Na tę aukcję natrafiłam przypadkowo. Buszowałam w Internecie, jak zwykle, gdy miałam trochę wolnego czasu. Zawsze udawało mi się wyszukać jakąś świetną okazję, super ciuchy dosłownie za kilka złotych, markowe buty, czy jakąś fajną biżuterię. Te korale były na jakiejś stronie z tanią biżuterią, ale wyglądały na prawdziwe. Nie jakieś klejone, nazywane jawajskimi, ale z australijskiego koralowca, dokładnie takie, jakie miała moja babcia, a które poszły za grubą kasę, gdy rodzinka pomagała nam przy kupnie mieszkania.
Od razu rzuciły mi się w oczy
Powiększyłam zdjęcie, no rzeczywiście, ten półmetrowy sznur wyglądał cudownie. A cena, od której zaczynała się ta aukcja, była wprost śmieszna, pięćdziesiąt złotych jedynie.
– Popatrz, Paweł – zawołałam uradowana do męża. – Jaka okazja, prawdziwe korale z australijskiej rafy…
– No, rzeczywiście, niczego sobie – mruknął, patrząc mi przez ramię. – I co, zalicytujesz?
– No pewnie, to piękna rzecz – skinęłam głową. – I prawie za grosze…
– Ale koniec aukcji jest za tydzień – uśmiechnął się Paweł. – Do tej pory, to ta kwota urośnie pewnie z dziesięć razy…
Niestety, mąż miał zapewne rację. Tak wspaniała biżuteria na pewno będzie mieć wielu chętnych, którzy będą się bić do upadłego, a mnie nie było stać na to, żeby w tej walce uczestniczyć. No, sto złotych to bym jeszcze mogła dać, niech stracę, ale więcej… Z żalem spojrzałam na zdjęcie korali i westchnęłam: „Cóż, nie dla mnie one są”. Po chwili jednak, przeglądając inne aukcje tego sprzedającego, zorientowałam się, że wystawia on pierścionki, kolczyki, wyglądające na srebrne, bardzo tanio, po kilkanaście złotych. Były tam też jakieś łańcuszki, zawieszki i inne rupiecie. Wyglądało na to, że temu komuś nie zależało na pieniądzach, po prostu zrobił porządek w domu i co mu było niepotrzebne, wystawił na aukcję. „Więc może nie zdawał sobie sprawy, że ten naszyjnik jest więcej wart niż jego wyjściowa cena?”. Zaczęłam kombinować: „A gdyby tak napisać do niego i zapytać, czy by mi nie sprzedał poza aukcją? Jeszcze nikt tego nie zalicytował, więc mogło się udać”. Ale zaraz przyszła następna myśl: „On pewnie taką cenę zaproponuje, że szkoda gadać, nie będzie mnie stać...”. Jednak ten naszyjnik wciąż przyciągał mój wzrok, po prostu zauroczył mnie i czułam, że muszę go mieć.
Trzeba było coś wymyślić, żeby go zdobyć
Najlepiej wziąć tego człowieka jakimś sposobem, może na uczucia...? I nagle mnie olśniło, już wiedziałam, jak podejść sprzedającego. Napisałam do niego, że ten staroświecki sznur korali wyjątkowo spodobał się mojej mamie, a w tym tygodniu ma urodziny, dlatego bardzo chciałabym go dla niej kupić. Ale nie mogę czekać na koniec aukcji, więc czy zechciałby mi sprzedać go bez licytacji. No i oczywiście spytałam, jaka jest jego cena, bo ja mam tylko sto złotych, nie jestem zamożna, a bardzo mi zależy, mama by się ucieszyła, i tak dalej... Nie spodziewałam się, że tak szybko mi odpisze. Odpowiedź przyszła po pół godzinie. Zdumiała mnie naiwność tego mężczyzny. Uwierzył, że chcę te korale dla mamy. Pisał, że co prawda spodziewał się osiągnąć na aukcji większą kwotę, ale skoro mi tak zależy i ma być to prezent dla mamy, to on rozumie i się zgadza na te sto złotych. A paczkę przyśle mi priorytetem, jak tylko dostanie pieniądze. I jeszcze serdecznie mnie pozdrowił…
– Słuchaj, mam te korale – uradowana uścisnęłam Pawła. – Za stówę.
– No, co ty powiesz – zdumiał się mąż. – Przecież koniec aukcji dopiero za tydzień.
– Ale ja pana ładnie poprosiłam i zgodził mi się je sprzedać od razu – roześmiałam się. – Trzeba wiedzieć, jak gadać z ludźmi…
– Coś ty mu napisała? – Paweł popatrzył na mnie podejrzliwie.
– A tam, nic takiego – machnęłam ręką, bo nagle głupio mi się zrobiło.
No, bo rzeczywiście, pograłam sobie trochę na uczuciach tego Darka. Zmanipulowałam go. Bo kto by odmówił takiej prośbie jak moja, że to dla mamy na urodziny… A przecież to nie była prawda. Ale gdy tylko znów spojrzałam na fotkę korali, wątpliwości i wyrzuty sumienia zniknęły… Przesyłka przyszła dwa dni później. W rzeczywistości korale okazały się jeszcze piękniejsze i chyba dłuższe niż na zdjęciu. Przymierzyłam je natychmiast i byłam dumna ze swojego sprytu. Za parę złotych zdobyłam takie cudo! Miały tylko zepsute zapięcie, więc postanowiłam jeszcze tego samego dnia zanieść je do złotnika. W jego pracowni z dumą wyciągnęłam z torebki naszyjnik.
– Zameczek jest uszkodzony – powiedziałam, kładąc korale na ladzie. – Jakby pan dorobił nowy, oczywiście ze srebra…
Mężczyzna wziął mój skarb do ręki, obejrzał uważnie, potem przyjrzał się zapięciu.
– Mogę dorobić srebrne, jak pani chce – powiedział. – Ale nie wiem, czy to się będzie opłacało.
– Jak to – popatrzyłam na niego zdezorientowana. – Przecież to australijski koralowiec, naszyjnik bardzo stary, na pewno wiele wart…
Złotnik uśmiechnął się pod nosem
– Rzeczywiście, te korale są stare, ale to imitacja koralowca – jeszcze raz wziął je do ręki. – Bardzo dobra, komuś, kto się nie zna na rzeczy...
– Pan żartuje – spojrzałam na niego zdumiona. – To jest podróbka?
– Tak – złotnik pokiwał głową. – Świetna, przedwojenna, ale tylko podróbka…
Niemal wyrwałam mu te korale z ręki i wypadłam ze sklepu. No coś takiego, tak się dać nabrać! Myślałam, że zrobiłam świetny interes, że kupiłam ten naszyjnik za bezcen, a tu proszę, imitacja. No, to ja już nagadam temu Darkowi całemu, ja mu pokażę piękne przedwojenne korale z australijskiegio koralowca! Nie namyślając się długo, napisałam do niego mail, wymyślając mu od naciągaczy i oszustów, żerujących na niewiedzy zwykłych ludzi. I że odeślę mu ten naszyjnik na jego koszt, a on niech mi zwróci natychmiast tę stówę… Już miałam wysłać ten mail, gdy nagle naszła mnie myśl: Nazwałam tego Darka oszustem, a przecież to ja sama chciałam go naciągnąć. Zaproponowałam mu śmiesznie niską cenę, udając biedną, pogrywając na jego uczuciach. Westchnęłam i skasowałam maila. Jakoś jednak głupio było mi go wysłać, nawet, jeżeli to ten facet mnie oszukał.
– I jak, zadowolona jesteś z tego koralowego nabytku? – spytał mnie mąż, widząc leżący na biurku naszyjnik. – Rzeczywiście jest ładny, dobrze ci w nim będzie…
– Pewnie – kiwnęłam głową, robiąc zadowoloną minę, bo za nic w świecie nie przyznałabym mu się do tego, co się stało.
– Masz nosa do interesów – powiedział jeszcze, a ja aż się skuliłam cała, nie mając śmiałości spojrzeć mu w oczy.
Wieczorem postanowiłam jednak napisać do tego Darka, złożyć reklamację. Jednak gdy otworzyłam pocztę, zobaczyłam wiadomość od niego. Przeczytałam i... zamarłam. Ten facet prosił o wybaczenie. Napisał, że pomyłkowo jego córka wysłała mi inny naszyjnik, bardzo dobrą i przedwojenną, ale tylko imitację korali. I ten prawdziwy naszyjnik już jest w drodze do mnie, bo gdy tylko się zorientował, natychmiast wysłał drugą paczkę. I prosi mnie, abym tamten odesłała mu na jego koszt, bo to pamiątka po babci. Zatkało mnie. Pomyślałam nawet, że ten facet robi sobie żarty, ale następnego dnia rzeczywiście przyszła paczka z drugim naszyjnikiem. Gdy wzięłam go do ręki, od razu zobaczyłam różnicę. Te korale były cięższe, miały inny odcień… I rzeczywiście takie piękne, że aż tchu brakowało…
Przymierzyłam je i znowu opanowała mnie natrętna myśl, od której źle się czułam. Myśl, że jestem oszustką, że naciągnęłam tego faceta na te korale, że zapłaciłam mu za nie tylko jakieś grosze. A on okazał się takim uczciwym człowiekiem. Mógł przecież nie prostować tej swojej pomyłki, ja pewnie bym tak zrobiła… Zdjęłam korale, pobiegłam do biurka, otworzyłam laptop i napisałam do tego Darka. Podziękowałam za przesyłkę, wyraziłam podziw dla jego uczciwości, a potem zrobiłam coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Stwierdziłam, że te korale są na pewno więcej warte niż te moje marne sto złotych i ja nie mogę za nie zapłacić tylko tyle, przyślę mu więc jeszcze jakieś pieniądze. Facet wart był tego, żeby rzetelnie załatwić z nim tę transakcję. Moja uczciwość też była warta trochę więcej niż to sto złotych…
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”