„Wstyd mi się przyznać, ale tęsknię za czasami, kiedy nie mieliśmy dzieci. Wtedy życie było dużo łatwiejsze”

Zmęczenie dziećmi fot. Adobe Stock
„Staram się być cierpliwy i wyrozumiały, ale nie zawsze mi się to udaje. Bywa, że dzieci wyprowadzają mnie z równowagi i podnoszę głos. No bo jak pohamować emocje, kiedy smarki robią wszystko, by dołożyć rodzicom pracy? Kiedy nie słuchają polecenia wydawanego już po raz trzeci, czwarty, dziesiąty”.
/ 17.05.2022 16:49
Zmęczenie dziećmi fot. Adobe Stock

Bardzo kocham swoje dzieci, ale przyznaję, że bywają chwile, kiedy z sentymentem wspominam czasy, gdy jeszcze nie było ich na świecie…

– Biedny tatuś – pożałowała mnie córeczka i mocno się przytuliła. Mam dwójkę dzieci i, pewnie jak każdy rodzic, zastanawiam się, czy dobrze je wychowuję. Staram się być cierpliwy i wyrozumiały, ale nie zawsze mi się to udaje. Bywa, że dzieci wyprowadzają mnie z równowagi i podnoszę głos. No bo jak pohamować emocje, kiedy smarki robią wszystko, by dołożyć rodzicom pracy? Kiedy nie słuchają polecenia wydawanego już po raz trzeci, czwarty, dziesiąty.

No jak…? I chciałbym zostać dobrze zrozumiany. Moje dzieci wcale nie są jakoś szczególnie niegrzeczne. To dwójka całkiem normalnych szkrabów w wieku 6 i 4 lat. Co więc robią takiego, co sprawia, że czasem mnie i żonie opadają ręce ze zmęczenia? A wiele rzeczy. Na przykład regularnie po kąpieli wybiegają mokre z łazienki i chlapią wodą na wszystkie strony. Tracą koncentrację przy śniadaniu i wywracają na siebie jedzenie.

Kapryszą przy ubieraniu – koszulka, którą przed tygodniem same wybrały sobie w sklepie, nagle okazuje się brzydka i niewygodna. Kłócą się o zabawki i marudzą przy usypianiu. Bywają też po prostu niewdzięczne. Po całym dniu rozrywek w postaci wyjścia do parku wodnego, kina, jazdy na rowerze czy wycieczki w ciekawe miejsce, potrafią urządzić histerię, bo na wieczór odmówimy im lodów albo słodkiego batonika. I na nic zdają się tłumaczenia…

– Grzesiu, ale mieliście dzisiaj mnóstwo atrakcji i zjedliście z Milenką górę słodyczy. Mama i tata nie mają już pieniędzy na lody, a poza tym wasze brzuszki muszą odpocząć – przekonywałem syna po jednym z takich wyjść.

– Ale mój brzuch jest odpoczęty! – naburmuszył się.

– Po tej ilości cukru, którą dzisiaj wchłonąłeś, na pewno nie!

– Ale ja chcę!

– Niestety. Nie będzie lodów. Koniec dyskusji. Nie spieraj się. Mieliśmy super dzień, ale już wystarczy.

– Głupi był ten dzień!

Taką słyszę odpowiedź i cały się gotuję.

Złoszczę się na syna i próbuję mu uświadomić, że sprawia nam przykrość takimi słowami. Tracę też panowanie nad sobą, gdy po raz kolejny proszę, żeby poszli już do łóżek, gdy znów tłumaczę, że nie mogą się bić i niszczyć zabawek. Po każdym takim spięciu mam poczucie porażki.

Wstydzę się przed samym sobą i wspominam wtedy czasy, gdy byliśmy z żoną bardzo młodzi i nie mieliśmy jeszcze dzieci. Obiecywaliśmy sobie wtedy, że nigdy nie podniesiemy głosu na nasze pociechy. Nie wyszło.

Z każdym rokiem cierpliwość coraz szybciej się wyczerpuje, bo i dzieciaki są coraz starsze. Człowiek oczekiwałby po nich większej dyscypliny. Nic z tego. Mam wrażenie, że są coraz trudniejsze do opanowania. Ale mimo to całkiem niedawno znów postanowiłem, że niezależnie od powodów nie będę na nie krzyczał. Że w trudnych momentach spróbuję się opanować i egzekwować dyscyplinę za pomocą cierpliwości i stanowczości – bez podnoszenia głosu. Dlaczego?

To było sobotnie popołudnie

Całą rodziną zabraliśmy się za sprzątanie, a mnie naszło nawet, żeby ogarnąć jedną z szafek, w której trzymam pamiątki. No i znalazłem pośród nich płyty DVD, na których zgraliśmy z żoną filmy z naszego dzieciństwa. Wszystko to, co nakręcili nasi rodzice kamerami VHS przed wieloma laty, teraz leżało tu i czekało na odkurzenie.

– Hej, chcecie zobaczyć, jak tatuś był mały? – zapytałem dzieciaki, które kombinowały coś w swoim pokoju.

– Tak, tak! – poderwały się z podłogi i zaczęły obskakiwać mnie dookoła. Wrzuciłem płytę do odtwarza, po czym siedliśmy więc na kanapie całą rodziną. Najpierw oglądaliśmy nagrania z archiwum Bożenki. Śmiechu było co niemiara. Rodzice żony nagrywali ją, gdy była jeszcze bardzo mała, więc Grześ i Milenka mieli okazję zobaczyć, jak mama leży cała na golasa i niespodziewanie sika na babcię. Mało same się nie posiusiały ze śmiechu. Potem oglądaliśmy pierwsze kroki Bożenki, a na końcu film z drugich urodzin. Następny był film ze mną w roli głównej.

Ja na taśmach byłem już troszkę starszy, bo moi rodzice później wpadli na pomysł, żeby mnie nagrywać. Miałem tam 6 lat, więc byłem w wieku syna. Tutaj też było wesoło, bo oglądaliśmy, jak spadłem z rowerka prosto do pudła z zabawkami, jak przebrałem się za dziewczynkę albo jak dostałem od rodziców pierwszą kolejkę – co wywołało szał radości.

Ale potem na filmie wydarzyło się coś, czego mój tata zapomniał skasować. To była scena z urodzin mamy, na które zeszła się cała rodzina. Ojciec nagrywał wujków i ciotki poubieranych w zabawne stroje z wczesnych lat 90-tych. W pewnym momencie kamerę przejął któryś z gości. Oglądaliśmy więc, jak tata z wielką kurtuazją i przejęciem wita zaproszonych i pomaga im zdjąć prześmieszne płaszcze i kurtki. Widać było, że jest bardzo nerwowy. Zwłaszcza gdy ja – sześcioletni, uparty chłopczyk – ciągnę go za nogawkę i powtarzam, że chcę już jeść tort.

Ojciec robi się coraz bardziej czerwony i powtarza: „Zaraz. Jeszcze nie pora”. W końcu nie wytrzymał i wybuchnął: „Cholera jasna. Nie słyszysz, co mówię!? Dziecko, czy ty musisz tak zawsze marudzić? Marsz do swojego pokoju. Nie wychodź stamtąd, dopóki się nie uspokoisz”. Dzieci struchlały, bo nigdy nie widziały dziadka w takim nastroju. Przytulałem je i czułem, jak ich ciałka tężeją pod moimi ramionami.

Zerknąłem na ich buzie. Zdziwienie mieszało się na nich ze strachem. Ja sam też się przestraszyłem, bo wróciły do mnie tamte emocje. Jeszcze raz zerknąłem na ekran – na samego siebie z tamtych lat. Widziałem, jak buźka malca zmienia się. Jak znikają z niej uśmiech i ekscytacja, a zastępuje je grymas wstydu i niepewności. Jak pojawiają się łzy. Siedzieliśmy na kanapie i milczeliśmy.

– Bałeś się? – zapytał w końcu syn.

– Co takiego?

– Czy się bałeś, jak dziadek na ciebie krzyczał? – powtórzył.

– Chyba tak.

– Biedny tatuś… – przytuliła mnie córka, a syn poszedł w jej ślady. Nagle poczułem się fatalnie. Ale nie ze względu na siebie. Nie było mi żal tamtego chłopca sprzed dwudziestu paru lat. Było mi szkoda własnych dzieci, bo zdałem sobie sprawę, że i one znają to okropne uczucie, które towarzyszyło mi wtedy. Że odnalazły we mnie towarzysza niedoli. A jednocześnie przecież byłem tym, przez kogo tak się czasem czuły.

To była bardzo kłopotliwa świadomość. Nie chciałem być taki…

– A wy się boicie?

– Jak na nas ksycys? – zapytała córeczka, odsuwając się ode mnie.

– Tak, wtedy.

– Casami – uśmiechnęła się pojednawczo, a mnie pękło serce.

Obiecałem im wtedy, że postaram nie krzyczeć

One z kolei przysięgły po raz kolejny, że będą grzeczne. Wiedziałem, że nie uda im się dotrzymać obietnicy. Każdy rodzic wie, że to niemożliwe. Jednak ja swoją część przyrzeczenia potraktowałem bardzo poważnie i naprawdę gorąco się staram, żeby nie podnosić głosu na dzieci.

Muszę się pochwalić, że od dłuższego czasu trzymam się swojego postanowienia. Kiedy tylko nachodzi mnie potrzeba głośnego wyrażenia swojego sprzeciwu wobec ich zachowania, przypominam sobie tamten film. Wiem jednak też, że jeszcze mi się kiedyś głośniejsza reprymenda wyrwie, bo czasem cierpliwość jest już na absolutnym wyczerpaniu. Ale mimo to ów krótki seans powrotu do dzieciństwa bardzo mi pomógł.

Dzięki temu łatwiej mi się pohamować. Muszę jeszcze wspomnieć o jednej, dość zabawnej konsekwencji tego seansu. Tę akurat poniósł mój ojciec. Dostał od Grzesia i Milenki poważną burę. Dzieci naskoczyły na niego, gdy tylko pojawił się u nas kolejnym razem. A że za wnukami przepada i w ogóle nie jest w stanie się im sprzeciwić, stał z miną karconego ucznia i słuchał, co mają mu do powiedzenia. A one nawtykały mu, ile się dało. Nie oszczędzały go wcale.

– Nu, nu, nu, dziadziu – kiwała palcem zagniewana Milenka.

– Nie wolno tak krzyczeć na tatę – upominał go Grześ.

Po wszystkim ojciec wziął mnie na stronę i zapytał, o co chodzi, bo dzieciaki nie pokusiły się o wyjaśnienie sprawy. Skupiły się tylko na reprymendzie dla dziadka. A ja wtedy posadziłem go przed telewizorem i pokazałem odpowiedni fragment filmu. Ale był czerwony! Powiedziałem mu jednak, żeby się nie martwił. Że doskonale go teraz rozumiem.

Czytaj także:
„Od 3 lat muszę żyć ze świadomością, że przeze mnie zginęła moja żona. Nie mogę sobie z nią poradzić…”
„W domu ja zarabiałem pieniądze, a żona nimi zarządzała. Przypadkiem dowiedziałem się, że mamy same długi…”
„Moja mama skrywała mroczny sekret. Nie byłam jej biologicznym dzieckiem. Nie byłam też adoptowana…”

Redakcja poleca

REKLAMA