„Byłam wściekła, że moja 17-letnia córka jest w ciąży. Chciała pozbyć się dziecka, nałykała się tabletek i prawie umarła”

Nastolatka w ciąży fot. Adobe Stock
„Może też być tak, że córka może już nigdy nie zajść w ciążę. Teraz jednak najbardziej potrzebuje pani wsparcia. Fizycznie nie czuje się w tej chwili źle, jest w kiepskiej formie psychicznej”.
/ 10.11.2021 13:13
Nastolatka w ciąży fot. Adobe Stock

Od pewnego czasu Aneta zachowywała się jakoś dziwnie. Nie przychodziła do mnie do kuchni na babskie ploteczki, nie opowiadała co w szkole i u koleżanek, nawet nie próbowała wyciągnąć paru złotych na kino czy kosmetyki.

Początkowo pomyślałam, że to może jesienna depresja i przemęczenie; zaczął się rok szkolny, a Aneta zawsze była bardzo ambitna. Cieszyłam się, widząc jej chęć do nauki i pracowitość, tym bardziej, że była już w drugiej klasie liceum, za rok matura, więc i nauki miała sporo. Jednak ostatnio jej zachowanie zaczęło mnie coraz bardziej martwić: nie chciała jeść, zaszywała się w swoim pokoju, książka na biurku wciąż otwarta była na tej samej stronie.

Martwiłam się i wreszcie postanowiłam z nią porozmawiać.
– Córeczko, nic ci nie jest? Jesteś ostatnio tak strasznie blada i przemęczona – zapytałam, wchodząc do jej pokoju.
– Czy coś nie tak w szkole? Wiesz przecież, że o wszystkim możesz mi powiedzieć – dodałam.
Aneta leżała skulona na kanapie, widać było, że płakała. Usiadłam obok niej i pogłaskałam po głowie.
– Anetko... – zaczęłam i wtedy się rozpłakała. Szlochała tak rozpaczliwie, że nie mogła wydobyć z siebie głosu.
– Kochanie, co się stało? Proszę cię, powiedz, o co chodzi.
– Mamo, ja... – głos wiązł jej w gardle. – Ja jestem w ciąży.
Zakręciło mi się w głowie. Aneta? Moja mała córeczka? W ciąży? Gdzie, jak, z kim? Nie mogłam w to uwierzyć. Zawsze myślałam, że takie rzeczy – ciąża w wieku 17 lat – przytrafiają się w rodzinach, gdzie alkohol leje się strumieniami, a dzieci wychowuje ulica, ale nie u nas.
– Mamo, przepraszam. Tak bardzo mi wstyd... Ja przecież nie chciałam. Boże! Co teraz będzie? – jęczała.
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Najpierw starałam się opanować, a potem poznać szczegóły.
– Dziecko, coś ty narobiła? Jak mogłaś? A szkoła, studia? Boże... Jak mogłaś tak mnie zawieść? Jak mogłaś zachować się tak nieodpowiedzialnie – zaczęłam krzyczeć.
– Mamo, ja nie chciałam...
– Jak to się stało? – zapytałam sucho.
– W sierpniu, na obozie żeglarskim w Mikołajkach. Miał na imię Michał...
– Wie?
– Nie... Nie mam do niego adresu. Wziął ode mnie numer telefon, miał się odezwać po wakacjach, ale nie zadzwonił. Mamo, co teraz...? – pytała z niewypowiedzianym bólem w oczach moja córka, mój jedyny skarb, moja nadzieja...
– Nie wiem – odpowiedziałam ostro i nie odezwawszy się ani słowem, wyszłam z pokoju. Zamknęłam się w kuchni i zaparzyłam kubek gorącej kawy, żeby trochę się uspokoić po tych rewelacjach, a potem zastanowić się, co dalej robić.

Wiedziałam, że Aneta potrzebuje teraz mojego wsparcia, rozmowy, pocieszenia, że wszystko będzie dobrze, że wszystko jakoś się ułoży, ale nie potrafiłam z nią w tej chwili rozmawiać. Najpierw sama musiałam trochę ochłonąć i pomyśleć, jak z tego wybrnąć. Ze wszystkich sił starałam się zebrać myśli. Co robić? Aborcja nie wchodzi w grę, przecież to nie wina tego dzieciątka, ono na świat się nie pchało, zresztą Aneta chyba by się na to nie zgodziła.

Trzeba konieczne znaleźć tego Michała i porozmawiać z nim i jego rodzicami. Nawet jeśli to była tylko wakacyjna przygoda czy chwilowe zauroczenie, to dziecko z czegoś trzeba utrzymać, będzie musiał płacić alimenty. Pozostaje jeszcze szkoła: jest październik, Aneta mówiła, że to się stało na obozie w sierpniu, więc to pewnie początek trzeciego miesiąca, jeszcze nic nie widać. Postanowiłam, że zaraz następnego dnia pójdę do szkoły i porozmawiam z wychowawczynią Anety. To spokojna, rozważna kobieta, na pewno jakoś nam pomoże. Najlepiej byłoby, żeby Aneta jak najdłużej chodziła do szkoły, by nie narobić sobie zaległości.

Urodzi wiosną, więc może pozwolą jej jakoś eksternistycznie zaliczyć drugą klasę i po wakacjach normalnie wrócić do trzeciej. Tylko co z dzieckiem? Kto się nim zajmie? Spojrzałam w kalendarz i nagle mnie olśniło: przecież po Nowym Roku mogę przejść na wcześniejszą emeryturę. Wcześnie poszłam do pracy, więc i staż mam odpowiedni i wiek też. Tak będzie najlepiej dla wszystkich: ja zrezygnuję z pracy i zajmę się dzieckiem, a Aneta wróci do szkoły, do trzeciej klasy i spokojnie przygotuje się do matury.

Teraz przede wszystkim muszę ją zabrać do lekarza, im szybciej tym lepiej, może jutro. To znaczy dzisiaj – zerknęłam na zegarek, była druga nad ranem... Wiedziałam, że powinnam porozmawiać z Anetą i powiedzieć jej, co wymyśliłam, ale nie miałam na to siły. Postanowiłam, że zrobię to następnego dnia, zaraz po pracy. Byłam zbyt rozemocjonowana, by normalnie zasnąć, łyknęłam więc dwa proszki nasenne i położyłam się spać.

Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy, w pracy też na niczym nie mogłam się skupić.
– Pani Heleno, telefon!
– Do mnie?
– Dzwonią ze szpitala na Kwiatowej.
Boże! Coś z Anetą, przeraziłam się.
– Pani Helena Jabłczyńska? Jest u nas pani córka, proszę zaraz przyjechać – usłyszałam.
Nawet nie odłożyłam słuchawki, tylko chwyciłam płaszcz i torebkę, i jak oszalała wybiegłam z biura. Na szczęście szybko udało mi się złapać taksówkę i już za kilka minut byłam na Kwiatowej.
– Gdzie jest moja córka?! Co się z nią stało?! – krzyknęłam do pielęgniarki, gdy tylko wbiegłam na oddział.
– Pani Jabłczyńska? Nazywam się Michał Jarecki, jestem lekarzem dyżurnym. Proszę ze mną.
– Co się stało Anecie?
– Pani córka sama wezwała pogotowie. Miała silny krwotok, ale na szczęście karetka szybko przyjechała, a ona była na tyle przytomna, by otworzyć drzwi, zanim straciła przytomność.
– Straciła przytomność?
– Tak, z upływu krwi. Pani córka była w ciąży, wiedziała pani o tym?
– Jak to była? Czy to znaczy, że ona...
– Tak, straciła dziecko. Ale to nie wszystko. To nie było naturalne poronienie.
– Nie rozumiem...
– Czy pani choruje na reumatyzm?
– Tak. A dlaczego pan pyta? Co to w ogóle ma do rzeczy?
– Pani córka nałykała się tabletek, które reumatolodzy często przepisują osobom mającym kłopoty ze stawami. Te leki działają na mięśnie gładkie, a z takich właśnie jest zbudowana macica. Dochodzi do skurczów i poronienia.
– Panie doktorze, czy to znaczy, że moja córka...
– Tak, chciała się pozbyć ciąży. I udało się jej. Wystraszyła się, gdy krwawienie się nasilało. Na szczęście miała wystarczająco dużo rozumu, żeby wezwać pogotowie. Chwila później i nic już nie można byłoby zrobić, wykrwawiłaby się na śmierć.
– O mój Boże...
– To nie wszystko. Może też być tak, że córka może już nigdy nie zajść w ciążę. Teraz jednak najbardziej potrzebuje pani wsparcia. Fizycznie nie czuje się w tej chwili źle, jest w kiepskiej formie psychicznej. Proszę do niej iść – zakończył.

Stanęłam w drzwiach szpitalnej sali i patrzyłam na Anetę. Wiedziałam, że ją zawiodłam, że wczoraj, gdy przyznała się do tego, że jest w ciąży, powinnam była ją wysłuchać, przytulić, obiecać, że zawsze przy niej będę, a nie zostawiać ją samą z jej strachem i dręczącymi myślami. Córeczko, czy kiedykolwiek mi wybaczysz?

Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA