„Wyjechałam za granicę, żeby zapewnić synowi lepszy start. Ale odcinając go, zrujnowałam jego przyszłość”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Faktem jest, że do salonów fryzjerskich w naszej miejscowości przychodziły przede wszystkim panie w jesieni życia oraz te nieco młodsze, ale już niemłode. Rzadko widywało się tam młodzież, zresztą nie tylko tam”.
/ 04.11.2024 11:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61

Przyszłam na świat i dorastałam wśród nędzy, bezrobocia i poczucia beznadziei. To była moja codzienność... Swego czasu trafiłam na opowiastkę o „stworkach ubóstwiankach”. Kiedy już się zadomowiły w czyjejś chałupie, demolowały egzystencję domownikom, sprowadzając na nich wszelkie wyobrażalne nieszczęścia. Zawzięte były, cholerstwo. I diabelnie ciężko było je wykurzyć.

Postanowiłam porzucić swoje dotychczasowe lokum i rozpocząć wszystko od zera, zamiast dłużej borykać się z problemami. Zrobiłam to dla własnego dobra i dla mojego synka. Jego ojciec nigdy nie podołał zadaniu bycia rodzicem. Zniknął z naszego życia, zanim Wojtuś ukończył pierwszy rok. Niedługo później odszedł mój ojciec.

Mama długo była nieugięta

Ja i mama zostałyśmy zdane tylko na siebie. Dlatego to ja musiałam wziąć na swoje barki odpowiedzialność za przyszłość mojego malucha. Nie chciałam, żeby wychowywał się według z góry ustalonego planu, w którym życie kręci się wokół nałogów i kumpli spod klatki, a jedyna sensowna kasa do zarobienia jest na parkingu pod zamkiem. Ale trzeba się sprężać, bo chętnych do roboty od groma.

W sumie to fajnie, że mogę robić to, co kocham i jeszcze na tym zarabiać. Na początku poszłam na studia polonistyczne, z myślą, że będę uczyć dzieciaki. No ale jak to w życiu bywa, rzeczywistość okazała się inna i trzeba było się przebranżowić.

Biuro pośrednictwa pracy skierowało mnie na szkolenie z zakresu fryzjerstwa, co było prawdziwym zrządzeniem losu. Czułam, że to moje powołanie. Żałuję tylko, że nad Wisłą nie miałam okazji, by w pełni rozwinąć skrzydła w tym fachu. Nie miałam złudzeń – wiedziałam, że pierwsze kroki na obcej ziemi będą trudne i nieprzyjemne, ale byłam gotowa zakasać rękawy i ostro wziąć się do roboty.

Zaczęłam przygotowywać psychicznie mamę na tę okoliczność z dużym wyprzedzeniem, kiedy całe przedsięwzięcie było jeszcze jedynie marzeniem ściętej głowy.

– Mamo, może Wojtuś zostałby u ciebie, co ty na to? Ja najpierw muszę ogarnąć swoje sprawy, poukładać sobie życie od nowa... Zresztą gdzie indziej miałby tak dobrze jak nie u swojej babci? Wydaje mi się, że ciebie kocha nawet bardziej niż mnie – słodziłam.

 – Komu innemu mogłabym go powierzyć jak nie tobie? Kto inny potrafiłby się nim lepiej zająć niż ty? Poza tym, zabieranie Wojtka z pierwszej klasy, kiedy ledwie zdążył poznać swoich nowych kumpli? To bez sensu. Nie chcę go wyrywać z dopiero co poznawanego otoczenia...

– Daj spokój, nigdzie nie idź. Zostań z nami. Cała ta sytuacja mi nie pasuje. Przecież masz tu dobrą pracę, nie narzekaj – za każdym razem słyszałam to samo.

– Naprawdę uważasz, że to coś złego, że pragnę dla niego czegoś więcej? Że chciałabym, żeby do czegoś doszedł w życiu? Poza tym, moja obecna fucha jest do niczego. Za chwilę zabraknie mi klientek do strzyżenia i układania fryzur, bo wszystkie babcie poumierają!

