„Wychowałam córkę na wredną zołzę, która wymaga od innych, a sama nic z siebie nie daje. Widzę, że ona przez to cierpi”

Matka, która ma dość swojej córki fot. Adobe Stock, rocketclips
Na każdą próbę o pomoc reaguje agresją i wrzaskiem. Skoro ja nie mogę wytrzymać z własnym dzieckiem, to nie mogę tego oczekiwać od Jacka.
/ 10.08.2021 12:12
Matka, która ma dość swojej córki fot. Adobe Stock, rocketclips

– Wiem, że masz babę na boku – mówię z wyrzutem w głosie. – Musisz z tym szybko skończyć!

Mój zięć siedzi sobie rozwalony na kanapie. Popija spokojnie piwo i śmieje mi się prosto w nos.

– Co mama nie powie? – kpi, nawet na mnie nie patrząc. – Będzie mnie mama pouczać i wychowywać? Do własnej córuni z taką gadką!

Westchnęłam ciężko, ale próbowałam dalej. A nuż coś do niego trafi.

– Ona cię nie zdradza! – powiedziałam zgodnie z prawdą.

– No jasne, że nie! – prychnął. – Kto by chciał takiego paszteta? Utuczyła się jak słoń, ledwo się rusza.

– Po trzech ciążach i porodach zawsze się trochę tyje! – broniłam jej.

– Trochę?! Mama ma bielmo na oczach? A zresztą, to nie ciąże są winne, ale to, że leży na otomanie, żre i ogląda seriale. Palcem przy dzieciach nie kiwnie. Wszystko mama za nią robi! Mama nie widzi, że ten leń wszystkich wykorzystuje? Tylko gębę drze od ucha do ucha… Ja mam tego serdecznie dosyć!

Wstaje z kanapy i wychodzi z pokoju, trzaskając drzwiami. Słyszę, jak otwiera warsztat… Znowu będzie tam siedział do późnej nocy. Może nie trzeba było w ogóle zaczynać tej rozmowy? Przynajmniej by trochę odpoczął, a tak pewnie prześpi się w ciuchach na leżance w pakamerce i nie wróci do rana.

W sumie mi go żal. Ciężko pracuje na dom, a je i odpoczywa byle jak…

Od śmierci męża mieszkam razem z nimi, więc sporo widzę i wiem. Faktycznie, Magda nie jest bez winy… Też mnie wkurza jej bałaganiarstwo i odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę. „Zrobi się… zaraz… bez pośpiechu…” – słyszę, kiedy o coś proszę, a przecież ja nie mam motorka w tyłku i czasem nie daję rady wszystkiego ogarnąć! Zresztą, ona zawsze taka była…

Miała w głowie fiu-bździu, nie chciało jej się uczyć, całe dnie spędzała przed telewizorem wpatrzona w programy o modzie i gwiazdach.

Mój mąż by jej nieba przychylił, więc dawał kasę, na co tylko chciała. Był dobrym i znanym mechanikiem samochodowym, nie mógł się opędzić od klientów, więc na brak forsy nie narzekał. Magda nigdy nie poznała niedostatku, do dziś nie rozumie, że pieniądze trzeba zarabiać… jej się wydaje, że spadają z nieba!

Była w ostatniej klasie liceum, kiedy mąż zatrudnił Jacka. Mówił, że to zdolny i chętny chłopak, i że będą z niego ludzie. Może widział w nim syna, jakiego nigdy nie miał, może nawet swojego następcę w biznesie?
Dlatego nie wkurzył się specjalnie, kiedy Magda oznajmiła, że jest z Jackiem w ciąży. Kiedyś, jak sobie trochę wypił zaczął mi nawet gadać, jak to się dziwi Jackowi, bo chłopak nie robi dobrego interesu. Bierze sobie na łeb lenia i złośnicę.

– Ja na jego miejscu nawet bym na nią nie spojrzał – pokiwał głową.– Ten biedak nie wie, co robi!

– Jak możesz tak mówić o własnej córce? – denerwowałam się.

– Mogę, bo jestem sprawiedliwy. Źle ją wychowaliśmy i już!

Ślub młodych był huczny, suknia Magdy z wielkim trenem i welonem, wesele z poprawinami. Jednak córka miała muchy w nosie od samego początku; mówiła, że wygląda nie tak, jak chciała, że Jacek kupił wiązankę z przeceny i w ogóle wszystko jest inaczej, niż sobie wymarzyła. Jak? Nie chciała powiedzieć!

Po Maciusiu urodziła się Martynka, a później Wojtuś. Wtedy mój mąż już ciężko chorował. Nie doczekał chrzcin trzeciego wnuka…

Warsztat przejął Jacek

Od samego początku świetnie sobie radził. Unowocześnił i wyremontował halę, zatrudnił dwóch mechaników, zdobył opinię świetnego fachowca. Bardzo ciężko pracował…

Za to Magdzie kompletnie odbiło. Od kiedy z nimi zamieszkałam zwaliła mi na głowę wszystkie domowe obowiązki. Nie poradziłabym sobie, gdyby nie moja siostra. Jest samotna, więc zgodziła się mi pomagać.

– Trzeba by ciotce płacić jakąś pensję – tłumaczyłam córce. – Pracuje u was, jak pomoc domowa. Należy się jej parę groszy. Stać was.

Jacek natychmiast się zgodził, nawet powiedział, że to świetny pomysł, bo dzieciaki lubią ciotkę i on ma do niej zaufanie. Natomiast Magda od razu stanęła dęba.

– Nie ma mowy! – twierdziła kategorycznie. – Ciotka ma emeryturę. Głodna nie chodzi, a poza tym ma u nas wszystko, czego chce: jedzenie, picie, może sobie nawet coś zabierać do domu… Wystarczy!

Tak się piekliła, że w końcu niby ustąpiliśmy. W tajemnicy przed nią płaciliśmy mojej siostrze do ręki, często gęsto Jacek sam dorzucał jakąś premię, kiedy widział, ile ona robi dla jego dzieci. W przeciwieństwie do Magdy umiał to docenić.

Moja córka potrafi być bardzo niemiła, kiedy się zdenerwuje. Sama nieraz przez nią płakałam, bo ma humory i nie przebiera w słowach. Czasami wydaje mi się, że ona nikogo nie lubi. A odkąd tak bardzo utyła jest wprost niemożliwa.

Próbowałam jej tłumaczyć, że powinna zmienić swoje postępowanie.

– Dzieci od ciebie uciekają – mówiłam. – Jacek całymi dniami siedzi poza domem. Nikt do was nie przychodzi. Nie masz koleżanek. Wszystkich od siebie odrzucasz.

– I dobrze! Po co mi mają tu kręcić tyłkiem jakieś wyfiokowane pindy? Tylko by ploty roznosiły!

– Zobaczysz, jak nic ze sobą nie zrobisz, to Jacek sobie znajdzie inną. – przestrzegałam. – Kiedyś mi się żalił, że w łóżku jesteś jak sopel!

– Biedaczek! Niech sobie zawiąże na supeł! Ja więcej nie potrzebuję – prychnęła tylko w odpowiedzi.

Żal mi Magdy

.Czuję, że ona jest pogubiona i nieszczęśliwa, ale nie pozwala sobie pomóc. Nikogo do siebie nie dopuszcza.

Te tony czekoladek, czipsów, kabanosów, makaronu to jakaś masakra! Bez przerwy rusza ustami, żuje, połyka, popija, trawi… Jakby chciała zapomnieć.

Jest mi strasznie przykro patrzeć, jak ciężko chodzi, jak obrasta tłuszczem, brzydnie i nic z tym nie robi. Ja gotuję dietetycznie, ale co z tego, kiedy ona je w samotności i po kryjomu. Nie mam nad tym kontroli.

Doprowadzona do ostateczności poszłam nawet do naszej przychodni, gdzie mamy fajną lekarkę domową. Przeprosiłam, że zawracam jej głowę, ale muszę zapytać, gdzie szukać pomocy? Wyjaśniła, że nie leczy na odległość i na słowo, ale poradziła, żeby próbować często rozmawiać z Magdą i spokojnie ją namawiać na wizytę u psychologa.

– To mi wygląda na jedzenie kompulsywne – powiedziała pani doktor.

Boże, jaka była awantura! Magda mnie wyzywała od najgorszych i zagroziła, że zamknie przede mną drzwi, jeśli jeszcze raz ośmielę się wywlekać z domu jej sprawy!

– Leć do gazet i ogłoś, że twoja córka się obżera! – darła się na mnie. – Niech się wszyscy skręcą ze śmiechu! Szczególnie te chude glisty, które i tak leją na mój widok! Okazuje się, że kochana mamusia, to największy wróg i pleciuch.

Musiałam przepraszać setki razy i przysięgać, że nigdy więcej…

Gdyby nie wnuki, może zostawiłabym ją samą. Niech sobie robi, co chce. Ale co dzieciaczki winne? Przecież ona się nimi nie zajmie, jak należy. Tylko wrzeszczy i wrzeszczy. Bardzo łatwo się denerwuje.

Z tego wszystkiego sama robię się niespokojna i jakaś podminowana. Dlatego tak napadłam na Jacka, kiedy się dowiedziałam, że ma inną kobietę. Na nim chciałam wyładować całą swoją frustrację i gniew!
Na szczęście szybko mi przeszło. Skoro ja, matka, nie wytrzymuję z własnym dzieckiem, jak mogę mieć pretensje do kogoś innego?

Na jego miejscu już dawno bym uciekła! Zabrałabym dzieci i… szukaj wiatru w polu. Nie marnowałabym sobie życia dla takiej jędzy.

Co ja czuję do własnej córki? Żal, pretensje, niechęć, wstyd, czyli same złe emocje. Czuję też, oczywiście, miłość, bo to w końcu moje jedyne dziecko, które być może sama tak ukształtowałam i dlatego jest teraz nieszczęśliwe. Przeze mnie!

Może nadal popełniam błędy? Nie umiem się z nią porozumieć, za łatwo ulegam, niczego nie wymagam.
Ona nigdy nie znała żadnych granic, robiła, co chciała, o nic nie musiała się starać. Nadal tak jest, tylko teraz chce coraz więcej, a ja mam coraz mniej siły i wiem, że za chwilę sama się rozsypię w drobny mak!

Wchodzę na palcach do jej sypialni. Magda śpi w najlepsze, chociaż już południe… Zbieram cichutko porozrzucane sreberka od czekoladek, podnoszę z dywanu bieliznę i układam ją starannie na fotelu.

Powinnam nią potrząsnąć i zawołać: „obudź się córko!”, ale się boję, że wpadnie w złość i mnie zwymyśla. Tak jak zawsze, kiedy próbuję ją jakoś ogarnąć. Dlatego bezszelestnie zamykam drzwi… Przynajmniej mam jeszcze chwilę spokoju!

Czytaj także:
„Życiowe tragedie leczyłam wódką. To dla córki przestałam pić. Niestety sąsiedzi nie dali mi zapomnieć o przeszłości"
„Mój 15-letni syn stracił głowę dla swojej pierwszej miłości. Celowo opuścił się w nauce by trafić z nią do jednej klasy"
„Nie mogłam odnaleźć się w Polsce. Wróciłam po kłótni z Piotrkiem, ale marzyłam o dalszym życiu za granicą”

Redakcja poleca

REKLAMA