Miasteczku, w którym mieszkam, do metropolii daleko, ale jest dość duże, by różnym artystom opłacało się umieszczać nas w planach swoich tras. Wiem to, bo mój tata pracuje w firmie organizującej imprezy kulturalno-rozrywkowe. Stąd też i moja ogromna popularność wśród rówieśników: zawsze mogę skołować wejściówki na jakiś występ, interesujące przedstawienie czy koncert. Sama raczej nie korzystam, bo w wolnym czasie wolę czytać książki.
I właśnie z tej pasji wynikała moja słabość
Od wielu lat kochałam się platonicznie w pewnym pisarzu. Podziwiałam jego talent, pomysłowość i pasję. Podobał mi się jako człowiek, fascynował jako mężczyzna. Przeczytałam wszystko, co napisał. Wytropiłam w prasie i necie wszystko, co napisano o nim, od poważnych publikacji po plotki.
Tych ostatnich dużo nie znalazłam, bo mój idol był prawdziwym artystą, nie celebrytą. Nie tworzył pod publiczkę, nie miał parcia na szkło, więc tabloidy i portale plotkarskie niezbyt się nim interesowały. I dobrze. W programach typu talk show też rzadko się pokazywał, wybierając ambitniejsze produkcje.
A kiedy już występował publicznie, był wyluzowany i wypowiadał się bez zadęcia, zachwycając kąśliwym poczuciem humoru i niezłomnością, z jaką tępił głupotę, kołtuństwo i brak tolerancji. Wspaniały facet! Podziwianie go nobilitowało.
Nieważne, że był w wieku mojego ojca. Zresztą wcale nie wyglądał jak czyjś tata.
Przystojny i seksowny w taki inteligencki sposób – ze szpakowatym zarostem, zmrużonymi kpiąco oczami, z nieodłącznym papierosem i wszystkowiedzącym uśmieszkiem na mądrej, doświadczonej twarzy… Nie przeszkadzało mi nawet to, że palił jak smok i że miał opinię donżuana. Gdyby tylko skinął na mnie palcem – najpierw umarłabym ze szczęścia, by zaraz zmartwychwstać i pognać do niego jak na skrzydłach!
No i trafiła się okazja
W teatrze miał się odbyć jego wieczór autorski połączony ze sprzedażą nowej książki, czytaniem jej fragmentów, rozdawaniem autografów oraz rozmową z publicznością. Oczywiście zmierzałam się tam pojawić. Wtedy świadom mojej literackiej fascynacji ojciec zaproponował mi coś więcej niż rolę widza.
– Chcesz popracować dla pana pisarza? Jego asystentka nagle się rozchorowała. Pytał, czy mam kogoś zaufanego i wystarczająco bystrego, żeby dał radę ją zastąpić w trakcie pobytu pana pisarza w naszym pięknym mieście. No wiesz, biegałabyś po kawę, nosiła za nim szpargały, rzucała płatki róż pod stopy i piała peany na jego cześć – wyzłośliwiał się ojczulek. – Biedak jest w dołku, bo jego literacka gwiazda przygasa. Ostatnia książka pewnie nieźle się sprzeda, bo seks, nawet w przeintelektualizowanej otoczce, zawsze dobrze się sprzedaje. Jednak artystycznie to gniot, sądząc po recenzjach… Nie morduj mnie wzrokiem, córka. Nie ja je pisałem!
– Tylko powtarzasz – wytknęłam mu. – Może to nie jest najlepsza z jego powieści, ale do gniota jej daleko! – oburzyłam się.
Lojalność wobec mojego idola kazała mi go bronić do krwi ostatniej, choć musiałam przyznać, że dzieło mistrza o romansie starszego mężczyzny z dużo młodszą dziewczyną podobało mi się wyłącznie ze względów sentymentalnych. Lubiłam sobie wyobrażać, że to ja jestem główną bohaterką…
– Jesteś świetnym menedżerem, tato, ale na literaturze znasz się jak wilk na gwiazdach – stwierdziłam. – Zapewniam cię, że mistrz nawet w kiepskiej formie pozostaje mistrzem!
– Czyli zgadzasz się na moją propozycję?
– No jasne!
– Tylko, Wieśka… – ojciec spojrzał na mnie surowo. – Żartujemy tu sobie, docinamy, ale to poważna sprawa, regularna robota. Podpiszesz umowę, dostaniesz kasę, więc zachowuj się. Trzymaj fason i pion.
– Tato, o co ci chodzi? – nastroszyłam się. – Że mu wskoczę do łóżka czy co?
– Nie przerażaj mnie. To mi nawet przez myśl nie przeszło. Obawiam się raczej, że w jego obecności języka w gębie zapomnisz albo rzucisz mu się na szyję i zaczniesz piszczeć niczym jakaś zwariowana fanka.
– Spoko, tata. Nie zawiodę cię ani nie przyniosę ci wstydu – przyrzekłam.
Wcale nie było tak łatwo dotrzymać obietnicy
Kiedy już doszło do spotkania, które tyle razy wyobrażałam sobie w marzeniach. Pisarz wyglądał na zmęczonego i chyba lekko skacowanego, ale to był ON!
Tata w trakcie prezentacji musiał mnie wypchnąć do przodu, bo nogi odmówiły posłuszeństwa.
– To moja córka, studiuje polonistykę i jest twoją wielbicielką. Ufam jej i zapewniam, że poradzi sobie z zadaniem. Jak już odzyska oddech, oczywiście. Wiesiu, zamknij buzię i przywitaj się z panem Andrzejem…
– Tato, daruj sobie! – syknęłam cała w pąsach, ale przynajmniej się odetkałam; złośliwości ojca podziałały na mnie jak ostroga.
Zrobiłam krok do przodu.
– Dzień dobry, mistrzu – wyciągnęłam rękę.
Ujął ją i pocałował. Trochę mnie zaskoczył, bo zamiast się schylić, mało grzecznie wywindował moją dłoń do góry. Ale co tam! Jemu wybaczyłabym znacznie więcej niż drobne uchybienie zasadom dobrego wychowania.
– Cześć. Mów mi po imieniu, skoro mamy razem pracować. Poza tym gdy młoda, piękna dziewczyna nazywa mnie mistrzem, czuję się jak wiekowy pierdziel stojący nad grobem – uśmiechnął się krzywo.
Marzyłam, by zobaczyć ten seksowy uśmieszek na żywo i, cholerka, rozczarowałam się. Nie wiem, może dlatego, że wcześniej uraczył mnie tekstem z własnej książki. Cytował sam siebie! Ech, jakieś mi się to wydało… niesmaczne.
– Dobrze, Andrzeju – zmusiłam się do uśmiechu od ucha od ucha.
Bo to jednak nadal był ON. Mój idol. Każdy ma prawo do gorszego dnia.
– Czyli poznaliście się – skwitował ojciec. – Świetnie. Zostawiam was wobec tego. Impreza zaczyna się za cztery godziny. Andrzeju, nie krępuj się, mów, czego ci potrzeba, a Wieśka się o to postara. Dla ciebie, jak ją znam, spod ziemi wydobędzie!
Andrzej potraktował to zbyt dosłownie, bo przez następne cztery godziny ganiałam jak kot z pęcherzem, spełniając jego życzenia czy raczej zachcianki.
Rany, zachowywał się jak kapryśna primadonna!
Musiałam dla niego poszukać i zdobyć: cztery litry wody mineralnej francuskiej firmy, żadnej innej; trzy palety papierosów, również francuskich; kanapki z łososiem, koniecznie pacyficznym; a na noc szampana, rosyjskiego dla odmiany, kawior oraz… tajską masażystkę. Tu wymiękłam.
– Masażystkę? Tajską? Chodzi ci naprawdę o masaż czy o coś więcej?
– Zależy, jak się sytuacja rozwinie. Zaskocz mnie zresztą. Możesz na przykład sama mnie pomasować. Ulżyć mym barkom. Po spotkaniach z bandą mieszczan, którzy mają się za elitę swoich małych mieścin, zwykle jestem wykończony i spięty. Od tego udawania, jak się cieszę… Więc? – uniósł brew.
W swoim mniemaniu seksownie, w moim – lubieżnie. Satyr!
Cholera. Czyli taki był naprawdę i tak o mnie myślał. Ja też przecież należałam do takiej małomiasteczkowej bandy! Uraził mnie do głębi, czego już się nie dało wybaczyć. Może i wielkim pisarzem był, może umiał się sprężyć i publicznie udawać ekstrafaceta, ale prywatnie okazał się chamem i snobem. Odkochałam się w jednej chwili i teraz z czystym sumieniem mogłam potwierdzić, że jego ostatnia powieść to szmira!
– Nie chcę szukać dla ciebie prostytutki ani tym bardziej sama świadczyć ci podobnych usług. My mieszczki mamy swoje zasady.
– Ho, ho! Ktoś tu strzela fochy. A ponoć miałem się nie krępować! Ponoć spod ziemi miałaś wydobyć wszystko, czego zapragnę. Obiecanki cacanki – zadrwił.
Obiecałam ojcu, że nie zawiodę
Zacisnęłam więc zęby i zdobyłam ulotkę salonu erotycznego, by umówić do hotelu masażystkę.
Sam wieczór autorski przebiegł w miłej, uduchowionej atmosferze. Andrzej był profesjonalnym kłamcą. Z tego żył, ze zmyślania. Niech mu tam! Ale mistrzem bym go już nie nazwała. Mój ojciec zasługiwał o wiele bardziej na to zaszczytne miano.
Dlatego kiedy pojawił się w naszym pięknym miasteczku ukochany zespół taty z lat młodości, dinozaury rocka, postanowiłam sprawić mu przyjemność i wybraliśmy się razem na koncert. Świetnie się bawiliśmy!
Czytaj także:
„Urządziłam polowanie na męża i przystojny kochanek złapał mój haczyk. Przekonał się, że zakazany owoc smakuje najlepiej”
„Porzuciłam karierę i studia dla wiejskiego przystojniaka. Dla tych muskułów mogę codziennie doić krowy i przerzucać gnój”
„Harowałam jak wół, by spłacić długi po mężu. Teraz mam dobrą pracę, ale co z tego, skoro muszę się z niej spowiadać?”