„Wychowuję dziecko faceta, któremu miałem pomóc. Okazało się, że nie zasługiwał na pomoc, więc go zastąpiłem”

Żona zostawiła mnie z dzieckiem, które spłodziła z kochankiem fot. Adobe Stock, Marina Andrejchenko
„Nigdy nie spotkałem kobiety, z którą chciałbym dzielić życie. Owszem, zazdrościłem tym, którzy opowiadali o rodzinnych weekendach i swoich partnerkach, ale ja byłem od urodzenia samotnikiem i za nic nie umiałem z tej samotności wybrnąć. To właśnie w takie noce jak tamta najbardziej brakowało mi kogoś, żeby zrzucić z siebie ciężar minionego dnia”.
/ 11.01.2023 19:15
Żona zostawiła mnie z dzieckiem, które spłodziła z kochankiem fot. Adobe Stock, Marina Andrejchenko

Ratownicy wymienili spojrzenia, które dobrze znałem i które zawsze mroziły mi krew w żyłach. Chyba każdy z nas ma jakąś historię, o której nie może zapomnieć… Akcja trwała jeszcze parę godzin, ugasiliśmy ten pożar, mogłem wrócić do domu. Zazwyczaj kiedy wracam po służbie, staram się nie myśleć o dniu w pracy. Słucham jazzu, gotuję coś z przepisów mojej mamy, bawię się z Rekinem.

To warunek utrzymania zdrowia psychicznego

Musimy się odcinać od koszmaru, jaki nieraz jest naszym udziałem podczas służby. Większość z nas ma rodziny, więc spędza czas po służbie na zabawach z dziećmi i przytulaniu żon, przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Bo ja zawsze miałem tylko koty. Rekin jest u mnie od sześciu lat, wcześniej była Betka i Onyks. Nigdy nie spotkałem kobiety, z którą chciałbym dzielić życie. Owszem, zazdrościłem tym, którzy opowiadali o rodzinnych weekendach i swoich wspaniałych partnerkach, ale ja byłem od urodzenia samotnikiem i za nic nie umiałem z tej samotności wybrnąć. To właśnie w takie noce jak tamta, po pożarze, najbardziej brakowało mi kogoś bliskiego, żeby porozmawiać, zrzucić z siebie ciężar minionego dnia. Bo nie mogłem przestać myśleć o tym facecie. Byłem tam. Wszedłem po to, żeby go uratować. To nie powinno się wydarzyć!

Domyślałem się, że prawdopodobnie był przez chwilę nieprzytomny, a kiedy nagle odzyskał świadomość, był w szoku i zadziałał odruchowo. Nie miałem szans go złapać przez tę płonącą szafkę, ale i tak czułem się winny. Chyba każdy ze strażaków ma jakąś historię, o której nie może zapomnieć. Jakaś nieuratowana ofiara, wypadek ze skokochronem, błąd w ocenie sytuacji… Mamy psychologa, z którym możemy o takich rzeczach rozmawiać, ale ja nie chciałem. Nie przyznałem się, że ta sprawa mnie zadręcza. Zawsze taki byłem. Wolałem mierzyć się ze swoimi problemami sam. Ale tym razem to mnie przerosło. Myślałem o tym gościu niemal obsesyjnie, jakby przed skokiem rzucił na mnie urok. Po kilku dniach pojechałem do szpitala. Znałem chłopaków, którzy zabrali go ambulansem.

– Zmarł jeszcze w karetce – powiedział mi jeden z nich. – Na moment odzyskał świadomość. Powtarzał imię, pewnie żony albo dziewczyny. Aurelia. Nic nie mogliśmy zrobić, ty też…

Nie potrzebowałem pocieszania

Ja wiedziałem, że mogłem coś zrobić. Cokolwiek. Po wyjściu ze szpitala wiedziałem jedno: muszę znaleźć tę Aurelię i powiedzieć jej, że myślał o niej, kiedy umierał. Musiała być dla niego ważna, skoro wołał ją w takiej chwili. Miała prawo o tym wiedzieć. Zdobycie jego danych nie było trudne. Nasi biegli pracowali w spalonych mieszkaniach, żeby ustalić przyczyny pożarów. Tak się składało, że w mieszkaniu tego mężczyzny pracowała moja dobra koleżanka, jeszcze ze szkoły pożarniczej.

– Kopę lat! – przywitała mnie starą ksywką. – Fajnie, że zadzwoniłeś. Chcesz mnie wreszcie zaprosić na kawę?

– Aga, zaprosiłbym cię nawet na kolację ze śniadaniem, ale wiesz, że ze mnie fatalny materiał na chłopaka.

To fakt, jesteś nieznośny – przytaknęła rozbawiona. – No to mów, co mogę dla ciebie zrobić? A kawę możesz mi przysłać do biura. Mieloną arabikę dobrej jakości. Najlepiej tak z kilogram.

Informacje od niej były warte i dziesięciu kilogramów najlepszej kawy. Nie powinna była tego robić, ale wiele kobiet miało do mnie słabość, wiedziałem o tym. Ona też. Dała mi nazwisko tego gościa i zdradziła, że mieszkanie tylko wynajmował. Oraz to, że nie był żonaty, za to miał na koncie parę wyroków i odsiadkę za rozbój z pobiciem. Służby trzymają się razem. Mam znajomych wśród ratowników, lekarzy i oczywiście policjantów. Nigdy nie prosiłem nikogo z nich o przysługi, Agnieszka była pierwsza. Ale oni – wręcz przeciwnie, zwłaszcza policjanci pracujący przy ustalaniu sprawców podpaleń. Miałem więc kogo zapytać o życie i przeszłość Jacka, bo tak się nazywał człowiek, którego nie dałem rady uratować. Miał trzydzieści sześć lat i przeszłość kryminalną. Jego rodzice nie żyli, rodzeństwo nie widziało go od lat.

Właściciel mieszkania, które wynajmował, twierdził, że nie miał stałej dziewczyny, tylko co i rusz sprowadzał nowe, co zresztą przeszkadzało sąsiadom. Nikt nigdy nie słyszał o żadnej Aurelii. Może powinienem był sobie darować, ale nie potrafiłem. Jacek i Aurelia nie opuszczali moich myśli. Musiałem znaleźć tę kobietę, żeby uwolnić się od koszmarnego wspomnienia. Na jego pogrzebie zjawiły się trzy osoby, wśród nich jego kuratorka sądowa.

Podszedłem do niej przed kościołem

– To miło, że pan przyszedł pożegnać Jacka – powiedziała sztywno. – Nie miał zbyt wielu bliskich.

– A Aurelia? – postanowiłem zagrać va banque. – Ktoś ją powiadomił o pogrzebie?

– Nie sądzę, żeby jej matka w ogóle powiedziała jej o jego śmierci – mruknęła kuratorka, zakładając chyba, że dobrze znałem zmarłego. – Ledwie zdążyła się od niego uwolnić. Kiedy spotka pan Mariolę, proszę ją ode mnie pozdrowić. To dzielna babka.

Jak wspomniałem, wiele kobiet ma do mnie słabość. Pani kurator nie była wyjątkiem i kiedy odprowadzałem ją na stację, sporo opowiedziała mi o Jacku i Marioli. Podała mi nawet miejsce jej zatrudnienia. Pracowała w recepcji hotelu w centrum. Kiedy ją zobaczyłem, już wiedziałem, że Aurelia to jej córka. Jej i Jacka, który był jej konkubentem i oprawcą. Pani kurator była bardzo rozmowna, wiedziałem więc, że Mariola uciekła od Jacka z dwumiesięczną córeczką po kolejnej awanturze i rękoczynach ze strony konkubenta. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś mógł podnieść rękę na tę drobną, delikatną kobietę o niewinnych oczach i uśmiechu dziecka. Nagle poczułem mroczną radość z tego, że Jacek nie chodzi już po świecie. Od kuratorki wiedziałem, że wielokrotnie łamał swojej dziewczynie żebra i ręce, a kiedy próbowała odejść, groził jej. Mariola to pierwsza osoba w moim życiu, z którą mogę być szczery Nie bawiłem się w żadne podchody, od razu powiedziałem jej, kim jestem i dlaczego ją odszukałem.

W karetce powtarzał imię: Aurelia. Nie wiedziałem, że to jego córka, ale chciałem to pani przekazać – powiedziałem jej, kiedy skończyła pracę. – Po prostu musiałem się z panią spotkać, nie wiem dlaczego… Przepraszam za to najście, pójdę już.

– Niech pan zaczeka – powiedziała cicho i miękko. – Doceniam to, co pan zrobił. Po prostu… Jacek nie był dobrym człowiekiem i moja córka nigdy nie dowie się, że był jej ojcem. Ale pan nie mógł tego wiedzieć. Chciał pan dobrze.

Przyjechał jej autobus, ale nie wsiadła do niego

Dalej rozmawialiśmy, potem postanowiliśmy się przejść. Nie wiem, jak to się stało, ale zacząłem jej opowiadać o sobie, służbie i tym, co dusiłem w sobie przez lata. Mariola to pierwsza osoba w moim życiu, z którą mogę być szczery, przy której mogę być sobą. Aurelia to dzisiaj nasza córka. Adoptowałem ją po ślubie z Mariolą. Teraz to wszystko wydaje mi się niesamowite. Dlaczego tak bardzo nie mogłem odpuścić sprawy Jacka? Dlaczego czułem, że muszę odszukać tajemniczą Aurelię? Co tym wszystkim kierowało? Los? Przeznaczenie? Bóg? Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale wiem jedno – że dziś jestem na właściwym miejscu, u boku właściwej kobiety. Z właściwym dzieckiem na kolanach. Moim dzieckiem.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA