„Przez kilkanaście złotych odebrano mi alimenty. Moje córki zasługują na więcej, niż sam mogę im dać”

Mężczyzna, który stracił pieniądze fot. Adobe Stock, Paolese
„Mimo że życie mnie nie rozpieszcza, muszę przyznać, że los obdarował mnie cudownymi dziećmi. To dla nich staję na głowię, by jakoś związać koniec z końcem. Dlatego słowa urzędniczki zabrzmiały w moich uszach jak wyrok na moje dziewczynki”.
/ 05.03.2022 06:59
Mężczyzna, który stracił pieniądze fot. Adobe Stock, Paolese

Obiecałem sobie kiedyś, że zrobię wszystko, żeby moje córki miały w życiu lepiej niż ja. Nie przewidziałem tylko jednego. Ile złego może narobić… jedna nadgodzina.

– Tato, te buty są już na mnie za małe. Bolą mnie palce – Zuzia lamentowała, trzymając w ręku adidasy po starszej siostrze.

Patrzyłem na moją pięcioletnią córkę i wiedziałem, że nie zmyśla. Znoszone buty po Anielce nadawały się do kosza. Gdybym tylko mógł, to od razu pobiegłbym do sklepu po nowe. Ale wiedziałem, ile pieniędzy zostało nam po opłaceniu czynszu i rachunków. Nie ma mowy, by starczyło na wymarzone buty.

– Córeczko, obiecuję ci, że to już ostatnie chwile z tymi butkami. Wytrzymasz jeszcze trochę? Za dwa tygodnie tata dostanie pieniądze i kupi ci piękne różowe…

– …takie z jednorożcem? – buzia mojej córeczki rozpromieniła się w jednej chwili.

A ja mimo smutku w sercu uśmiechnąłem się razem z nią.

– Tak, te, które mi ostatnio pokazywałaś w sklepie. Tylko daj tacie jeszcze kilka dni – pogładziłem małą po jasnych włoskach.

Zuzia ucałowała mnie z taką radością, jakby już miała wymarzone buty na nogach. Mimo że życie mnie nie rozpieszcza, muszę przyznać, że los obdarował mnie cudownymi dziećmi. Zuzia i jej o trzy lata starsza siostra Anielka są moim całym światem. To dla nich staję na głowię, by jakoś związać koniec z końcem. Muszę. Bo chociaż nigdy bym tego nie zakładał, dwa lata temu zyskałem nowe miano: „samotny tata”.

Odkąd pamiętam, marzyłem o pełnej, szczęśliwej rodzinie. Pewnie dlatego, że sam nigdy takiej nie miałem. Moje dzieciństwo upływało pod znakiem pijackich awantur. Oboje rodzice zapili się na śmierć, gdy miałem trzynaście lat. Kiedy trafiłem do domu dziecka, usłyszałem, że jestem już za stary na adopcję i raczej nikt mnie nie zechce.

I faktycznie. Lata mijały, a ja tkwiłem w placówce. Tak bardzo nie chciałem powtórzyć błędów moich rodziców… Skończyłem technikum i tuż przed maturą poznałem Anetę. Piękną, rok ode mnie starszą blondynkę. Była fryzjerką w salonie obok domu dziecka.

Od razu coś między nami zaiskrzyło. Kiedy więc po roku spotykania się, Aneta powiedziała, że jest w ciąży, byłem szczęśliwy. W głowie budowałem już wizję naszej rodziny, wspólnych posiłków, spacerów z dzieckiem. Szalałem ze szczęścia. Aneta jakby mniej.

– Darek, to się dzieje za szybko. Ja nie chcę mieć jeszcze dziecka. Nie umiem się zajmować małymi dziećmi. Nie poradzimy sobie – płakała.

– Ależ co ty mówisz! Przecież się kochamy, a dziecko tylko to umocni. Będzie pięknie, zobaczysz – przekonywałem Anetę i nie chcąc być gołosłownym, czym prędzej się oświadczyłem i wynająłem nasze pierwsze wspólne mieszkanie.

