„Wszędzie widziałam lafiryndy, które ostrzą pazury na mojego Pawła. A on? Byłam pewna, że węszy okazję na numerek”

Kobieta, która jest zazdrosna fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„Śledziłam jego każdy ruch, podsłuchiwałam rozmowy, czytałam SMS-y. Wmawiałam sobie, że mam do tego prawo, bo mieszka u mnie w domu, używa służbowej komórki i laptopa i w ogóle, gdyby nie ja, toby nie miał pracy. Wszystko mi zawdzięczał!”.
/ 24.04.2022 05:47
Kobieta, która jest zazdrosna fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Wpadłam do pracy jak burza i porozstawiałam po kątach pracowników. Znali mnie  już z podobnych akcji, więc starali się nie wchodzić mi w drogę, przemykali pod ścianami i czekali, aż mi przejdzie. Nie przechodziło...

Czekałam na Pawła, ale on się nie zjawiał! A przecież już od godziny powinien być w firmie. Zwykle po takich akcjach, jak ta dzisiaj rano w domu, wpadał do mojego biura z kwiatami. Nie mogąc się go doczekać i przez to skupić na niczym, cisnęłam w końcu w kąt robotę i jak wściekła osa wypadłam ze swojego gabinetu.

Wskoczyłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon, na szczęście na mojej drodze nie stanął żaden patrol. Weszłam do domu i zaczęłam biegać po pokojach. Jednak Pawła w żadnym z nich nie było. A co gorsza, zniknęły także jego rzeczy z szafy!

– Wyprowadził się! – jęknęłam. – Jak on śmiał! Już ja mu dam, kiedy wróci!

Aż kipiałam!

„Jak on mógł mnie tak potraktować, odchodząc bez słowa pożegnania” – piekliłam się w myślach. „I to po tym wszystkim, co dla niego zrobiłam!  Przecież ja tego faceta praktycznie… przygarnęłam!”.

Przed oczami stanęły mi wydarzenia ostatnich dwóch lat. Po śmierci męża prowadziłam naszą niedużą restaurację i sądziłam, że już do końca życia będę sama. Nie, nie dlatego, że coś było ze mną nie w porządku.

Byłam i nadal jestem zadbaną kobietą, która nie wygląda na swoje lata. Dobre kremy, regularne wizyty u kosmetyczki i ruch na świeżym powietrzu robią swoje. Ale właśnie to, że ciągle mogłam się podobać, w połączeniu z moją zamożnością sprawiało, że kręciło się wokół mnie mnóstwo nieodpowiednich facetów.

Młodszych i starszych, przystojnych i takich sobie, udających wielkie uczucie, ale tak naprawdę nastawionych tylko na zyski, jakie mogliby mieć z tej znajomości. A ponieważ bałam się, że któryś z nich może w pewnym momencie uśpić moją czujność i nabrać mnie, spragnioną czułości, na swoje „uczucie”, to na wszelki wypadek wolałam w ogóle zrezygnować z szukania partnera.

Paweł znalazł się sam. Odpowiedział na moje ogłoszenie, kiedy szukałam menadżera do restauracji i pojawił się na spotkaniu. Cichy, spokojny, a mimo to charyzmatyczny. Czułam, że pod tą nieśmiałą powłoką kryje się facet z prawdziwego zdarzenia, który będzie potrafił poradzić sobie z moim personelem.

Przyjęłam go i faktycznie było tak, jak myślałam. Prowadził restaurację silną ręką, pozostając jednak dobrym i uprzejmym, zupełnie jakby pod powłoką z piaskowca krył się granit. Po jakimś czasie zobaczyłam, że wspaniale się uzupełniamy.

Ja porywcza i gwałtowna jak huragan, potrafiłam w sekundę wszystko przewrócić do góry nogami i ustawić pod swoje komando. On łagodził spory, pocieszał, mediował. Jednym słowem sprzątał po trąbie powietrznej „Jagoda”.

Byłam zadowolona z jego pracy i coraz bardziej łaknęłam także jego towarzystwa prywatnie. Wiedziałam, że jest samotny, rozwiedziony, nie ma dzieci... Był więc interesującym facetem bez obciążeń i nie wydawał się lecieć na moją kasę. Wręcz przeciwnie, miał wiele obiekcji, czy powinien się ze mną związać. W końcu byłam jego szefową.

To ja nalegałam, aż w końcu postawiłam na swoim!

Paweł wprowadził się do mojego domu, a nasz personel powstrzymał się od głupich plotek. Może dlatego, że pracownicy naprawdę szanowali Pawła i chyba im się wydawało, że kiedy z nim jestem, to będzie ze mną łatwiej – że się wyciszę, mając faceta u boku, będę szczęśliwsza i może wreszcie przestanę się tak wszystkich czepiać, bardziej zajmując się swoim życiem prywatnym niż firmą.
No to mnie nie znali!

Nie zamierzałam niczego i nikomu odpuszczać! A związek z Pawłem… to wcale nie było jedno pasmo szczęśliwości. Nie było, bo go takim nie chciałam widzieć. Mimo że mój partner wydawał się mi oddany, wszędzie wietrzyłam podstęp i zdradę!

Od kiedy zdałam sobie sprawę, że w sumie jestem z Pawłem szczęśliwa oraz, że być może związek z nim jest ostatnią szansą na spędzenie z kimś starości, stałam się nie do zniesienia. Śledziłam jego każdy ruch, podsłuchiwałam rozmowy, czytałam SMS-y. Wmawiałam sobie, że mam do tego prawo, bo mieszka u mnie w domu, używa służbowej komórki i laptopa i w ogóle, gdyby nie ja, toby nie miał pracy.

Wszystko mi zawdzięczał!

Dlatego kiedy tylko zobaczyłam jakiś ślad „niesubordynacji”, albo miałam nawet tylko podejrzenie, robiłam mojemu partnerowi karczemne awantury. O wszystko! O to, że rozmawiał na przyjęciu z jakąś babą, w restauracji zatrzymał się na dłużej przy stoliku, gdzie siedziała jakaś atrakcyjna laska, gapił się na inne kobiety, oddychał tym samym powietrzem, co one…

Paweł znosił to dzielnie i zazwyczaj sam mnie przepraszał za to, czego wprawdzie nie zrobił, ale w moich wyobrażeniach mógł. Latał z kwiatami, czekoladkami, urządzał kolacje przy świecach. Zawsze starał się dowieść swojej miłości. Dlaczego więc tym razem także tego nie zrobił?

Kiedy opadły pierwsze emocje, kiedy przejrzałam wszystkie skrytki, upewniając się, że niczego nie ukradł, że wziął tylko kilka swoich rzeczy, naszła mnie niemiła refleksja, że… być może jednak tym razem przesadziłam.

Nie pamiętałam, co wrzeszczałam w szale zazdrości o jakąś kobietę, z którą Paweł zamienił kilka słów przy parkometrze. Okazało się potem w dodatku, że ta larwa siedzi obok nas w teatrze i, że przyszła na spektakl sama, a więc była kimś, kto mógł sobie ostrzyć pazurki na mojego faceta!

Kiedy na przerwie, wracając z łazienki, przyłapałam ich na rozmowie, już wiedziałam, że wieczór skończy się awanturą. Wprawdzie Paweł przysięgał, że nawet nie wie, jak babka ma na imię, a już na pewno nie ma jej telefonu, ale mu nie uwierzyłam.

Zaczęłam przetrząsać kieszenie jego marynarki w poszukiwaniu jakiejś karteczki, przy okazji mówiąc mu, jakim byłby śmieciem beze mnie! Paweł wysłuchał spokojnie mojej tyrady, a potem zaproponował, abyśmy poszli już spać, bo jest druga w nocy. Nie zmrużyłam oka i bladym świtem, nadal naładowana, pojechałam do restauracji.

Myślałam, że on się wkrótce zjawi i jak zawsze wszystko rozejdzie się po kościach. Tymczasem on zniknął! Byłam pewna, że wróci wieczorem. Nie przyszedł. Zaczęłam się na serio niepokoić i wydzwaniać na jego komórkę. Odezwała się… w sypialni! A więc ją zostawił! Teraz nie ma z nim żadnego kontaktu. 

Przez kolejne dni funkcjonowałam jak zombi

Cały czas myślałam tylko o Pawle. Nie miałam nawet siły robić awantur pracownikom, co przyjęli ze zdumieniem. Dużo myślałam i zdałam sobie sprawę, że byłam dla Pawła zbyt ostra. Karałam go za to, czym mnie tak naprawdę ujął w początkach naszego związku, czyli za otwartość do ludzi. A kiedy już to zrozumiałam, to… padł na mnie blady strach! Że go straciłam, że już do mnie nie wróci.

Ale wrócił. Pojawił się po dwóch tygodniach tak samo cicho, jak zniknął. Po prostu po powrocie z pracy zastałam go w kuchni. Wyznał mi, że był w… klasztorze!

– Kiedyś chciałem zostać zakonnikiem – powiedział. – Po kilku miesiącach uznałem, że życie w odosobnieniu nie jest dla mnie, ale wracam za mury, ilekroć mam ważną sprawę do przemyślenia.

– A jaką sprawę miałeś teraz? – zapytałam ze ściśniętym z niepokoju sercem.

– Czy chcę nadal z tobą być – wypalił.

– I? – poczułam, że do moich oczu napływają łzy. Bałam się jego odpowiedzi...

– Wyszło mi, że… tak – Paweł ujął mnie za rękę, a ja się rozpłakałam.

Tamtego wieczoru obiecałam mu, że będę walczyła ze swoją zazdrością. Mam zamiar nie zepsuć tego związku, bo Paweł to najlepsze, co mi się trafiło w życiu.

Czytaj także:
„Zaufanie budowane latami w kilka sekund legło w gruzach. Sąsiad wieszał na mnie psy, choć byłam niewinna”
„Matka zostawiła mnie zaraz po porodzie i ślad po niej zaginął. Odnalazłem swojego brata, jemu powiedziała, że nie żyję”
„Córka miała 17 lat, gdy urodziła dziecko. Porzuciła małą, teraz ma męża i jest znów w ciąży, ale my wychowujemy wnuczkę”

Redakcja poleca

REKLAMA