Bardzo potrzebowałam zmiany. Moje życie przypominało nudną książkę. Co ja mówię? Takiej bezbarwnej książki nikt by nie napisał! Wszystko opierało się na stałym, banalnym schemacie: dom – praca, praca – dom. Rutynę przerywały kłótnie z dwójką nastoletnich dzieci, które miały mnóstwo wymagań i pretensji, a nic nie dawały od siebie. No i jeszcze Mariusz. Mąż wiecznie zalegający na kanapie, wpatrzony w telewizor i pomstujący na wydarzenia w polityce. Miałam dosyć tej monotonii. Chciałam bardzo coś zmienić i uznałam, że niewielka zmiana mojej sylwetki będzie świetnym początkiem nowego życia.
Nieznajomy z siłowni
Zdeterminowana włożyłam strój do ćwiczeń i pognałam na siłownię, żeby zdążyć wykonać cały mój zestaw ćwiczeń przed pracą.
Weszłam dziarskim krokiem na salę i zaczęłam od rozgrzewki na rowerku stacjonarnym. Pedałowałam z zapałem, obserwując nielicznych ćwiczących. Nagle mój wzrok padł na mężczyznę wchodzącego do siłowni. Trudno by było go nie zauważyć, był bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Ale tak naprawdę to nie jego rozmiary wpływały na to, że zwracał uwagę. Wypełniał przestrzeń w jakiś inny, trudny do określenia sposób. Biła od niego pewność siebie.
Miał na sobie obcisłe jeansy i równie dopasowaną turkusową koszulkę. W dłoni trzymał dużą sportową torbę. Nagle odwrócił głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Wzrok miał przenikliwy, ale ciepły, jego niebieskie oczy uśmiechały się do mnie. Miał trzydniowy zarost. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech i poszedł do szatni.
Zaczęłam porównywać męża do niego
Już do końca treningu nie mogłam myśleć o niczym innym tylko o nim. W porównaniu z nim mój Mariusz wypadał co najmniej blado. Był szczupły, a nawet chudy, tamtemu ustępował wzrostem, miał zapadniętą klatkę piersiową, długą brodę, o której przycinaniu stale musiałam mu przypominać, bo gdy jej nie skrócił, wyglądał jak bezdomny. Mariusz wiecznie był zajęty sprawami z pracy albo oglądaniem jakichś programów publicystycznych. W ogóle nie zwracał uwagi na mnie. A ja pragnęłam zanurzyć się w objęciach mężczyzny, który mnie pożąda, który na mnie patrzy, słucha mnie…
Z tych rozmyślań wyrwał mnie dźwięk komórki. To był Mariusz. Powiedział, że skończył się żwirek dla kota i żebym go kupiła w drodze z pracy. To tyle, jeśli chodzi o romantyczne uniesienia w moim życiu…
Uratował mnie jak rycerz
W ciągu następnego tygodnia nie spotkałam mojego niebieskookiego nieznajomego. Wyglądał na kogoś, kto ćwiczy regularnie, ja chodziłam na siłownię od trzech miesięcy, a spotkałam go tylko raz i wtedy poszłam wyjątkowo wcześnie. Doszłam do wniosku, że to pewnie była jego stała pora treningów, zapewne odbywał je przed pracą i jeżeli chciałam go znowu zobaczyć, musiałam iść do klubu wcześnie rano. A chciałam bardzo…
Nazajutrz podekscytowana zerwałam się z łóżka. Umyłam włosy, zrobiłam dyskretny makijaż. Przez głowę przemknęła mi myśl, że powinnam zjeść jakieś śniadanie, najlepiej bogate w białko, żeby mięśnie miały z czego się budować. Ale nie miałam na to za bardzo czasu.
Na siłowni zaczęłam tradycyjnie od rozgrzewki. Rozglądałam się przy tym, ale nie zdołałam wypatrzeć nieznajomego. Swoje rozczarowanie postanowiłam zneutralizować wysiłkiem. Przeszłam do stanowiska z urządzeniami siłowymi. Zamknęłam oczy i zaczęłam ćwiczyć. Sztanga wydawała mi się cięższa niż normalnie. Coraz trudniej mi było ją podnosić. Poczułam zimny pot. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Powoli wstałam i zdążyłam tylko pomyśleć, że nie dam rady już więcej dzisiaj i to musi mi wystarczyć. Wtedy podłoga zbliżyła się gwałtownie i uderzyła mnie w twarz. Zrobiło się ciemno.
– Niech ktoś przyniesie wody! Szybko! – usłyszałam, kiedy się ocknęłam.
Ktoś położył mi mokrą ściereczkę na czole. Czyjeś przedramię podpierało moje plecy. Usta wypełniła mi chłodna ciecz. Połykałam ją chciwie.
Otworzyłam oczy. Pochylał się nade mną mój niebieskooki nieznajomy, mój rycerz wybawiciel.
– Proszę się rozejść, bo tu brakuje powietrza! Jestem lekarzem. Wiem, co robię – wydał polecenie gapiom.
– Co się stało? – zdołałam wydusić.
– Po prostu pani zasłabła.
