Mam niespełna trzydzieści lat, a mój narzeczony zbliża się do pięćdziesiątki. Nie myślałam, że to stanowi przeszkodę. Artur to cudowny mężczyzna – wyrozumiały, czuły, opiekuńczy, a jednocześnie odpowiedzialny i poukładany. Słowem – dokładnie taki, jakiego sobie wymarzyłam. Chcę wyjść za niego, bo się w nim zakochałam, i wierzę, że będziemy razem szczęśliwi. Niestety, wszyscy wokół mają na ten temat odmienne zdanie. I wcale się z tym nie kryją.
Zawsze podobali mi się ambitni mężczyźni
Poznaliśmy się trzy lata temu na weselu kuzynki. Byliśmy jedynymi singlami, więc automatycznie zostaliśmy sparowani. Posadzono nas przy jednym stoliku i wcale tego nie żałowałam. Artur okazał się czarującym kompanem i bardzo zajmującym rozmówcą. Po godzinie rozmawialiśmy tak swobodnie, jakbyśmy się znali od lat. Kiedy więc po przyjęciu zapytał, czy dam się zaprosić na kolację, zgodziłam się natychmiast. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest właścicielem dużej, świetnie prosperującej firmy. Umówiłam się z nim, bo wyczułam w nim bratnią duszę.
Zaczęliśmy się spotykać. Im lepiej poznawałam Artura, tym stawał mi się bliższy. Był zupełnie inni niż mężczyźni, którzy wcześniej pojawiali się w moim życiu. Tamci myśleli głównie o sobie, zabawie, przyjemnościach. A on? Z wypiekami na twarzy opowiadał, jak to jeszcze w liceum wymyślił sobie, że stworzy własną firmę, i przez następne lata konsekwentnie do tego dążył. Żartował, że może przez to nie założył dotąd rodziny, bo nie miał czasu nawet o tym pomyśleć.
Zawsze imponowali mi ambitni, poważnie podchodzący do życia mężczyźni, więc zakochałam się w nim jak wariatka. Zwłaszcza że był do tego czuły, dobry i opiekuńczy. Wiem, bo zamieszkałam z nim i zdążyłam dobrze poznać. Kiedy więc jakieś pół roku temu Artur poprosił mnie o rękę, z radością i bez wahania odparłam: „tak”.
Ustaliliśmy, że ślub weźmiemy wiosną przyszłego roku. Zaraz potem podzieliłam się tą radosną wiadomością ze znajomymi. Wszyscy mi gratulowali, uśmiechali się, więc wydawało mi się, że szczerze cieszą się moim szczęściem. Okazało się jednak, że to pozory.
Niedługo po zaręczynach dostałam zaproszenie na wieczór panieński przyjaciółki. Na początku świetnie się bawiłyśmy. Śmiałyśmy się, żartowałyśmy… Jednak w pewnym momencie rozmowa zeszła na poważniejsze tematy.
– Słuchaj, Ewcia, a gdzie zamieszkacie z Pawłem po ślubie? – zapytała przyszłą pannę młodą Karolina.
– Niestety, u teściów… Przynajmniej na razie… Chcieliśmy coś wynająć, ale nas na to nie stać. Kredytu w banku na kawalerkę też nam nie chcą dać. Mówią, że mamy za niskie zarobki… Paweł niedługo ma awansować i dostać podwyżkę, ale do tego czasu jesteśmy skazani na teściów. Ojciec jest nawet w porządku. Ale matka? We wszystko się wtrąca. Będę musiała mocno zacisnąć zęby, żeby z nią wytrzymać pod jednym dachem – westchnęła Ewa.
– No tak, może nie będzie ci łatwo, ale przynajmniej wychodzisz za mąż z miłości. Nie to, co Agnieszka – zachichotała Karolina, patrząc w moją stronę.
– Mówisz o mnie? – dopytywałam się, bo myślałam, że się przesłyszałam.
– No a o kim? Przecież nie o królowej angielskiej – wzruszyła ramionami.
Wszyscy wiedzą, że jesteś z nim dla kasy…
Zrobiło mi się gorąco.
– Zwariowałaś? Wychodzę za Artura, bo go kocham! Jak nikogo na świecie! – ryknęłam rozłoszczona.
– Tego dziada? Chyba sobie żartujesz! Wszyscy wiedzą, że związałaś się z nim, bo ma mnóstwo kasy. Ale nie przejmuj się, to nic złego. W dzisiejszych, niepewnych czasach trzeba umieć się ustawić. Bez miłości da się żyć. A bez pieniędzy raczej nie. Popatrz na biedną Ewcię… Nie wiadomo, jak długo będzie się męczyć z teściową. A ty? Już mieszkasz w pięknej willi…
– To nie tak… Ja naprawdę kocham…
– O rany, przestań zaprzeczać, bo to się już robi śmieszne… Przecież cię nie potępiamy! Wręcz przeciwnie, podziwiamy… Zamiast więc udawać świętą, lepiej powiedz, jak upolować sobie takiego bogatego królewicza. Ewka jest już stracona, w sobotę wychodzi za mąż, ale my ciągle jesteśmy wolne. Może więc nauczysz nas, jak zapomnieć o uczuciach i zacząć liczyć? – zachichotała. Spojrzałam na dziewczyny. Zauważyłam, że uśmiechają pod nosem znacząco. Poczułam, jak ogarnia mnie złość.
– Przykro mi, ale nie mogę. Takie lekcje drogo kosztują. Nie stać was! – wrzasnęłam i wybiegłam, nie oglądając się za siebie.
Czy będę musiała odwołać ślub?
W taksówce na zmianę płakałam i klęłam. Nie rozumiałam, dlaczego przyjaciółki nie wierzą w szczerość moich uczuć? Dlaczego uważają, że jestem wyrachowana? Tylko dlatego, że narzeczony jest ode mnie starszy, a do tego bogaty? Gdy wpadłam do domu, natychmiast opowiedziałam o wszystkim Arturowi.
– Nie przejmuj się i nie słuchaj tych wszystkich bzdur. Gadają tak, bo ci zazdroszczą. Mamy siebie, swoją miłość… My wiemy, jak jest naprawdę. Tylko to się liczy – mówił, tuląc mnie w ramionach.
Wiem, że powinnam go posłuchać, bo ma rację, ale nie potrafię sobie z tym poradzić. Zwłaszcza że coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że nie tylko przyjaciółki mają o mnie takie złe zdanie. Tak samo myślą moi znajomi z pracy, przyjaciele Artura, jego sąsiedzi… A nawet członkowie mojej rodziny.
Wiem, bo po tym okropnym wieczorze panieńskim zaczęłam zwracać uwagę na to, jak na mnie patrzą i co mówią ludzie. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Wszyscy są bardzo uprzejmi, uśmiechają się… Ale gdy tylko się odwrócę, czuję na plecach zawistne spojrzenia i prawie słyszę ich myśli „O, to ta, wyrachowana larwa, która upolowała sobie bogatego faceta”.
Myślicie, że przesadzam, że to tylko moja wyobraźnia? Nic podobnego! Kilka dni temu usłyszałam przypadkowo, jak ciotka pytała mamę, czy na pewno kocham Artura. Mama oczywiście odparła, że tak, ale nie jestem pewna, czy ją przekonała. Tak mnie to boli, że coraz poważniej zastanawiam się, czy nie odwołać ślubu i żyć z Arturem na kocią łapę. Może wtedy wszyscy uwierzą, że jestem z nim z miłości, a nie z wyrachowania!
Czytaj także:
„Byłam z mężem dla kasy i prestiżu. Odszedł, wyzywając mnie od egoistek, a ja zrozumiałam, że był całym moim światem”
„Mam 32 lata, a mój mąż 53. Nikt mi nie wierzy, że go kocham. Ludzie myślą, że wyszłam za mąż dla kasy”
„Był szarmancki, romantyczny i finansowo zależny ode mnie. Ale przez myśl mi nie przeszło, że chce się ożenić dla kasy”