Bardzo kocham moje dzieci i żonę – zawsze to podkreślam, a już szczególnie wtedy, gdy chcę się trochę pożalić… Bo bywa naprawdę ciężko. Julka ma pięć lat, a Marta cztery, i choć najtrudniejszy okres pieluch mamy już za sobą, to i tak przy maluchach jest mnóstwo roboty. Nakarmić, ubrać, zabawić, przypilnować, ugotować, posprzątać, odwieźć, przywieźć, umyć, uprasować, a na końcu jeszcze uśpić.
Człowiek kończy o 21 i nie ma już na nic siły
Tylko się wykąpie, położy do łóżka albo rozsiądzie w fotelu i tyle. Kolejny dzień minął, a następny zapowiada się identycznie. Rutyna męczy chyba bardziej niż wysiłek fizyczny. Potrafi człowieka zniechęcić do tego stopnia, że zapomina, po co to wszystko. Mnie taki kryzys naszedł wraz z pojawieniem się w moim życiu… nowego kolegi.
Ma na imię Jacek i przyjęli go do działu handlowego. Jest w moim wieku i kocha piłkę nożną równie mocno jak ja. Jest jej absolutnym fanem, więc od razu między nami zaiskrzyło.
– Manchester? Ciebie chyba pogięło? Przecież tam nie ma żadnej finezji. Siłowa kopanina!
– Przynajmniej chłopaki nie płaczą po każdym faulu, jak ci twoi Włosi. Nie mogę patrzeć na tych mazgajów.
– A ja właśnie lubię, jak któryś przyaktorzy. Są wtedy emocje! – ekscytował się Jacek. – Zawsze lubiłem te boiskowe gierki. Pamiętam, że w dzieciństwie oglądałem mecze z ojcem na takim małym telewizorze w dużym pokoju. Trzeba było przesuwać fotele pod sam ekran, żeby coś było widać. A teraz? Bracie, telewizor na chacie mam taki, że niejedna sala kinowa wysiada.
– Ile cali? – zainteresowałem się.
– Sześćdziesiąt.
– O cholera!
– Wpadnij w środę. Obejrzymy ligę mistrzów, napijemy się piwa.
– Nie będę przeszkadzał? Dziewczyna nie będzie się złościła?
– Czyja dziewczyna?
– No, twoja.
– Chłopie, ja mieszkam sam. Nikt mi życia nie zatruwa – roześmiał się.
Przed wielkim telewizorem stała wygodna kanapa Odpowiedziałem mu, że w takim razie pogadam z moją żoną, czy mnie do niego puści, czy ogarnie dzieci sama. Spojrzał na mnie wtedy jak na kosmitę, bo w jego samotnym życiu nie było takiej potrzeby. Ja jednak chciałem uzgodnić sprawę z Zuzą, bo tak się właśnie traktujemy – zawsze ustalamy ze sobą wyjścia z domu i zaproszenia.
– Nie ma problemu. A co to za kolega? – zainteresowała się.
– Nowy.
– Jakiś fajny?
– Wydaje się, że tak. Piłkę nożną bardzo lubi…
– Będziecie krzyczeli przed telewizorem – uśmiechnęła się. – A co z jego żoną? Żebyście jej nie przeszkadzali?
– On nie ma żony. Sam mieszka
. – Kawalerski wieczór! Tylko nie przesadźcie z piwem. To jest środek tygodnia, a ty idziesz do pracy następnego dnia. Dzieci wieziesz do przedszkola.
– Zuza, za kogo ty mnie masz… Myślisz, że jestem jak pies spuszczony z łańcucha?
Nie miałem zamiaru się upić, tylko obejrzeć mecz
Nie jestem typem faceta, który po wyjściu z domu dostaje głupawki i idzie na całość. Chciałem nacieszyć się futbolem w dobrym towarzystwie. Na to tylko liczyłem. Jacek mnie nie zawiódł. Już od wejścia wiedziałem, że dobrze trafiłem. Jego salon urządzony był tak, że od razu człowiek wiedział, co w tym domu ma największe znaczenie. Na środku głównej ściany wisiał ogromny telewizor, a przed nim stała jeszcze większa, wygodna kanapa. Na stoliku kawowym czekały już chłodne browary, chipsy, orzeszki i kabanosy do zagryzienia. System dźwiękowy sprawiał, że człowiek czuł, jakby siedział na stadionie.
