To był zły czas w życiu naszej rodziny. Najpierw zamknęli zakład, w którym pracował mój mąż. Piotrek jest stolarzem, i to dobrym. Wielu klientów sugerowało mu, żeby założył własny biznes, ale się przestraszył odpowiedzialności, formalności, bycia dla siebie sterem, żeglarzem, okrętem. Choć dostał sporą odprawę, nie zdecydował się. A ja go nie namawiałam. Poszedł na bezrobocie i szukał pracy.
W tym samym czasie okazało się, że nasza starsza córka Magda zaszła w ciążę i trzeba było na gwałt szykować ślub. Czy im się podobało, czy nie. Bo ksiądz nie ochrzciłby nieślubnego dziecka, a plotki nie dałyby nam żyć. No to wyprawiliśmy wesele. Ledwie dwa miesiące później pierworodny Robert uraczył nas informacją, że on też będzie tatusiem. I kolejne wesele, na które poszła reszta pieniędzy z odprawy Piotrka. Dobrze, że ja pracowałam, bo w domu została najmłodsza Karolinka, licealistka. Tyle że moja wypłata szła na potrzeby bieżące, a budżet domykał się na styk.
Piotrek z początku szukał pracy z zapałem, do tego zajmował się domem. Robił zakupy, gotował, sprzątał. Ja tylko pranie nastawiałam, reszta była na jego głowie. Ale w końcu mu się znudziło.
Zaczął spędzać czas z kolegami, których wcześniej omijał szerokim łukiem, bo nieroby i lenie, jak sam mówił, kwitnące z piwem przy sklepiku Mącikowej. Mącikowa słynęła z tego, że zawsze udzielała kredytu na alkohol, a jako spłatę długu przyjmowała także fanty wynoszone z domu. Ani się spostrzegłam, jak Piotrek też zaczął tam „kwitnąć”. Pił coraz więcej, zaniedbywał dom, aż w końcu w ogóle niczym się nie zajmował.
Rozmawiałam z nim, prosiłam, groziłam, przestawał na trochę, łapał jakąś dorywczą fuchę, po czym zaczynało się od nowa. Nawet przyjście na świat wnuków nie zmieniło sytuacji. Owszem, kochał je, ale nie na tyle, by wytrzeźwieć i móc się nimi zajmować.
Nie miałam wyjścia, musiałam podjąć stanowcze kroki
Stopniowo nasze problemy finansowe narastały, bo wisiał nad nami kredyt, który wzięliśmy na budowę domu. Piotrek się przejmował, ale tylko do pierwszego piwa. Później snuł świetlane wizje, jak to znajdzie fantastyczną pracę za wielką kasę, i wszyscy będziemy szczęśliwi. Byłam tym śmiertelnie zmęczona, więc gdy dostałam propozycję pracy za granicą jako opiekunka osób starszych, od razu się zdecydowałam. Poprosiłam tylko dwójkę starszych dzieci, żeby zajęli się najmłodszą, wzięłam roczny urlop bezpłatny, spakowałam się i byłam gotowa do podróży.
Piotrek wpadł we wściekłość.
– Chcesz mnie zostawić, tak? Poszukać sobie innego? Nie zarabiam, to można mnie kopnąć w tyłek, tak?!
Obudził się, śpiący królewicz…
Usiłowałam mu przetłumaczyć, że ktoś musi myśleć o przyszłości, że nie w głowie mi romanse, ale nie słuchał, dodatkowo podburzany gadkami przez kumpli spod sklepu.
– Poczekaj, pojedzie do Niemiaszków i z jakimś, tfu, ciapatym albo czarnym się puści i, zobaczysz, jeszcze ci kolorowego bachora do domu przywiezie.
Kilka dni przed moim wyjazdem Piotrek wybełkotał:
– Jeśli pojedziesz, to z nami koniec. Pakuję twoje rzeczy i nie masz tu powrotu.
– Znajdź robotę, przestań chlać, a się kamieniem z chaty nie ruszę! – wybuchnęłam. – Myślisz, że to miło iść na poniewierkę do obcych? Zrób coś, żebym nie musiała!
Na to nie znalazł argumentu. Więc się nadął jak obrażony indor. Traf chciał, że akurat wtedy Magda pokłóciła się z teściową i wróciła do domu.
– Jedź, mama, i niczym się nie przejmuj. Ja się zajmę młodą, małą i tatą też. Do tamtej zołzy nie wrócę – zastrzegła. – Więc nic się bój. Jedź, a ja tu wszystko będę miała pod kontrolą.
– Córciu, ale może się zastanów, co? – zaniepokoiłam się dla odmiany jej sytuacją. Dopiero co ślub, a tu takie cuda. – Bo jak nie wrócisz, to wiesz, Marek może...
– Marek niech robi, co chce – burknęła. – Choć jak będzie głupi, to się rozstaniemy. Nie każę mu wybierać między nami, nie będę mu broniła kontaktów z mamusią, ale jeśli chce być z nami, musi odciąć pępowinę. Bo dalej tak się nie da…
I popłynęła pełna żalu opowieść młodej mężatki, której teściowa wchodzi w kompetencje i na przykład dubluje obiady synowej, żeby dogodzić syneczkowi. Więc Marek ma teraz dwa do wyboru i zjedzenia.
– Wiesz, co zrobił wczoraj? Poszedł do restauracji! A powrocie do domu stwierdził, że wcale nie jest głodny. Wyobrażasz sobie?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Mamo, to nie jest śmieszne!
– Zamiast się dąsać, doceń jego dyplomację. Żadnej z was nie chce urazić. Obie was kocha… Wiesz przecież…
– Niech kocha! Ale mnie z daleka! – prychała zacietrzewiona. – Jedź. Ogarnę tu wszystko, przynajmniej myśli czymś zajmę. Jedź i niczym się nie martw.
Więc pojechałam. Trafiłam na miłą starszą panią i energiczną córkę, która wszystkim zarządzała. Dogadałyśmy się. Również dosłownie. Uczyłam się niemieckiego w szkole, a przez ostatnie lata miałam kontakt z tym językiem dzięki pracy w gminie. Zawsze jedna bariera mniej. Starałam się jak najczęściej rozmawiać z Magdą, ale nie miała dla mnie zbyt pocieszających wieści. Piotrek nie opamiętał się i nadal pił, nie szukał pracy, a z banku przychodziły kolejne ponaglenia i groźby oddania kredytu do windykacji. Tyle dobrego, że Magda pogodziła się z Markiem, który zamieszkał z nimi, dzięki czemu mniej się martwiłam.
Co kilka tygodni przyjeżdżałam do domu, opłacałam rachunki, robiłam większe zakupy. Z miesiąca na miesiąc sytuacja finansowa naszej rodziny się poprawiała i miałam nadzieję, że za dwa lata będę mogła wrócić do domu na stałe. Podczas urlopów dużo przebywałam z dziećmi i wnukami, żeby się nimi nacieszyć i naładować baterie. Piotrek rozmawiał ze mną jak z musu, a w rzadkich chwilach trzeźwości, gdy myślał, że nie widzę, przypatrywał mi się uważnie. Szukał śladów zdrady? No to niczego nie znajdzie. Nie miałam ochoty na romanse. Jego kochałam i jak na tym wyszłam?
Zresztą opieka nad panią Martą do łatwych nie należała, więc w wolnych chwilach odpoczywałam albo spałam.
Czasami Gabi, córka Marty, zabierała mnie na wycieczki, bo mówiła, że to wprost nie wypada, bym nie zwiedziła choć kawałka ich kraju, skoro już tu jestem. Nie samą pracą kobieta żyje. Fakt. Wyprawy były miłe, ciekawe i wyłącznie w damskim gronie, z Gabi i jej córkami. Więc też bez szans na flirty, do których mi się nie paliło. Na swoje nieszczęście nadal kochałam męża, choć tak bardzo się zmienił. Ale pamiętałam, jaki był kiedyś…
Czy miałam jeszcze do czego wracać?
Po roku w Niemczech przedłużyłam bezpłatny urlop w pracy jeszcze o rok, choć koleżanki ostrzegały, że mogę nie mieć do czego wracać. Bo nikt tak długo nie będzie na mnie czekać. Pomyślałam, że tych miejsc powrotu robi się coraz mniej, ale decyzji nie zmieniłam. Finansowo staliśmy nieźle, kredyt na dom prawie spłaciłam, nawet zapas na czarną godzinę odłożyłam, ale Karolina chciała iść na architekturę i potrzebowała dodatkowych lekcji, poza tym to nie są tanie studia. Dlatego chciałam zostać jeszcze rok. O co zresztą bardzo prosiła mnie Gabi.
– Mama bardzo cię lubi – przekonywała. – Ufa ci jak mnie, a nie wiadomo, ile jej jeszcze czasu zostało. Nie chciałabym jej zmieniać opiekunki. Proszę, zostań.
Zostałam, licząc się z tym, że po powrocie do Polski nie czekają mnie fanfary. A jednak zabolało mnie, gdy któregoś wieczoru Magda zadzwoniła i zaczęła smętnie:
– Mamuś, nie chcę cię martwić ani straszyć, ale tata od dwóch tygodni nie pije...
– To powód do troski?
– Owszem, bo spotyka się z jakąś babą. Widziałam ich w kawiarni. Był tak zagadany, że mnie nie zauważył, a przechodziłam obok okna, przy którym siedzieli, trzy razy.
To był cios w serce, którego się nie spodziewałam. Dla mnie nie mógł rzucić picia, ale dla kochanki tak! Mnie podejrzewał o zdrady, a sam co? Gdy dostałam kolejny urlop, przywitała mnie rodzina, ale Piotrka nie było. Zjawił się dopiero wieczorem. Trzeźwy, czysty, ogolony, z bukietem w dłoni.
– Halinko, przepraszam cię – powiedział. – Jeśli mi wybaczysz, zacznijmy od nowa.
Hm, nie tak szybko. Najpierw musiał wyjaśnić, co się dzieje i kim była ta kobieta w kawiarni. Okazało się, że to koleżanka z terapii. Tak, z terapii. Zdecydował się na leczenie, bo się wystraszył, że jeśli nic nie zrobi, to naprawdę się z nim rozwiodę. A jak już poszedł, to został i zaczął się nad sobą zastanawiać. Z tych przemyśleń wyniknęła abstynencja i odwaga do założenia własnego biznesu.
Wspierałam go, moralnie i finansowo, ale z daleka – nie zamierzałam łamać obietnicy danej Gabi ani wierzyć Robertowi na słowo. Niech dowiedzie swojej szczerości i wytrwałości. Dopiero po śmierci pani Marty wróciłam do Polski i teraz prowadzimy firmę razem. Przeszliśmy próbę ogniową i ocaleliśmy. Może dlatego teraz kochamy się nawet bardziej.
Czytaj także:
„Mam 19 lat i dopiero w 5 m-cu zorientowała się, że jestem w ciąży. Wydawało mi się, że tylko przytyłam”
„Z zazdrości zniszczyłam związek przyjaciółki. W zemście ona wyjawiła mojemu mężowi, że zdradziłam go na wakacjach”
„Przygarnęłam pod swój dach młodszą kuzynkę. Mam jej dość, bo zachowuje się jak nieodpowiedzialny dzieciak”