Zdecydowałam się wyjechać

Faktem jest, że do salonów fryzjerskich w naszej miejscowości przychodziły przede wszystkim panie w jesieni życia oraz te nieco młodsze, ale już niemłode. Rzadko widywało się tam młodzież, zresztą nie tylko tam. Poza moczymordami przesiadującymi w bramach i na ławkach – ci nie mieli szans dożyć sędziwego wieku. Ci jeszcze młodzi, którzy mieli trochę oleju w głowie i taką możliwość, zwijali swoje tobołki i opuszczali to miasto.

Moja mama nie potrafiła, a może po prostu nie chciała, pojąć powagi sytuacji. Chyba zdążyła się już przyzwyczaić do takiej egzystencji, do wszechobecnego ubóstwa i beznadziei, jakie panowały w naszym mieście. Po długich namowach w końcu uległam i zdecydowałam się wyjechać, choć serce mi się krajało na myśl o rozstaniu z dzieckiem.

Sama zaś pełna byłam obaw, co przyniesie mi ta niepewna przyszłość w UK... Pierwsze tygodnie na Wyspach były ciężkie, dokładnie tak, jak się spodziewałam. Dzieliłam ciasny pokoik z inną dziewczyną, ledwo wiążąc koniec z końcem.

Odkąd przyjechałam do Anglii, ciężko harowałam. Oprócz sprzątania domów i mieszkań, łapałam się wszelkich dorywczych zajęć. W międzyczasie intensywnie wkuwałam angielski. Kiedy w końcu bez problemu mogłam się dogadać, zaczęłam rozglądać się za robotą w moim fachu. A w każdej wolnej chwili chwytałam za grzebień i nożyczki, czesząc każdego chętnego, nawet bez pieniędzy.

Chodziło o to, żeby nie wyjść z wprawy. Aż w końcu mi się udało – trafiłam na wymarzoną posadę! W niewielkim salonie fryzjerskim, którego właścicielką była Brytyjka. Większość jej klientek była w podobnym wieku co moje dotychczasowe stałe klientki.

Już od samego początku przypadłam do gustu moim klientkom, które zaczęły mnie rekomendować jedna drugiej. Najwyraźniej trafiłam w ich gusta. Być może starsze panie po prostu miały podobne upodobania do tych zagranicznych. Podobno tworzymy jedną, globalną wioskę.

Spodziewałam się tego

Przez cały pierwszy rok mojego zarobkowego pobytu za granicą nie udało mi się ani razu odwiedzić Polski, nie było na to żadnych możliwości. Spodziewałam się tego, dlatego jeszcze przed wyjazdem zaopatrzyłam mamę i Wojtusia w kamerkę internetową i pokazałam im, jak używać Skype'a.

Miałam nadzieję, że mimo odległości nadal będę mogła jakoś uczestniczyć w ich codzienności. To kiepski substytut prawdziwej bliskości z rodziną, ale zawsze lepsze to niż nic.

Kiedy po raz pierwszy wyświetliłam się na monitorze laptopa, mój synek Wojtek zalał się łzami. Starałam się go pocieszyć, a babcia przytulała mocno do siebie, ale nic nie pomagało. Dopiero po pewnym czasie sam z siebie przestał tak bardzo się rozczulać, gdy mnie zobaczył.

– Wojtek, kochanie, opowiedz mi, jak tam w szkole? – dopytywałam za każdym razem podczas naszych spotkań online.

– W porządku, mamusiu – odpowiadał mi za każdym razem smętnym głosikiem.

Nasze rozmowy kompletnie się nie kleiły, mimo że na początku gadaliśmy ze sobą każdego dnia. Potem bywały przerwy trwające parę dni, a niekiedy zamiast łączyć się przez Skype'a po prostu do niego dzwoniłam. Ale Wojtek nie mógł powiedzieć, że o nim zapomniałam.

Każdą wolną gotówkę przeznaczałam na kupowanie zabawek, ciuchów i przeróżnych drobiazgów, które wysyłałam mu do kraju. Przyjemnie było mi sobie wyobrażać, jak spaceruje przez rynek wystrojony w te odlotowe ciuchy, a wszystkie dziewczyny obracają za nim głowy.

Tak zleciały nam cztery lata

Każdego roku przyjeżdżałam do domu na krótki urlop. Te momenty były dla mnie najbardziej radosne. Nadal nie mogłam sprowadzić mojego synka do siebie. Pomimo przeprowadzki do nowego mieszkania i zwiększonej ilości pracy, ciągle byłam zapracowana i brakowałoby mi dla niego czasu.

W zamian przekazywałam dodatkowe fundusze mamie, aby opłacić mu prywatne lekcje angielskiego, żeby przygotować go do wyjazdu za granicę. Pewnego razu zadzwonił do mnie telefon. Okazało się, że po drugiej stronie słuchawki była moja koleżanka ze szkolnych lat. Przekazała mi wiadomość, która mnie wprawiła w osłupienie:

– Słuchaj Ewka, a czy ty słyszałaś, że Wojtek dostał kuratora sądowego?

Wolałam nie drążyć tematu i nie dopytywać o którego Wojtka chodzi, strach mnie obleciał.

– No twój Wojtuś – doprecyzowała Ala, rozwiewając wszelkie wątpliwości.

– Zaraz, zaraz... Jakiego kuratora? O czym ty w ogóle mówisz?

– Aż się rwie do mordobicia ten chłopak. Twojej mamie też śliwę pod okiem postawił.

– Co takiego? To jakiś absurd – wydukałam z trudem.

– Wojtuś to jeszcze dzieciak, ma zaledwie jedenaście lat!

Moja znajoma nie owijała jednak w bawełnę:

– Szczerze mówiąc, mam obawy, że to całkiem prawdopodobne. Przydzielono mi rolę jego kuratorki. Gdybym była tobą, przyjechałabym tutaj czym prędzej, póki jeszcze nie jest za późno. Chłopak jest nadaktywny, zadaje się z nieodpowiednimi ludźmi, znacznie starszymi od siebie, którym usiłuje zaimponować – tłumaczyła Alicja głosem osoby, dla której takie sytuacje to codzienność.

Obrał najgorszą z możliwych dróg

– I jak się zapewne domyślasz, nie robi tego poprzez naukę. Twoja mama zupełnie sobie z nim nie radzi. Mam wrażenie, że Wojtek stara się po prostu zwrócić na siebie uwagę. Poza tym w naszych stronach twój syn nie jest jedyną sierotą…

– Wcale nie jest sierotą! – dodałam.

– Chodzi mi o europejskie sieroty, tak się je teraz określa. Spora część rodziców udała się za granicę w celach zarobkowych, a pociechy pozostawili same sobie. Niby mają pod opieką dalszych krewnych, ale i tak czują się pozostawione same sobie, pozbawione miłości. Każde radzi sobie z tym inaczej. Twój Wojtek obrał najgorszą z możliwych dróg. Jeśli będzie tak postępował dalej, to trafi prosto do placówki resocjalizacyjnej.

– Chodzi ci o zakład poprawczy? Żartujesz sobie ze mnie? – moje serce tłukło się w piersi jak oszalałe.

– Wcale nie żartuję – Alicja głośno wypuściła powietrze. – Ze względu na to, że kiedyś się przyjaźniłyśmy, zdecydowałam się cię uprzedzić. Szkoda mi tego dzieciaka. Zastanów się nad tym porządnie.

Po długim namyśle doszłam do wniosku, że rozmowa z mamą nie będzie należała do najłatwiejszych. Targały mną sprzeczne emocje, strach mieszał się z rozpaczą, a złość przeplatała z rozczarowaniem. Nie mogłam pojąć, czemu nic mi nie wspomniała o kłopotach, jakie miała z Wojtusiem. Przecież musiała zdawać sobie z nich sprawę, zwłaszcza że podobno sama również ucierpiała.

Byłam jak niewidoma. Może lepiej było udawać, że niczego nie dostrzegam? W ostatnim czasie kontaktowała się ze mną wyłącznie mama. Wojtek bardzo rzadko pokazywał się na ekranie, a jeśli już to robił, nasze pogawędki były zdawkowe, krótkie i unikał patrzenia mi prosto w oczy.

Mógł trafić do poprawczaka

Ja natomiast, pochłonięta nowym życiem i świeżą miłością, bez problemu zbywałam temat. No tak, chłopak dorasta, wkracza w burzliwy okres dojrzewania… Dobra, ale czy to usprawiedliwia zamieszanie w bójki? Okres buntu – w porządku, ale czy agresja? Zwłaszcza wobec babci?

„Może to mama potknęła się sama, a ludzie oskarżyli Wojtka bez powodu? Może zrobili to z zazdrości, na przykład o jego ubrania?” – ta myśl sprawiła, że poczułam się trochę lepiej. Ale tylko na moment.

