„Wychodziłam z siebie, by spełnić marzenie o dziecku. Nie zdążyłam z nowinami, bo mąż miał jeszcze lepszą niespodziankę”

Smutna kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, Christin Lola
„Cały następny dzień chodziłam po mieszkaniu, nie wiedząc, co zrobić. W kieszeni szlafroka wciąż miałam zdjęcie z USG, które ściskałam jak amulet. To miała być nasza szansa. Nasze odrodzenie. A teraz? Co miałam zrobić z tą wiadomością?”.
/ 24.11.2024 19:00
Smutna kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, Christin Lola

Siedziałam w kuchni, popijając już drugą tego ranka kawę. Nie dlatego, że tak bardzo jej potrzebowałam, ale dlatego, że nie miałam pomysłu, co innego robić. Stół przede mną tonął w papierach – wyniki badań, skierowania na kolejne wizyty, notatki z nadzieją, że tym razem się uda. Te sterty były jak mapa naszego małżeństwa, całkowicie podporządkowanego jednemu celowi – dziecku.

Gdyby ktoś powiedział mi, że starania o dziecko mogą zmienić wszystko, pewnie bym nie uwierzyła. A jednak zmieniły. Ja stałam się inną osobą, zdeterminowaną, skupioną wyłącznie na tym jednym. Antek... Antek z kolei coraz bardziej się oddalał. Czasem miałam wrażenie, że patrzymy na siebie z dwóch różnych światów, mimo że siedzimy przy tym samym stole.

– Kochanie, a może... może spróbujecie zrobić sobie przerwę? – zapytała mama przez telefon dzień wcześniej. Jej głos był miękki, pełen troski. – Może odpoczynek da wam siłę?

– Mamo, to nie takie proste – odpowiedziałam, patrząc na swoje odbicie w szybie. – Nie mogę się zatrzymać, nie teraz, nie kiedy jesteśmy tak blisko.

Problem w tym, że „blisko” czułam się już tysiące razy.

Czekałam na ten cud

Szpitalne korytarze zawsze wydawały mi się takie same: zimne, sterylne, jakby celowo odarte z emocji, które ludzie przynosili tu codziennie. Tego dnia nie czułam niczego szczególnego. Wizyta kontrolna miała być kolejnym punktem na długiej liście. Rutyna.

Pani Ewo, proszę usiąść – uśmiechnęła się lekarka, wskazując krzesło przy biurku.

Zamknęłam drzwi, gotowa usłyszeć kolejne „jeszcze nie teraz”. Ale coś w jej spojrzeniu mnie zaniepokoiło.

– Mam dla pani dobrą wiadomość – zaczęła, a ja poczułam, jak mocniej bije mi serce. – Jest pani w ciąży.

Nie wiem, ile trwała cisza, zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć. W końcu tylko skinęłam głową, bo żadne słowa nie wydawały się wystarczające. Wychodząc z gabinetu, trzymałam w rękach małe zdjęcie z USG – dowód, że ten cud, na który czekaliśmy tak długo, naprawdę się zdarzył.

W drodze do domu głaskałam brzuch przez płaszcz. Wyobrażałam sobie, jak powiem Antkowi. Czy będzie skakał z radości? Czy znów poczujemy się tak blisko siebie jak kiedyś?

Ale kiedy otworzyłam drzwi, rzeczywistość przygasiła moją euforię. Antek siedział przy stole, patrząc na pusty talerz. Na jego twarzy malował się dziwny wyraz zmęczenia i rezygnacji.

– Zamawiamy coś na kolację? – rzuciłam lekko, próbując przełamać napięcie.

Nie odpowiedział od razu, a potem, ku mojemu zaskoczeniu, powiedział:

– Ewa, musimy porozmawiać.

– Co się stało? – zapytałam, siadając naprzeciw niego.

