„Wszyscy unikali Jadzi w pracy, a ja się z nią zaprzyjaźniłam. Nie wiedziałam, że to taka podła intrygantka”

uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, Vadim Pastuh
„Ta kobieta to zło. Napuszczała nas na siebie. Skłóciła cały zespół. Kilka miesięcy zajęło nam odkrycie prawdy i ułożenie relacji na nowo. Teraz na nią uważamy. Zwolnić jej nie ma za co, bo mimo knucia jest dobrą pracownicą, swoje obowiązku służbowe wykonuje bez zarzutu, tylko koleżanka z niej fatalna”.
/ 10.09.2023 09:45
uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, Vadim Pastuh

Gdy weszłam na pokład mojej firmy, odniosłam wrażenie, jakby cały departament pracował razem od pierwszego dnia. Ciągle wysłuchiwałam pełnych nostalgii wspomnień o pracownikach, którzy już odeszli na emeryturę, a między wierszami czytałam, że żaden nowy ich nie zastąpi. Dostałam biurko w kącie, z dala od okna i stolika z czajnikiem, gdzie co rusz ktoś przystawał na ploty, ale nie ze mną. Czułam się jak piąte koło u wozu. Mało kto chciał ze mną rozmawiać, a jeśli już, to wyłącznie na tematy zawodowe. Pozostało mi skupiać się na pracy, o szesnastej wyłączać komputer, iść samotnie do domu i do rana żyć własnym życiem.

Czułam się źle

Żałowałam, że tak to wygląda. W pracy spędzamy większą część aktywnego dnia i miło by było mieć w firmie jakąś przyjazną duszę. Owszem, koleżanki mi pomagały, kiedy je o pomoc poprosiłam, ale gdy przy czajniku rozmawiały o prywatnych sprawach, na mój widok ściszały głos. Nie wiem… nie ufały mi, nie zasługiwałam na szansę, nie wierzyły, że odnajdę się w ich gronie? A może muszę przejść jakąś próbę czy otrzęsiny, myślałam z ironią.

Zdarzało mi się usłyszeć, jak rozmawiają na temat koleżanki, która przebywała na zwolnieniu. Złamała nogę i nie zdążyłam jej poznać. Szkoda, bo może z nią znalazłabym wspólny język. Wychwytywałam powtarzane ze śmiechem określenia: Jadwiga, do rany przyłóż, Jadzia, weź ciasteczko, Jadwinia, masz herbatkę. Musiała być lubiana, skoro tyle o niej gadali i w takim tonie.

Poznałam Jadwigę

Gdy pojawiła się miesiąc później, od razu wiedziałam, że to ona. Kobieta około pięćdziesiątki. Chodziła bez kul, ale ostrożnie stawiała kroki. Wolno podeszła do mojego biurka. Przedstawiła się i zaciągnęła mnie do stolika z czajniczkiem, gdzie zostałam poczęstowana bardzo smaczną herbatą owocową. Nie omieszkałam pochwalić napoju i następnego dnia znalazłam torebkę takiej samej herbaty na biurku. Kiedy spojrzałam na Jadzię, uśmiechnęła się serdecznie.

Jadwiga okazała się bardzo opiekuńczą osobą. Otoczyła mnie troską jak starsza siostra albo wręcz matka. Dbała o mnie. Każdego dnia znajdowała czas na rozmowę. Często przynosiła drobne prezenty – a to mandarynkę, a to batonik, kiedy indziej próbkę kremu, gdy zauważyła, że mam suche dłonie. Dawała mi numery do swoich lekarzy, jeśli potrzebowałam fachowej pomocy.

Starałam się mieć przy sobie coś w zamian. Trzymałam w szufladzie kruche ciastka, czekoladę, żeby odwdzięczać się Jadzi za okazywaną życzliwość. Pewnego razu skomplementowała stojącą na moim biurku laurkę, którą dostałam od córki na urodziny. Od tej pory Asia od czasu do czasu robiła też coś specjalnie dla cioci Jadzi. I doprawdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego reszta załogi wyraźnie unika Jadwigi. Przecież była taką pozytywną osobą, serdeczną, otwartą. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy.