– Nie chciałam, żebyś się przejmowała. Liczyłam na to, że Wojtek w końcu zmądrzeje – powiedziała mama, kiedy spytałam czemu nic nie mówiła.

– O Boże, mamo! Przecież on może trafić do poprawczaka! I czy… czy on naprawdę cię uderzył?

– Próbowałam go zatrzymać w domu – odpowiedziała ledwo słyszalnym głosem, jakby się bała. – Zaczął wracać do domu o coraz późniejszych porach, zadaje się z takimi chłopakami, że szkoda gadać. Piją, palą…

– Co ty opowiadasz?

– Mówiłam ci, żebyś z nim została! Czy pamiętasz jego płacz, kiedy wyjechałaś? Na odległość szybko zapomina się o pewnych sprawach. I to nie ty musiałaś oglądać, jak godzinami siedział przy oknie, wypatrując twojego powrotu z tego angielskiego wyjazdu zarobkowego.

A jak nie czekał przy oknie, to się uczył, żeby pochwalić ci się swoimi ocenami, kiedy już wrócisz. W końcu przestał ronić łzy i stał się obojętny. Odpuścił też naukę, bo stracił nadzieję, że kiedykolwiek znów cię zobaczy. Jest przekonany, że praca jest dla ciebie ważniejsza od niego, że go zostawiłaś. Wyznał mi, że cię nie cierpi! – wykrzyczała ostatnie słowa i urwała połączenie.

Coś poszło nie tak

Jestem w totalnej rozterce i kompletnie skołowana tą sytuacją. Nie mam pojęcia, jak to wszystko ogarnąć. Wygląda na to, że mama zupełnie straciła głowę i coś poszło nie tak, jak trzeba. Mnie przecież tak dobrze wychowała, więc liczyłam na to, że równie dobrze zajmie się moim małym, kiedy mnie nie będzie. Choć prawdę mówiąc, wcale nie spieszyło mi się z powrotem. Za dobrze mi się wiodło. Czy to, co wyrabia Wojtuś, to jakaś kara za moje opóźnione szczęście?

Zastanawiam się, czy w przypadku syna sprawy nie mają się gorzej. Nie dość, że dorastał bez ojca i dziadka, którzy mogliby go po męsku pokierować, to jeszcze i matki mu zabrakło.

Rany, czy to coś złego, że marzyłam o czymś więcej? Dla niego i dla mnie samej. Jak mam postąpić w tej sytuacji? Skoro powrót do kraju nie wchodzi w grę, chyba powinnam ściągnąć Wojtka do siebie. On mnie potrzebuje. Ale strach mnie ogarnia...

Czy dam radę się nim zająć po tylu latach rozłąki, czy uda nam się odnaleźć to, co nas łączyło, czy potrafimy puścić w niepamięć nasze winy? No i jak zareaguje na to wszystko Mike?

Jestem zakochana i pragnę wspólnego życia z ukochanym, marzę o założeniu rodziny. Niestety mój zbuntowany, pełen agresji i zazdrości syn może przekreślić moje marzenia o szczęściu. Czy potrafię jednak być szczęśliwa bez mojego partnera? Zwłaszcza ze świadomością, że z dala ode mnie popada w coraz większe tarapaty? Przecież wyjazd do Anglii miał na celu zapewnienie synowi lepszej przyszłości.

Prawda jest taka, że nie mam innego wyjścia. Jako matka muszę wziąć odpowiedzialność. Mój chłopczyk ma dopiero jedenaście lat. Wciąż jest nadzieja. Muszę dać z siebie wszystko, by go uchronić przed złym losem, bo inaczej do końca życia będę miała poczucie winy.

Ewa, 38 lat

Czytaj także:
„Zataiłem przed żoną, że mam nieślubne dziecko. Gdy syn stanął w naszych drzwiach, musiałem przestać kłamać”
„Siostra mądrzyła się, gdy zdradził mnie mąż. Teraz ja wiem, co wyprawia jej ślubny, ale milczę jak zaklęta”
„Mam 30 lat i jeszcze nikt nie skradł mojego wianuszka. Chcę być namiętną kochanką, ale jakoś brakuje mi chętnych”

Redakcja poleca

REKLAMA