„Wścibska sąsiadka wzięła się za wychowywanie mojej córki. Zabraniała jej sprowadzać chłopaków i wyzywała od lafirynd”

Kobieta, która jest samotna fot. Adobe Stock, imageegami
„Jak usłyszałam od córki, co ta dziwaczka wygaduje, to aż mną zatrzęsło ze złości. Ze 2 razy nachodziłam ją w jej mieszkaniu, aż w końcu przestała nas prześladować…”.
/ 25.12.2021 12:01
Kobieta, która jest samotna fot. Adobe Stock, imageegami

Mieszkaliśmy w miłej okolicy, wśród życzliwych sąsiadów. Wszystko zmieniło się, gdy do naszego bloku wprowadziła się pewna staruszka. Z pozoru sympatyczna i niegroźna, stała się naszym istnym utrapieniem. Pierwsza zaczęła narzekać moja siedemnastoletnia córka.

– Co ją obchodzi, jak ja się ubieram? – warknęła po powrocie ze szkoły.

– Ale o kim mówisz? – zapytałam.

– Ta nowa spod szóstki. Za każdym razem, gdy ją mijam, ona mówi mi coś przykrego. Dzisiaj stwierdziła, że w takich ubraniach latają panny spod latarni!

Zaskoczona przyjrzałam się córce. Miała na sobie spódnicę, niezbyt krótką, koszulkę z nazwą zespołu rockowego, botki i beżowy płaszczyk. Jak to nastolatka.

– Nie przejmuj się. Ubieraj się jak chcesz. Gdybym uznała, że przesadzasz, już bym ci o tym powiedziała. Przecież wiesz…

– Wiem, jesteś kochana, mamusiu – powiedziała.

Kilka dni później córka ponownie opowiedziała mi o spotkaniu ze staruszką.

– Wiesz, co mi powiedziała tym razem? Że dziewczęta nie przyjmują w domu chłopaków! Bo to nie wypada! A jak zajdę w ciążę, to będę płakała!

– Może trochę wyolbrzymiasz? Dokładnie tak to powiedziała? – zapytałam.

– No przecież dobrze słyszę. Ta baba jest okropna! – odpowiedziała córka.

Którejś soboty córka miała urodziny, przyszło do nas kilka osób. Impreza trwała w najlepsze, kiedy dotarł Antek, chłopak Meli. Gdy wchodził do domu, ze zdziwieniem zauważyłam, że na półpiętrze czai się wścibska sąsiadka, bacznie nas obserwując. Rzuciłam oschle „dzień dobry”, dając znać, że ją zauważyłam i zamknęłam drzwi. Świetnie we dwie sobie radzimy, a moja córka jest mądrą dziewczyną!

Krytykowała moją córkę, a teraz przerzuciła się na mnie

W końcu stanęłam z nową lokatorką twarzą w twarz. Targałam zakupy do mieszkania, a ona wyciągała listy ze skrzynki.

– Dzień dobry – rzuciłam, a gdy byłam przy drzwiach, usłyszałam pytanie.

– Męża pani nie ma, co? Ciężko dziecko wychować?

– Daję sobie radę – odpowiedziałam zimno i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Byłam wściekła i stwierdziłam, że tak tego nie zostawię. Nie zastanawiając się, wyszłam z mieszkania i skierowałam się pod szóstkę. Nacisnęłam dzwonek.

– Kto pani dał prawo do oceniania innych? – zapytałam, gdy otworzyła drzwi. – Nie przypominam sobie, żebym panią prosiła o opinię. Od wychowywania Meli jestem ja. Jasne? Niech pani zajmie się sobą – powiedziałam odwróciłam się na pięcie i wróciłam do siebie.

Nie byłam dumna ze swojej reakcji, zwłaszcza że zawsze odnosiłam się do starszych z szacunkiem i tego samego uczyłam córkę. Sama sobie jest winna, pomyślałam i zapomniałam o całej sprawie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy kilka dni później córka zadzwoniła do mnie do pracy, informując, że sąsiadka spotkała pod klatką jej chłopaka i poinformowała go, że ma zakaz odwiedzania Meli. W dodatku miała dodać, że to ja tak postanowiłam.

Tego było już za wiele. Po powrocie z pracy, nie zważając na późną porę, skierowałam się pod szóstkę. Gdy sąsiadka otworzyła drzwi, zamiast poczekać, aż mnie zaprosi, sama wpakowałam się do mieszkania, nie chcąc robić awantury na klatce schodowej.

– Czy pani do reszty zwariowała? Jak pani śmie wtrącać się w nasze życie i siać taki zamęt! Za kogo pani się uważa?!

– Ale o co chodzi? – zapytała spokojnie.

Wytłumaczyłam dosadnie, w czym rzecz i przytoczyłam kilka przykładów jej zachowań. Staruszka uśmiechnęła się przyjaźnie. Ani chybi brakuje jej piątej klepki, przemknęło mi przez głowę.

– Przecież ja tylko chcę pani pomóc, to wszystko z troski – oznajmiła niewinnie.

– Ale ja nie potrzebuję pani troski! Świetnie sobie radzimy, a moja córka jest mądrą dziewczyną. Od matkowania ma mnie, a nie panią. Czego pani nie rozumie?! – mówiłam coraz bardziej podniesionym głosem. – Pani pewnie nie ma dzieci, skoro tak ochoczo upomina pani czyjeś!

– Nie mam – powiedziała dziwnie cicho i usiadła na taborecie. – Ale miałam, córkę. Była taka podobna do pani dziecka. Ładna, wysoka, wesoła, zawsze się koło niej jakiś chłopak kręcił. Ale ją straciłam…

Stwierdziłam, że pewnie wie, że mam rację i chce mnie wziąć na litość. Nie dałam się jednak nabrać na ten chwyt.

– Przykro mi, ale…

– Też byłam samotną matką – przerwała mi, kiwając głową. – Mąż nas zostawił czterdzieści osiem lat temu. Było mi ciężko, jak wszystkim wtedy. Ale źle córkę wychowałam. Miała niecałe osiemnaście lat, gdy ktoś mi doniósł, że zarabia jako prostytutka! I niestety, okazało się, że to prawda. Ponoć wiele dziewcząt wtedy tak zarabiało. Chciały mieć więcej pieniędzy w tamtych szarych czasach, co tam moralność!

– Rozumiem, że było pani ciężko, ale… – próbowałam przerwać jej wywód.

– Nie chciała mnie słuchać, i wyrzuciłam ją z domu. Raz ją później spotkałam. Taka umalowana, jak obca osoba! I jak skończyła? Wpadła i zmarła podczas porodu. Po latach dowiedziałam się od znajomej. No i teraz jestem sama. Jak palec. Nie chciałam, żeby pani córka też tak skończyła…

Byłam na nią wściekła...

– Przykro mi, że straciła pani dziecko, naprawdę. Ale pani już miała swoją szansę na bycie matką. Pani najlepiej wie, jak trudno być samotnym rodzicem. Tym bardziej powinna pani dać nam żyć po swojemu i przestać się wtrącać. Tylko o to proszę. A teraz życzę dobrej nocy i mam nadzieję, że przemyśli pani moje słowa.

Po powrocie do domu wtuliłam się w Melę, dziękując Bogu, że mam tak dobre i mądre dziecko, które stara się nie dokładać mi zmartwień. Kochałam ją nad życie. Po tamtej rozmowie wścibska sąsiadka przestała nas nękać. Do tego stopnia, że nie odpowiadała nawet na dzień dobry. Niby dopięłam swego, lecz głęboko w pamięć zapadły mi słowa staruszki, zwłaszcza to jej smutne „jestem sama, jak palec”…

Dlatego przed Bożym Narodzeniem zaniosłyśmy jej z Melą puszkę własnoręcznie wykonanych ciasteczek. Kiedy otworzyła drzwi i nas zobaczyła, chciała coś powiedzieć, ale córka z uśmiechem po prostu wręczyła jej ozdobioną kokardą paczkę. Zobaczyłam na twarzy kobiety lekki uśmiech i łzy wzruszenia.

– Wesołych świąt – powiedziałyśmy.

– Wesołych – wyszeptała drżącym głosem. – Dziękuję, nie spodziewałam się.

– To na zgodę – szepnęłam.

Wiem, że nie musiałam tego robić. Ale uczę córkę, że czasem warto dać ludziom drugą szansę, bo każdy popełnia błędy. A poza tym… Przecież o wiele lepiej i przyjemniej żyje się wśród ludzi, którzy są wobec siebie życzliwi i odnoszą się do siebie z szacunkiem, nieprawdaż?

Czytaj także:
„Moja przyjaciółka związała się z facetem, w którym się zakochałam. Nie mogłam znieść widoku ich uścisków i pocałunków”
„Związałam się z maminsynkiem, który nie potrafił włączyć pralki ani wynieść śmieci. Wszystko za niego robiła mamusia”
„W święta miałam zostać sama jak palec. Z córką i synem byłam pokłócona. A przyjaciółka postanowiła wyjechać”

Redakcja poleca

REKLAMA