zgodzę się na wszystko, co mi zaproponują, podpiszę, co mi każą. Nic już dla mnie nie ma sensu. Wkrótce znowu jadę za granicę, na kolejny kontrakt. Na razie nie mam lepszego pomysłu na życie…
Czytaj także:
„Mąż mówił, że nie jestem go godna, wytykał mi brak wykształcenia. A jednak nie odeszłam, bo był dobrym ojcem”
„Sprzedaliśmy mieszkanie, żeby mieć na dom opieki. Dzieci zadzwoniły z pretensjami, że należą im się pieniądze!”
„Rodzina traktowała mój nowy dom jak darmowe uzdrowisko. Żerowała na moim dobrym sercu i kasie jak bezduszny pasożyt”