Aneta porzuciła fryzjerstwo i zajęła się Anielką. Trzy lata później na świecie pojawiła się Zuzia. Drugi raz oszalałem ze szczęścia. Za to Aneta z każdym rokiem coraz bardziej dusiła się w domu. Aż stało się to, czego bałem się najbardziej. Do mojego życia wrócił alkohol. Żona zaczęła pić. Na początku niegroźnie. Lampka wina z koleżankami raz na parę dni.

– Darek, zrozum, cały dzień siedzę z dziećmi, jestem zmęczona i muszę się czasem odstresować.

Potem nie było już dnia, żebym nie widział jej wieczorem z drinkiem. Byłem przerażony, bo pamiętałem, co alkohol zrobił z moim dzieciństwem. Nie chciałem, by moje córki miały takie wspomnienia. Błagałem Anetę, by przestała i poszła na terapię. Ale ona wybrała inną drogę. Dwa lata temu wyszła z domu i… już nie wróciła. Zadzwoniła po kilku dniach. Pijana. 

– Ja was… kocham… ale nie umiem. To… nie dla mnie. Nie chcę… Nie umiem… – bełkotała do słuchawki.

– Aneta, jeszcze wszystko możemy naprawić. Pójdziesz na leczenie. Mamy siebie, dziewczynki. Damy radę! – krzyczałem.

– Nie. Nie szukaj mnie.

Dla mnie trzysta złotych to kupa pieniędzy

To były ostatnie słowa, jakie do mnie powiedziała. Potem od czasu do czasu dzwoniła do Anielki. Dziewczynki bardzo to przeżyły. Nie umiały zrozumieć, dlaczego mama nas zostawiła. Ciągle pytały, kiedy wróci. Ja starałem się pogodzić pracę w ochronie z odprowadzaniem córek do przedszkola, praniem, sprzątaniem i gotowaniem.

Na szczęście miałem wyrozumiałego szefa, który tak układał mój grafik, żeby dzieci nigdy nie były same. Jakoś dawaliśmy radę. Dni mijały, uczyłem się roli ojca i matki jednocześnie, ale każdej nocy modliłem się, aby Aneta się ocknęła i wróciła do nas. Moje modlitwy nie zostały jednak wysłuchane. Dowiedziałem się o tym razem z grafikiem na nowy miesiąc. Mój szef, Ryszard, dał mi wydrukowane dyżury i powiedział:

– Widziałem wczoraj twoją Anetę – nie krył zakłopotania. – Nie była sama. Darek, ona chyba sobie jakiegoś gacha znalazła. Nie wróci już do ciebie i dzieci – spuścił wzrok.

Miał rację. Moja żona przestała nawet dzwonić do Anielki. Po kilku miesiącach absolutnej ciszy złożyłem pozew o rozwód. Aneta nie przyszła na rozprawę, ale sąd zasądził od niej alimenty na dzieci. Nie zapłaciła ani złotówki. Machnąłem na to ręką, ale z pomocą przyszedł szef, który doradził pójście do funduszu alimentacyjnego.

– Nie wahaj się ani chwili! Jeśli była żona nie płaci, będzie to za nią robił fundusz. Przecież to pieniądze dla Zuzi i Anielki. Ile masz na wyroku?

– Po sto pięćdziesiąt złotych na każdą z dziewczynek.

– No widzisz! Trzysta miesięcznie! Nie przydadzą wam się takie pieniądze? Jak znalazł na nowe kurtki albo jakieś przyjemności. Kiedy ostatni raz zabrałeś je do kina? – przekonywał Ryszard.

Nie lubię prosić o jałmużnę, ale argument, że to dla dobra dziewczyn, całkowicie mnie przekonał. Złożyłem dokumenty i wkrótce przyszedł pierwszy przelew. Radości z nowych ubranek i wyjścia do zoo nie było końca. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałem na ustach moich córek uśmiechy.
Chociaż na chwilę udało mi się odwrócić ich uwagę od szarej codzienności.

Chociaż na chwilę znowu stały się beztroskimi kilkulatkami.

– Ale w zoo było fajnie – wieczorem, nim się zorientowałem, Anielka już siedziała na moich kolanach. – Wiesz, że umiem już napisać „Kocham cię”? Patrz! – wyciągnęła zza pleców laurkę. Byłem na niej ja, Zuzia i zwierzęta widziane w ogrodzie zoologicznym.

– Pięknie! Jak ślicznie narysowałaś lwa! Masz talent, kochanie. Ale dlaczego twoje „ę” ma dwa ogonki?

– Bo ja cię kocham dwa razy mocniej – chichotała moja pierworodna.

I tak mijał miesiąc za miesiącem. Nadal tęskniłem za Anetą i naszym dawnym życiem, ale codzienność nie dawała mi czasu na łzy. Naprawdę duże wsparcie okazali mi sąsiedzi. Mieli córki w podobnym wieku, więc Zuzia i Anielka spędzały całe popołudnia za ścianą. Bywało, że sąsiedzi odbierali je z przedszkola i szkoły i odprowadzali dopiero po kolacji. A ja mogłem wtedy brać nadgodziny.

W lipcu sąsiad zaproponował, że wezmą dziewczyny na tydzień pod namioty. Zgodziłem się. I kiedy moje córki biwakowały za miastem, ja pracowałem jak szalony. Byłem taki szczęśliwy, że zarobię więcej.

Wiedziałem, że lada moment przyjdzie jesień, a obie powyrastały już z butów i kurteczek. Policzyłem, że fundusz plus nadgodziny pozwolą nam na większe zakupy. I właśnie teraz, gdy Zuzia poskarżyła się na za małe buty, czekałem na przelew z funduszu jak na zbawienie. Ale ten nie nadchodził. Tłumaczyłem sobie, że może jest jakieś opóźnienie. Kiedy jednak minął tydzień, a pieniędzy nie było, poszedłem do urzędu.

– Panie Darku, pan tych pieniędzy od nas nie dostanie – pani Marzena starała się być rzeczowa, ale widziałem, jak drżą jej ręce.

– Ale przecież złożyłem kolejne dokumenty, tak jak trzeba. Wszystko przecież złożyłem… – nie rozumiałem, co się dzieje.

– Bardzo mi przykro, ale przekroczył pan kryterium dochodowe. Zarobił pan w poprzednim okresie za dużo. Proszę spojrzeć. O, tu – urzędniczka postukała palcem z tabelkę z napisem lipiec. „Nadgodziny. Lipiec. 48 godzin”. Choć nie było już upału, zrobiło mi się duszno.

– Zarobiłem wtedy naprawdę dużo, jak dla mnie! Pamiętam dokładnie, bo szef żartował, że pobiłem nowy rekord w nadgodzinach, i że mi się nie wypłaci do końca życia… – urwałem.– Czyli gdybym wziął jedną godzinę mniej… – zamilkłem.

– Przykro mi, panie Darku. Nawet gdyby przekroczył pan limit o jedną złotówkę musielibyśmy panu te alimenty odebrać. Kryterium jest jasne. 

Pani Marzena jeszcze coś mówiła, ale ja myślami byłem już gdzie indziej. Nie wiedziałem, że moja pracowitość zostanie tak ukarana. 

Czytaj także:
„Nie wystarczało nam na rachunki, ale musiałam się pokazać. Drogie wino, sery i obiad za pół wypłaty - to byłam cała ja”
„Urodziłam w wieku 16 lat. Rodzice chcieli oddać moje dziecko do adopcji, a mój chłopak został wysłany za granicę”
„Mąż zostawił mnie dla kochanki. Po 8 latach jego nowa żona zmarła, a on chciał do mnie wrócić, razem ze swoją córką”

Redakcja poleca

REKLAMA