„Wszedłem w konflikt z policją, byle tylko zadowolić córkę. Chciałem być idealnym ojcem za wszelką cenę”

Mama przelewała swoje ambicje na moje dziecko fot. Adobe Stock,dikushin
„Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć funkcjonariuszowi, ale zrobiło mi się głupio. No i nie miałem pięciuset złotych, aby zapłacić karę. Żona by mnie chyba za to zabiła! Odłożyła już pieniądze na najbliższe wakacje, a ja teraz miałem je przepuścić przez własną bezmyślność i chęć zaimponowania córce?”.
/ 20.02.2023 08:30
Mama przelewała swoje ambicje na moje dziecko fot. Adobe Stock,dikushin

Moja córeczka zawsze była chorowitym dzieckiem, a odkąd zaczęła chodzić do przedszkola, rozmaite przeziębienia i infekcje zdarzają się jej ciągle. Jesteśmy z żoną bardzo wyczuleni na to, czy Majka znowu nie ma gorączki. Tamtej niedzieli Ewa od razu zauważyła szkliste oczy u małej. Od razu w poniedziałek zabrała ją więc do przychodni, gdzie pediatra zadecydowała, że bezpieczniej będzie Majkę zostawić na kilka dni w domu, żeby infekcja nie rozwinęła się w coś poważniejszego, jak już bywało.

Ale ja chcę iść do przedszkola! – rozpłakała się córa, gdy tylko dowiedziała się o tym, że zostaje w domu.

Zawodziła cała zasmarkana

A my próbowaliśmy dowiedzieć się, o co właściwie chodzi, o co ten cały płacz. Przecież zazwyczaj Majka lubiła zostawać w domu z sąsiadką, starszą panią, która w takich wypadkach robiła za „pogotowie opiekuńcze”. Znała Majkę od pieluch, zawsze dobrze się razem bawiły, córka lubiła szczególnie, gdy pani Jadzia czytała jej bajki. Skąd więc nagle ten protest? Córka w domu została, my z żoną pobiegliśmy do pracy. A wieczorem okazało się, że nieoceniona pani Jadzia wyciągnęła z Majki wszystko.

– W tym tygodniu przedszkolaki mają topić Marzannę. Robiły ją samodzielnie, Majka była strasznie podniecona perspektywą wycieczki nad rzekę – doniosła nam sąsiadka. – I teraz, bidula, nie może pogodzić się z tym, że nie pójdzie ze wszystkimi.

– Kochanie, poproszę panią wychowawczynię, to zrobi dla ciebie zdjęcia – usiłowałem pocieszyć Majkę, ale odniosło to wprost odwrotny skutek.

Mała się rozpłakała i stwierdziła, że i tak chce do przedszkola. Niestety, pójść nie mogła, bo z niepokojących objawów wykluła się poważniejsza infekcja i w rezultacie musiała leżeć w łóżku i przyjmować leki. Serce mi się krajało, kiedy patrzyłem na tę jej smutną buźkę, aż w końcu zacząłem pocieszać córkę:

– Nie martw się! Kiedy tylko wyzdrowiejesz, to sami zrobimy Marzannę i pójdziemy utopić ją w rzece.

– Naprawdę? – uradowała się.

A ja pomyślałem, że to naprawdę niesamowite i cudowne, jak niewiele w gruncie rzeczy potrzeba, aby zrobić przyjemność dziecku. Kiedy tylko Majka nieco wydobrzała, z ochotą zabrałem się do robienia Marzanny. Na stronie przedszkola znalazłem zdjęcia, jak wyglądała ta, którą dzieci wyszykowały z paniami, i postanowiłem, że moja będzie stokroć piękniejsza. Znalazłem białą plastikową butelkę po jakimś płynie do spryskiwaczy i namalowałem na niej buzię niezmywalnym flamastrem. Marzanna made by tata miała wielkie oczy lalki i była uśmiechnięta od ucha do ucha.

Majka była nią zachwycona!

Podobnie jak tym, że kukłę zrobioną z kija od szczotki ubrałem w swój stary podkoszulek, na którym córka namalowała flamastrami kolorowe kwiatki. Całości dopełniły jeszcze barwne wstążki z których powstały „włosy”. Kiedy po dwóch dniach skończyliśmy robić naszą kukłę, musiałem przyznać, że jest kolorowa i piękna. W kolejny weekend, kiedy Majka już czuła się dobrze, ubrałem ciepło córkę i udaliśmy się razem nad wodę. W tamto piękne wiosenne popołudnie nad rzeką było wielu spacerowiczów. Stanęliśmy z Mają na mostku i na głośne: „Raz, dwa, trzy!” – wrzuciliśmy kukłę do wody. Wpadła do niej z głośnym pluskiem.

– Płyń, Marzanno, hen do morza! – wołała Majka głośno.

Trochę zacząłem się w tym momencie bać o jej gardło, ale też nie chciałem odbierać córeczce przyjemności. Zrobił to policjant, który nagle wyrósł przy nas, jak z pod ziemi.

– To pan wrzucił śmieci do wody? – zapytał groźnym tonem.

– Ja? Nie! – odparłem.

Nie wrzucałem bowiem żadnych śmieci, tylko Marzannę, a ta przecież śmieciem nie jest. Wiele osób topi Marzanny na wiosnę.

– To jest zabronione! – stwierdził jednak policjant. – Wrzucanie czegokolwiek do rzeki jest wbrew prawu! Za to jest mandat! Pięćset złotych!

– Ale to Marzanna! Przecież nie dalej jak kilka dni temu dzieciaki z jej przedszkola także topiły kukłę! – powiedziałem, na dowód pokazując policjantowi zdjęcia na smartfonie.

– A pan widzi, z czego ona jest zrobiona? – zagadnął mnie w tym momencie. – Ze słomy i z gazet! One się rozmoczą, rozłożą i nie zanieczyszczą środowiska. A co pan wrzucił? Plastik i szmatę! Jak pan myśli, ile czasu będzie to świństwo tam pływało?

Nie miałem pojęcia, ale zrobiło mi się głupio

No i nie miałem pięciuset złotych, aby zapłacić karę. Żona by mnie chyba za to zabiła! Odłożyła już kasę na wakacje.

– To ja może wejdę do wody i ją wyjmę? – zaproponowałem.

– Kąpiel w tym miejscu jest zabroniona i skutkuje mandatem… – zaczął policjant , ale mu przerwałem.

– Jaka kąpiel? Pan spojrzy, Marzanna zaczepiła się przy brzegu o jakiś konar!

Raz dwa ją wyjmę i po sprawie! I nie czekając na reakcję, poleciałem na brzeg, po drodze tłumacząc córce, że tak trzeba. Żeby dostać się do tej głupiej kukły, musiałem zdjąć buty i wejść do lodowatej wody. Następny tydzień spędziłem w łóżku. A Marzanna? Majka nie pozwoliła jej wyrzucić, więc taką ociekającą wodą zaniosłem do domu i postawiłem w piwnicy… Oby w tym roku mała sobie o niej nie przypomniała! 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA