Nienawidzę mdlącego uczucia strachu, nie oglądam horrorów, niepotrzebna mi wrząca w żyłach adrenalina. Uważam, że świat jest piękny, kiedy wokół panuje spokój. Zrobiłabym wszystko, żeby żyć w równowadze, niewstrząsana paroksyzmami lęku. Wiem, że jestem nadwrażliwa i walczę z tym, ale nie zawsze mi się udaje.
Właśnie dlatego wyjechałam z rodzinnego miasta, żeby rozpocząć życie tam, gdzie nikt mnie nie zna, bycie anonimową mi odpowiadało, mogłam spacerować po ulicach z podniesioną głową, omiatana obojętnym wzrokiem przechodniów. Nikt się mną nie interesował, nie rozsiewał plotek, wreszcie mogłam czuć się bezpiecznie.
Ten człowiek dręczył rodzinę
Udawało mi się żyć spokojnie do czasu, kiedy wracając do domu, usłyszałam na klatce schodowej głos.
– Ty, patrz, jaka nieśmiała foczka. Nowa sąsiadka, trzeba się przedstawić.
Odpowiedział mu obleśny rechot, odbijający się echem w mojej głowie. Przycisnęłam się do ściany i zamknęłam oczy, fale strachu omywały moje ciało, podchodząc do gardła i zalewając drogi oddechowe. Nie miałam dokąd uciec, dwóch umięśnionych facetów odcinało mi drogę, takiej sytuacji bałam się całe życie, byłam w pułapce.
– Co jej jest? Na żartach się nie zna czy ześwirowała? Heniek, dzwoń po pogotowie, nie chcę mieć tu kłopotów, baba zejdzie, zleci się psiarnia i od razu zaczną węszyć.
– Trzeba wyczyścić piwnicę z towaru, a nie bawić się w dobre uczynki. Remek, zostaw ją i lecimy na dół.
Głosy się oddaliły, mogłam oddychać. Powlokłam się na górę, przysięgając, że nigdy więcej nie będę się bać. Byłam zdesperowana, zrozumie mnie każdy, kogo dopadło śmiertelne przerażenie. To tak, jakbym umierała, już raz byłam na granicy, za nic nie chciałam znów tego doświadczyć.
Krzyki dobiegające późnym wieczorem zza drzwi sąsiada upewniły mnie, że dobrze robię. Ten człowiek dręczył rodzinę, a w dodatku trzymał w piwnicy jakiś trefny towar pochodzący z kradzieży lub przemytu. Nasłuchiwałam. Piskliwy wrzask kobiety mieszał się z dudniącym basem Remka. Awantura trwała dobrą godzinę, ale mnie to nie przeszkadzało, nie zamierzałam tej nocy spać, to co chciałam zrobić wymagało trzeźwego umysłu, precyzji i pewnej ręki. Zrobiłam sobie mocną kawę i czekałam.
Wyszłam z mieszkania nad ranem, kiedy wszyscy sąsiedzi twardo spali. Na czwartym piętrze złożyłam swój majdan na schodach i zabrałam się do pracy, uważając, by nie hałasować. Gwoździe weszły w tynk, cieniutka żyłka, przywieziona z domu na pamiątkę wydarzeń, które wypędziły mnie z rodzinnego miasta, była niewidoczna. Liczyłam, że wybiegając z domu, zaspany Remek nie będzie się przyglądał temu, co ma pod nogami.
Plotkarze nie dawali mi żyć...
Łoskot padającego ciała i głośne przekleństwa podniosły mnie na nogi, już prawie zasypiałam, oczy kleiły mi się po pracowitej nocy. Uchyliłam drzwi, żeby niczego nie przegapić.
– Majka, kurna, chodź tu! – wył z bólu Remek piętro wyżej. – Nie mogę się ruszyć, pomóż mi.
– Co się stało?
– Nie gap się tak, kretynko – hałasował Remek z wrodzonym urokiem.
– Jakiś debil rozwiesił sznurek, potknąłem się i poleciałem w dół.
– Tam nie ma żadnego sznurka, zauważyłabym – zaprotestowała Majka.
Remek tak ją za to zwymyślał, że pożałowałam, iż nie złamał sobie języka. Wymknęłam się z domu, kiedy pogotowie zabrało pokiereszowanego sąsiada. Zabrałam zerwaną żyłkę, wyjęłam ze ściany gwoździk, ale drugiego za nic nie mogłam znaleźć.
– Dzień dobry – Majka niepostrzeżenie pojawiła się za mną i pokazała trzymany w palcach gwoździk.
Zamarłam. Kobieta uśmiechnęła się i oddała mi go. Odwzajemniłam uśmiech, Majka lubiła spokój tak samo jak ja.
Jeszcze tego samego dnia wyjechałam, żeby odpocząć kilka dni w rodzinnym domu. Poszłam na cmentarz, zapaliłam znicz na grobie ojca. Lubiłam przy nim posiedzieć, chłonąc ciszę, którą zakłócał tylko szum drzew. Ojciec znalazł w końcu ukojenie. Za życia był bardzo popędliwym i głośnym człowiekiem, czasem się go trochę obawiałam. Ale przecież nie do tego stopnia, by zrobić mu krzywdę, co to, to nie. Sam umarł. Na serce.
Wyszłam z cmentarza podniesiona na duchu. Tuż koło domu zobaczyłam wózek inwalidzki, Mateusz wyglądał jak kupka nieszczęścia. Nie wzbudzał już we mnie lęku. Minęłam go bez słowa, nie rozmawialiśmy ze sobą od czasu, gdy oskarżył mnie o spowodowanie inwalidztwa. Dochodzenie umorzono, ale musiałam wyjechać z miasta, bo plotkarze nie dawali mi żyć.
Obejrzałam się za nim i nasze oczy się spotkały. Mateusz pierwszy opuścił wzrok i szybko odjechał. Zobaczyłam w jego oczach strach i ucieszyłam się. Będę o tym myślała, to bardzo uspokajające zajęcie.
Czytaj także:
„Na firmowej imprezie zdradziłem żonę z... prostytutką. Za tę jedną chwilę słabości, mogę zapłacić wysoką cenę”
„Wielki, spontaniczny romans skończył się w więzieniu… Dałem się wyrolować pannie, która zwyczajnie mnie wrobiła”
„Ktoś wrzucił moje foty na strony erotyczne. Myślałam, że to zemsta ucznia na nielubianej nauczycielce, ale prawda była inna”