– Ja pierniczę! Chłopie! – zamarłem z wrażenia.
– Co jest?
– Jestem w raju… Aleś się urządził! No, coś niesamowitego.
– Dzięki. Lubię wygodnie obejrzeć mecz. Zapraszam na kanapę.
– Już siadam – powiedziałem. – Schowaj tylko piwo do lodówki, bo przyniosłem ze sobą.
Zabrał mój czteropak i siedliśmy na kanapie obaj. Rozpoczęła się transmisja, a my od razu zaczęliśmy omawiać ustawienia, komentować pauzujących za kartki, kontuzjowanych i pozycję obu zespołów w tabeli. I tak przez dobre dwie godziny, dopóki nie skończył się mecz. Wypiliśmy po kilka piw i na odchodne Jacek oprowadził mnie po domu. Miał trzy pokoje: salon, sypialnię z dużym, wygodnym łóżkiem i jeszcze coś w rodzaju jaskini hazardu. Pomieszczenie ze stołem do pokera, tarczą do darta, piłkarzykami i barkiem.
– Dokładnie tak wyglądałoby moje mieszkanie, gdybym był sam. Gdybym nie miał żony i dzieci… – westchnąłem.
– Właśnie dlatego ja nie mam. Żeby żyć wygodnie. Tak jak sobie wymarzyłem – uśmiechnął się Jacek.
– Niezły z ciebie cwaniak.
– Dzięki. Możesz do mnie wpadać, kiedy chcesz. Może zorganizujemy z chłopakami z roboty pokerka? Musiałbyś mi tylko powiedzieć, kogo zaprosić, bo ja jeszcze słabo się orientuję, kto jest w porządku, a kto zamula.
Podekscytowała mnie ta propozycja. Bardzo się na taki wieczór napaliłem i zaraz na drugi dzień popytałem Zuzę, czy puściłaby mnie z domu w przyszłym tygodniu. Nie robiła problemów. Nawet się trochę ze mnie śmiała.
– Aż tak ci się u niego spodobało? – Bardzo fajnie było. On ma świetnie urządzone mieszkanie. Wiesz, tak pod męskie upodobania. Telewizor na pół ściany, pokój ze stołem do pokera, piłkarzyki, a w lodówce tylko piwo i gotowa pizza do zrobienia w dwie minuty.
– Mniam, pyszota – śmiała się.
– A czego więcej chcieć! Nie trzeba stać przy garach, można ten czas poświęcić na fajne rzeczy. Powiem ci, że naprawdę u niego odpocząłem. Nikt się nie drze, nie awanturuje, nie zadaje miliona pytań, nie ciągnie za rękaw i nie włazi na głowę. Normalnie jak za kawalera… – westchnąłem.
Zuza znów się uśmiechnęła, ale już ciut inaczej niż poprzednio. Trochę gorzko i z wyrzutem, czego ja w całym moim podnieceniu nową miejscówką chyba nawet nie zauważyłem. Z entuzjazmem zorganizowałem natomiast pokerowe spotkanie i bawiłem się na nim naprawdę bosko. Wróciłem do domu o trzeciej nad ranem solidnie podchmielony.
Na drugi dzień miałem kaca i z trudem z znosiłem domowe decybele
– Julka, Marta, ciszej bądźcie! Czy wy musicie tak zawsze wrzeszczeć!? Nie możecie normalnie się bawić? – krzyczałem na córki.
– Marek, co ty się ich tak czepiasz dzisiaj? Przecież nic takiego nie robią – spytała żona.
– Jak to nic? Łeb mi pęka, tak się awanturują. Bez przerwy się kłócą!
– Wcale się nie kłóciły. To ty masz kaca i pretensje do świata, że za mało spałeś. Idź się lepiej położyć, bo nie wytrzymamy z tobą do wieczora.
Poszedłem do sypialni i próbowałem zasnąć, ale nie udało mi się, bo wciąż słyszałem bawiące się dzieci. Leżałem więc tylko na łóżku, gapiłem się w sufit i myślałem o tym, jak dobrze i wygodnie ma teraz Jacek. Spał pewnie do południa, a później oglądał na wielkim telewizorze ogłupiające filmy z efektami specjalnymi. A ja muszę wysłuchiwać tych wrzasków i kombinować, jak tu dotrwać do wieczora…
Zabawa trwała w najlepsze, ale musiałem już iść
Jakoś ten dzień mimo wszystko przeżyłem i już w poniedziałek umówiłem się z Jackiem na środę u niego. Liga mistrzów, piwko, chipsy, orzeszki – czyli powtórka z rozrywki. Zuza znowu mnie puściła, nie narzekała, ale gdy, idąc za ciosem, powiedziałem jej, że jeszcze w piątek wyskoczyłbym na pokerka, trochę się już skrzywiła.
– Znowu?
– W tym tygodniu wyjątkowo. Tak było fajnie, że chcemy zintegrować ekipę – prosiłem.
– Ale wrócisz o przyzwoitej porze, żeby w sobotę jakoś funkcjonować?
– Obiecuję.
Słowa dotrzymałem, opuściłem chłopaków przed pierwszą w nocy, ale wychodząc, pierwszy raz w życiu poczułem się zniewolony. Oni siedzieli, bawili się w najlepsze, szykowali do następnego browara, a ja musiałem wracać, żeby odespać. Myślałem o tym przez całą drogę do domu. Do sypialni wszedłem więc zły. Kiedy Zuza się rozbudziła i zapytała mnie, jak było, odburknąłem tylko:
– Całkiem, całkiem…
– Co jest? Coś się stało? – dopytywała rozespana.
– Nie, wszystko w porządku. Śpij…
Położyła się z powrotem, ale rano zapytała, czy wszystko się udało. Byłem już znacznie mniej sfrustrowany niż w nocy, ale i tak się pożaliłem. Powiedziałem jej, że poczułem się jak uczniak, wychodząc do domu przed wszystkimi chłopakami.
– No ja rozumiem, ale nie mogę się wszystkim zajmować sama. Potrzebuję cię tutaj.
– Wiem, wiem. Ale czasem mam już dość. Po tylu latach w pieluchach czuję się naprawdę zmęczony…
– Czym? Mną? Dziećmi?
– Oj, Zuza, nie dramatyzuj…
– Nie dramatyzuję. Jest mi po prostu przykro…
– Bez przesady.
Ta rozmowa doskonale oddawała nastroje panujące między nami przez najbliższe tygodnie. Kombinowałem, jak by tu się wyrwać, wyskoczyć do Jacka, a gdy już do niego trafiłem, myślałem tylko o tym, jaki jestem w porównaniu z nim nieszczęśliwy. W domu, natomiast egoistycznie odreagowywałem te frustracje. Powinienem być wdzięczny mojej Zuzie, że mnie puszcza, że zajmuje się sama dziećmi, a zamiast tego robiłem jej pretensje, że czegoś ode mnie wymaga. Kipiałem złością, gdy tylko mnie o coś prosiła. Głupie wyniesienie śmieci było problemem.
– Cały tydzień haruję jak wół! Należy mi się odpoczynek!
– Ja też pracuję. Sama mam się domem zająć? Ostatnio naprawdę cię nie poznaję!
– Znowu dramatyzujesz!
Powiedział, że nie chce teraz być sam w domu
No i tak w kółko przez trzy miesiące. Tyle czasu byłem takim wrednym, niewdzięcznym palantem. Co sprawiło, że się ogarnąłem? Może zabrzmi to okrutnie, ale śmierć ojca Jacka. Tak się bowiem złożyło, że jego tata zmarł niespodziewanie na zawał trzy miesiące po naszym poznaniu. Zdziwiłem się trochę, gdy mój kolega już w pierwszy weekend po pogrzebie zaprosił nas do siebie na pokera. Kiedy zapytałem go, czy będzie w nastroju, czy nie będziemy mu przeszkadzali, odpowiedział, że po prostu nie chce być sam.
Nawet Zuza uznała ten argument i puściła mnie bez problemu. To był koszmarny wieczór. Jacek nie nadawał się ani do grania, ani do rozmowy. Pił tylko kolejne piwa i pogrążał się w coraz większym smutku. Próbowaliśmy ratować jego samopoczucie, ale nic go nie bawiło. Na każde zagajenie odburkiwał to samo.
– Grajcie… No, grajcie dalej… – sapał, zamroczony alkoholem.
