Ania kręciła się wokół własnej osi i przyglądała się, jak jej komunijna śnieżnobiała sukienka wiruje wraz z nią. Babcia właśnie skończyła upinać długie blond loczki, ślicznie wysuwające się spod perełkowego wianuszka.
– No, no, niedawno podawałam ją do chrztu, a tu już taka księżniczka wyrosła! – zachwyciła się Ilona, moja siostra i matka chrzestna mojej córki. – Ani się obejrzysz, a będzie się do niej ustawiał cały tłum kawalerów!
– Nawet mnie nie strasz, przecież to jeszcze dziecko! – jęknęła.
– Nie zamierzam cię straszyć, ale za parę lat zacznie dorastać i chyba musisz powoli się z tym godzić. – uśmiechnęła się, nawijając na lokówkę kolejny kosmyk włosów. Byłam jej bardzo wdzięczna, że przyjechała wcześniej; naprawdę bardzo mi pomogła w przygotowaniach do pierwszego wielkiego dnia mojej małej panienki. I oczywiście nie mogłam się nadziękować za organizację przyjęcia.
– Dobrze wiesz, że Ania to moje oczko w głowie – powiedziała mi pół roku temu w czasie telefonicznej rozmowy. – Dlatego postanowiliśmy z Markiem, że urządzimy jej małe przyjęcie. Przeglądałam internet w poszukiwaniu odpowiedniego lokalu w twojej okolicy i trafiłam na coś, co powinno ci się spodobać.
– Ilona, nie stać mnie na żadne lokale. Będziemy musieli pomieścić się wszyscy u nas w mieszkaniu…
– Agata, ja nie pytałam, czy cię stać, czy nie, bo pieniędzmi my się zajmiemy. Wiem, że ci się nie przelewa…
Fakt, po wypadku samochodowym, w którym zginął mój mąż, wszystko się zmieniło… Niby minęły już cztery lata, niby się pozbierałam, niby jakoś sobie radziłyśmy… Ale co dwie pensje, to nie jedna. Wcale nie było różowo.
Zastanawiałyśmy się kogo zaprosić, a kogo nie
– Agata, jesteś tam?
– Jestem, jestem. Po prostu nie wiem, co mam powiedzieć.
– Najlepiej powiedz, w jakim kolorze chciałabyś serwetki i baloniki.
– Baloniki? – zdziwiłam się.
– No pewnie, baloniki. Przecież to impreza dla dziecka, a nie dla dorosłych! Ania ma się bawić i być w centrum uwagi! Ależ mnie jęzor świerzbi, żeby ci powiedzieć, co wymyśliliśmy!
– Mam się bać?
– Nic z tych rzeczy. Wybierz zaproszenia i daj mi znać, ile osób będzie.
Ilona i Marek dobrze zarabiali, do szczęścia brakowało im tylko dziecka, którym los na razie ich nie obdarzył; po kolejnym poronieniu jakoś pogodzili się z tym, że nigdy nie zostaną rodzicami i całą miłość przelali na moją córkę, mimo że mieszkali dobre sto kilometrów od nas. Przyjeżdżali na każde święta, często zapraszali nas do siebie, co wakacje organizowali małej kolonie, obozy, czasem zabierali ją gdzieś na Mazury, w góry czy nad morze. To była dla mnie naprawdę olbrzymia pomoc.
Wspólnie z siostrą uznałyśmy, że wypada zaprosić wszystkich członków rodziny; wyszło ponad trzydzieści osób, z których większość ostatni raz widziałam na pogrzebie męża.
– No, nie wiem tylko, czy zapraszanie wujka Mietka to trafiony pomysł… – powątpiewałam.
– Przestań. Jednego chama da się jakoś spacyfikować i będzie to dużo prostsze niż wysłuchiwanie później przez całą wieczność nieustannych pretensji, że nie został zaproszony.
– Chyba masz rację…
– Bardziej przejmowałabym się synem Karoliny – westchnęła.
– Tomkiem? Przecież to grzeczny chłopak – zdziwiłam się.
– Grzeczny?! Kiedy ty go ostatnio widziałaś? Gdy miał czternaście lat? Wtedy może i był grzeczny, teraz to zarośnięty typ z tatuażami rodem z horroru i kolczykami w uszach, nosie, i Bóg wie gdzie jeszcze.
– No wiesz, nie należy chyba tak oceniać ludzi po pozorach…
– Rozmawiałam ostatnio z Karoliną, ciągle się na niego żali. Papierosy, kumple, imprezki i nieśmiertelny argument: „Przecież mam już osiemnaście lat” – wyjaśniła siostra.
Ilona skończyła mnie czesać; byłam zachwycona fryzurą, nie ma się co dziwić, że jej zakład fryzjerski miał tylu klientów. Zeszłyśmy na dół i wsiadłyśmy do auta, w którym czekał Marek. Podekscytowana Ania cały czas oglądała perłowe koraliki przy sukience i bezustannie poprawiała bolerko.
Z resztą rodziny umówiliśmy się przed kościołem. Przyjechała ciocia Andzia, jak zawsze uśmiechnięta, pachnąca nieco naftaliną, ale bardzo serdeczna. Gdy się z nią witałam, podeszli do nas moi teściowie, by skomplementować swoją wnuczkę.
Młody stanął w obronie córki
Zjawiła się też Karolina ze wspomnianym przez Ilonę demonicznym synem, jak zwykła go nazywać. Faktycznie, Tomasz nie tylko wyrósł, ale i zmienił się; z chudziutkiego blondynka przepoczwarzył się w postawnego młodzieńca z grzywą bujnych włosów związanych na karku. Łypał na wszystkich spode łba, kołysząc się na piętach, z wyrazem twarzy sugerującym, że przywleczono go tu za karę.
Nie zabrakło też siostry męża, Leny, Przyjechała z córką, rówieśniczką mojej; jej komunia przypadała równo za dwa tygodnie. Dziewczynki przywitały się serdecznie, były nie tylko kuzynkami, ale też koleżankami. Natalka nie mogła wyjść z podziwu nad sukienką Anki i wypytywała matkę, czy też tak ładnie zakręci jej włoski.
Wtedy podjechał srebrny mercedes, z którego wytoczył się wujek Miecio; zwalisty, wiecznie spocony malkontent z wyrazem twarzy monarchy na plebejskim targu. Omiótł wszystkich niechętnym spojrzeniem i od razu podszedł do mnie.
– Nie mogłaś wybrać kościoła w jakimś cywilizowanym miejscu? Tutaj nawet GPS się gubi!
– No cóż, wujku, szkoły, do których chodzą dzieci są przypisane do konkretnych parafii…
Uroczystość w kościele przebiegła bez żadnych ekscesów. Dzieci, ustawione w ładne rządki, patrzyły z przejęciem na księdza odprawiającego mszę, zakonnice dyskretnie pilnowały porządku całości. Co chwila migały flesze aparatów, w pierwszych ławkach słychać było szmer zachwytów nad urokiem pociech.
Lokal, który wybrała Ilona, był naprawdę super. Zarezerwowała całą salę, teraz przystrojoną jasnoróżowymi balonami i serpentynami. Kelner, który nas przywitał, od razu podszedł do mojej córki i wręczył jej wielkiego, białego miśka.
– Proszę, to dla ciebie!
– Dziękuję! – ucieszyła się Ania i od razu przytuliła nowego pluszaka.
Z pewnym przestrachem zerknęłam w stronę wujka Miecia; oczywiście był skwaszony – jak zwykle.
Usiedliśmy za długim stołem przykrytym białym obrusem, za kilka chwil kelnerzy mieli podać rosół.