Nie mogę już tak żyć – zaczął. – Nie mogę żyć w cieniu tego wszystkiego. Lekarze, kalendarze, oczekiwania... Ja już się w tym nie odnajduję.

– Co to ma znaczyć? – spytałam, czując, jak krew odpływa mi z twarzy.

Chcę rozwodu – powiedział w końcu.

Świat zawirował mi przed oczami. W jednej chwili miałam wszystko. W drugiej – straciłam grunt pod nogami. Nie mogłam wydusić z siebie słowa.

Miałam niezły dylemat

Cały następny dzień chodziłam po mieszkaniu, nie wiedząc, co zrobić. W kieszeni szlafroka wciąż miałam zdjęcie z USG, które ściskałam jak amulet. To miała być nasza szansa. Nasze odrodzenie. A teraz? Co miałam zrobić z tą wiadomością?

Antek zniknął rano, zostawiając tylko krótką wiadomość: „Muszę pomyśleć. Wrócę wieczorem”. Jak gdyby wszystko, co powiedział poprzedniej nocy, nie zburzyło mojego świata.

Nie mogłam znieść tej ciszy, więc zadzwoniłam do przyjaciółki, Kasi.

On chce odejść – powiedziałam, ledwie powstrzymując łzy. – I to w takim momencie.

– Jak to? – zapytała zdumiona. – Przecież... Jesteś w ciąży. Powiedziałaś mu?

– Nie – przyznałam cicho. – Nie mogłam. On zaczął mówić pierwszy.

Kasia przez chwilę milczała.

– Ewa, on musi o tym wiedzieć. To nie jest tylko twoja decyzja. Może właśnie to go otrzeźwi.

– A jeśli to go dobije? Jeśli odejdzie i zostawi mnie samą z dzieckiem? – odpowiedziałam, słysząc w swoim głosie desperację.

Kasia westchnęła ciężko.

– Ale jeśli mu nie powiesz, to nigdy się nie dowiesz, czy chciał walczyć. On zasługuje na prawdę, nawet jeśli boli.

Próbowałam sobie wyobrazić naszą rozmowę. Może Antek zmieni zdanie, może zobaczy w tym dziecku szansę, której sam nie potrafił dostrzec? Ale czy mogłam mu zaufać? Przecież mówił wprost: nie chce już żyć w naszym świecie pełnym starań i presji. A jak zostanie tylko przez wzgląd na dziecko, choć już mnie nie kocha?

Podjęłam decyzję. Powiem mu. Ale nie teraz. Muszę znaleźć odpowiedni moment, a przede wszystkim... muszę być gotowa, by usłyszeć jego odpowiedź.

Tego wieczora czekałam na niego w salonie. Ale gdy wrócił, ominął mnie bez słowa i zamknął się w sypialni. Nawet nie spojrzał mi w oczy.

Usłyszałam zbyt wiele

Dom był pusty i cichy, gdy wstałam następnego ranka. Zauważyłam, że Antek wciąż unika rozmowy. Ostatnio to była jego metoda radzenia sobie ze wszystkim – zamiast rozmawiać, uciekał.

Przez przypadek usłyszałam jego rozmowę przez telefon. Stałam w przedpokoju, przytrzymując w ręce kubek z letnią herbatą.

– Wiesz, nie wiem, jak mam to wszystko powiedzieć – głos Antka był przytłumiony, ale wyraźnie zmęczony. – Czuję się jak więzień. Jakby całe życie kręciło się wokół rzeczy, które już mnie nie obchodzą.

Zamarłam. Miałam wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod nóg. Przycisnęłam plecy do ściany, starając się nie zdradzić swojej obecności. Czyżby nie chciał już dziecka?

– Próbowałem – mówił dalej. – Ale to nie działa. Mamy inne cele, inne marzenia... Ja chcę po prostu normalnie żyć.

Nie wiem, ile jeszcze by mówił, gdyby nie to, że kubek wypadł mi z rąk, roztrzaskując się o podłogę. Hałas wypełnił korytarz.

– Ewa? – Antek szybko wyszedł z salonu. Zatrzymał się, widząc mnie w drzwiach. Na jego twarzy wymalowało się coś pomiędzy winą a zaskoczeniem.

– To wszystko już zaplanowałeś? – zapytałam, nie próbując nawet ukrywać łez. – Rozstanie, nową przyszłość... Nic mi nie powiedziałeś.

– Ewa, to nie tak...

– Nie tak? A jak? Co jeszcze miałeś mi powiedzieć? Czy kiedykolwiek chciałeś ze mną zostać?

Antek spojrzał na mnie z bólem, ale nie próbował zaprzeczać.

– Kochałem cię. Ale teraz nie wiem, kim jesteśmy.

Wzięłam głęboki oddech, żeby nie wybuchnąć. W mojej głowie pulsowało tylko jedno zdanie: „Powiedz mu. Zmuś go, by zrozumiał.”

– Mam ci coś do powiedzenia – zaczęłam, ale wtedy coś mnie powstrzymało. – Ale nie teraz.

Odwróciłam się i wyszłam, zostawiając go samego w korytarzu.

Nie tak miało być

Cały dzień zbierałam w sobie odwagę, by w końcu to powiedzieć. Antek wrócił późno wieczorem, kiedy siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w zdjęcie z USG. Wiedziałam, że dłużej nie mogę tego ukrywać.

Usiadł naprzeciwko mnie, wyraźnie zmęczony, ale nie próbował unikać mojego spojrzenia. Może też miał już dosyć tej ciszy, tej niepewności wiszącej między nami.

– Antek, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, zaciskając dłonie na brzegu stołu.

Spojrzał na mnie, uniósł brew. Widać było, że spodziewał się kolejnej kłótni, może oskarżeń. Ale ja nie miałam już siły na złość.

Jestem w ciąży – powiedziałam w końcu.

Słowa zawisły w powietrzu jak grom, który nie może się zdecydować, czy uderzyć. Patrzyłam, jak jego twarz zmienia się w jednej chwili: zaskoczenie, niedowierzanie, aż w końcu coś, co wyglądało na radość... choć ledwo zauważalną.

To... to zmienia wszystko – powiedział, zatrzymując się wreszcie przy oknie.

– Zmienia? – zapytałam z goryczą. – A może po prostu sprawi, że poczujesz się jeszcze bardziej uwięziony?

Odwrócił się do mnie z twarzą pełną sprzecznych emocji.

– Ewa, to dziecko... To wielka rzecz. Ale ja... ja nie wiem, czy potrafię.

– Potrafisz co? – przerwałam mu, czując, jak wzbiera we mnie rozpacz. – Być ojcem? Czy zostać ze mną?

Nie odpowiedział. Wyszedł z kuchni, mówiąc tylko jedno zdanie:

– Muszę to przemyśleć.

Zostałam sama, trzymając zdjęcie z USG i zadając sobie pytanie, ile jeszcze razy ten człowiek złamie mi serce, zanim przestanę czekać, aż je poskleja.

Wrócił po dwóch dniach

Te 48 godzin były najdłuższym czasem w moim życiu. W głowie układałam setki scenariuszy: że wróci skruszony i poprosi o przebaczenie, że odejdzie bez słowa, albo że spróbuje przeciągnąć to jeszcze trochę, by w końcu zniknąć na zawsze.

Wszedł do mieszkania powoli, jakby bał się, że każdy krok wywoła lawinę. Siedziałam w salonie, ale nie podniosłam wzroku. Musiał zacząć pierwszy.

– Ewa – zaczął, siadając naprzeciwko mnie – nie wiem, jak to powiedzieć.

Zacznij od prawdy – przerwałam mu.

Spojrzał na mnie, jakby szukał w moich oczach odpowiedzi na pytania, których sam nie potrafił zadać.

Chcę spróbować. Dla ciebie. Dla dziecka – powiedział w końcu.

Te słowa powinny mnie uspokoić. Powinny sprawić, że poczuję ulgę. Ale zamiast tego poczułam tylko ciężar.

– Dla dziecka? – zapytałam. – A co ze mną? Co z nami? Czy chcesz być tu z nami, bo nas kochasz, czy dlatego, że boisz się, co ludzie powiedzą, jeśli odejdziesz?

Antek zmieszał się.

– To nie tak... Ewa, ja po prostu... Nie wiem, co teraz czuję. Ale wiem, że nie chcę być daleko od tego dziecka.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie płakałam z żalu, ale z rozczarowania.

– Wiesz, co jest najgorsze? – powiedziałam, z trudem łapiąc oddech. – Ja też nie wiem, co teraz czuję. Nie wiem, czy mogę ci zaufać.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, każde z nas w swoim świecie.

Zostanę, jeśli mi pozwolisz. Ale dam ci przestrzeń – powiedział wreszcie Antek.

Wstałam, czując, jak ciężar spada mi z ramion. Może to nie była odpowiedź, której się spodziewałam, ale była szczera.

Nie było jak w bajce

Minęły dwa miesiące. Zima przyniosła ze sobą pierwsze śniegi, a w moim życiu zapanowała dziwna cisza. Nie było już kłótni, ale też nie było dawnych rozmów, uśmiechów, bliskości. Mieszkaliśmy razem, ale tak naprawdę żyliśmy obok siebie.

Każdego dnia zadawałam sobie to samo pytanie: „Czy on tu jest, bo chce, czy dlatego, że musi?” Z czasem odpowiedź zaczęła mieć coraz mniejsze znaczenie. Skupiałam się na dziecku. Każde kolejne badanie, każda mała zmiana w moim ciele była dla mnie jak przypomnienie, że życie toczy się dalej. Nawet jeśli serce chciało zatrzymać się w miejscu, głowa wiedziała, że muszę iść naprzód.

Antek też się zmienił. Nie zniknął. Pomagał, pytał o wizyty u lekarza, próbował uczestniczyć w codzienności. Ale między nami wciąż była przepaść, której żadne z nas nie wiedziało, jak pokonać.

Pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy w milczeniu przy stole, spojrzałam na niego i powiedziałam:

– Musimy coś postanowić.

Podniósł na mnie wzrok, a w jego oczach widziałam, że wiedział, o co mi chodzi.

– Ewa... Ja chcę być ojcem. Chcę być częścią waszego życia.

– A co z nami? – zapytałam, czując, jak napięcie narasta.

Zawahał się.

Nie wiem, czy możemy wrócić do tego, co było. Ale chcę spróbować.

Tym razem nie czułam rozczarowania. Czułam ulgę, że nie próbował obiecywać rzeczy, których sam nie był pewien.

– W porządku – powiedziałam w końcu. – Spróbujmy. Ale jeśli ma się nie udać, lepiej będzie, jeśli każde z nas pójdzie własną drogą.

Zgodził się. To nie było wielkie pojednanie ani szczęśliwe zakończenie. Ale było to coś prawdziwego.

Kilka dni później stanęłam przed lustrem, głaszcząc delikatnie brzuch. Spojrzałam na siebie i na to nowe życie, które rosło we mnie. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że bez względu na wszystko – dam sobie radę.

Ewa, 36 lat

Czytaj także:
„Mąż traktuje mnie jak matkę swoich dzieci, nie jak żonę. Gdyby ciąża zagrażała mojemu życiu, wiem, co by zrobił”
„Byłem dobrym ojcem, dopóki nie okazało się, że oczy córki nie są moje. Rok płaciłem za pampersy obcego dzieciaka”
„Moja 18-letnia córka lekcje biologii potraktowała ambitnie. Teraz zamiast do matury, szykuje się do bycia matką”

Redakcja poleca

REKLAMA