Zapaliła mi się lampka w głowie

Oczy mi się otworzyły po imprezie urodzinowej szefa. To nie było huczne wydarzenie; po prostu szef przyniósł do pracy kilka ciast. Rankiem następnego dnia, kiedy czekałam, aż zagotuje się woda na herbatę, podeszła do mnie Jadzia. W dłoniach trzymała dwa kawałki piernika zawinięte w serwetkę.

– Wzięłam wczoraj, żebyśmy sobie zjadły do herbaty.

– Dzięki. Nie pomyślałam, żeby zapakować coś na później, nie wiedziałam, że można, prawdę mówiąc – powiedziałam, wlewając do kubków gorącą wodę.

– Nie szkodzi – odparła. – Teraz już wiesz, że mamy taki zwyczaj. Choć Beata – zawiesiła głos, po czym dodała konfidencjonalnym tonem:
– zabrała jabłecznik do domu, cały, jaki został, cztery kawałki, i z nikim się nie podzieliła.

Zacmokała zdegustowana, jakby Beata zwędziła ten nieszczęsny jabłecznik.

– Może chciała poczęstować męża – wzięłam w obronę koleżankę. – I tak najedliśmy się wczoraj do syta.

Jadzia nie odpuszczała.

– Ale ona tak zawsze. Z biura to umie wynieść, ale żeby się podzielić, to już nie.

Nie widziałam, jak się zachować. Nie chciałam urazić Jadzi, ale z drugiej strony takie obgadywanie za plecami też mi się nie podobało. Czułam się zażenowana całą sytuacją. Jadwiga zaatakowała Beatę, jakby była jej wrogiem albo faktycznie miała sporo za uszami. Może nie znałam Beaty zbyt dobrze, ale wystarczająco, i nie miałam jej nic do zarzucenia. Poza tym, na Boga, chodziło o parę kawałków ciasta, a nie o wynoszenie cennego mienia firmy czy poufnych informacji!

– Chyba przesadzasz, Jadziu. Nie wydaje mi się, żeby Beata zrobiła coś nagannego.

Jadwiga wzruszyła ramionami. Piernika zjadłyśmy na stojąco, w milczeniu. Potem się rozeszłyśmy i nie rozmawiałyśmy do końca dnia.

Chyba się obraziła

Nazajutrz o poranku Jadzia rzuciła mi zdawkowe „cześć” i udała się prosto do swojego biurka, choć zazwyczaj przez pół godziny stała koło mnie i opowiadała o minionym wieczorze. Może dobrze się stało, pomyślałam, przynajmniej nadgonię z robotą. Potem sobie pogadamy. Minęła jednak pora południowej kawy, potem lunchu, a Jadwiga wciąż nie wystawiała nosa zza monitora.

Przyglądałam się jej ukradkiem, grzejąc wodę w czajniku, gdy dołączyła do mnie Beata.

– Koniec przyjaźni z Jadzią? – spytała cicho.

Wzięłabym to za uszczypliwość, gdyby nie uśmiech Beaty, niewątpliwie życzliwy.

– Nie jestem pewna. W ogóle się do mnie nie odzywa.

Beata westchnęła.

– Standard w jej wykonaniu. Albo nie odwdzięczyłaś się podarkiem, albo powiedziałaś coś, co jej się nie spodobało.

W moim przypadku musiało chodzić o to drugie, ale wolałam nie zdradzać szczegółów Beacie, skoro to ona była bohaterką mojej niezbyt miłej rozmowy z Jadwigą. Zaciekawił mnie jednak pierwszy powód.

Druga twarz koleżanki

– Uważasz, że mogłaby się obrazić, gdybym nie dała jej czegoś w zamian? – zerknęłam czujnie w stronę biurka Jadwigi, ale jej nie było, gdzieś poszła.

– Ja nie uważam, ja to wiem. Myślisz, że dlaczego miłość między nią a nami nie kwitnie? Miałyśmy już dosyć jej niechcianych prezentów i dałyśmy jej to jasno do zrozumienia. Pal licho, gdyby się obraziła, ale ona momentalnie zaczęła obrabiać nam tyłki.

– Poważnie? – Nie mieściło mi się w głowie, by Jadwiga była tego typu osobą. Fałszywą, o dwóch twarzach, jednej serdecznej, drugiej złośliwej. No ale czy wczoraj nie dała mi małego popisu tego, na co ją stać?

– Poważnie. Ta kobieta to zło. Napuszczała nas na siebie. Skłóciła cały zespół. Kilka miesięcy zajęło nam odkrycie prawdy i ułożenie relacji na nowo. Teraz na nią uważamy. Zwolnić jej nie ma za co, bo mimo knucia jest dobrą pracownicą, swoje obowiązki służbowe wykonuje bez zarzutu, tylko koleżanka z niej fatalna.

– To straszne. Nie miałam pojęcia, wydawała się taka…

– Kochana? – weszła mi w słowo Beata.

– Normalnie do rany przyłóż.

– Tak o niej mówiliście, zanim wróciła ze zwolnienia. Myślałam, że szczerze.

– Ze szczerą ironią – sprostowała Beata, uśmiechając się krzywo. – Pod jej nieobecność mogłyśmy rozmawiać bez obaw, że coś wychwyci, potem przekręci znaczenie, coś doda, coś ujmie, i znów będziemy musiały dochodzić między sobą prawdy.

– Nie mogę uwierzyć, że dałam się wciągnąć w tę całą pętlę upominków. Myślisz, że to się da jakoś odkręcić?

– Myśmy odkręciły, tylko musisz się liczyć z tym, że Jadzia zacznie cię traktować jak zgniłe jajo.

Z tą konkluzją zostawiła mnie przy zimnej herbacie, bo wywołałyśmy wilka z lasu. Wróciła Jadwiga, ale znowu mnie zignorowała i usiadła za swoim biurkiem.

Nie wiedziałam, co robić

W nocy nie mogłam zasnąć. Wciąż myślałam o Jadwidze. Jak powinnam się wobec niej zachować? Jak zakończyć przyjaźń, która zaczęła mnie uwierać? A przynajmniej jak ją nieco ograniczyć, żeby nie była taka kłopotliwa, taka „coś za coś”. Nie chciałam być niegrzeczna. Gdzieś w głębi serca, mimo ostrzeżeń Beaty, nie mogłam uwierzyć, że Jadzia z „dobrej mamusi” mogłaby się zmienić w „złą macochę”. Koniec końców była dla mnie jak przyjaciółka i naprawdę czułam wdzięczność, że miałam do kogo usta otworzyć w pracy.

Chętnie nadal bym się z nią kolegowała, ale na bardziej normalnych zasadach. Tyle że nie wiedziałam, jak to zrobić, by wilk był syty i owca cała. Może tak się po prostu nie da, tak jak się nie da zjeść ciastka i mieć ciastko.

Z pomocą przyszedł mi mąż, który zobaczył moje podkrążone z niewyspania oczy i spytał, co się dzieje. Gdy podzieliłam się z nim swoim wątpliwościami, nie wahał się.

– Odmawiaj – rzekł stanowczo. – Powiedz, że już piłaś herbatę, jeśli ci przyniesie, albo że już jadłaś deser, kiedy poczęstuje cię mandarynką. Bądź konsekwentna. W końcu powinna zrezygnować.

– No ale wtedy wiesz, co może się stać…

– Zacznie cię obgadywać, czym dowiedzie, że wcale nie jest taka fajna.

– Namiesza…

– Innych też obgadywała i jakoś sobie wszystko wyjaśnili. Już wiedzą, jaka jest ta pani, więc raczej nie uwierzą w jej rewelacje na twój temat. Coś jeszcze spędza ci sen z powiek?

– Obawiam się, że potraktuje moje zachowanie jak odrzucenie. Będzie jej przykro.

– A teraz ty się zadręczasz. Sorry, ale jak mam wybierać między jej dobrym samopoczuciem a twoim, to zawsze wybiorę ciebie. Poza tym czy ona wyglądała na zasmuconą ostracyzmem ze strony innych pracowników?

– Nie…

– Zatem nie męcz się dalej. Zresztą może nasza rozmowa okaże się bezcelowa, bo miła Jadzia już obraziła się na amen i więcej żadnym prezencikiem cię nie uszczęśliwi. Trzymaj się – powiedział na do widzenia i poszedł do pracy.

Zaczęła wymyślać kłamstwa

Nadal miałam wątpliwości, ale zależało mi na unormowaniu relacji z Jadwigą. Bez prezentów i bez obgadywania. Niestety, prowadziła do tego jedna droga – wskazana przez męża – bo jednak Jadzia nie obraziła się na amen i po paru dniach znowu zaczęła kręcić na moją szyję pętlę z prezencików.

Wiec odmawiałam. Bolało nas obie. Choć starała się nie okazywać rozczarowania, gdy nie przyjmowałam jej prezentów, wiedziałam, że jest jej przykro, a wtedy i mnie robiło się nieprzyjemnie. Prawie się złamałam… Prawie, bo wcześniej Jadzia podeszła do Beaty.

W pierwszej chwili myślałam, że to sprawa zawodowa, ale gdy się pochyliła i zaczęła jej coś szeptać, zerkając w moim kierunku, wiedziałam, że właśnie się zaczęło.

To był jeden z gorszych dni w moim życiu. Paliły mnie plecy, uszy, policzki, ale jakoś przetrwałam. Właśnie opuszczałam biuro, gdy podbiegła do mnie Beata.

– Odprowadzę cię kawałek – powiedziała.

A potem potwierdziła moje obawy. Jadzia zaczęła wymyślać i rozpowiadać na mój temat niestworzone rzeczy. Małego i dużego kalibru. Że się rozwodzę, że biję córkę, że nie umiem gotować, że ponoć podrywam cudzych mężów, więc lepiej na mnie uważać, że nie lubię zwierząt, zwłaszcza kotów, że nie mam prawa jazdy, że oskarżono mnie o kradzież w markecie… Natłok fałszywych informacji mógłby skołować nawet bliskie mi osoby, znające mnie od lat.

– Nie przejmuj się – poradziła Beata. – Fantazję Jadzia ma, ale tym razem przedobrzyła. Zwykle jest subtelniejsza, przez to groźniejsza, bo niełatwo wyśledzić ją jak źródło plotki. Chyba faktycznie cię lubiła, dlatego uderzyła tak mocno. Tak czy siak, każda z nas przez to przechodziła i przeżyła. Ty też przeżyjesz.

Chciałam się zintegrować

Rozległ się dzwonek komórki. Beata odebrała i potwierdziła spotkanie za kwadrans.

– Idziemy całą bandą na piwo – rzekła po zakończeniu rozmowy. – Dołączysz?

Pierwszy raz ktoś z firmy zaproponował mi wspólne spotkanie po pracy. Chyba wreszcie zostałam uznana za jedną z nich, za swoją. Mimo to nie zgodziłam się od razu. Musiałam najpierw jeszcze jedną rzecz wyjaśnić.

– A czemu nikt z was nie ostrzegł mnie wcześniej przed Jadwigą? Na co czekaliście? By zabawić się moim kosztem? Czy to był jakiś rodzaj testu?

Beata myślała przez chwilę.

– Mogę odpowiadać tylko za siebie – zaczęła. – Hm, w pewnym sensie może to i był jakiś tam test, ale raczej podświadomy niż robiony z premedytacją… Z drugiej strony uwierzyłabyś, gdybym cię ostrzegła przez Jadzią i poradziła zbywać wszelkie jej serdeczne gesty? Nie uznałabyś tego za podejrzane? Nie pomyślałabyś, że jej nie lubię, dlatego ją obgaduję? Albo że nie lubię ciebie i celowo próbuję skłócić cię z jedyną przyjazną ci osobą w firmie?

– Jedyną przyjazną… – powtórzyłam wolno. Nic więcej nie musiałam tłumaczyć. Beata domyśliła się, co mnie bolało.

– Wybacz, ale cię nie znaliśmy. A po przebojach z Jadwigą jesteś ostrożni z nowymi osobami. Ta kobieta naprawdę solidnie napsuła nam krwi, do tego stopnia, że niektórzy chcieli odejść z pracy. No ale skoro i ty trafiłaś na jej czarną listę, to jesteś spoko.

Zaśmiałyśmy się obie, porozumiewawczo, jakbyśmy dzieliły wspólny sekret, i zgodnie ruszyłyśmy w stronę pubu, gdzie czekała na nas reszta ekipy. Coś się kończy, coś zaczyna.

Czytaj także: „Gdy owdowiałem, przyjaciele zaczęli szukać nowej mamusi dla Franka. Nie wzięli pod uwagę, że tęsknię za moją Kasią”
„Byłam gotowa zdradzić nudnego męża, ale w porę wrócił mi rozum do głowy. Bycie jedyną jest lepsze, niż jedną z wielu”
„O mały włos posłałbym człowieka do piachu. Drobny błąd kosztowałby życie, również moje”

 

Redakcja poleca

REKLAMA