„Byłam z mężem dla kasy i prestiżu. Odszedł, wyzywając mnie od egoistek, a ja zrozumiałam, że był całym moim światem”

Kobieta, która zostawił mąż fot. Adobe Stock, mrmohock
„Krystian powiedział, że jestem >>zimna jak lód<< i >>egoistyczna<<, i dlatego nie chce już dłużej być moim mężem. Ale to nieprawda! Ja tylko sprawiam takie wrażenie. W głębi duszy jestem samotna i przestraszona. Chcę tylko, żeby ktoś mnie kochał. Zagubiłam się...”.
/ 12.11.2021 15:42
Kobieta, która zostawił mąż fot. Adobe Stock, mrmohock

Obudził mnie koszmarny ból głowy. Otworzyłam najpierw jedno oko, potem drugie, ale stwierdziłam, że potrzebuję jeszcze kilku minut w błogiej ciemności, więc zamknęłam je z powrotem. Po chwili jednak coś ciężkiego i zwalistego poruszyło się obok mnie i przypomniałam sobie, że nie jestem u siebie. Zebrałam więc całą siłę woli i zwlokłam się z łóżka.

Trzeba się zwijać, zanim się obudzi. Jak mu tam… Arek, a może Artur. Mniejsza o to. Ubrałam się szybko i spojrzałam na śpiącego faceta. Wielki, łysiejący, koło czterdziestki, niezbyt przystojny. „Coraz gorzej z tobą, Zuzka” – pomyślałam i wyszłam z obcego mieszkania.

Wróciwszy do domu, wypiłam pół butelki wody, po czym padłam na łóżko. Odkąd pół roku temu Krystian mnie zostawił, nie czułam się sobą. Przez pięć lat małżeństwa wmawiałam sobie, że jestem z nim tylko dla kasy i pozycji społecznej. Jednak gdy pewnego dnia oświadczył: „Mam tego dosyć, odchodzę”, poczułam, jakby ktoś wbił mi nóż w samo serce. Być może po prostu odezwała się we mnie urażona duma… Ale czy urażona duma może wpędzać kobietę co noc w ramiona innego mężczyzny? Było mi cholernie źle. Zaczęłam nawet podejrzewać, że kochałam męża…

Marta wychodzi za mąż… A ja ją znam?

Moje rozmyślania przerwał dźwięk komórki. Niestety, odebrałam, nawet nie zerknąwszy na ekran. To była mama.

– Cześć, kochanie! Co tam słychać w wielkim mieście? – zaszczebiotała. – Czemu się do nas nie odzywasz? Mogłabyś zadzwonić. Wiesz, że Marta wychodzi za mąż? Już za dwa tygodnie. Nie mogła się do ciebie dodzwonić, ale ma nadzieję…

– Nie pamiętam żadnej Marty – mruknęłam niechętnie, ale mama jakby nie usłyszała.

– …że się pojawisz – ciągnęła. – Przyjdzie co najmniej pół miasteczka. Może tylko Igora z Kasią nie będzie, bo ostatnio urodził im się synek. No ale, kto wie, jeśli wezmą opiekunkę…

– Zaraz, zaraz! – przerwałam jej. – Igorowi urodził się syn?

– Tak! Śliczny dzieciak! – zawołała mama radosnym tonem. – W ogóle są wspaniałą rodziną. Niedawno skończyli budowę domu. Wiesz, kupili tę starą posesję Matuszczaków. Zasadzili tuje, doprowadzili ogród do porządku. Pamiętasz, jaki był zapuszczony.

O tak, doskonale pamiętałam posesję Matuszczaków. To tam Igor po raz pierwszy wyznał mi miłość. Pewnego letniego wieczoru zakradliśmy się do opuszczonej rudery i spędziliśmy tam całą noc. Mama myślała wtedy, że nocuję u Izy, ale ja od dawna już planowałam, co się wtedy stanie. I stało się.
Ależ cudownie było leżeć na podłodze, w blasku świec, i przytulać się do jego nagiego, umięśnionego ciała… Noc chłodna, przykrywał nas jedynie cienki koc, ale nie odczuwałam zimna. Nie przeszkadzało mi nawet, że wokół pełno było kurzu i pająków… Wspaniałe czasy!

– Mamo, przyjadę na ten ślub – zdecydowałam nagle. – W zasadzie to będę u was już jutro po południu – dodałam, czym wprawiłam matkę najpierw w osłupienie, a potem w euforię.

To miasto było dziurą i dziurą zostało

Nic dziwnego, że się cieszyła. Nie byłam w rodzinnej miejscowości od… sama nie pamiętam od kiedy. W końcu nie po to zaraz po liceum wyrwałam się z tej dziury, żeby potem wracać do niej co drugi weekend. Odkąd pamiętam, wiedziałam, że stamtąd ucieknę. Bo jakież tam były perspektywy? Zatrudniłabym się jako sklepowa w warzywniaku albo barmanka w zatęchłej spelunie. Nie, dziękuję. Zostałam stworzona do wyższych celów.

Chciałam zrobić karierę i zrobiłam ją. Przyznaję – dzięki Krystianowi, który załatwił mi pracę w firmie swojego kolegi, ale co to za różnica. Dziś jestem kimś! Jestem kobietą sukcesu, a zarazem tą samą dziewczyną pełną ambicji i marzeń, w której przed laty zakochał się Igor.

To ja go rzuciłam. Dlaczego? Bo on nie miał zamiaru nigdzie wyjeżdżać. Chciał przejąć po ojcu warsztat samochodowy i całe życie babrać się w smarach. Oczywiście potem pisał do mnie listy, dzwonił, prosił, żebym dała nam szansę. W końcu przestał. Wiedziałam, że ożenił się z Kaśką. Typowa szara mysz. Czupiradło. Pamiętam nawet, jak Igor kiedyś śmiał się z niej, że będzie musiała pójść do zakonu, bo nikt jej nie zechce. A tu proszę, taki chichot losu! No ale przecież nic straconego…

Dziwnie się czułam, kiedy wjeżdżałam do rodzinnego miasteczka. Zewsząd otaczały mnie dobrze znane ulice, które, choć minęło już ponad pięć lat, wciąż wyglądały tak samo. „Mogliby chociaż wyremontować rynek” – mruknęłam do siebie w duchu i po chwili parkowałam przed domem rodziców.

– Kochanie! Jak dobrze cię widzieć! – zawołała mama, która na dźwięk pracującego silnika wybiegła na ganek. Za nią dreptał tata.

– Ojej, kotku, aleś ty wychudła! – mama zmarszczyła brwi, kiedy już wyściskała mnie i wycałowała. – Czy tam u was w mieście nie ma porządnego jedzenia? Ale spokojnie, Zuzanko, już my coś na to poradzimy…

– Mamo, nie po to od trzech lat regularnie chodzę na fitness, żeby teraz to zaprzepaścić – powiedziałam jakieś pół godziny później, gdy mam próbowała we mnie wmusić kolejny kawałek ciasta z owocami.

– Zjedz choć trochę, zrób matce przyjemność – upomniał mnie ojciec surowym tonem. – Nic dziwnego, że mąż cię rzucił, skoro się głodzisz jak te wszystkie anorektyczki. Mężczyźni lubią kobiece kształty!

– Heniek, no co ty! – upomniała go mama.

Zacisnęłam zęby. Rodzice nigdy nie grzeszyli taktem. Niewyparzoną gębę mam zresztą po ojcu. Mruknęłam więc coś tam i zwiałam na górę. W moim pokoju też wszystko wyglądało jak przed laty. Mama nie ruszyła nawet pluszowych misiów i innych dupereli, które – nie wiedzieć czemu – poustawiałam kiedyś w każdym kącie.

Przyjrzałam się fotografiom na ścianie. Ja z z rodzicami nad jeziorem… Boże, jaka byłam gruba! Iza i ja podczas konkursu piosenki w domu kultury… Zdobyłyśmy wtedy pierwsze miejsce. I wreszcie bal maturalny… Na zdjęciu stoimy z Igorem przytuleni, uśmiechnięci, szczęśliwi. Rany, naprawdę zapomniałam, jaki on był przystojny! Te gęste, kręcone włosy, błyszczące oczy, czarne jak smoła…

– Moja droga, czemu uciekłaś na górę? – do pokoju zajrzała mama. – Ledwo przyjechałaś, a już się przed nami chowasz. Tatą się nie przejmuj, wiesz, jaki jest. Nie zejdziesz na kolację?

– Jestem zmęczona, chyba się zaraz położę – odparłam szybko, żeby ją spławić.

– Szkoda – zmartwiła się całkiem serio. – Dziś jest festyn z okazji dni miasta. Będą praktycznie wszyscy, których znasz. To chyba dobra okazja, żeby…

No ja nie mogę, nadal wygląda zabójczo!

Sprzedawcy lodów, budki z regionalnym jedzeniem, plac zabaw dla dzieci, jakiś zespół na scenie – i te gromady prostych ludzi z watą cukrową i balonikami w rękach… Kiedy dotarłam na miejsce, przypomniałam sobie, jak bardzo nienawidzę takich imprez. I pomyśleć, że kiedyś biegałam na nie wraz z innymi dzieciakami! Żenada. Teraz od razu podeszłam do baru, zamówiłam piwo i zapaliłam papierosa. Miałam nadzieję, że nie spotkam nikogo poza…

– Przepraszam, tu się nie pali – usłyszałam za sobą kobiecy głos i odwróciłam się.

W tej samej chwili rozległ się pisk, aż mi w uszach zadzwoniło.

– Aaaa! Zuzanna?! Kochana, to naprawdę ty?! – zawołała Iza i rzuciła mi się na szyję.

– Czemu nie zadzwoniłaś, że przyjeżdżasz? – zapytała z uśmiechem, kiedy już udało mi się wyzwolić z jej uścisku. – Hej, patrzcie, kogo tu mamy! – zawołała do grupki ludzi, którzy stali trochę dalej.

I wtedy go zobaczyłam.

Wysoki, szczupły, opalony i nieziemsko przystojny. Miał na sobie białą koszulę i ciemną marynarkę w trochę niemodnym fasonie, ale to nieważne. Wyglądał po prostu zabójczo. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i poczułam coś… coś wspaniałego. Jakbyśmy nigdy nie zakończyli naszego związku, jakby te lata i kilometry, które nas rozdzieliły, nagle przestały mieć znaczenie. Widziałam w jego oczach ten sam błysk co przed laty, a w kącikach ust ten sam seksowny półuśmiech. Podszedł do mnie i uścisnął mi rękę na powitanie.

– No, no, kto by się spodziewał – powiedział. – Co cię do nas sprowadza, światowa pani?

– Ach, wiesz… – uśmiechnęłam się promiennie i niby mimochodem przeczesałam palcami swoje długie, zadbane włosy; Igor zawsze je uwielbiał. – Postanowiłam wziąć urlop i przejechać się w rodzinne strony. W końcu ileż można pracować? No a przy okazji uznałam, że warto wziąć udział w tak doniosłym wydarzeniu, jakim jest ślub naszej kochanej Magdy…

– Chyba Marty – wtrąciła się Iza. – To twoja kuzynka, no nie?

– Marty, przecież mówię – posłałam jej przymilne spojrzenie. – A co tam słychać u ciebie? Słyszałam, że się ożeniłeś z tą… Przypomnij, bo zapomniałam.

– Z Kasią – odezwała się pospolitej urody kobieta stojąca obok Igora. – Miło mi cię poznać, Zuza. Pamiętam cię ze szkoły, ale chyba nigdy nie miałyśmy okazji porozmawiać.

– Niedawno urodził nam się syn! – wykrzyknął radośnie Igor.

– Naprawdę? – udałam zdziwioną. – Gratulacje! Musicie być bardzo dumni. Swoją drogą, na pewno jesteście zmęczeni i marzycie tylko o tym, żeby wyrwać się gdzieś na imprezę. Możemy iść na piwko w jakieś przyjemniejsze miejsce niż to.

– Jeśli chodzi o alkohol, to nie za bardzo – Igor z zakłopotaniem podrapał się po głowie. – Wiesz, dziś udało nam się wymknąć na godzinkę, bo z małym została siostra Kasi, ale na noc wraca do domu.

– Och, daj spokój – poklepałam go po ramieniu. – Nie mów, że zrobił się z ciebie taki sztywniak przez te parę lat…

Igor milczał, za to niespodziewanie odezwała się jego żonka:

– Jeśli chcesz się napić piwa, kochanie, to zostań tutaj z Zuzą. Nie widzieliście się tyle lat, na pewno chcecie powspominać dawne czasy. Ja wrócę wcześniej i zmienię Asię przy małym.

Ha! Nie mogłam uwierzyć własnym uszom! Czyżby ona naprawdę była aż tak głupia?

– Widzisz, skoro żona pozwala, znaczy, że możesz – zawołałam i pociągnęłam Igora w stronę knajpy.

Igor, przecież widzę, jak na mnie patrzysz!

Usiedliśmy w „Szampańskiej” – miejscu, gdzie dawniej często spotykaliśmy się całą paczką. Zrobiło się tu światowo: nowy właściciel odnowił wnętrze, wstawił większe okna, a nawet fortepian. Pewnie dla szpanu…
Mimo protestów Igora zamówiłam butelkę wina i po godzinie nie było już po nim śladu.

Igor wydawał się spięty, lecz po kilku łykach wina rozwiązał mu się język. Niestety, gadał głównie o żonie, synu i urokach rodzinnego życia. Pokazywał mi zdjęcia w komórce i kazał się zachwycać bezzębnym bobasem. Miałam tego serdecznie dosyć, więc postanowiłam wyciągnąć swojego byłego faceta na spacer.

– Właściwie to powinienem już chyba wracać… – zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.

– Żartujesz?! To dopiero początek – puściłam do niego oko.

Poszliśmy nad jezioro i rozsiedliśmy się wygodnie na pomoście. Igor nawet zdjął marynarkę, żebym mogła na niej usiąść.

– Pamiętasz, jak kiedyś zerwaliśmy się z lekcji i przyszliśmy tutaj? – spytałam.

Nie odpowiedział, ale na pewno doskonale pamiętał, co się działo wśród traw i zarośli.

– Musi ci być ciężko – westchnęłam.

– Dlaczego? – chyba ucieszył się ze zmiany tematu.

– No wiesz, rodzina, dziecko, duża odpowiedzialność. Pewnie masz czasem ochotę stąd uciec, gdzie pieprz rośnie, i nigdy nie wracać, co? Znaleźć się w innym życiu, w innej rzeczywistości…

– Czasem trudno być dobrym ojcem i mężem – przyznał, a mnie zaświeciły się oczy.

– Igor, wyjedź ze mną – wypaliłam i, nie czekając na jego odpowiedź, pocałowałam go.

Ku mojemu zdumieniu odepchnął mnie gwałtownie.

– Co ty wyprawiasz?! – krzyknął, aż mnie lekko zmroziło.

– Nie mów, że już zapomniałeś, jak to jest być w ramionach PRAWDZIWEJ kobiety! – szepnęłam, nie dając za wygraną, i z czułością dotknęłam jego policzka, ale wtedy odsunął się i poderwał z miejsca.

– Słuchaj, Zuza, nie wiem, co sobie myślałaś, ale ja jestem szczęśliwy z Kasią – oświadczył.

– Jasne! – prychnęłam. – Już ci wierzę! Przecież widzę, jak na mnie patrzysz. Wiem, że chciałbyś, żeby było jak dawniej. Pamiętasz, jak mnie dotykałeś…

– Przestań! – zaprotestował stanowczo. – Nie chcę tego słuchać! To przeszłość. Przykro mi, że masz z tym problem, ale ja nie pomogę ci go rozwiązać. Swoją drogą… zmieniłaś się – dodał, po czym wyrwał mi spod tyłka marynarkę i odszedł!

Ten drań odwrócił się na pięcie i wrócił do żony!

Przez chwilę patrzyłam osłupiała, jak odchodzi, a potem się poryczałam. Dlaczego nic mi nie wychodzi?! Co robię źle?! Kiedyś wszystko było proste i jasne, chciałam czegoś i dostawałam to. A teraz? Nie potrafię nawet poderwać faceta, który parę lat temu był we mnie wpatrzony jak w obrazek! Beznadzieja!

Krystian powiedział, że jestem „zimna jak lód” i „egoistyczna”, i dlatego nie chce już dłużej być moim mężem. Ale to nieprawda! Ja tylko sprawiam takie wrażenie. W głębi duszy jestem samotna i przestraszona. Chcę tylko, żeby ktoś mnie kochał. Zagubiłam się, wszystko mi się poplątało! Jak to się mogło stać?

Dość tego rozklejania się! Nie potrzebuję nikogo do szczęścia! Jestem silną, niezależną kobietą sukcesu. Do diabła z Krystianem. Z Igorem i tą Kaśką też! Wstałam, otarłam łzy, otrzepałam z kurzu sukienkę i z wysoko podniesioną głową ruszyłam w stronę domu. Po drodze zahaczyłam o monopolowy.

Czytaj także:
„Teściowa chciała wkupić się w moje łaski, bo… planowała poderwać mojego ojca i zastąpić moją matkę!”
„Po 20 latach małżeństwa mąż tak po prostu odszedł i wyrzucił mnie z domu. Nie dbał o to, gdzie się podzieję”
„Wzięłam ślub tylko ze względu na ciążę. To małżeństwo to największy błąd mojego życia”

Redakcja poleca

REKLAMA