– Jak ci się podobała Pierwsza Komunia Święta? – zagadnęła Anię babcia.
– Bardzo! – zawołała mała.
– A mnie się bardzo podobało, jak śpiewałaś razem z chórkiem psalm! – zachwyciła się Karolina.
Ania aż pokraśniała z dumy.
– Ćwiczyłyśmy z siostrą Benedyktą cały miesiąc – pochwaliła się.
– I w białym tygodniu też będę śpiewała – dodała.
– No proszę, rośnie nam tutaj prawdziwa mała artystka!
– Każdy by to zaśpiewał – mruknął wujek Mietek na tyle głośno, że wszyscy dobrze go usłyszeli.
Ania spuściła głowę, wyraźnie zasmucona tym niemiłym komentarzem. Biedna córeczka…
– Co za bzdura! – prychnął nagle Tomek. – Młoda dała czadu, ma fajowy głos! A jak podrośnie, wezmę ją na wokalistkę zespołu – puścił do Ani oko.
– Bzdura?! Wiem, co mówię, nie próbuj mi tu wmawiać…
– Że się wujek zupełnie nie zna? Cóż, z faktami ciężko jest czasem dyskutować – przerwał mu Tomek.
Gdy odjechał, wszyscy odetchnęli z ulgą
Ania wpatrywała się w kuzyna z podziwem. Chłopak uśmiechnął się krzywo do wujka Mietka, jednak wyczuwając nadciągającą burzę, która mogłaby zepsuć całe przyjęcie, dodał zupełnie z innej beczki:
– Ale tak to jest na głodniaka, człowiek nie jest sobą! Rosołek idzie!
Faktycznie już po chwili na stół wjechały wazy z parującym bulionem.
– Jak trafiliście na tak świetną restaurację? Dawno nie jadłam tak dobrego rosołu! – pochwaliła teściowa.
– E tam, nie zna się pani – wtrącił wujek. – Po prostu tłusta woda, ot co! Pani chyba nie próbowała prawdziwego rosołu w dobrej knajpie!
– Wujek za to próbował wszystkiego, szkoda że nie nurkowania na golasa z rekinami – wypalił Tomek.
– Tomasz! – skarciła go matka.
Na szczęście napięta sytuacja została rozładowana przez drugie danie. Ale nie mogło być zbyt pięknie! Co chwila zerkałam ukradkiem na wujka, który jadł z apetytem, i gdy odetchnęłam z ulgą, że chyba już zakopał wojenny topór, nagle stwierdził:
– Agato, czy nie mogłaś wybrać jakiegoś porządnego lokalu?
Wszyscy goście zamarli.
– To wujka do takich wpuszczają?! – zdziwił się Tomek.
Wujek poczerwieniał ze złości.
– Oczywiście, smarkaczu!
– Chyba tylnym wyjściem, gdy przywozi wujek towar – zaśmiał się młody.
Nastała cisza. Wujek spąsowiał jeszcze bardziej, ewidentnie go zatkało. Teść nie wytrzymał i parsknął śmiechem; dziewczynki, chociaż nie rozumiały, o co chodzi, też chichotały. Nawet Ilona śmiała się w głos. Wuj Miecio nic nie powiedział, porwał kluczyki od samochodu i wyszedł, trzaskając drzwiami. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Tomek, jak gdyby nigdy nic, rozparł się na krzesełku.
– Przepraszam pana – odezwał się do kelnera. – Myślę, że można już podać tort, śmietana nie skwaśnieje.
Czytaj także:
„Mój były to cham i despota, który miga się od płacenia na własne dzieci. Nikt nie jest idealny, a ja... wciąż go kocham”
„Nie znoszę przyjaciela mojego męża. To zwykły cham i prostak, który nie ma za grosz szacunku do kobiet”
„Uważałam mojego idola za ideał faceta. Kiedy przyjechał na spotkanie autorskie, okazało się, że to zwykły gbur i prostak”