Przyglądał mi się badawczo, mierząc mi puls. Spojrzał na zegar, wiszący na ścianie.
– O której jadła pani śniadanie?
– Nie jadłam jeszcze… – odparłam zawstydzona.
– No i wszystko jasne. Proszę powoli pójść się przebrać. Poczekam przy recepcji i zejdziemy razem na dół do kawiarni. Musi pani coś koniecznie zjeść, podnieść sobie poziom cukru.
Kwadrans później dałam się zaprowadzić do małego lokalu na parterze galerii i posadzić przy stoliku. Mój towarzysz zaraz przyniósł szklankę świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy oraz bagietkę z jajkiem i łososiem.
– Naprawdę jest pan lekarzem?– zapytałam.
– Nikodem – wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja podałam mu swoją i też się przedstawiłam.
– Tak, jestem. Wprawdzie jedynie stomatologiem, ale jak na przypadek porannej głodówki i nadmiernego wysiłku na czczo, myślę, że moja wiedza medyczna wystarczy – uśmiechnął się rozbrajająco.
– Tak, wiem. To nie było rozsądne – przyznałam.
Następne pół godziny minęło nie wiadomo kiedy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a głównie o niczym. Niestety, oboje musieliśmy iść do pracy.
Nie mogłam uwierzyć, że ja, kobieta po czterdziestce, czuję się jak nastolatka. Cały dzień nie chciało mi się jeść, miałam motyle w brzuchu, nie mogłam skupić się na pracy.
A w domu wciąż nudno
Kiedy weszłam do mieszkania, zastałam Mariusza w kuchni tłukącego mięso na kotlety.
– Dzisiaj będą schabowe! – zawołał, widząc mnie, jakby mi obwieszczał, że zdobył Mount Everest. Może jeszcze jakiś czas temu byłabym szczęśliwa, że wziął część domowych obowiązków na siebie. Ale teraz mało mnie to obchodziło. Czekałam tylko na kolejny poranek, żeby móc pognać na siłownię i mieć szansę spotkać Nikodema. Już samo to imię było takie wyjątkowe.
Regularnie chodziłam na treningi.
– Moja szprycha! – zaczął mnie witać mąż, dostrzegając zmianę.
W ogóle jakoś bardziej zwracał na mnie uwagę. Od ćwiczeń moja sylwetka nabrała lepszych proporcji. Z radością podziwiałam w lustrze swoje coraz bardziej ponętne krągłości.
Wreszcie po tygodniu, kiedy weszłam na salę treningową, ujrzałam Nikodema już z daleka. Zawzięcie podnosił sztangę. Skierowałam się do urządzenia jak najbliżej niego, by miał szansę mnie zauważyć. I faktycznie, niedługo potem podszedł.
– Witam! Osobisty lekarz melduje się do kontroli – pozdrowił mnie wesoło. – Czy jadłaś dzisiaj śniadanie?
– Jadłam – zapewniłam. Teraz bardzo tego pilnowałam. Nie chciałam sobie narobić wstydu, znów padając jak długa przed Nikodemem.
– To może po treningu wybierzemy się na jakąś dobrą kawę? – zaproponował. – Otwieram dzisiaj gabinet dopiero o czternastej.
Szybko przeanalizowałam w myślach służbowe plany na cały dzień. W sumie, jakbym wysłała wiadomość do szefa, że muszę iść pilnie do dentysty i będę na drugą, to nic by się nie stało. A w dodatku nawet nie minęłabym się z prawdą.
To miała być tylko kawa
Po treningu spotkaliśmy się przy recepcji.
– Za rogiem jest kawiarenka z przepyszną, brazylijską kawą. Znasz? – zapytał Nikodem.
W zasadzie bywałam tylko w tej galerii handlowej i nie miałam okazji krążyć po okolicy.
– To poznasz! Tylko muszę skoczyć do gabinetu, zostawiłem tam parę rzeczy. To na drugim piętrze. Poczekasz na mnie czy pójdziemy razem?
– Chętnie zobaczę, gdzie pracujesz – odparłam, czujący przebiegający moje ciało dreszcz podniecenia.
Wjechaliśmy na drugie piętro. Znajdowały się tam różne gabinety lekarskie oraz biura. Było bardzo spokojnie w porównaniu z dolnymi zatłoczonymi piętrami sklepowymi. Nikodem wstukał kod alarmu i otworzył drzwi. Weszliśmy do pustego wnętrza. Poczułam znajomy zapach gabinetu stomatologa. Prowadził do niego korytarzyk z biurkiem recepcjonistki i kanapą dla oczekujących. Sam gabinet był jasny, czysty i przyjemny. Na środku stał wielki fotel dentystyczny, pod ścianą duże biurko. Na ścianie wisiał błękitnobiały obraz, przedstawiający morską plażę.
Zapatrzyłam się na niego, słysząc odgłosy krzątania się Nikodema. Nagle poczułam, że jest bardzo blisko, tuż za moimi plecami. Objął mnie ramieniem w talii. Z jednej strony, gdzieś podświadomie na to liczyłam, ale z drugiej spięłam się w środku. Jego ciało ostrożnie przytuliło się do mojego. Na skórze karku poczułam jego ciepły oddech. Broda łaskotała mnie w szyję. Dłonie przesunęły się z talii na brzuch. Dudniący w głowie puls zagłuszył wszelkie myśli. Ogarnęło mnie pożądanie.
– Jesteś taka piękna… – wyszeptał Nikodem, odwracając mnie do siebie.
Nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Widok przed moimi oczami rozpłynął się w mgle. Zanurzyłam się w jego silnych ramionach. Poczułam się pożądana, to był rozkoszny dowód potwierdzenia mojej kobiecości. Tak za tym tęskniłam. Rozpiął mi guziki bluzki. Zdjął ją. Złapał moją rękę i poprowadził w stronę kanapy w poczekalni.
Nagła sytuacja
Nagle w pomieszczeniu rozległ się ostry, natarczywy dźwięk. Dopiero po chwili rozpoznałam dzwonek swojej komórki.
– Nie odbieraj – powiedział podnieconym głosem Nikodem i zaczął mnie znowu całować.
Próbowałam zignorować dzwonek i poddać się zmysłom, ale miałam wrażenie, że każdy sygnał zdziera kolejną warstwę iluzji. Odkąd miałam dwójkę dzieci, nigdy nie zlekceważyłam dzwoniącego telefonu. Tym razem też nie mogłam. Sięgnęłam do torebki.
– Co może być ważniejsze od tego?! – zawołał Nikodem, a jego głos wydał mi się jakiś nieprzyjemny.
Na ekranie wyświetlał się numer mojej sąsiadki. Przepraszająco spojrzałam na Nikodema i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
– Pani Anetko, przepraszam, że przeszkadzam, ale Łatka zaklinowała się w płocie! – oznajmiła zdenerwowana kobieta.
– Jak to, zaklinowała się?! – nie zrozumiałam, co spotkało mojego kota.
– Między szczeblami. Miauczy niemiłosiernie! Na całą ulicę! Chyba ją boli, ale nie pozwala się zbliżyć. Drapie strasznie. Coś jej się stanie! – sąsiadka była poruszona.
– Dobrze, zaraz będę – odparłam, bo do domu miałam blisko.
– Chyba sobie żartujesz?! – prychnął wściekły Nikodem.
– Przepraszam – rzuciłam, chociaż już nie było mi go szkoda.
Włożyłam bluzkę, złapałam torebkę i wybiegłam.
Nie był tego wart
Po drodze do domu zaczęłam trzeźwo oceniać sytuację. Ta wymówka, że musi coś zabrać z gabinetu, ta kanapa w poczekalni… Ile razy to już robił? Jak bardzo miał to przećwiczone? Ile kobiet przede mną słuchało, jakie są piękne? Aż się wzdrygnęłam. Jak mogłam być taka głupia? Stara, a głupia! Ryzykowałam stratę rodziny dla takiego Casanovy. Przecież złamałabym Mariuszowi serce!
Już z daleka na swojej ulicy słyszałam miauczenie Łatki. Kiedy zbliżyłam się do niej, przestała. Tak jakby zrozumiała, że przyszedł ratunek. Powoli i delikatnie wyswobodziłam ją spomiędzy szczebli płotu. Nie protestowała. Miała obtarte boki. Zawiozłam ją na wszelki wypadek do weterynarza. Przy okazji dowiedziałam się, że będzie miała młode!
Gdy dotarłyśmy z powrotem do domu, jeszcze nikogo w nim nie było. Usiadłam na kanapie z kotem na kolanach i na spokojnie zaczęłam myśleć o wydarzeniach minionego dnia. Łatka mnie uratowała! Gdyby nie zakleszczyła się w naszym ogrodzeniu, na pewno zdradziłabym Mariusza. Popełniłabym straszny błąd. Ustrzegł mnie przed nim przypadek. Ale to one rządzą przecież naszym życiem.
Wieczorem przy kolacji Mariusz powiedział:
– Wiesz, kiedy tak patrzę na efekty tej siłowni, sam mam ochotę się zapisać. Leżę tylko przed telewizorem, a moja żona robi się z każdym dniem seksowniejsza. Jeszcze mi cię ktoś zwinie sprzed nosa! Nie zabrałabyś mnie ze sobą na te ćwiczenia?
Zaintrygowana przyjrzałam mu się dokładniej. Patrzył na mnie, jakby mnie chciał zjeść. Uśmiechnęłam się promiennie.
– Oczywiście – powiedziałam.
I pomyślałam, że przyda mi się obstawa, żeby Nikodem mnie już nie zaczepiał.
Czytaj także: „Rodzina ostrzegała, że mój narzeczony to skąpiec, ale byłam ślepa. Otrzeźwiałam, gdy próbował się na mnie dorobić” „Byłam gotowa zakupić skórzany pejcz i zamontować rurę, by rozpalić mojego męża. Byliśmy idealnie zgrani, ale nie w łóżku”
„Wziąłem ślub z pierwszą lepszą dziewczyną z baru, by odegrać się na byłej. Po latach wiem, że to była najlepsza decyzja życia”