Pierwszy z gości wymiękł po dwóch godzinach takiej atmosfery. Wykpił się telefonem od żony, przeprosił i wyszedł. Zaraz po nim ewakuował się drugi. Zostałem z Jackiem sam i widząc, w jakim jest stanie, zaproponowałem, żebyśmy już nie grali, tylko usiedli na kanapie i obejrzeli jakiś mecz. Zgodził się i przenieśliśmy się do salonu. Włączyłem odpowiedni kanał, a on przyniósł piwo.
– Może już wystarczy? – zapytałem.
– Jeszcze po jednym, dawaj – Jacek wcisnął mi butelkę w dłoń i opadł na kanapę.
Nie minęło dziesięć minut, a on już spał. Zasnął z głową zwieszoną na klatkę piersiową. Sięgnąłem więc po koc z fotela, przykryłem go, a potem wstałem z kanapy, żeby wymknąć się do domu. Zachwiało mną trochę i głośniej stąpnąłem, a wtedy Jacek otworzył oczy. Popatrzył na mnie i szybko zrozumiał, że wychodzę. No i wtedy stało się coś, co zupełnie mnie zaskoczyło. Mój kolega wpadł w histerię. Niemalże dziecięcą rozpacz.
– Co ty? Już idziesz?! – zapytał ze strachem w oczach.
– No tak. Ty już spałeś…
– Zostań jeszcze, Marek. Przecież oglądamy! – pokazał na telewizor, który wcześniej już wyłączyłem. – Co jest? Gdzie jest pilot? – zaczął go szukać nerwowo.
– Tu, na kanapie, obok ciebie.
– No, dawaj. Zobacz, leci!
– Nie, Jacuś, już muszę iść. Sorry…
– Nie, jeszcze nie! Proszę cię, zostań! – złapał mnie za rękę.
– Jacek, daj spokój. Połóż się, wyśpij. Dość już piwa…
– Ja nie chcę pić. Nie musimy otwierać browara. Posiedźmy tylko, OK? Zostań, proszę…
– Ale Zuza na mnie czeka. Dzieci, dom. Rozumiesz…
– Wiem, wiem – westchnął ciężko. – Kapuję. Musisz iść do swoich… Idź, idź. Dam sobie radę. Zawsze sam zostaję – dodał i otarł dłonią oko.
– Jacek, daj spokój…
– Idź! Nic się nie dzieje. Już jestem przyzwyczajony, że wracacie do pełnych domów, a ja tu siedzę sam jak palec. W tej cholernej jaskini gier! Pieprz**** samotni! – krzyknął i cisnął butelką piwa o ścianę.
A potem rozpłakał się na całego.
Żona zaproponowała, bym zaprosił go do nas na obiad
Nie miałem wyjścia. Musiałem z nim zostać, posiedzieć w jego towarzystwie, aż się uspokoi. Jeszcze długo tego wieczoru opowiadał mi, jaki jest nieszczęśliwy i samotny. Jak bardzo zazdrości mi żony i dzieci. Zrozumiałem wtedy, jaki byłem głupi. Nie docierało do mnie, że to ja mam skarb, a on tylko ten telewizor, kanapę i stół pokerowy. W całej swojej męskiej głupocie nie przyszło mi do głowy, że za każdym razem, gdy od niego wychodzę, Jacek kręci się po domu bez celu, zastanawiając się, jak to jest być mną. Jak to jest mieć rodzinę.
W środku nocy wybrałem numer do żony i powiedziałem jej, że muszę zostać z Jackiem na noc. Wyjaśniłem dlaczego i przeprosiłem Zuzę za te wszystkie bezsensowne dąsy. Za moje wcześniejsze frustracje i małostkowe pretensje.
– Może weź Jacka jutro do nas. Zaproś go na obiad – zaproponowała.
– Chyba tak zrobię. Wcześniej mu nie proponowałem, bo myślałem, że zamęczymy go rodzinną atmosferą, ale teraz myślę, że dobrze mu to zrobi.
– No to czekam. Na niego, ale przede wszystkim na ciebie. Pa.
Chyba rozumiem, co miała na myśli. W końcu przez trzy ostatnie miesiące zachowywałem się tak, jakby mnie w ogóle nie było. Ale teraz już nie jestem taki głupi. Teraz już wiem. Nie ma nic ważniejszego niż Zuza i dziewczynki. A już na pewno nie wielki telewizor i pokerowy stół mojego kolegi…
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystko
Znaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinie
Być kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu