Moja córeczka właśnie kończy pierwszą klasę podstawówki. Pamiętam, jak na początku i ona, i ja byłyśmy zachwycone szkołą i nauczycielką. Niestety, okazało się, że jej wychowawczyni zaszła w ciążę, w dodatku ma jakieś kłopoty, i od marca klasę Zuzi przejęła nowa pani. Dyrektorka obiecała nam, że pozostanie już do końca trzeciej klasy, ale to mnie akurat nie cieszy.
Pani Danusia jest osobą dość dziwną
Po pierwsze, trudno z nią poważnie porozmawiać na temat np. kłopotów z nauką, bo ona w kółko powtarza, że dzieci są takie grzeczne i słodkie, a te drobne wpadki to naprawdę nie są warte dyskusji. Po drugie, niestety, faworyzuje dzieci, o czym przekonałam się już w pierwszych tygodniach jej rządów. Moja Zuzia jest kochana i dla mnie najpiękniejsza, ale na pewno nie zalicza się do grona słodkich aniołków. Nie szczebiocze, nie piszczy, nie lubi różowego i nie bawi się lalkami. Jej pasją są zwierzęta. Przede wszystkim żywe, ale ponieważ tu mamy siłą rzeczy ograniczone możliwości, to uwielbia także pluszowe, drewniane, plastikowe… Zbiera też książki o tej tematyce, a jeżeli coś rysuje, to oczywiście zawsze konika czy pieska, nigdy postaci z bajek. W dodatku stara się odwzorowywać wiernie rzeczywistość, więc w jej pracach pojawiają się zwykłe kundelki, a nigdy puchate kulki z nienaturalnie wielkimi oczami, jakie można zobaczyć choćby w kreskówkach.
No i właśnie od tych rysunków się zaczęło. Zuzia pewnego dnia przyszła zapłakana do domu, ponieważ jej praca, jako jedna z nielicznych, nie znalazła się na wystawce klasowej. Poprzednia nauczycielka wieszała wszystkie prace bez wyjątku, co moim zdaniem było słuszne. Dzięki temu żadne dziecko nie czuło się pokrzywdzone, a to przecież nie jest konkurs talentów! A poza tym, Zuzia akurat ładnie rysuje, więc nie wiedziałam, o co chodzi. Umówiłam się z panią na rozmowę.
– Wie pani, dziewczynki narysowały takie słodkie misie i kwiatki – jak zwykle szczebiotała pani Danusia. – Po prostu nie pasują do nich rysunki czołgów, które wykonali chłopcy, ani włochatego pająka, którego narysowała Zuzia.
Fakt, moja córeczka ostatnio fascynuje się tarantulami i ptasznikami. Na pewno nie można ich zaliczyć do słodkich zwierzątek…
– Rozumiem, ale jeżeli temat prac był dowolny, to uważam, że nie można w ten sposób dyskryminować dzieci – wyraziłam swoje zdanie.
I zdaje się, że właśnie w tym momencie naraziłam się wychowawczyni, która bardzo gwałtownie i bynajmniej nie szczebiocząc, zaprotestowała przeciwko oskarżaniu jej o dyskryminację.
To poważny zarzut, ale czy ja nie miałam racji?
Niestety, moje wystąpienie przyniosło odwrotny skutek. Zuzia od tej pory często mówiła mi, że pani jej nie lubi. Kiedy dopytywałam, dlaczego tak uważa, odpowiadała, że nie wybrała jej do przedstawienia, nie wyznaczyła na dyżurną, nie pochwaliła jej pracy, a wszystkie inne tak. Postanowiłam porozmawiać z innymi rodzicami, by sprawdzić, jak to wygląda. Okazało się, że podobne odczucia ma jeszcze trójka dzieci z klasy, sami chłopcy! A zatem moja córka znalazła się w towarzystwie osób, które nie szczebiotały razem z panią, i chyba to je zgubiło. Zastanawiałam, jak porozmawiać z nauczycielką, i czy swoją interwencją aby nie zaszkodzę córce. Jednak kiedy Zuzia po raz kolejny poskarżyła się, że pani nie wybrała jej do reprezentacji klasy w konkursie recytatorskim – a córka naprawdę ładnie recytuje – umówiłam się na spotkanie z wychowawczynią.
– Wszyscy nie mogą brać udziału w konkursie – powiedziała nauczycielka. – Robiliśmy konkurs klasowy i razem wybraliśmy pięcioro dzieci. Tych najlepszych.
– Podobno dwie spośród wybranych dziewczynek prawie w ogóle nie znały tekstu! – nie wytrzymałam.
– Trochę miały tremę, ale przed występem w domu kultury poćwiczymy po lekcjach – powiedziała.
Pociągnęłam ją za język i dowiedziałam się, że pani organizuje zajęcia artystyczne dla dzieci. Po powrocie do domu zapytałam Zuzię, dlaczego na nie nie chodzi.
– Bo pani sama wybrała dzieci, które mogą tam chodzić – wyjaśniła Zuzia. – Ja chciałam, ale powiedziała, że już nie ma miejsca. A to nieprawda, bo potem przyjęła jeszcze Michalinkę i Natalkę!
No, to już było przegięcie!
A w dodatku ostatnio dowiedziałam się, że Zuzia nie będzie miała wzorowego zachowania, bo za mało udziela się w życiu szkoły! Chyba powinnam porozmawiać z dyrektorką szkoły. Nie wiem, co prawda, czy zdążę jeszcze przed radą klasyfikacyjną, ale może coś wywalczę na przyszły rok. Bo jak można utrudniać dziecku dostęp do zajęć, a potem jeszcze je za to karać niższą oceną z zachowania! Nie mówiąc o tym, że ta baba cały czas uprzykrza Zuzi życie. Przecież dzieci są wrażliwe, dobrze widzą, jak są traktowane. Co za pańcia! Może i słodka z pozoru, ale o paskudnym charakterze.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”